Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Brawerman. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Brawerman. Pokaż wszystkie posty

piątek, 12 lipca 2019

Chil Brawerman


„Lasy i Ludzie. Wspomnienia z lasów starachowickich 1939-1945”
Marian Langer
Warszawa 1993

s. 83-93
Od 1 maja 1940 r. obszar Lasów Starachowickich, na wschód od szosy Iłża – Lubienia, stał się państwowym terenem łowieckim Rządu Generalnego Gubernatorstwa Franka. W związku z tym w 1940 r. w Marculach został zbudowany za 100 000 zł Dom Myśliwski, zwany po niemiecku Jagdhaus. Wewnątrz budynku mieściła się wielka sala, zwana Salą Myśliwską, kilka pomieszczeń hotelowych dla myśliwych oraz mieszkanie dla łowczego, Niemca, Antona Krügera.
[…]
Latem 1942 r. względnie spokojną egzystencję Krügera zakłóciły wydarzenia, których z pewnością nie przewidywał. W lasach pojawiły się uzbrojone grupy Żydów, którzy zamiast jechać, jak Niemcy chcieli, do obozów zagłady umknęli z gett Iłży, Starachowic, Ostrowca, i innych miast, do lasu, łącząc się w większą grupę pod dowództwem Chyla [Chila] Brawermana.

Chyl Brawerman był synem właściciela pieców do wypalania wapna przy szosie pod Iłżą. Według jego słów odbywał on służbę w Wojsku Polskim i miał stopień kaprala. Był w wieku około 35 lat, raczej małego wzrostu, krępy, z charakteru rzutki i energiczny. Lubił dużo mówić, szczególnie o tym jak to teraz Niemcy boją się wejść do lasu i jak zamierza rozprawić się z żandarmami z Iłży. Bardzo marzył o tym, by dostać w swe ręce żandarma o nazwisku Batz, zwanego pospolicie Bacą, […].

W grupie liczącej około 100 ludzi miał Brawerman również całe rodziny żydowskie. Zdolnych do walki, młodych ludzi, nie było u Brawermana więcej niż 40-tu. Brakowało im broni. […]

Brawerman poczynał sobie dość odważnie jak na możliwości swego oddziału. Najpierw rozbroił posterunek policji granatowej w Mircu. Jak twierdził por. Teofil Tomczyk, oficer KRIPO w Starachowicach a w konspiracji Komendant Korpusu Bezpieczeństwa, polecił on policji granatowej w Mircu, aby się dała Brawemanowi bez walki rozbroić. Brawerman bardzo się cieszył zdobyciem kilku karabinów Steyer, wprawdzie jeszcze z I wojny światowej ale utrzymanych w dobrym stanie. Miał do nich mało amunicji, gdyż Niemcy nie mając zaufania do polskiej policji przydzielali po 20 naboi na karabin.

Drugim wyczynem Brawermana było zrobienie wypadu w biały dzień do majątku Siennieńska Wola, gdzie zdobył sporo żywności. Niemiec zarządzający majątkiem wyjechał tego dnia do Sienna i tym sposobem ocalał. Braweman zabrał tylko z jego mieszkania broń myśliwską z amunicją.

Następny i ostatni wypad zrobił na tartak i młyn Moniki Sobczakowej, Reichsdeutschki, która miała swą posiadłość koło stacji Kunów (Staw Kunowski), pod lasem. Jej także nie zastano w domu. Wyjechała tego dnia do Ostrowca Świętokrzyskiego. Po zabraniu pasów skórzanych do napędu maszyn i zniszczeniu urządzeń, oddział Brawermana wycofał się do lasu. Sobczakowa, bardzo energiczna kobieta i do tego choleryk (rzadka cecha u kobiet) wpadła w furię, gdy po powrocie do domu zastała majątek zdemolowany. Natychmiast pojechała ponownie do Ostrowca aby w Gestapo zrobić awanturę za to, że niemieckie władze bezpieczeństwa nic nie robią aby chronić swych rodaków i dopuszczają do istnienia band, do tego żydowskich. Zagroziła, że jeżeli władze policyjne nie zabiorą się natychmiast do roboty, to ona potrafi w tej sprawie do samego Hitlera dotrzeć.

Oczywiście pracę Gestapo na terenie lasów wykonywał Krüger. Zbierał wszelkie informacje, by ustalić miejsce pobytu Żydów, jaka jest ich ilość i uzbrojenie. Tymczasem Brawerman, po krótkim pobycie na terenie nieczynnej kopalni przy drodze Klepacze-Kutery, zapał w rejonie leśniczówki Klepacze w gęstwinie jodłowej, zakładając tam obóz, który przetrwał od lipca do początku listopada 1942 r.

Po przybyciu do rejonu Klepacz natychmiast nawiązał kontakt z leśniczym Marianem Langerem, którego dobrze znał już przed wojną […]. Ojciec, wiedząc że Żydzi nie mają predestynacji do życia w warunkach leśno-partyzanckich, pouczył Brawermana na czym polegają niebezpieczeństwa związane z ich pobytem tutaj i jak należy się zachować.

