Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 1944. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 1944. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 25 sierpnia 2024

Dziennik Chaima Icchaka Wolgelerntera

 

Chaim Icchak Wolgelernter i Chajele z ich pierworodnym dzieckiem, 1940 r.

Wprowadzenie do dziennika Chaima Icchaka Wolgelerntera

[…] Chaim Icchak urodził się w 1911 r. w Ożarowie jako czwarte z ośmiorga (dwoje zmarło w dzieciństwie) dzieci Hendli Rywki z domu Selzer oraz Jeszajahu Wolgelerntera. Rodzina przeniosła się do Kazimierzy Wielkiej, gdzie Jeszajahu został szochetem (rytualnym rzeźnikiem) miejskim. Był potomkiem wybitnego rebego Itamara z Końskowoli i pobożnym chasydem. Najstarszy brat Chaima Icchaka, Abram, wyjechał w latach dwudziestych do Kanady, dwóch młodszych – Dawid i Meir – zostało pomocnikami ojca. Najstarsza siostra Matil wraz z mężem Chaimem Medlem mieszkała w Zawichoście, młodsza, Ita, mieszkała jeszcze z rodzicami.

Chaim Icchak Wolgelernter od najmłodyszch lat wyróżniał się pobożnością i głodem wiedzy. Po swojej bar micwie wyjechał do Krakowa, by studiować Torę w tamtejszych jesziwach. Po kilku latach udał się do Ostrowca, zdał trudny egzamin i został przyjęty do znakomitej lokalnej jesziwy. Ujawnił się wówczas również jego talent literacki – został sekretarzem jesziwy, a także wydawcą miesięcznika poświęconego Torze, pisywał też własne teksty do pism religijnych.

Gdy w 1936 r. poślubił Chaję Płatkiewicz z Działoszyc, zamieszkali w sąsiedzwie jej owdowiałej matki Jachet Płatkiewicz, której Chaja pomagał prowadzić sklep tekstylny. Gdy po trzech latach małżeństwa młodzi Wolgelernterowie wciąż nie mieli dzieci, Chaim Icchak zwierzył się z tego problemu swojemu cadykowi z Ostrowca, a ten nakazał mu pojechać do cadyka Noama Elimelecha do Leżajska. Dziewięć miesięcy później, w końcu listopada 1939 r., urodziła się Wolgelernterom córka Alte Sara Lea, a w lutym 1941 r. syn Szraga Fajwel. […]

[…] Sam Chaim Icchak Wolgelertner w czasie drugie akcji wysiedleńczej znalazł schronienie (podobnie jak w czasie pierwszego wysiedlenia) u sołtysa w Szyszczycach, a jego bracia Dawid i Meir – u Magdy Kozioł w Skalbmierzu. Później, w lutym 1943 r. zgodziła się ona przyjąć do siebie innych żyjących jeszcze członków rodziny. […] Tam właśnie, na strychu w Skalbmierzu, Chaim Icchak zaczął pisać swoją kronikę. […] Z niemałym trudem znaleźli kolejną kryjówkę we wsi Dębowiec u chłopa nazwiskiem Biskup […] pozostali i Biskupa Żydzi zostali zamordowani 22 czerwca 1944 r. […]

Dziennik Chaima Icchaka Wolgelerntera – tragiczne świadectwo wiary – jest jednym z ważniejszych źródeł na temat Zagłady, być może jedynym pisanym na bieżąco, w ukryciu przez chasydzkiego rebego.

[…] Książka „Unfinished Diary: A Chronicle of Tears” autorstwa Chaima Icchaka Wolgelerntera ukazała się w 2015 r. nakładem wydawnictwa Israel Bookshop Publications.

[…]

Barbara Engelking


KRONIKA ŁEZ
Opracowanie Barbara Engelking


Archanioł Michał poświęca dusze sprawiedliwych przed Bogiem.
(תוספות מנחות ק'י חנינה כ'ב)

Kiedy miałem 16 lat, po spędzeniu moich najlepszych lat w jesziwach w Krakowie, wiedziałem już więcej o Talmudzie i posekach, kiedy moja dusza zaczęła nagle odczuwać pragnienie czegoś wyższego, co przyniosłoby rozwiązanie różnych wątpliwości, które gnębiły myśli […] galicyjskie, moje dotychczasowe życie stawało się coraz bardziej nudne, monotonne i ciasne, potrzebowałem siły, która by mnie porwała, wyprowadziła na szersze i wyższe horyzonty, postanowiłem więc pojechać do Ostrowca.

