środa, 28 marca 2018

Zbrodnie AK na Żydach. Goździelin

„Białe Barwy w drodze na pomoc walczącej Warszawie. Zbrodnie AK na Żydach.”
Jerzy Mazurek, Alina Skibińska
[w:]
„Zagłada Żydów. Studia i materiały” nr 7
Warszawa 2011
s. 422-465

[…]
s. 423-425
Oddział „Barwy Białe” był jednym z tych oddziałów partyzanckich na Kielecczyźnie, które już w okresie swego istnienia budziły ogromne kontrowersje. […]
Odział został powołany za zgodą Komendy Głównej AK w listopadzie 1943 r. […]
17 lutego 1944 r. do oddziału „Barwy Białe”, stacjonującego w Kaliszanach (majątku należącym do Michała Leszczyńskiego „Habdanka”), dołączyli członkowie tzw. sekcji specjalnej Referatu II AK z Podobwodu „300” (Ćmielów): Władysław Kolasa „Leń”, Władysław Cybula „Grzmot”, Ryszard Nowacki „Pobożny”. Przed wstąpieniem do oddziału (w kwietniu 1943 r.) wspólnie ze Stanisławem Mroczkiem „Jastrzębiem” i Stanisławem Tworkiem „Drozdem” w Mieszkaniu Marii Czuby w Goździelinie gm. Bodzechów wymordowali 7 Żydów, w tym 2 kobiety i 2 dzieci (w wieku 6 i 12 lat). [przyp. 16 – AIPN, GK, 411/216, Protokół przesłuchania podejrzanego Władysława Kolasy z 3 VI 1949, k. 129-130. Władysław Kolasa zeznał ponadto, że latem 1943 r. popełniono morderstwo na małżeństwie Chai i Ałte Goldmanach, przy torach kolejowych pomiędzy Grójcem a Brzustową, gm. Ćmielów. Morderstwa tego mieli dokonać członkowie AK z Ostrowca: Marian Błażejewski „Maria”, Jerzy Skwarek „Luks”, Czesław Szymański „Wiara”, Jerzy Żak i Zygmunt Nowakowski „Ładny” (ibidem, k. 131).] Dom Czubiny spalono. Na procesie Stanisława Różalskiego w 1959 r. Czubina zeznała, że przyszły do niej dwie Żydówki, które mówiły, że są z Bodzechowa i nazywa się Rochamulówny, później akowcy przyprowadzili Frajdę z Goździelina [przyp. 17 – W Goździelinie mieszkała rodzina Cytrynbaumów. Ich imiona udało się ustalić na podstawie bazy ofiar Holokaustu zamieszonej na stronie Instytutu Yad Vashem. Frajda urodziła się w 1914 r., Rywka w 1884, Dovid w 1872, Mosze w 1917, a Dawid w 1882 r. W miejscowości tej mieszkała ponadto rodzina Morgenów (Bluma, Szmuel i jedna o nieznanym imieniu) oraz Weinrybów (Izaak, Aron i Chaja) oraz Hena Grosman […]]. Zeznała ponadto, że ludzie mówili, iż pomordowani byli Żydami z Goździelina, Denkówka, Bodzechowa i Zygmuntówki [przyp. 18 – Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej Oddział w Lublinie Delegatura w Radomiu (dalej AIPN Ra), 29/138, Zeznanie świadka Marii Czuby z 7 III 1959 r., k. 64.]. Akcją dowodził Stanisław Różalski „Grażyna”, podwładny Józefa Radomskiego „Robaka”, kierownika wywiadu AK na gminę Ćmielów.
Jeden z uczestników mordu, Stanisław Tworek „Jaszczurka”, podczas śledztwa i procesu zeznał, że rozkaz w sprawie akcji wydał kierownik Referatu II AK w Podobwodzie „300” (Ćmielów) Jan Szpinek „Motyl”. Osobą, która mogłaby potwierdzić ten fakt, był drugi uczestnik mordu – Stanisław Mroczek „Jastrząb”. Ponieważ zmarł on w 1946 r., Szpinek do przypisywanego mu rozkazu nigdy się nie przyznał. Podczas przesłuchania wielokrotnie podkreślał, że mord w Goździelnie był konsekwencją zarządzenia dowództwa obwodu opatowskiego, które miało wydać rozkaz „do wszystkich członków placówek, by patrolowali swoje tereny i likwidowali ukrywających się Żydów, którzy rzekomo mieli dokonywać kradzieży” [przyp. 19 – AIPN Ki, 9/124, t. 4, k. 51-53, 55, 94-101, 169-171.]. Po drugiej wojnie światowej wyżej wymienieni za wspomniana zbrodnię stanęli przed sądem. W uzasadnieniu wyroku Sądu Najwyższego z 6 marca 1958 r., uchylającego wyrok sądu pierwszej instancji skazujący Jana Szpinka „Motyla” na 10 lat więzienia, czytamy, że wyrok opierał się jedynie „na wyjaśnieniach i zeznaniach świadka Stanisława Tworka”, które „nie mogły stanowić dostatecznego i przekonywającego dowodu co do winy oskarżonego” [przyp. 20 – AIPN Ki, 9/124, t. 4, k. 169-171 […]].
[…]

s. 432-441

Materiały źródłowe
I. Goździelin, marzec lub kwiecień 1943 r.