Przede wszystkim zakazał im palenia ogni w dzień i opuszczania w tym czasie obozu. Nie wolno im nikomu zdradzać miejsca pobytu. Wyjścia z obozu we wszystkich sprawach mogą mieć miejsce jedynie nocą. Prowiant w postaci kaszy, mąki, soli i innych materiałów nieznoszących wilgoci, złożony został w spichlerzu na leśniczówce i codziennie wieczorem dwóch, stale tych samych ludzi, przychodziło pobierać potrzebną porcję. Później podobną bazę zaopatrzeniową założył również Brawerman u rodziny Góreckich, mieszkających na skraju gęstwin jodłowych, w których był obóz. Gajowy Tomczyk, do którego należał okręg leśny a w nim obóz Brawermana, został przez ojca pouczony, aby starał się chronić miejsce pobytu Żydów przed ujawnieniem go. Kazał mu wszelkie prace w tej okolicy przerwać i przerzucić robotników do rejonów bardziej odległych. Polecił mu aby często patrolował rejon obozu zwracając uwagę na to, czy ktoś obcy przez ten rejon nie przechodzi i czy Żydzi przestrzegają udzielonych wskazówek i nie wychodzą w dzień poza teren obozu lub nie palą ogni. Wstrzymał równocześnie sprzedaż drewna zalegającego w okolicy. Należy przyznać, że Brawerman potrafił zapanować nad porządkiem w obozie i utrzymaniem potrzebnej dyscypliny. Pod koniec pobytu w Klepaczach PPR z Radomia przysłała Brawermanowi Stanisława Olczyka, ps. „Garbaty”, z małą grupką partyzancką GL, złożoną z partyzantów narodowości żydowskiej i od tej chwili „Garbaty” objął dowództwo a Brawerman został jego zastępcą. Do oddziału dołączył jeszcze jeden Polak, Władysław Łodej, mieszkaniec wsi Przymiarki koło Lubieni. Łodej pracował trochę w lasach, a potem w Starachowicach i tam popadł w konflikt z Niemcami. W rezultacie musiał się ukrywać. We wsi na gospodarstwie mieszkała jego żona z trojgiem dzieci i dziadkiem. Łodej wpadał dorywczo do domu aby się zobaczyć z rodziną, pomóc trochę w gospodarstwie, a ukrywając się w lesie starał się upolować coś dla rodziny. Obecnie po dołączeniu do „Garbatego” poczuł się bezpieczniejszy i chyba dla własnej wygody przekonał Brawermana i Olczyka aby przenieśli obóz na teren bagna Klamocha, w lesie przylegającym do wsi Przymiarki. Wmówił im, że są tam takie grzęzawiska, iż żaden Niemiec się tam nie dostanie, a jeśli któremu się to uda, to go zastrzelą. Miejsce wyjątkowo bezpieczne.

Brawermanowi nie trzeba było dwa razy powtarzać. Na początku listopada obóz przeniesiono. Brawerman uważał, że tam będzie mógł ze swoimi ludźmi bezpiecznie przetrwać zimę. Łodej także był zadowolony, gdyż do domu miał tylko 1500 m i mógł teraz praktycznie przebywać w domu, chroniąc się w razie niebezpieczeństwa do obozu.

Po przeniesieniu obozu żydowskiego na Klamochę Brawerman uznał, że teraz może Niemców lekceważyć. W tym mniemaniu podtrzymywał go niewątpliwie również Łodej. Przestano przestrzegać wskazówek udzielonych mu wcześniej przez mojego ojca. Żydówki w dzień urządzały sobie spacery na pobliskie wsie Przymiarki, Lubienię i Budy Brodzkie. Handlowano. Wkrótce też wszyscy wiedzieli, że na Klamosze znajduje się żydowski obóz.

Tymczasem Krüger zbierał informacje i szykował się do rozprawy. Zaczekał do czasu nastania mrozów. Gdy przez szereg dni trwały wielostopniowe mrozy, w dniu 6 grudnia 1942 r. przeprowadził akcję.

Nadleśniczy wysiedlony z Poznania, naukowiec dr Leon Mroczkiewicz, zdobył informacje o planie Krügera i telefonicznie dał znać do mojego ojca, umówionym szyfrem. Ojciec przez zaufanego człowieka, członka ZWZ, zamieszkałego w Budach Brodzkich blisko Klamochy, Jana Baśkiewicza ps. Brzoza, przekazał Brawermanowi wiadomość o obławie. Brawerman przyjął wiadomość w sposób niepoważny. Starał się żartować i okazywać lekceważenie niemieckim zamiarów. Pytał się głupawo, a ile będzie Niemców, a jak będą uzbrojeni, itp. Jak się potem okazało Brawerman zlekceważył ostrzeżenie. Tymczasem Krüger załatwił sprowadzenie większych jednostek żandarmerii i razem z Forstschutzem otoczyli Klamochę od strony lasu. Równocześnie nic nie informując w jakim celu, zrobił zbiórkę polskiej Służby Leśniej w Lubieni i poprowadził gajowych i leśniczych na pola bliżej lasu, rozstawiając ich w tyralierze. Nie wierząc Polakom wykorzystał ich w charakterze straszaka dla tych partyzantów, którzy ewentualnie chcieliby uciekać w pola. Z tych powodów tyralierę rozmieścił w takiej odległości od lasu, aby nie można było rozpoznać z lasu kto to jest, Niemcy czy Polacy. Oczywiście ucieczka w pola nie dawała partyzantom żadnych szans. Pola były pokryte dość grubą warstwą śniegu, a widoczność na nich sięgała kilku kilometrów. Drogę ucieczki w tym kierunku przecinała szosa, którym natychmiast uciekającym Niemcy byli w stanie zajechać.

Polacy, gdy ich Krüger rozprowadził na polach i kazał stać frontem do lasu, to chociaż nie kazał im do nikogo strzelać, zorientowali się co się dzieje i poczuli się w kłopotliwej sytuacji. Co mogli na to poradzić. Po dwugodzinnym staniu Krüger polecił im wracać do pracy, czyli był to koniec akcji.