Genialna metoda pulpil (przyp. 2 – Metoda nauczania pilpul (hebr. debata, od pilpel – pieprz, przenośnie gorąca [ostra] dyskusja) – specyficzna metoda prowadzenia studiów talmudycznych, oparta na dialektycznym rozważaniem fragmentów tekstów.), o której miałem trochę pojęcia od mojego rabbiego, reb Lewina, nauczyciela z Krakowa, ucznia starego rabbiego z Ostrowca, reb Meira Jechiela, błogosławionej pamięci, oryginalne i specyficzne podejście do każdego trudnego bądź zagmatwanego zagadnienia z Gemary, niezrozumiałego zwrotu, albo zwyczajnie niewiarygodnej historii, z dokładnie sprecyzowaną błyskotliwą myślą, czasami też z wyliczonymi matematycznie cyframi, oraz jedyny w swoim rodzaju, niezwykły post jako droga umartwiania się w służbie Bogu spowitej welonem legend – wszystko to razem tak mnie zahipnotyzowało. Pewnego dnia w Sukot roku 1929 po raz pierwszy przekroczyłem próg domu mojego wielkiego rabiego, reb Ezechiela Binsztoka [powinno być: Halsztuka], rabiego z Ostrowca, jedynego syna i dziedzica duchowego świętego reb Meira Jechiela, błogosławionej pamięci.

Po dziś dzień nie jestem w stanie zrozumieć, skąd w moim nędznym doczesnym życiu znalazło się miejsce dla wielkiej światłości, która biła od tego przewodnika duchowego, którym był rebe z Ostrowca. Jestem pewien, że rzeczywiście odczułem w sobie tę świętość. Nigdy nie zapomnę wrażenia, jakie zrobiła na mnie modlitwa rebego. 8 dnia Sukot, kiedy odmawiał „Niszmat kol Chaj” z ekstazą tęskniącej duszy, z sercem, z którego tryskało źródło łez – święty Ojcze, litościwy i miłosierny Stwórco – jasno było widać, jak za sprawą tego wielkiego przewodnika jest wyrażany ból i cierpienie całego narodu przed jego miłosiernym Ojcem, Który bez litości każe swoje dzieci, kiedy źle dczynią, a potem uległe przyrzekają, że będą już pobożne.

Czułem, jak każdy członek mojego ciała, każde ścięgno i najmniejsza cząsteczka zostają obmyte, opalone gorącymi węglami, całe jestestwo nagle staje się tak oczyszczone, dostaje skrzydeł, szybuje coraz wyżej i wyżej do bezkresnych światów – zapomniałem o wszystkim, co wokół mnie.

Potem czułem wszechogarniające mnie ciepło, taką duchową lekkość, że przez cały dzień chodziłem w uniesieniu ducha. Tisz u rebego i jego modlitwy, wszystko to zdawało mi się częścią niebiańskiej światłości, która nie ma nic wspólnego ze sprawami ziemskimi. Przybyła tylko na świat, aby wszystko to unieść na tę samą wysokość, duchowość przebrała się w ubiór duszy, nastąpił upadek na potrzeby wzniesienia. Kiedy po tiszu omawiano wspaniale głębokie kazanie, które rebe wygłosił przy stole, zostałem całkiem porwany przez każdą myśl. Wszystkie one przeszywały mnie do najintymniejszych pokładów umysłu, były skierowane bezpośrednio do mnie, były odpowiedzią na moje wątpliwości, napojem dla mojej spragnionej duszy. Ten jeden dzień rozwiązał nawarstwiające się przez lata. Zrozumiałem magnetyczną siłę Ostrowca.

*

A kiedy jego modlitwy nie były w stanie odwrócić wyroku, który ogrodził twierdzę surowej sprawiedliwości, ideał wskazujący drogę nie mógł więcej oświetlać mrocznej przyszłości narodu żydowskiego, i kiedy również milionowe europejskie żydostwo zostało złożone w męczeńskiej ofierze na ołtarzu Kidusz ha-Szem, czyż na tym samym ołtarzu mogło zabraknąć miejsca dla ich wielkiego przewodnika?