Świadkowie
1. Zeznanie świadka Marii Czuby [przyp. 57 – AIPN, GK, 411/216, Protokół przesłuchania z 9 VIII 1949 r. w WUBP w Kielcach, oficer przesłuchujący Marian Duda, k. 30-31].
W czasie okupacji mieszkałam w samotnym domu za wsią Goździelin koło tzw. dołów, których nazwa pochodzi od znajdujących się w pobliżu jarów. W jarach tych sama widziałam, jak ukrywali się po wysiedleniu Żydzi. Nazwisk tych Żydów nie znałam, wiem, że na jednego z nich mówiono „Majurek”, był gruby. W marcu czy kwietniu 1943 r. wieczorem, daty bliżej nie pamiętam, przyszło do mojego domu kilku uzbrojonych mężczyzn, ubranych po cywilnemu, którzy kazali mi się natychmiast odwrócić twarzą do ściany domu, co uczyniłam, widząc u nich broń. Jeden z osobników tych, wysoki, czarny, w kapeluszu, mówił ochrypłym głosem i stał przy mnie z bronią i zapowiedział mi, że jak się będę oglądać, to mnie zastrzeli. W tym czasie zgasili oni w domu światło. Tak stojąc pod ścianą, po kilku minutach usłyszałam, że inni osobnicy przyprowadzili do domu kilka innych osób, których ustawili pod przeciwną ścianą w domu i zaczęli wołać do nich o pieniądze. Jak zorientowałam się, przyprowadzonymi osobami byli Żydzi, którzy ukrywali się w dołach za moim domem, gdyż poznałam wtedy po głosie wspomnianego „Majurka” i jedną Żydówkę, która z nim chodziła. Ilu tych Żydów było, nie wiedziałam z powodu, że stałam pod ścianą odwrócona do nich tyłem. Zrozumiałam tylko, że Żydzi ci oddali im posiadane pieniądze, bo słyszałam, jak Żydówka, która chodziła z „Majurkiem”, mówiła, że więcej nie ma pieniędzy. Po zabraniu pieniędzy bandyci ci przyprowadzonych Żydów rozstrzelali w moim domu pod ścianą, a odchodząc, podpalili dom, który się doszczętnie spalił. Drugiego dnia po tym wypadku przyjechali do mnie Niemcy i pytali się, czy ja tych Żydów przechowywałam, oraz kto ich zabił.

2. Zeznanie Marii Czuby na rozprawie głównej [przyp. 58 – AIPN, GK, 217/45, Protokół rozprawy głównej przed Sądem Apelacyjnym w Kielcach w dniach 21-23 II 1950 r., k. 97-98.].
Podczas okupacji ukrywałam Żydów u siebie w domu. Było to w roku 1943 na wiosnę, daty dokładnie nie pamiętam, gdy do mego domu zaczął się ktoś dobijać. Otworzyłam i do mieszkania wszedł wysoki mężczyzna. Nie wiem, czy miał on karabin, kazał mi natychmiast zaświecić lampę i zasłonić okno. W drzwiach stała Żydówka, która się u mnie ukrywała, gdy ona chciała zasłonić to okno, mężczyzna odsunął ją i sam je zasłonił, rozkazując mi jednocześnie nie oglądać się i nie patrzeć w okno. Odwróciłam się do ściany i tak stałam, a za sobą w tym czasie słyszałam tylko tupot. Nie wiem, ile jeszcze ludzi weszło potem do mieszkania, bo cały czas stałam odwrócona do ściany. Słyszałam tylko jęki Żydów i głosy ich: „panie, panie, przecież my Polacy”. Przy mnie stał cały czas jakiś mężczyzna, który potem kazał mi się patrzeć za piec. Jeden z mężczyzn dwa razy krzyknął do Żydów, aby dali pieniądze, Żydzi dawali, a ten wysoki, który stał koło mnie, zapytał, ile dali, drugi odpowiedział mu na to, że za mało, na co Żydzi odpowiedzieli, że więcej już nie mają, wówczas dopiero usłyszałam strzały. Ilu było w tym czasie Żydów w mieszkaniu, nie wiem, nie oglądałam się za siebie, tak byłam zlękniona. Słyszałam jeszcze jak jeden z mężczyzn pytał drugiego, czy brać ten pakunek. O jaki to pakunek chodziło, nie wiem. Potem mężczyzna, który mnie pilnował, kazał mi się odwrócić od pieca i powiedział: „a teraz uciekaj kobieto, bo jutro przyjdą Niemcy i zabiją was”. Wyszłam zaraz z mieszkania, udałam się na groblę i tam kilkanaście minut przeleżałam na pół przytomna. Gdy się podniosłam, to już dom się palił. Ludzi ci nie kazali mi przedtem wynosić żadnych rzeczy z mieszkania. Kto podpalił dom, nie wiem. […]