Podczas jej trwania dochodziły odgłosy strzelaniny z broni ręcznej i od czasu do czasu maszynowej. Pewien żandarm stojący we wsi Budy Brodzkie, kilkadziesiąt metrów od lasu, został trafiony kulą w hełm, który spadł mu z głowy. Niemcowi się jednak nic nie stało.

Olczyk, Brawerman, Łodej i wielu innych przebiło się przez linie niemieckie od strony wschodniej, gdzie pilnowali Forstschutze, rozpraszając się po lasach. Brawerman z paroma ludźmi dotarł na leśniczówkę Klepacze. Opatrzono mu tu ranną rękę i zaopatrzono w żywność. Starty niemieckie w tej walce nie są znane. Widziano jedynie w Kuterach jak Niemcy ładowali do ciężarówki kilku zabitych żandarmów. W Kuterach też zgromadzono zabitych Żydów. Było ich 46. Wszystkich pochowano we wspólnym grobie. Część Żydów dostała się do niewoli i została odstawiona do getta.

Niemcy, wiedząc że część Żydów przedostała się przez ich kordony i poszła w lasy, przez następne dni patrolowali leśne tereny, poszukując zbiegów. Specjalna, zmotoryzowana jednostka żandarmerii, zakwaterowała na plebani w Iłży i zajmowała się tymi sprawami. Oczywiście Krüger zlecił zlikwidowanie rodziny Łodeja, gdyż sam Łodej był nadal nieuchwytny. […]

Ponieważ mrozy nadal trzymały, przebywanie w lesie stało się dla żydowskich partyzantów nie do zniesienia. Zdarzały się przypadki, że niemiecki patrol zauważył przechodzącego przez drogę Żyda z bronią. Na okrzyk „halt” Żyd wypuszczał z ręki karabin i z podniesionymi rękami szedł do Niemca. Był tak moralnie i fizycznie zmaltretowany, że było mu już wszystko jedno co się z nim teraz stanie. Schwytanych Żydów Niemcy obwozili po leśniczówka i gajówkach, aby wskazywali czy ten leśniczy lub gajowy nie udzielał im pomocy. […]

Aby takie rozpoznawanie usprawnić, Krüger zarządził zbiórkę wszystkich leśniczych i gajowych w Marculach. Pewnego dnia mieli się wszyscy stawić na godz. 8 rano.

W tym dniu, około godz. 8.30 przybyło na gajówkę Jana Tomczyka czterech żydowskich partyzantów i udało się prosto do stodoły, aby się przespać. Nie wytrzymali pobytu w lesie i postanowili odpocząć, leżąc na słomie. Tomczyk wiedząc po co Krüger wzywa wszystkich do Marcul, nie pojechał, licząc na to, że później wymyśli jakieś usprawiedliwienie. Tymczasem był to dzień sprzedaży drewna i kilka furmanek czekało przed gajówką, aż gajowy zje śniadanie i pojedzie wskazać im które drewno mogą ładować na wozy. Furmani widząc idących z lasu i udających się do stodoły żydowskich partyzantów, zrozumieli, że sytuacja stała się niebezpieczna i lepiej stąd uciekać. Podcięli konie i odjechali, każdy w swoją stronę. Tomczyk zdając sobie sprawę, że obecność partyzantów została zauważona przez obcych ludzi, którzy niewiadomo gdzie odjechali, poszedł do stodoły usiłując ich obudzić i skłonić do natychmiastowego powrotu do lasu. Tłumaczył im jaka powstała sytuacja. Partyzanci byli tak zmęczeni i zrezygnowani, iż żadne słowa do nich nie docierały. Ostatecznie Tomczyk zapowiedział im, że udaje się na leśniczówkę zameldować ich obecność i w tym czasie mają się ulotnić, gdyż innego wyjścia nie ma. Gdy Tomczyk zjawił się na leśniczówce była już godzina 10-ta. Ojciec powrócił już z Marcul, opowiadając, że Żyd prowadzony przed frontem leśników polskich nikogo nie wskazał. Tomczyk opowiedział ojcu jakie ma kłopoty z partyzantami […] Po chwili Tomczyk zatelefonował do Krügera. Telefon odebrała gospodyni Krügera Wanda, mówiąc, że Krügera nie ma w domu, bo 10 minut temu wyjechał na Klepacze. Było już jasne, że któryś z furmanów dał Krügerowi znać. Mógł to być np. jakiś kolonista niemiecki z Gozdawy, gdyż oni często przyjeżdżali na Klepacze po drewno. Rzeczywiście, zanim Tomczyk dotarł w drodze powrotnej do swej gajówki, w jej rejonie rozległy się karabinowe strzały. Niemcy otoczyli zabudowania od strony lasu i rzucili granat pod ścianę stodoły. Wybuch granatu wyrwał kilka desek robiąc w ścianie dziurę. Obudzeni wybuchem partyzanci, widząc dziurę zaczęli przez nią uciekać w kierunku lasu i stojących w nim Niemców. Trzech z nich zostało zabitych a czwarty oddał się do niewoli.

Fakt, że Tomczyk zatelefonował do Krügera, zapewnił mu rozgrzeszenie przed Krügerem. Jednak to, że zostało tu zabitych trzech żydowskich partyzantów a czwarty dostał się do niewoli, nie usprawiedliwiało Tomczyka przed Brawermanem. Brawerman przybył pod koniec zimy wieczorem na Klepacze, przywożąc dwóch chłopców ze wsi Budy Brodzkie. Wstąpił na leśniczówkę, aby zakomunikować, że za 15 minut zginie Tomczyk i dwaj inni, za pomoc udzieloną Niemcom.