*

Kiedy europejscy Żydzi zostali wymordowani, ich miejsca święte zburzone, a świętości zbrukane, nie było też miejsca dla uświęconego, boskiego ołtarza świętego rebego z Ostrowca, tablice zostały roztrzaskane.

Czasami rebe tłumaczył ostrowiecką metodę nauczania i modlitwy. Całe stworzenie świata i każda rzecz ma ciało i oblicze albo, jak się to często nazywa, ciało i duszę. Oblicze, to znaczy dusza, jest istotą stworzenia, ciało jest jedynie ubraniem dla duszy. Tak samo jest z człowiekiem, który jest istotą stworzenia, dzieła stworzenia, i on również ma ciało i duszę. Dusza człowieka jest boską cząstką. Każda micwa i dobry uczynek, który wykonuje człowiek, to pokarm duchowy dla duszy, dla cząstki boskiej. Siłą rzeczy, kiedy dusza się raduje, człowiek tworzy w ten sposób naches-ruech (powiew ekstazy) również dla Najwyższego, dla Szechiny, ponieważ dusza jest cząstką boską.

Poza tym człowiek, najdoskonalsze stworzenie, został stworzony z umysłem i rozumem, aby robił jak najwięcej micw i dobrych uczynków i tworzył jak największy naches-ruech dla Boga. Dusza w ten sposób dociera na najwyższe poziomy, nawet do poziomu Mosze Rabenu (Mojżesz, nasz nauczyciel). Twarzą w twarz mówię do niego, to jest tikun (ulepszenie, naprawa) doskonalenia […] wszystkich gaonów i cadyków, zarówno ukrytych, jak i ujawnionych, każdego na jego własny sposób i każdego z nowymi spostrzeżeniami odnośnie Tory i spełniania Woli Bożej. Jedyną intencją ich wszystkich był tikun duszy, aby stworzyć dla niej pokarm duchowy. Wielki Bal Szem Tow stworzył chasydyzm. Jest to nowa, zupełnie nowa droga. Napełnił on służbę Bogu tak silnym duchem życia, w chasydyzmie jest tak wielka siła, która jest w stanie pociągnąć za sobą nawet biednych, prostych Żydów, którzy nie znają Tory, będącej wstępem wiodącym do tikunu duszy. Siła chasydyzmu promienieje do takich ludzi, aby również oni mogli osiągnąć doskonałość, aby również oni mogli przynieść swojej duszy pokarm duchowy.

Wielki ojciec rabiego miał własną drogę, przez posty i samoumartwianie się, przez akceptację trudności, przygotowywanie ciała i poniżanie własnego ja doszedł on do uniesienie duchowego. Duchowość duszy tej cząstki bożej, wzniosą się ku najwyższym źródłom Stwórcy przez odrzucenie najniższego świata duszy. Było to dla niego zagadnienie cierpień z miłości. Dlaczego właśnie karci Pan, kogo miłuje? Jeśli człowiek na zasługuje na ukaranie przez cierpienia, dlaczego Bóg go karze? Jest to jedno i to samo, kiedy człowiek naprawia duszę, uzyskuje przecież boski naches-ruech. Siłą rzeczy przez cierpienia fizyczne, które na niego spadają, jego ciało ziemskie jest ciemiężone, ale jego duchowe zadowolenie staje się silniejsze. Dusza wznosi się do wyższych poziomów, dlatego nazywamy to cierpieniami z miłości. Cierpienia przychodzą na człowieka przez miłość, którą Bóg otrzymuje z dobrych uczynków, i dlatego nasi uczeni uważają, że jeśli na człowieka spadają plagi, powinien od wiedzieć, że to nie są cierpienia z miłości.

Dlaczego właściwie cierpienia od plag nie są cierpieniami z miłości? Jak mówimy, cierpienia prowadzą do uwznioślenia duszy, do świętości. Plagi nie tylko, że nie mogą doprowadzić do świętości, ale mają dokładnie odwrotny skutek. Jest to przecież powiew nieczystości, który zabrudza duszę, i nie może zostać nazwany cierpieniem z miłości. Tak ojciec rabiego stworzył nową drogę w służbie Bogu, również do nauczania dał nowy wiatr życia, swoją metodę pulpil, która ma służyć temu samemu. Błyskotliwe dzielenie włosa na czworo, aby znaleźć najbardziej dogłębną istotę rzeczy, to co najintymniejsze w duszy, to znaczy sedno zagadnienia, przekreślenie tego, co umysłowe, służy temu, aby cała dusza mogła komunikować się ze światem Tory, aby nastąpiło zbliżenie duszy człowieka i duszy Tory, a jako że dusza człowieka jest cząstką boską, zamiarem jest, aby Bóg i Izrael stały się jednym.