3. Zeznanie Marcelego Sternika [przyp. 59 – AIPN, GK, 411/216, Protokół przesłuchania z 9 VIII 1949 r. w WUBP w Kielcach, oficer przesłuchujący Marian Duda, k. 28-29.].
W czasie okupacji niemieckiej byłem sołtysem wsi Goździelin. Wypadek pomordowania osób narodowości żydowskiej w domu Czuby Marii i spalenie jej domu miało miejsce wiosną 1943 r. w nocy, daty bliżej nie pamiętam. O wypadku spalenia domu dowiedziałem się dopiero drugiego dnia, kiedy przyszli do mnie żandarmi niemieccy, aby ich na miejsce to zaprowadzić. Udając się z żandarmerią na miejsce, zastałem dom spalony, w zgliszczach którego rozeznano siedem spalonych trupów ludzkich, z czego jeden wyglądał na trupa małego dziecka, a pozostałe na dorosłych. Niemcy pytali się Czubiny, kto zabił tych ludzi i co to byli za ludzie, na co Czubina odpowiedziała, że byli to Żydzi i zabili ich jacyś osobnicy ubrani po cywilnemu oraz spalili jej dom. Trupy te z polecenia Niemów zakopane zostały w dole od kartofli zaraz za spalonym domem, gdzie leżały do wiosny 1945 r., tj. do czasu aż z miejsca tego zabrali ich nieznani osobnicy narodowości żydowskiej z Bodzechowa i rodzina Cytrynbaumów z Goździelina [przyp. 60 – Z Goździelina pochodził i przeżył wojnę Jankiel Cytrynbaum, ur. W 1910 r. (Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego [dalej AŻIH], CKŻP, Wydział Ewidencji i Statystyki, Kartoteka Ocalałych z Zagłady). W dokumentach Komitetu Żydowskiego w Ostrowcu znajdujemy podanie Majera i Jankiela Cytrynbaumów, zam. w Ostrowcu, ul. Radomska 43 do Likwidatora Zarządu Państwowego w sprawie objęcia w posiadanie domu z ogrodem w Goździelinie, pod nr 81 na mocy wyroku Sądu Grodzkiego w Ostrowcu z 12 V 1945 r., oraz pismo z 18 IV 1945 r. do Sądu Grodzkiego w Ostrowcu od tych samych osób, wtedy zamieszkałych w Denkowie, ul. Wesoła 13, w sprawie odzyskania szafy dębowej z lustrem od małżonków Eugenii i Jana Pronobisów z Goździelina, którzy odmawiają zwrotu (AŻIH, Komitet Żydowski w Ostrowcu Świętokrzyskim, 368/6).], która prawdopodobnie obecnie mieszka w Krakowie, bliższego adresu nie znam.
[…]