Ojciec mój czynił wszystko ażeby nakłonić Brawermana do zaniechania egzekucji i zbadania sprawy, gdyż nie ma wątpliwości, że Tomczyk jest niewinny. Przekonywał jak tylko potrafił, ale Brawerman był w swoim postanowieniu nieugięty. Powiedział tylko, że właściwie to powinien rozstrzelać Tomczyka żonę ale ze względu na kilkoro dzieci, które ma Tomczyk, postanowił ją zaoszczędzić. Ostatecznie powiedział, że jest to wyrok, którego on nie jest w stanie zmienić. Zginęło tu trzech naszych i za to zginie tu trzech takich co pomagali Niemcom.



W czasie rozmowy z ojcem asystowali Brawermanowi jakiś Rosjanin, trzymający cały czas w ręku, gotowy do strzały pistolet Dreyse 7,65 pamiętający czasy jeszcze sprzed I-ej wojny światowej oraz jakiś młody Żydek z karabinem. Na zakończenie wyrwali przewód telefoniczny od aparatu i wyszli. Krótko po tym rozległy się strzały w rejonie gajówki, świadczące o tym, że Brawerman zrobił to, co zamierzał.

Chłopcy ze wsi Budy Brodzkie podobno odprowadzili do policji w Brodach Iłżeckich jakąś Żydówkę, wykonując polecenie sołtysa a sołtys polecenie Niemców. Chłopcy byli w młodym wieku, w którym nie wszystko się rozumie i powszechnie uważano, że kara była za surowa. Wystarczyłaby dla nich kara chłosty. Jeśli chodzi o Tomczyka, który przez wiele miesięcy pomagał obozującym Żydom i chronił ich przed niebezpieczeństwem, to nie powinien ponosić kary. Zrobił wszystko co mógł w tej sytuacji i nie po jego stronie leżała wina, że tak się skończyło.

Rozstrzelanie tych trzech osób nie było dla Brawermana korzystne. Zraził do siebie ludność i gdy na wiosnę 1943 r. przybył na czele małego oddziału GL na gajówkę Bekowiny, ktoś o tym doniósł Krügerowi. Partyzanci twierdzili, że zrobił to Stojek, osadzony tam przez Krügera, i usiłowali go potem odnaleźć. Mogło jednak być inaczej, gdyż w pobliżu gajówki, na składzie drewna kolejki leśnej, pracowali robotnicy właśnie ze wsi Budy Brodzkie, z której Brawerman zastrzelił dwóch chłopców. Stojek faktycznie przybył rowerem na leśniczówkę Klepacze i przy mnie meldował ojcu o żydowskich partyzantach kwaterujących u niego. Chciał aby ojciec zatelefonował do Krügera, bo pan leśniczy Krüger kazał mu meldować natychmiast takie przypadki. Ojciec zapytał Stojka czy ci partyzanci robią mu coś złego. Nie, odpowiedział Stojek. W takim razie po co to meldować Krügerowi. Partyzanci odpoczną sobie i pójdą dalej, a jeśli zameldujecie o tym do Krügera, to dojdzie do walki, w której nie wiadomo co się stanie. Jeśli chcecie meldować, to proszę. Aparat telefoniczny stoi do dyspozycji. Po tej odpowiedzi Stojek spuścił głowę. Nie wiedział co mówić. Potem wsiadł na rower i jak mi wiadomo z innych źródeł, powrócił na Bekowiny. Meldunek do Krügera dotarł najwidoczniej z innego źródła.

Gajówkę Bekowiny otaczał ze wszystkich stron las, tak że Krüger z żandarmami otoczyli zabudowania nie zauważeni przez partyzantów, wśród których byli Polacy, Żydzi i Rosjanie. Brawerman nie wystawił żadnych ubezpieczeń a tylko posterunek obserwacyjny w oknie, z zadaniem obserwacji bramy wjazdowej. Tymczasem Niemcy swym zwyczajem rzucili granaty pod stodołę, która się zapaliła. Od niej zaczęły płonąć obory, a na końcu budynek mieszkalny. Część partyzantów, łącznie z Brawermanem, rzuciła się natychmiast do ucieczki w kierunku bramy. Była to najkrótsza droga do lasu. Ostrzeliwał ją żandarm z pistoletu maszynowego. Zabił dwóch partyzantów i ranił innych. Przypuszczalnie skończyła mu się amunicja w magazynku a zanim założył następny, nie miał już do kogo strzelać. Druga część partyzantów podjęła walkę, względnie próbę przebicia się w odwrotnym kierunku. W innych kierunkach trzeba było przebiec przez otwarty teren ogrodu 60 metrów, a potem sforsować płot, za którym leżeli ukryci żandarmi. Zginęło pięciu partyzantów, którzy usiłowali przebijać się w tych kierunkach. Ogółem oddział poniósł straty siedmiu ludzi zabitych i kilku rannych, w tym jeden radziecki oficer, ranny w prawe płuco i nogę. Udzielono mu pomocy we wsi Budy Brodzkie a Leon Baśkiewicz odwiózł go wozem do rejonu Bór Kunowski. Gajówka Bekowiny spłonęła całkowicie i już nie została odbudowana. Na jej miejscu rośnie las. Pozostała jeszcze na moich zdjęciach fotograficznych. Można na nich zobaczyć jak wyglądała przed spaleniem i jak po spaleniu. Walka, która nastąpiła w warunkach narastającego zmierzchu, po której Niemcy z powodu ciemności nie byli w stanie zebrać pogubionej broni i zrobili to z samego rana ludzie, nie została odnotowana w literaturze historycznej. Przypuszczalnie żaden z jej uczestników nie dożył końca wojny.