Później już sam zrozumiałem, kiedy często wskazywał, że droga jego ojca była […] miłości, wtedy on, następca i duchowy spadkobierca, również dołożył cegiełkę do tego budynku, mianowicie odmawianie modlitwy nazywanej modlitwą serca, było to […] bojaźni – serce cielesne.

Były […] ból przeciw gorącemu pragnieniu cielesnego serca.

Byłem pewny, że w ostatnim pokoleniu, chociaż […] Tory znajdowało się w Polsce wystarczająco wielu, to jednak najświętszym miejscem było Ostrowiec – arka przeświętego rebego, w której znajdowały się dwie tablice – Tora Weawoda (Tora i praca).

Następca i dziedzic duchowy, który z takim przekonaniem pielęgnował metodę swojego ojca, że kiedy wybiła godzina […], aby dusza, cząstka boska, dosięgnęła najwyższego źródła przez całkowite uwolnienie się od potrzeb cielesnych, przez całkowite anulowanie cielesności, przygotowywał się do tej wielkiej godziny. Dłuższy czas wcześniej, całe dnie owinięty w tałes i tfilin, zagłębiony był w zagadnienia Kidusz ha-Szem.

Archanioł Michał poświęca dusze sprawiedliwych przed Bogiem. Później to zrozumiałem.

W Lag Baomer 1930 r., kiedy pochylaliśmy się nad przepisami dotyczącymi szechity (rytualny ubój zwierząt), rabi powiedział mi, że halacha jest ogrodzeniem, ponieważ halacha broni nas przed żądami cielesnego serca – […] pobożność – szechita – jedynie pobożność, pilpul szel Tora (hermeneutyka, analiza i krytyka jako narzędzie Tory), będąca duszą Tory, jest pokarmem duchowym dla duszy i umysłu. Aby tworzyć naches-ruech dla Stwórcy, musi być przecież miłość, dlatego halacha, pilpul i obraz są takim magnesem dla duszy, a serce, miłość i pobożność – prawdziwym i całkowitym tikun. Tak.

Z języka hebrajskiego przełożyła Blanka Górecka
Z języka jidysz przełożyła Magdalena Siek

[…]

 

Źródło:
„Nic nie potrzebujemy. Tylko przetrwać ten czas. Relacje Żydów ukrywających się w okupowanej Polsce”, red. Justyna Majewska, Warszawa 2022.
rodz. VI Chaim Icchak Wolgelernter
s. 437-454

niedziela, 27 listopada 2022

Ja łebków nie dawałem

 


Jakub Szymczak
„Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym”
Wołowiec 2022


s. 192-194

                 O co dokładnie zostali oskarżeni [bracia Zajfmanowie – Abram i Lejbusz]? W „Jornal Israelita” z 16 stycznia 1947 roku napisano: „Uznajemy braci Abrama i Lejbusza Zajfmanów jako odpowiedzialnych za bestialskie traktowanie i przywłaszczenie majątków swoich ofiar dla własnej korzyści.

                Że Abram i Lejbusz Zajfman są odpowiedzialni za wytępienie wielkiej części ludności żydowskiej w mieście Ostrowcu, włącznie z ludnością żydowską, która została zapędzona do tegoż miasta z innych obszarów.

                Że ciąży także odpowiedzialność na braciach Abramie i Lejbuszu Zajfmanach, że w wigilię opuszczenia miasta Ostrowiec przez barbarzyńskie hordy Hitlera, szef gestapo tegoż okręgu doniósł im następująco:

                Jutro opuścimy miasto, musimy wysłać resztę więźniów do krematoriów i wagony do tego celu są już przygotowane.

                Abram i Lejbusz Zajfman przyjęli tę diabelską misję i ją wykonali z największą dokładnością i zimną krwią, nie pozostawiając nikogo z ludności żydowskiej w mieście, a sami jako jedyni w ten sposób ocaleli”.