Oskarżeni
[…]
11. Zeznanie Stanisława Różalskiego [przyp. 68 – AIPN Ra, 29/138, Protokół przesłuchania z 26 II 1959 r. przez prokuratora wojewódzkiego w Kielcach Leona Śliwińskiego, k. 34-36.]
Wyjaśniam, że w czasie okupacji należałem do organizacji AK na terenie Ćmielowa. Dowódcą mojego oddziału (kompanii) był Pękalski. Poza tym na terenie działania kompanii dowodzonej przez Pękalskiego działała sekcja specjalna dowodzona przez Radomskiego ps. „Robak”. […] W m-cu kwietniu 1943 r. otrzymałem od „Robaka” rozkaz zlikwidowania Żydów zamieszkałych w Goździelinie. […] Poza tym w żadnych zabójstwach dokonywanych na tle politycznym lub rasowym udziału nie brałem. Również i ten rozkaz przyjąłem z niezadowoleniem. Niezadowolenie moje objawiłem w ten sposób, że powiedziałem Radomskiemu: „jak rozkaz, to rozkaz, ale wolałbym nie jechać”. Radomski wydając mi polecenie, powiedział, żeby wszystkich od małego do dużego wystrzelać, tzn. zarówno dzieci, jak i dorosłych. Następnego dnia po wydaniu rozkazu Radomski przyszedł do mnie ponownie i wydał szczegółowe instrukcje, tj. wyznaczył miejsce zbiórki oraz jej czas, miejsce pobrania broni i czas akcji. Zbiórka miała nastąpić u mnie w Ćmielowie częściowo, a częściowo w Bodzechowie przy magazynie broni. Zgodnie z planem tego samego dnia zgłosili się u mnie Nowacki i Cybula, z którymi udałem się do Jastrzębia zamieszkałego w Bodzechowie. U Jastrzębia w mieszkaniu spotkałem się z pozostałymi uczestnikami akcji. Również od Jastrzębia została wzięta broń. Ja miałem „Visa”, nie pamiętam jednak, czy to była moja osobista broń, czy też ją wziąłem od Jastrzębia. Wszyscy pozostali również mieli broń krótką. U jastrzębia pozostawiliśmy rowery i pieszo udaliśmy się do Goździelina. Szliśmy wszyscy razem. Na tym terenie, a między innymi na stacji w Bodzechowie stacjonowały wojska niemieckie, szliśmy jednak razem. Dodaję, że szliśmy polami. Z Bodzechowa wyszliśmy o szarówce, wkrótce byliśmy w Goździelinie, gdyż odległość Goździelina od Bodzechowa jest niewielka – wynosi około 2 km. […] Radomski wskazał nam w Goździelinie 3 domy, w których mogli być Żydzi, od Jastrzębia wiedziałem dokładnie, w którym domu są Żydzi, toteż do 2 domów wszedłem sprawdzić tylko dla formalności. Wchodząc do tych domów, nic nie mówiłem, tylko patrzyłem po twarzach znajdujących się tam ludzi, czy nie są podobni do Żydów. Do trzeciego domu, w którym byli Żydzi, weszło dwóch ludzi, którzy szli pierwsi. Po wyjściu z domu powiedzieli, że w mieszkaniu jest Żyd czy Żydówka. Poleciłem wówczas części ludziom pozostać w ukryciu koło domu, a sam z Nowackim i Cybulą wszedłem do mieszkania. W mieszkaniu zastałem istotnie jedną osobę narodowości żydowskiej. Nie pamiętam obecnie, czy był to mężczyzna, czy kobieta. Później do mieszkania tego przyszli następni Żydzi. Razem w mieszkaniu tym zeszło się 7 Żydów, w tym dwoje dzieci. Jedno dziecko w wieku około 6 lat, a drugie około 12. Wśród dorosłych byli zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Dorosłych było 5, ile w tym mężczyzn, a ile kobiet, nie pamiętam. Zarówno osobę, która zastaliśmy w mieszkaniu, jak i następne, które wchodziły do mieszkania, ustawiliśmy pod ścianą, twarzą do ściany. Prostuję, że nie ustawiliśmy ich w ten sposób, lecz poleciliśmy im się tak ustawić. W czasie gdy byli tak ustawieni, Nowacki zaczął szukać po ich rzeczach za pieniędzmi. Ile wziął pieniędzy, nie wiem. Pieniądze brał bez mojego polecenia. W tym czasie jak Nowacki zaczął szukać pieniędzy, jedna Żydówka posądziła nas, że jesteśmy bandytami, później powiedziała, że to jednak Polacy i nic złego nam nie zrobią. Na jej słowa nic nie zareagowaliśmy. Wkrótce potem zaczęliśmy strzelać. Pierwszy strzelił Cybula, następnie ja, Nowacki początkowo nie chciał strzelać, ale później powiedział, że wypróbuje sobie parabelkę i też strzelał. Ja osobiście zastrzeliłem 2 Żydów i jedną Żydówkę, ale nie pamiętam jednak dokładnie, czy tak było. Do dzieci strzelał Cybula i Nowacki. W czasie strzelania Żydzi na ogół zachowywali się spokojnie, krzyczała tylko jedna Żydówka i płakały dzieci. Gdzie strzelałem, nie pamiętam, zdaje się, że w plecy. Powalonych nie dobijaliśmy. Zaraz po strzałach wybiegliśmy stamtąd. Nowacki z Cybulą zabrali jeszcze przed wyjściem węzełki z odzieżą. Domu nie paliliśmy. Gdy byliśmy już w odległości koło 1 km, zobaczyliśmy, że dom się pali. Przypuszczam, że podpaliła go właścicielka domu, w obawie by Niemcy nie znaleźli u niej zabitych Żydów. […] Z Goździelina wróciliśmy do Jastrzębia w Bodzechowie. Nowacki wyjął po powrocie do Jastrzębia zabrane pieniądze i powiedział, że zjemy za nie kolację. Pieniądze wziął Jastrząb lub jego brat i przyniósł za nie ½ l wódki oraz kiełbasy i chleba. Po zjedzeniu kolacji miejscowi uczestnicy udali się do swoich domów, a ja z Nowackim i Cybulą przenocowaliśmy u Jastrzębia, a rano na rowerach wróciliśmy do Ćmielowa. Dodaję, że wydając mi polecenie zastrzelenia Żydów, Radomski mówił, że trzeba ich zastrzelić, gdyż są szkodliwi dla naszej organizacji. Nie orientuję się, w jaki sposób ci Żydzi, a zwłaszcza małe dzieci mogły szkodzić naszej organizacji.
[...]