Na początku lata 1943 r. Brawerman pojawił się ponownie ale już jako zastępca dowódcy oddziału GL liczącego około 40 ludzi. Dowódcą był radziecki kapitan Andrejew. Skład oddziału był w większości polski. Brawerman powracał z rejonu Pakosławia. Zarekwirowano tam placówce AK rkm Browning, noszony potem przez kapitana Andrejewa na szyi, jako pistolet maszynowy. Kpt. Andrejew był niewysoki ale szeroki w barach i karabin maszynowy wisiał na nim jak zabawka. Brawerman wytłumaczył dowódcy placówki ppor. „Judymowi”, że AK jeszcze nie prowadzi działań wojennych a oni już potrzebują broni. (Zapomniał o tym, że broń należy zdobywać na Niemcach a nie Polakach). Dalsza działalność Brawermana miała miejsce w rejonie ostrowieckim, a latem 1943 r. doszły wieści, że utonął w Wiśle podczas kąpieli.

[…]

niedziela, 16 grudnia 2018

Ostrowczanie w pogromie kieleckim


Joanna Tokarska-Bakir
„Pod klątwą. Społeczny portret pogromu kieleckiego”
tom 1, 2
Warszawa 2018

s. 37
[Maria Machtynger]: […] I nagle widzę, jak ciągną jakąś dziewczynę, kobietę, i słychać krzyki niesamowite, no po prostu coś okropnego. Przecież do nie do wiary, żeby bili, żeby mordowali w ten sposób. Widziałam jak jedna krzyknęła: „Zęby mi wybili, zęby mi wybili! [przyp. 82 – Protokół oględzin zwłok Bajli Gertner: „w szczęce górnej prawostronnie wybite 1 i 2”, AIPN Ki_41_520_t.1, cz.2, k.89]”.

s.62-63
Bajla Gertner, lat 17, wzrost 154 cm, wyrzucona z okna: złamania kości czaszki z przemieszczeniem, liczne rany cięte głowy, w szczęce górnej prawdopodobnie wybite jedyna i dwójka, obrażenia zadane narzędziem twardym tępokrawędzistym. Tatuaż z numerem obozowym: A-16910.

Bajla (Belka) Gertner
zdjęcie z "Nowiny Kurier", 13/7/1984
dzięki uprzejmości Michała Jaskulskiego

s. 77
         Sytuacja w Kielcach [po pogromie] wydaje się być całkowicie opanowaną przez władze bezpieczeństwa i po mieście krążą liczne patrole wojska i milicji oraz samochody pancerne. Przeprowadzane są liczne aresztowania podejrzanych o udział w pogromie. Niepokojące natomiast wieści nadchodzą z okolicznych miejscowości, jak Skarżyska, Ostrowca i innych [przyp. 284 – Cz. 2: 12: Nazajutrz w Ostrowcu Świętokrzyskim i w Częstochowie.].
         W fabrykach Skarżyska zostały zorganizowane wiece protestacyjne przeciwko pogromowi, ale robotnicy nie dopuścili mówców do słowa i ciężko ich pobili. W mieście wytworzyły się nastroje pogromowe” [przyp. 285 – Sprawozdanie z akcji pomocy ofiarom pogromu w Kielcach przeprowadzonej przez przedstawicieli Joint-u i CKŻP w okresie od 6/7 do 14/7/1946, AŻIH, American Joint Distribution Committee (1945-1950), sygn. 350/54.].
         Wtedy decyzją władz centralnych „wszyscy Żydzi z terenu kieleckiego zostali przymusowo rozproszeni po całym kraju” [przyp. 286 – Pismo z 22/8/1946 podpisane przez Benjamina Taube i Izraela Rozenkranca, ŻIH, CKŻP 303/XIX/7, […] Jednak świadectwa takich centralnych decyzji o rozproszeniu istnieją i dotyczą np. Ostrowca Świętokrzyskiego. Zob. np. relacja Berela Bluma, syna powroźnika z Ostrowca: „To był kwiecień, 19 kwietnia 1946. (…) Staliśmy kiedyś z kuzynem na ulicy, przy słupie na którym wisiał głośnik, przejeżdżała milicja i krzyknęła do nas: „Czego tam słuchacie? Jak Żydzi zabijają polskie dzieci?” (…) mój kuzyn zemdlał pod tym słupem. Pobiegłem do domu po wiadro zimnej wody. Wylałem mu na twarz, otrzeźwiał i krzyknął: „Szybko, do komitetu! Musimy powiedzieć, co się stało! Przecież zaraz i tu w Ostrowcu będzie pogrom!” (…) Poszliśmy na pocztę i zadzwoniliśmy do Warszawy, do Urzędu Bezpieczeństwa. (…) Czekaliśmy na poczcie na odpowiedz. Brzmiała tak: „W ciągu trzech dni do Ostrowca przyjadą trzy ciężarówki z wojskiem” (…) I tak się stało. To był poniedziałek, a w środę już byli. Rosyjski dowódca i trzy ciężarówki milicji. Wezwali Friedentala i powiedzieli: „Będziemy tutaj dwa tygodnie i przez te dwa tygodnie wszyscy Żydzi mają opuścić Ostrowiec”. W każdym budynku, w którym żyli Żydzi, umieszczono trzech albo czterech milicjantów. Dali nam dwa tygodnie na opuszczenie Ostrowca. Wyjechaliśmy więc do Łodzi”. Berel Blum, interview no. 466, USC Shoah Foundation, Visual History Archive, http://sfi.usc.edu. Dziękuję Monice Pastuszko, na której blogu znalazłam odsyłacz do relacji Berela Bluma, zob. http://blogwbudowie.blogspot.com/2014/12/bedzie-w-ostrowcu-pogrom-jesli-nic-nie.html [...]].