                W gazecie wydrukowano też nazwiska ofiar Zajfmanów, które świadczyły przeciwko nim, między innymi rodzeństwa Joska i Motla Frydmanów.

                Nieprawdą jest, że Zajfmanowie przetrwali jako jedyni Żydzi w Ostrowcu. Z pewnością wielu Żydów się ukryło. Wojnę przeżył na przykład Komendant tutejszego OD [Jüdischer Ordnungsdienst, dosł. Żydowska Służba Porządkowa] Moszek Puczyc. Według Moszka Rapaporta, ostrowieckiego Żyda, którego świadectwo odnalazł i umieścił w swojej książce „W lepszym towarzystwie” dziennikarz Aleksander Rowiński, Puczyc po wojnie wyjechał do okupowanych Niemiec i został „prezydentem” obozu dla przesiedleńców w Monachium. W maju 1945 roku do miasta wróciło prawie dwustu członków społeczności żydowskiej.

                Abram Zajfman rzeczywiście kierował likwidacją ostrowieckich Żydów. W mieście żyło ich mniej więcej dziesięć tysięcy, stanowili oni około czterdzieści procent populacji miasta. Podczas okupacji liczba ta się zwiększyła – do Ostrowca zwieziono między innymi tysiąc Żydów z Wiednia. Łącznie w niewielkim getcie znalazło się ponad piętnaście tysięcy osób. Większość z nich w październiku 1942 roku wywieziono do Treblinki. Ale nie wszystkich – w kwietniu 1943 roku wywieziono kolejne osoby, w mieście zaś powstał obóz pracy. Pozostawiono około dwóch tysięcy Żydów i stłoczono ich w kilkunastu barakach. Nieco ponad rok później, gdy Niemcy postanowili pozbyć się poprzedniego komendanta obozu, na to stanowisko awansował Abram Zajfman. Nie potrzebowano go na długo, ale zgodnie z relacją z brazylijskiego procesu miał do wykonania ostatnie zadanie – likwidację obozu i zapełnienie wagonów wiozących Żydów na śmierć. 3 sierpnia 1944 roku do Auschwitz przyjechał ostatni transport z Ostrowca. Było w nim co najmniej trzysta sześć kobiet. Te z nich, które uznano za niezdolne do pracy, skierowano prosto do komory gazowej. Skończyła się krótka kariera Abrama Zajfmana jako komendanta obozu w Ostrowcu.

                Oskarżyciele przeceniają jego możliwości i przejaskrawiają wyrządzone przez niego zło. Z brazylijskiego śledztwa wynika, jakoby Zajfman sam był odpowiedzialny za wymordowanie wszystkich ostrowieckich Żydów. Tymczasem uratowało się kilkuset z nich. Poza tym oskarżyciele źle ocenili sytuację w sierpniu 1944 roku. Armia Czerwona mościła się wówczas na linii Wisły, zaledwie czterdzieści kilometrów od Ostrowca. Niemieckie wojska i służby traciły kontrolę na sytuacją. Wobec tego pojedynczy żydowski komendant nie mógł z premedytacją wymordować lub pomóc w wymordowaniu wszystkich Żydów pozostałych w mieście. Według jednej z relacji chaos sprawił, że z obozu uciekło wówczas około dwustu osób. Abram Zajfman zapisał się na ciemnych kartach historii ostrowieckich Żydów, ale z pewnością nie było uosobieniem zła ani ludobójcą.

[…]

s. 198-199

W latach pięćdziesiątych […] Boymfeld [ówczewsny przewodniczący związku ostrowieckich Żydów w Rio] wspomina siedmiu świadków przestępstw Zajfmanów:

Jojsefa Wajnberga, który zaświadczył, że Zajfmanowie okradli go ze wszystkiego, co posiadał w obozie.

Szlojme Horowica, który powiedział, że Zajfmanowie są winni śmierci wielu Żydów, w tym Awrama Rotsztajna, Jehiela Wajnberga, żony Arona Frydlanda i córki Jankiela Warszawskiego.

Szmula Korwasera, który wykupił się u Zajfmanów od śmierci za sześć złotych monet.

Eliezara Nisenbojma, który uważał, że Zajfmanowie byli najgorszymi policjantami w getcie.

Motla Rozenblata, który mówił, że Lejbusz Zajfman go torturował.