Wyrok
13. Sentencja wyroku Sądu Wojewódzkiego w Kielcach [przyp. 70 – AIPN Ra, 29/138, Sentencja wyroku Sądu Wojewódzkiego w Kielcach z 25 III 1960 r., sędzia orzekający T. Bielski, k. 152.]
Stanisława Różalskiego uznaje za winnego dokonania zarzucanego mu aktem oskarżenia przestępstwa i […] skazuje go na 7 (siedem) lat więzienia […] oraz pozbawienia go praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na okres trzech lat. Zasądza od niego 800 zł opłaty sądowej oraz obciąża kosztami postępowania.
[…]

piątek, 8 grudnia 2017

Ruth Pardess


Ruth Pardess (zd. Schwarz) urodziła się w 1940 roku w getcie w Ostrowcu Świętokrzyskim.

czwartek, 30 listopada 2017

Sara


First Name - Sara
Last Name - Burkowski
Gender - Female
Age -
Father's Name - Mayr
Mother's Name - Faige
Date Of Birth -
Place Of Birth - Ostrowiec, Poland
Permanent Residence - Ostrowiec, Poland
Date Of Death - 1942
Place Of Death - Majdanek, Camp

Źródło: Yad Vashem

piątek, 17 listopada 2017

Polacos


Anna Pamuła
„Polacos. Chajka płynie do Kostaryki”
Wołowiec 2017

str. 31
[…]
          Tak jak Montvelisky na przelomie lat dwudziestych i trzydziestych jeszcze kilunastu polskich Żydów przypłynęło do Kostaryki z Kuby. Byli to między innymi Beniamin Cyranowicz Dorfman, krawiec z Ostrowca, Herman Marmelsztejn Lazar, handlarz z Grabowca (jego mieszkanie w Kostaryce, na piętrze nad sklepem, przez kilka lat pełniło funkcję Centro Israelita – tam młodzi Żydzi spotykali się, grali w karty, modlili się w szabat i wszystkie święta) i Izaak Sunikowski, późniejszy przyjaciel poszukiwacza złota i komunisty Jaimego Goldenberga.
[…]

str. 115
          - W porcie pełno było Żydów z całej Polski. Płynęli we wszystkie strony świata. Do Ameryki, Kolumbii, Argentyny, Kanady. Spotkaliśmy tylko jedną rodzinę, która wybierała się do Kostaryki. Flikierowie byli z Ostrowca. Bardzo się do tej pory przyjaźnimy, to nasi hermanos de barco.
          Dawid opowiadał mi wielokrotnie o braciach i siostrach ze statku. O tym zjawisku pisał też Horcio Vazquez-Rial, argentyński pisarz: „ Język jidysz stworzył wyjątkowe słowo, które definiuje przyjaźń zawartą w trakcie ucieczki z Europy: szifbruder, hermano de barco. Te przyjaźnie, z reguły wiążące na całe życie, były charakterystyczne dla masowych migracji. Brat ze statku stawał się wujkiem dla dzieci wychowywanych na drugim końcu świata”.
          - Podróż do Kostaryki trwała długo, czasem miesiąc czy półtora. Razem się jadło i spało, pożyczało pieniądze na nowe życie i snuło plany. Na statku spędziłem trzy tygodnie, grając w berka z moim kuzynem Moszkiem i córką pani Flikier, Ruchlą. Siedemdziesiąt lat później, gdy spotkałem ją w supermarkecie, żartowała z kasjerką: „Z tym panem płynęłam z Polski do Kostaryki. Pamiętam, że bez przerwy ciągnął mnie za włosy!”. Przez całe życie wspominaliśmy naszą przeprawę, był to zawsze nasz ulubiony temat rozmowy.
[…]