s. 139
Kwiecień 1945 roku: „W miejscowości Denków koło Ostrowca rozlepione zostały ulotki następującej treści: Śmierć pozostałym Żydom, podpisane przez PPAŻ (Polska Partia Antyżydowska). (…) musimy wyrazić nasze zdziwienie, iż władze miejscowe, jak MO, Gminna Rada Narodowa, Zarząd PPR, wcale nie reagują na te ulotki, pozostawiając je w publicznych miejscach. Brak reakcji ze strony władz miejscowych ludność Denkowa [bierze] za milczącą aprobatę takiego postępowania, wskutek czego życie ludności żydowskiej narażone jest na wielkie niebezpieczeństwo” [przyp. 696 – AIPN Ki_0_16_4, k. 49].

s. 150-151
Żydzi nie mieli się komu poskarżyć. Także w oczach polskiej lewicy byli sami sobie winni. W 1946 roku opinie o ich „zachłanności” formułował wysłannik KC PPR, Hilary Chełchowski: „ W Kielcach w domu żydowskim [mowa o Komitecie Żydowskim Planty 7, zaatakowanym w pogromie] mieszkało około 180 Żydów, którzy nie pracowali, wśród nich było tylko dwóch PPR-owców. W Ostrowcu kilkuset Żydów również nie pracuje. W większości uzdrowisk państwowych siedzą bogaci Żydzi i reakcja polska. W uzdrowisku w Busku na 1000 kuracjuszy – 400 głosowało 3 razy „nie”.
Być może jedną z kuracjuszek uzdrowiska w Busku, głosujących na „nie”, była skierowana tu przez Komitet Żydowski z Kielc więźniarka sowieckiego łagru Frania Szumacher z koleżanką Balką Gertner po Auschwitz. Obie zginą w pogromie. Pozostałymi malkontentami mogli być Żydzi czekający na możliwość wyjazdu. Chwali się w Busku, ale na Kielecczyźnie nie było miejsca, w którym by nie zawadzali.

s. 153-154
Materiały archiwalne przynoszą jednak trochę inny obraz rzekomego „uprzywilejowania” Żydów.
[…]
„W Jędrzejowie starosta Feliks załatwia wszystkie sprawy żydowskie odmownie. Podobna sytuacja w Chęcinach i Chmielniku. Przewodniczący Miejskiej Rady Narodowej w Ostrowcu Antoni Wiktor Bruzda-Stawiarski nie chce przyjąć delegacji ludności żydowskiej, kartki żywnościowej w grudniu wydał tylko ludności polskiej, zaś ludności żydowskiej odmówił” [przyp. 799 – APK, 306 Urząd Wojewódzki Kielecki II, sygn. 1524, k. 2-3.]. Starosta opatowski popiera strategię kolegi Bruzdy, ponieważ ludność żydowska posiada „odpowiednie zasoby, żyje ona na dość wysokiej stopie, na przykład konsumuje białe pieczywo, wędliny i zajęła się handlem” [przyp. 800 – Tamże, k. 4.].

s. 196
Funkcjonariusz MO wysłani do rozpraszania tłumu. Tadeusz Wróbel rabował mieszkania żydowskie w okresie wysiedlania Żydów ostrowieckich, […]

Tadeusz Wróbel

s. 236-237
          Postać dozorcy Niewiarskiego uwieczniono w podziemnej ulotce „Płatne pachołki rosyjskie PPR” [przyp. 1397 – Zob. cz. 2: 1.19 Andrzej Paczkowski podaje, że „Honor i Ojczyzna” było pismem wydawanym przez Obszar Centralny WiN w latach 1946-1947, red. Kazimierz Czarnocki, nakład 1-2 tys. egzemplarzy, zob. „Dokumenty do dziejów PRL…”, 67, przyp.3.]. Prezentuje ona osobliwą interpretację pogromu, zakładającą, że Żydzi naprawdę pili krew. Mieli też zajmować się porywaniem dzieci, które po pobraniu płynów żywotnych przetrzymywali w piwnicach, aż staną się one „wyschniętymi trupami”. Nic dziwnego, że zgodnie z tą interpretacją „żydowski pachołek” Niewiarski ze staruszka z krzyżem przemienił się w demonicznego osiłka z PPR.
         „[…] parobek-dozorca pilnuje iwrieja-Bieruta z Ostrowca, pilnuje Minca z Końskich. Czym się, zdrajco, różnisz od tego dozorcy z Plantów?! O, biada ci, zdrajco, łzy i krew ojców, matek, braci, sióstr i sierot zostaną pomszczone.
          Cześć Hitlerowi (gdy chodzi o wymordowanie żydokomuny). […]

s.318-322
Strategie WUBP: Władysław Sobczyński
[…]
         Sobczyński znany był jako antysemita. Jego dzienniki, w latach sześćdziesiątych pisane na zamówienie Zakładu Historii Patrii, dowodzą, że kategoriami „krajowców” i „moskwian”, czyli towarzyszy mniej lub bardziej zapatrzonych na Wschód, polski komunizm posługiwał się na długo przed wybuchem wojny. Większościowa frakcja KPP w Ostrowcu od początku lat trzydziestych rywalizowała z „mniejszościową grupą towarzyszy-Żydów” [przyp. 1859 – AAN, sygn. 7774, szczególnie podrozdz. „Warchoły” i nast. Zob. też Kąkolewski, „Umarły cmentarz…”, 40-46 […] zob. L. Kowalewski, „KBW a żołnierze wyklęci”, Poznań 2016, 17 przyp. 2.] Podczas gdy tych ostatnich pochłonęły czystki, większościowa grupa Sobczyńskiego wyszła z nich niemal bez szwanku.