Ryszli Szafir, która oskarżyła Abrama o śmierć Efroima Szafira i Bera Blumenfelda.

Szlojme Cwajgmana, który dodał, że Abram Zajfman napisał donos do gestapo na Szafira i Blumenfelda mających ukrywać innych Żydów.

[…]

[…] Żona Lejbusza [Zajfmana] prosiła Żydowski Instytut Historyczny o zaświadczenie, że jej mąż w Polsce „nie dopuścił się żadnego czynu hańbiącego”. Odpowiedź z pewnością ją rozczarowała:

„Nasz Instytut nie może wystawić zaświadczenia o tym, jakoby Lejbusz Zajfman nigdy nie dopuścił się w Polsce żadnego czynu hańbiącego, ponieważ Lejbusz Zajfman był policjantem w getcie w Ostrowcu i jako funkcjonariusz policji odznaczał się złą wolą, brutalnością i szantażem i należał do najbardziej zdemoralizowanego i szkodliwego elementu policji gettowej. To samo dotyczy osoby jego brata, Abrahama. […]” – tłumaczył w piśmie Bernard Ber Mark, dyrektor ŻIH-u.

piątek, 27 maja 2022

Dawid Panzer

John Panzer: My father David Neuer Panzer (aka Bronisław Kuniński) living under false identity in Ostrowiec Św. from early 1944 until liberation in January 1945. Worked for German auto-mechanical firm J. Donges Wiest.  In photo he is first on the left.


Źródło: Jews of Ostrowiec

środa, 4 maja 2022

Oświadczenia Kazimierza Barana


"Wspomnienia z okresu okupacji hitlerowskiej"
Marian Kacała "Ryś II"
Kazimierz Baran "Rzepka"
red. W. R. Brociek
Ostrowiec 2014


s. 90-92

DODATEK

Oświadczenie Kazimierza Barana (1)
               
Ja, Kazimierz Baran, urodzony dnia 9 I 1904 r., we wsi Jędrzejowice, ówcześnie powiat opatowski, woj. kieleckie, w okresie okupacji członek PPS-WRN obwodu ostrowiecko-opatowskiego, oświadczam, że w zasięgu mojej działalności konspiracyjnej – następujący towarzysze z PPS-WRN ukrywali i ratowali Żydów.
1. We wsi Podszkodzie (ok. 5 km od Ostrowca), pow. opatowski, towarzyszka Golcowa ukrywała dwóch Żydów. W październiku 1944 r. gestapo „oczyszczając” tereny przyfrontowe wykryło u Golcowej tych Żydów. Wg jednej wersji została wywieziona do obozu koncentracyjnego, z którego już nie wróciła, wg drugiej – została też na miejscu zastrzelona. Zdaje się, że mąż jej Golec Józef jeszcze żyje i mieszka w okolicy Ostrowca. Po wykryciu Żydów był on aresztowany, ale po pewnym czasie zwolniono go. O ukrywaniu przez Golcową Żydów pisze Władysław Zwiejski ps. Jaruga (komendant BCh. na powiat opatowski) w swej książce pt. „Walczyli w Chłopskich Batalionach” (Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, 1964 r.), s. 26:
                W październiku w Podszkodziu w zabudowaniach Golcowej żandarmi odkryli dwóch Żydów, których zastrzelili na miejscu. W zabudowaniach tych w różnym czasie przechowywali się i inne osoby. Golcowa była w kontakcie z działaczem WRN Bojanowskim (Dobiesławem Damięckim), ukrywającym się po zabójstwie aktora Igo Syma, znanego agenta niemieckiego.

2. W sąsiedniej wsi Olszówka towarzysz Nowak [Józef] ukrywał trzech Żydów. W czasie prowadzonej przez żandarmów obławy Żydzi ci w ostatnim momencie zdołali uciec. Tow. Nowak został aresztowany i rozstrzelany w jednej z egzekucji.

                Poza tym wiadomym mi było o następujących wypadkach ukrywania Żydów:
1. Śliwka Andrzej ze wsi Podszkodzie przechowywał dziewięciu Żydów.
2. Błaszczak Stanisław ze wsi Chmielów przechowywał ośmiu Żydów.
3. Madej Józef z tej samej wsi przechowywał kilkunastu (17) Żydów.
4. Krasa Stanisław ze wsi Częstocice przechowywał młodą Żydówkę.
5. Małek ze wsi Chmielów przechowywał Żydówkę, z którą się po tym ożenił.