str. 119-120
[…]
          Jedną z nich [taksówek] tego samego dnia [8 lipca 1937 r.] jechali Dawid z mamą oraz pani Flikier z dwiema córkami, Chaną i Ruchlą. […] Dawid był w samochodzie po raz pierwszy w życiu. Nie mógł się nadziwić, że w środku grało radio.
          - Syme Flikier, moja nowa ciotka, poprosiła mamę, by pojechała z nią do Paryża. Sama się bała, a bardzo chciała odwiedzić brata.
 Dawid był w stolicy Francji przez dwa lub trzy dni. Nie mieli dużo czasu, statek do Kostaryki odpływał z portu Boulogne-sur-Mer 10 lipca.
          - Nie znaliśmy dokładnego adresu. Po dwudziestu minutach wjechaliśmy w labirynt wąskich uliczek, które pięły się coraz wyżej. Ludzie wychodzili z domu zobaczyć, kto to jedzie, pomyślałem, że pewnie rzadko przejeżdżają tędy taksówki. Kluczyliśmy jeszcze dwa, trzy kilometry, było coraz mniej latarni, ulice coraz bardziej zaśmiecone. Zatrzymaliśmy się by zapytać o drogę, i nagle pani Flikier zaczęła machać gwałtownie rękami, krzycząc: „To mój brat! To mój brat!”. Zabrał nas do domu. Kamienica była zaniedbana. Mieli jeden pokój z kuchnią, w której jedliśmy i piliśmy. Dorośli ciągle powtarzali: Hitler to, Hitler tamto. Ja bawiłem się z dziećmi mówiącymi jidysz. Potem spaliśmy w piątkę na jednym łóżku, słuchałem jak mama mówi ciotce szeptem: „Jakie to dziwne, że twoja bratowa nie nosi peruki!”. Rano pani Flikier uścisnęła swojego brata po raz ostatni w życiu. Kilka lat później cała rodzina wywieziona została do obozu.
           Byłam ciekawa, gdzie dokładnie w Paryżu przebywał Dawid. Zapytałam o to Jeana Birenbauma, którego rodzice przyjechali do Paryża w latach dwudziestych z Piotrkowa Trybunalskiego.
          - Brat pani Flikier mógł mieszkać w Belleville – zgaduje. – Tam mieszkali najbiedniejsi Żydzi, nowi imigranci z Europy Wschodniej. Stanowili dwanaście procent społeczności. Połowa nie miała dokumentów. Mieszkania były tanie. Ulice wąskie: jedenaście i pół metra szerokości, w innych dzielnicach Paryża o pięć metrów więcej, kocie łby nierówne. Żydzi pracowali w domach, byli spodniarzami, prasowaczami, mechanikami, krawcami. Część trudniła się handlem obwoźnym. Szybko zapomnieli język polski, na ulicach było słychać tylko jidysz i coraz częściej francuski, bo chcieli się szybko integrować. Nikt nie wspominał o Polsce, to była przeszłość. Rozstania gwałtowne, tym bardziej trudne, bo wielu Żydów Polskę kochało. Teraz stała się dla nich ziemią wyklętą i tylko nowi imigranci przypominali o minionym życiu. To oni przywozili plotki ze sztetli i informacje o zbliżającej się wojnie, jak pani Flikier i mama Dawida.

poniedziałek, 23 października 2017

wtorek, 10 października 2017

Fridentalowie


Fotografia rabbiego Mosze Fridentala z jego córką i wnukiem, 15 czerwca 1942 r., Ostrowiec

Źródło: Yad Vashem

sobota, 30 września 2017

Mobilna Przestrzeń Kultury



"Równo 75 lat temu blisko jedna trzecia mieszkańców Ostrowca została zamordowana.
W dniach 10-12 października 1942 roku Niemcy w ramach tzw. akcji likwidacyjnej wywieźli na natychmiastową śmierć w komorach gazowych Treblinki około 10 000 ostrowieckich Żydów.
Brak słów do opisania czym była i nadal jest dla naszego miasta ta niewyobrażalna zbrodnia.
Bez pamięci o żydowskiej historii Ostrowca jesteśmy duchowo ułomni.

W rocznicę tych wydarzeń, wraz z Muzeum Żydowskim Galicja, w dniach 7-18 października organizujemy cykl wydarzeń dotyczących historii i kultury polskich Żydów. W ramach „Mobilnej Przestrzeni Kultury” zapraszamy Was do wzięcia udziału w wystawie „Wszystkie drogi… historie Żydów ocalonych z Zagłady”, w warsztatach plastycznych oraz w spacerze po żydowskim Ostrowcu."

Szczegółowe informacje znajdziecie na stronie organizatora.

piątek, 29 września 2017

Otylia Pracka i Mieczysław Podgajny - Sprawiedliwi wśród Narodów Świata

Mieczysław wraz z siostrą Otylią do września 1939 roku mieszkali w Ostrowcu Świętokrzyskim (województwo kieleckie). Po wybuchu wojny przenieśli się do Warszawy. Ich mieszkanie służyło jako schronienie, miejsce przejściowe dla wielu Żydów z Ostrowca (m. in. skorzystali z ich pomocy: Marian Kargul, Wanda Zilberdrut, Jakier i Jenta Czernikowscy z dwoma córkami, Henryk Leszczyński, pani Kierblowa z córką, Stanisław Hollander, Warwejcłowa z córką). Pomagali Żydom wyrabiając im „aryjskie” dokumenty, szukając pracy i domu. Wielu osobom uratowali życie przemycając ich z Polski przez Czechy i Słowację aż na Węgry. Pod koniec wojny Mieczysław został aresztowany przez Niemców za pomoc Żydom. Wypuszczono go dopiero po wyzwoleniu. Mieczysław Podgajny i Otylia Pracka zostali uhonorowani tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata w 1983 roku.