s. 369-370
Rozdział 13 Wojewoda Wiślicz-Iwańczyk i jego ludzie
[podrozdz.] Kobyle Bagno i Kotyska

Gdy oddział „Żbika” polował na żydowskich uciekinierów ze starachowickiego obozu pracy, tych samych zbiegów zabijali też żołnierze „Świtu”, pierwszego oddziału AL na Kielecczyźnie.
          Niektórych z tych uciekinierów niełatwo było znaleźć. Latem 1942 roku na bagnach Klamocha w Puszczy Iłżeckiej osiadł stuosobowy żydowski obóz rodzinny pod dowództwem Chila Brawermana. Niemcy rozbili go dopiero wówczas, gdy radomska PPR zastąpiła Brawemana znanym nam już partyzantem AL Stanisławem Olczykiem-Garbatym [przyp. 2194 – Zob. Olczyk biogram. Zob. wypowiedź na temat rozbicia tego oddziału Mariana Langera [w:] Heda-Szary, „Wspomnienia…”, s. 60-61]. W puszczy, ciągnącej się od Skarżyska do Ostrowca, nie osuszono jeszcze bagien Klamocha czy Kobylego Błota, a wody spływające z mokradeł Skrzydłowiny i Wierzbeczki, łącząc się w zapadlisku Wilczego Dołu, odcinały uciekinierów od świata.
          Dwa lata później do lasu dotarła kolejna fala żydowskich rozbitków, tym razem ze starachowickiego obozu pracy. Pięć lat po pogromie, pod zarzutem rozstrzelania od jedenastu do szesnastu z nich, Wydział Specjalny MBP aresztował Tadeusza Maja, ps. Łokietek, dowódcę „Świtu”. Gdy popełniono zbrodnię, oddział podlegał szefowi sztabu III Obwodu AL, późniejszemu wojewodzie kieleckiemu Eugeniuszowi Wiśliczowi-Iwańczykowi oraz jego dowódcy, Mieczysławowi Moczarowi, natomiast Władysław Sobczyński był szefem bezpieczeństwa obwodu.
          Aresztowany Maj nie zaprzeczał, że w sierpniu 1944 roku on i jego ludzi rozstrzelali Żydów nad Kotyską, mówił tylko, że wykonywał rozkaz Wiślicza i „Władka” Sobczyńskiego, który był opiekunem „Świtu” z ramienia NKWD: Wiślicz podkreślał, że znajdują się wśród nich Żydzi z Iłży, którzy znają ludzi z jego oddziału i mogą [ich] zadenuncjować (…). Sobczyński zaznaczył przy odejściu, że całą grupę należy bezwzględnie zlikwidować” [przyp. 2198 – AIPN BU_703_1132, k. 26-27]. […]

s.450
Zestawienie list ofiar
Gertner Bajla, l. ok. 20; AIPN Ki 41_520_t1, cz. 2, k. 88-91; nr obozowy A-16910, zmiażdżenie czaszki
Gertner Bajla, ur. w 1929 r. w Ostrowcu, c. Izraela Dawida i Rywki; CKŻP 303/V/489, k. 79; 303/V/534a, k. 1; JOINT 350/54,k. 44; Blum. 18, 36; Sara Arm 7, 9

s. 462-476
Apendyks 2: Lista ocalałych w pogromie kieleckim i niektórych świadków
Imię i nazwisko: Aleksandrowicz Jakub
Dane: s. Hersza, ur. w 1921 r. w Ostrowcu
Obdukcja: przyjechał do Kielc w interesach z Łodzi
Źródła: relacja własna: AIPN Ki_53_4749; Wokół 1, 303
[…]
Imię i nazwisko: Brukier/Brukierier Pinkus/Pinkwas,
Dane: ur. 11 kwietnia 1917 r. w Ostrowcu Kieleckim, s. Lejzora i Łai,
Obdukcja: zam. w Kielcach, ul. Planty 7; AIPN Ki_41_520_t1_cz2, k. 209-210, k. 219-220; pięć ran tłuczonych głowy;
Adres zamieszkania, źródła: malarz; Lista przyjętych do szpitala w Łodzi 7 lipca 1946 r.; szpital opuścił 29 lipca 1946 r.; CKŻP, 303/XIX/57, k. 3 (lista ocalałych po przesiedleniu do Łodzi)
[…]
Imię i nazwisko: Micmacher/Muncmacher/Mutzmacher/ Lodzia/Leokadia/Gucia/Zella
Dane: ur. 12 maja 1932 r. (ew. 1933) w Ostrowcu, c. Moszka i Dory, na Liście przyjętych do szpitala w Łodzi 7 lipca 1946 r. – ur. 26 sierpnia 1932 r.;
Losy wojenne: getto w Ostrowcu; Auschwitz, nr obozowy 16987; Ravensbruck; 1948 – DP Heidenheim
Obdukcja: zam. w Kielcach, ul. Planty 7; AIPN Ki_41_520_t1_cz2, k. 199-200; dwie rany tłuczone głowy
Adres zamieszkania, źródła: uczennica, l. 14; CKŻP 303/XIX/57, k. 3; zam. w Ostrowcu, ul. Młyńska 1; Lista przyjętych do szpitala w Łodzi 7 lipca 1946 r.; szpital opuściła 26 lipca 1946 r.; CKŻP, 303/XIX/57, k. 3 (Lista ocalałych po przesiedleniu do Łodzi); Bad Arolsen 3 podaje nazwisko Edelstein; wyjazd do Kanady