/-/ Kazimierz Baran
Ostrowiec Świętokrzyski 9 X 1975r.

 

Oświadczenie Kazimierza Baran (2)
                W wyniku zbierania szczegółów o pomocy udzielanej Żydom w okresie okupacji hitlerowskiej w rejonie Ostrowca Świętokrzyskiego przekazuję dalsze uzupełnienia do mojego poprzedniego oświadczenia z dn. 9 X 1975r.
1. Ob. Maria Modliborkowa aktualnie mieszkająca w Ostrowcu Świętokrzyskim ul. Iłżecka 50 potwierdza, że Golcowa została zabita jednocześnie z dwoma Żydami, których ukrywała w swych zabudowaniach we wsi Podszkodzie. Mówił o tym Ob. M. Modliborkowej ówczesny sołtys tej wsi Władysław Kiszka, który był obecny przy rozstrzelaniu. Mąż Golcowej jak i Wł. Kiszka już nie żyją.
2. Ob. M. Modliborkowa potwierdza też, że Nowak, który przechowywał Żydów u siebie we wsi Podszkodzie, został za to aresztowany, wywieziony i rozstrzelany.
3. Ob. Józef Rdzanek przechował 5-ciu Żydów u siebie we wsi Świrna.

                                                                                                                             /-/ Kazimierz Baran
                                                                                                                                             26 I 1976r.

środa, 7 lipca 2021

Pesa Balter

 Ocalona Paula Lebovics: Przeżyj, stając się niewidzialną 

„Jeśli on może pracować, ja też mogę pracować” – powiedziała sobie 9-letnia Paula Lebovics — wtedy Pesa Balter — po tym, jak jej starszy brat, 14-letni Josef, opuścił mały, zaszczurzony pokój, który służył jako jeden z ich liczne kryjówki w nieczynnej cegielni przez wiele tygodni, odkąd getto w Ostrowcu zostało zlikwidowane 10 czerwca 1943 roku. Ale gdy tylko Paula wyszła późnym popołudniem na zewnątrz, ukraiński strażnik złapał ją, związał ręce za plecami i wymanewrował ją w kierunku bramy wyjściowej fabryki, gdzie grupa więźniarek zbierała się przed powrotem do pobliskiego obozu pracy w Ostrowcu.

Paula stała tam przerażona, gdy ukraiński strażnik podszedł do dowodzącego SS. Nagle spomiędzy więźniów dostrzegła ją jej matka Pearl Balter i wciągnęła w gromadę kobiet. Ale oficer SS zauważył jej zaginięcie i zaczął bić kobiety, aż dotarł do Pauli. Szarpnął ją za ramię i cisnął gwałtownie o ścianę fabryki. Upadła na ziemię, tracąc przytomność. Kiedy się obudziła, kobiet już nie było. Pozostał tylko oficer SS.

Paula urodziła się 25 września 1933 roku w Ostrowcu, jako córka Pearl Leah i Izraela Baltera, najmłodszego z sześciorga rodzeństwa. Mieszkali w jednym z małych domów, które zamożny dziadek Pauli, Akiva Rosset, zbudował dla swojej rodziny na dziedzińcu za jego kamienicą. Cała rodzina pracowała dla dziadka, człowieka religijnego, który był właścicielem firm leśnych, monopolowych i skórzanych.

Paula cieszyła się idyllicznym dzieciństwem, bawiąc się z kuzynami na dziedzińcu i świętując wypełnione śpiewem kolacje szabatowe w mieszkaniu dziadków.

Życie zmieniło się jednak 7 września 1939 roku, kiedy Niemcy zajęli Ostrowiec. Kilka tygodni później Paula zobaczyła swojego pierwszego niemieckiego żołnierza, gdy wraz z ojcem próbowali wsiąść do pociągu do Warszawy, aby zresetować jej niedawno złamaną rękę. Żołnierz natychmiast je usunął.

Pod koniec 1940 r. rodzina została zmuszona do przeniesienia się do otwartego getta. Tam Paula i cała jej rodzina mieszkała w jednym pokoju, z wyjątkiem jej brata Yonatona, który uciekł do Wilna. Wiosną 1941 r. getto zostało ogrodzone.