Źródło: Księga Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Ratujący życie podczas Holocaustu. Polska, tom II, red. naczelny Izrael Gutman, Kraków 2009, s. 571.

Wanda (Chaja) Zylberdrut z córką Mariką, 1946 rok, zdjęcie z zbiorów Lucyny Rudzkiej

PODGAJNY, Mieczyslaw ((1918-)
PODGAJNY-PRACKI, Otylia ((1907-) sister
Brother and sister resided in Ostrowiec Swietokrzyski where they knew many Jews. During the occupation they moved to Warsaw, to a modest apartment consisting of one room and a cellar. Not having the possibility of concealing Jews in their home, they helped many from Ostrowiec Swietokrzyski to find other shelters, to get false identification, or even employment. They helped Jakir and Jente Czernikowski and their daughters, Barbara and Frumka, Stanislaw Holanski, Marian Kargul, Mrs. Werwejel with her daughter, Wanda Zylberdrut with her daughter. So Wanda got work as a manicurist and Henryk Leszczynski as a driver in a German business. Stanislaw and Marian were able, thanks to Mieczyslaw's connections, to cross the frontier into Czechoslovakia and Hungary, safer at that time. At the turn of 1943 and 1944 Mieczyslaw was arrested under the suspicion of hiding Jews, but luckily he escaped from the prison. See: Grynberg, op. cit.

Źródło/Source: https://www.savingjews.org/righteous/pv.htm


Until the outbreak of the war, Mieczysław Podgajny and his sister Otylia Pracka lived in Ostrowiec Świtokrzyski, in the Kielce district, and had ties with many local Jews. Early in the occupation, they moved to Warsaw where they shared an apartment. When the Germans began to liquidate the Jews of Ostrowiec, Podgajny and his sister became an address for Jews fleeing from the Ostrowiec ghetto looking for a place to hide on the Aryan side of the capital. Their one-room apartment and cellar served as a transit station, through which the following Jews passed: Marian Kargul, Wanda Zilberdrut, Jakier and Jenta Czernikowksi and their two daughters, Henryk Leszczyński, Mrs. Kierblowa and her daughter, Stanisław Hollander and Mrs. Warwejclowa and her daughter. Podgajny and Pracka obtained “Aryan” papers, jobs and places to live for the Jewish fugitives, both in and outside of Warsaw. Thanks to connections they had with people who knew how to cross the borders illegally, Podgajny and his sister managed to get a number of the Jews they cared for out of Poland to Hungary through Czechoslovakia, thus saving their lives. Towards the end of the occupation, the Germans arrested Podgajny on suspicion of helping Jews and he was freed only after the liberation. Podgajny and Pracka neither asked for nor received any remuneration for their efforts to save Jews, and everything they did was motivated by altruism.
On September 19, 1983, Yad Vashem recognized Mieczysław Podgajny and his sister Otylia Pracka as Righteous Among the Nations.

Źródło/Source: Yad Vashem

Zobacz jeszcze/See more: Przy Księżej Drodze

piątek, 25 sierpnia 2017

Letter


Two documents with the signatures of R. Yaakov Halevi Halstock, rabbi of Ostrowiec (Ostrovtza), son of the holy Rebbe Yechezkel Halevi Halstock of Ostrowiec.
* Handwritten authorization on the official stationary of the Beit Din of Ostrowiec (Kielce Voivodeship) regarding the acquisition of land in Eretz Israel by the "Avodat Yisrael" organization from Warsaw. On the margin is an authorization signed and stamped by R. "Yaakov Halevi Halstock", affirming that the document was signed in his presence. Nissan 1935.
* Membership booklet issued by the "Avodat Israel" organization in Warsaw - organization for the acquisition of land in Eretz Israel. With details filled in by hand and various signatures. One of the pages contains a document of sale between two members of the organization, with an authorization signed and stamped by R. "Yaakov Halevi Halstock". Shevat (January), 1934.
The holy R. Yaakov Halevi Halstock, son of Rebbe Yechezkel of Ostrowiec, and son-in-law of R. Nathan Nachum Hakohen Rabinowitz, Rebbe of Krimilow-Radomsko, was rabbi of Ostrowiec, where his father served as Rebbe. He was killed during the Holocaust with his wife Leah and their entire family.
The "Avodat Israel organization for the acquisition of land in Eretz Israel" was established by Rebbe Yisrael Eliezer Hopstein of Koznitz (Kozienice) and his followers in Warsaw. The organization merged with the "Nachalat Yaakov" organization of the chassidim of Jablonna, and together acquired the land on which Kfar Chassidim is built. "Avodat Israel", together with the "pioneer Rebbe" R. Yeshaya Shapira, and the chassidim of Piaseczno, also acquired land in the adjacent Kiryat Ata.