s. 486-487
Apendyks 4: Zabójstwa Żydów na Kielecczyźnie od wkroczenia Armii Czerwonej w styczniu 1945 roku do lipca 1946
Data: 12 lub 19 marca 1945 r.
Miejscowość: Ostrowiec Świętokrzyski
Opis i źródło, nazwiska ofiar i sprawców: W mieszkaniu Fajgi Kwiatkowskiej-Krongold z broni maszynowej zastrzelono 4-5 osób i kilkoro raniono; pretekstem do napaści była plotka, że Krongold przechowuje listę Polaków, którzy w czasie okupacji przyczynili się do śmierci Żydów, „Dziennik Powszechny” nr 197: 1946; sprawcy to Ludwik Krzymiński i Kazimierz Markwit [powinno być: Markwart]; Krzysztof Urbański pisze („Żydzi ostrowieccy”, s. 117), że był to napad na mieszkanie Fajgi Krongold i Chai Sznajder z domu Szpigel (pierwsza przeżyła wojną dzięki polskim dokumentom na nazwisko Felicji Kwiatkowkiej); zastrzelono Leiba Lustiga (17 lat), który wrócił z obozu, oraz Żydówkę z Ćmielowa; zob. także: L. Milstein, „Annihilation of a Jewish Community”, [w:] „Ostrowiec. A monument…” s. 95-96; wersja R. Śmietanki-Kruszelnickiego – ofiary: 4 Żydów zabitych i 4 innych rannych, sprawcy: bojówka poakowska organizacji podziemnej, „zwalczająca konfidentów NKWD i Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego
Liczba ofiar śmiertelnych: 4 lub 5

s. 548-549
Sobczyński Władysław, wł. Spychaj, ps. Stary, Kłych, Jurand, Władek, ur. 10/3/1904 w Ostrowcu, s. Wincentego Spychaja i Katarzyny z Tarnowskich; tokarz i ślusarz; przed wojną w KZMP i KPP w Ostrowcu i Starachowicach, więziony za komunizm w latach 1925-1928 i 1932-1936, również 3 miesiące w Berezie Kartuskiej, skąd podobno wyszedł po zawarciu umowy z policją (AIPN Bu 2602_2433, k.52); we wrześniu 1939 udaje się na Wschód i wstępuje do milicji sowieckiej w Hrubieszowie; po ewakuacji Armii Czerwonej wyjeżdża z nią do Włodzimierza Wołyńskiego, skąd razem z bratem Bronisławem zostają skierowani do Rożyszcz; tu też służy w milicji; w lutym 1940 wyjeżdża z bratem w głąb ZSRR do obwodu iwanowskiego; w dniu wybuchu wojny z Niemcami zgłasza się jako ochotnik do Armii Czerwonej; władze kierują go jednak na kurs w szkole wywiadowczo-dywersyjnej ZSRR (18/11/1941-5/9/1943), razem z J. Foremniakiem i L. Partyńskim, wszyscy z Ostrowca; w maju 1943 wszyscy trzej zostają przerzuceni z grupą partyzancką im. Ponomarienki w okolice Jeziora Wygonowskiego na południe od Baranowicz, do sowieckiego oddziału K. Siergiejewicza Orłowskiego; następnie przechodzi z terenów Białorusi na Lubelszczyznę w lasy parczewskie, gdzie zostaje szefem kontrwywiadu w polskim oddziale Janowskiego (L. Kasmana) na Lubelszczyźnie i w sztabie Obwodu III AL u M. Moczara; w ankiecie personalnej wśród organizacji, do których należał, obok PPR, WRN, BCh, AL. wymienia też „ZWZ, AK i NSZ [!]”; 25/10/1944 przerzucony przez linię frontu do Moskwy; 9/1/1945 powrót do Lublina do dyspozycji PKWN; notatka MBP z 16/1/1945: „przyjąć w charakterze zastępcy kierownika grupy operacyjnej kieleckiego województwa”; od 17/1/1945 do 30/6/1945 z-ca szefa WUBP w Kielcach; od 28/6/1945 do 27/12/1945 szef WUBP w Rzeszowie; od 9/1/1946 do 8/7/1946 szef WUBP w Kielcach; sądzony przez WSR w Warszawie za „brak przeciwdziałania wobec czynów przestępczych popełnianych przez tłum w procesie w dniach 13-16/12/1946, uniewinniony; od 10/2/1947 do 10/6/1947 z-ca szefa Oddziału IV Zarządu Informacji KBW; od 10/6/1947 z-ca szefa Zarządu Informacji KBW; od 6/7/1950 dyrektor Biura Paszportów MBP; 8/1/1952 w związku z zarzutami dotyczącymi egzekucji Żydów nad Kotyska zdjęty z zajmowanego stanowiska i przekazany do dyspozycji MBP; 22/1/1952 zwolniony z MBP, potem w MON; teczki osobowe W. Sobczyńskiego-Spychaja, m.in. AIPN BU_0193_7009_t.1; AIPN Bu_2602¬¬_2433; AAN 7509