Źródło: liveauctioneers.com
Dzięki uprzejmości Mateusza Chlewickiego.


wtorek, 4 lipca 2017

Marian Krycia - Sprawiedliwy wśród Narodów Świata

Marian Krycia (1920-1979)

Treść maila, którego otrzymałem 8 czerwca  2017 r.:

Szanowny Panie Wojciechu

Jest Pan autorem bloga "Żydowski Ostrowiec", w którym opisuje losy mieszkańców tego świętokrzyskiego miasta, w tym w szczególności żydowskiego pochodzenia. Zapewne zainteresuje Pana historia, której stałam się mimowolnym świadkiem.

Jestem córką urodzonego 15 sierpnia 1920 roku w Ostrowcu Mariana Krycia. W przedświąteczną sobotę 8 kwietnia tego roku, dzięki zaangażowaniu i dociekliwości Archiwistów Politechniki Wrocławskiej Pani Barbary Brandt-Goleckiej, Pana Tomasza Broczka oraz wspomagającej ich Pani adiunkt Hanny Langner-Matuszczyk, którzy na potrzeby monografii „Aby pamięć przetrwała. Pracownicy i studenci Politechniki Wrocławskiej, którzy przeszli przez niemieckie obozy koncentracyjne i zagłady 1939-1945”, prowadząc przez ostatnie dwa lata kwerendę w celu odszukania byłych więźniów hitlerowskich obozów, trafili na mojego Ojca, absolwenta 1956 r. Politechniki Wrocławskiej, a następnie dotarli do mnie z absolutnie zaskakującą informacją o fakcie uhonorowania Go przez Państwo Izrael 25 marca 1979 r. tytułem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata.

Z zebranych dotychczas informacji wynika, że najprawdopodobniej mój Ojciec o fakcie uhonorowania Go przez Państwo Izrael 25 marca 1979 r. nie dowiedział się przed swoją śmiercią 26 października 1979 r. Najbliższa rodzina, tzn. żona (moja Mama, zmarła w lutym 2015 r.) i my trzy córki Mariana, wiedziałaby o tym wydarzeniu. Dla dalszej rodziny, w tym tej która mieszka ciągle w Ostrowcu Świętokrzyskim, również jest to wielkie zaskoczenie. Do 8-go kwietnia br. żyliśmy bez tej świadomości, a wystarczyło wpisać nazwisko Ojca do wyszukiwarki internetowej... Nikt o tym jednak nie pomyślał.

Z relacji dostępnych w internecie na stronie Instytutu Yad Vashem wynika, że Ojciec wydostał w 1943 roku z ostrowieckiego getta Szlomo i Bronisławę Rubinsztajn oraz Chaninę i Marię Szerman (Malachi) zapewniając im bezpieczne przetrwanie do końca wojny poprzez załatwienie mieszkania-kryjówki, aryjskie dokumenty czy schronienia w pobliskich lasach. W grudniu tego samego roku, za pomoc Żydom, został aresztowany przez gestapo i przewieziony do Auschwitz, z którego uciekł w lipcu 1944. Jestem w posiadaniu kopii telegramu gończego za zbiegami (Ojciec miał dwóch towarzyszy ucieczki) wysłanego z Obozu do wszystkich jednostek tajnej policji w Generalnej Guberni.

Złożyłam w Instytucie Yad Vashem wniosek o wydanie na moje ręce medalu i dyplomu Sprawiedliwego wśród Narodów Świata, których Ojciec nie odebrał. Otrzymałam już potwierdzenie, że w ciągu 3-4 miesięcy dostanę najprawdopodobniej zaproszenie do Ambasady Izraela w Warszawie.

Janina Kańczuga
Wrocław


"Księga Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Ratujący życie podczas Holocaustu. Polska", tom I, red. naczelny Izrael Gutman, Kraków 2009, ss. 346-347.

Krycia Marian

Mieszkał w Ostrowcu (dystrykt radomski). Znał się dobrze z rodziną   Szlomo Rubinsztejna, która przebywała w getcie. Marian pomógł wydostać z getta wujka Rubinsztajna – Chanina Szermana i umieścił go w mieszkaniu we Włochach pod Warszawą, gdzie doczekał wyzwolenia. W marcu 1943 r. Krycia wydostał z getta żonę Rubinsztejna i przeniósł ją do Częstochowy, załatwiając jej fałszywe dokumenty. Po likwidacji getta w Ostrowcu, Krycia ukrył Rubinsztejna w lesie, gdzie pozostał aż do wyzwolenia. Na początku 1944 r. Krycia został aresztowany przez Gestapo pod zarzutem pomagania Żydom i wysłany do KL Auschwitz, gdzie udało mu się przeżyć. Marian Krycia został uhonorowany Tytułem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata w 1979 roku.