W nocy 10 października 1942 r. Herschel, najstarszy brat Pauli, dowiedziawszy się, że akcja jest zaplanowana na następny dzień, zaprowadził 44 członków rodziny i przyjaciół do dołu, który wraz z wujem wykopali pod szopą w pobliskim składzie drewna . Gdy akcja się rozpoczęła, Paula zajrzała przez mały otwór i była świadkiem, jak Niemcy maszerują Żydów na rynek, tłuką ich kolbami karabinów i wyrywają dzieci z ramion matek.

Trzeciego dnia Herschel pozwolił odejść dwóm starszym siostrom Pauli, 18-letniej Chai i 16-letniej Chanie, przekonane, że ich karty pracy będą je chronić. Ale oni wraz z 11 tysiącami Żydów zostali zamordowani w Treblince.

Druga akcja miała miejsce 16 stycznia 1943 roku. Kiedy Paula wyszła z kryjówki, którą Herschel znalazł dla niej, jej matki i brata Josefa, zobaczyła łaty zakrwawionego śniegu. Dowiedziała się również, że zabrano jej babcię i wielu krewnych.

Jednak w czerwcu następnego roku, kiedy zaplanowano likwidację getta w Ostrowcu i przeniesienie pozostałych Żydów do obozu pracy w Ostrowcu, Herschel nie mógł już dłużej chronić Pauli i Josefa. „Sami musicie przetrwać” – powiedział im.

Paula poszła za Josefem do cegielni, gdzie ukryli się m.in. w wąskim otworze w murze, niedziałającym piecu i małym pomieszczeniu pełnym szczurów.

Kiedy Paula obudziła się po uderzeniu w ścianę, oficer SS zmusił ją do wstania, żądając, aby ujawniła, gdzie ukrywają się inni. – Nie wiem – odpowiedziała Paula, płacząc i pewna niefortunnego wyniku. „Jeśli nikogo nie znajdziesz”, zapytała, „czy mogę zobaczyć moją matkę i ojca po raz ostatni?”

Oficer poprowadził Paulę przez cegielnię, nie znajdując nikogo i wrócił do muru. Wycelował w nią rewolwer. "Obróć się. Stań twarzą do ściany – zażądał. Ale Paula odmówiła. – Obiecałeś, że zabierzesz mnie do matki i ojca – upierała się.

Właśnie wtedy wpadł pijany niemiecki oficer, śmiejąc się głośno. „Zamierzasz zmarnować kulę?” on zapytał. – Ona i tak umrze. Oficer SS opuścił rewolwer, trzęsąc się gwałtownie ze złości. – Idź – krzyknął do Pauli.

Wybiegła przez bramę i ruszyła drogą do obozu pracy, gdzie zastała ojca siedzącego z grupą mężczyzn. Usiadła obok niego płacząc.

Paula następnie dołączyła do matki w baraku dla kobiet. W ciągu dnia zbierała metalowe szczątki, czyściła i ładowała cegły, a wiosną 1944 r. pracowała w pobliskim niezamieszkałym obozie Młodzieży Hitlera, odchwaszczając boisko do piłki nożnej i przesuwając betonowy walec po kortach tenisowych.

Bycie dzieckiem w obozie było niebezpieczne, więc Paula nauczyła się stawać niewidzialna.

Na początku sierpnia 1944 r. obóz został zlikwidowany, a więźniów, ponad 1400 mężczyzn i 300 kobiet, w tym Paulę, jej rodziców i braci Herschela i Josefa, wywieziono bydlęcymi wagonami do Auschwitz. „Warunki, których nie możesz sobie wyobrazić w swoim życiu” – powiedziała Paula.

Przybywając 4 sierpnia, więźniowie zostali podzieleni na szeregi mężczyzn i kobiet. Paula i inne kobiety zostały wytatuowane, ogolone i pozostawione nago na zewnątrz przez 24 godziny. Następnie zostali obmyci i ubrani. Paula otrzymała białą bluzkę z długim rękawem, nic poza tym, a jej matkę halkę.

Przeprowadzono ich do bloku 16 w Birkenau, w obozie B, gdzie większość czasu spędzili na apelu – apelu.

Pewnego dnia blokowy usłyszał śpiew Pauli. Zaprosiła ją, aby zaśpiewała dla niej prywatnie, a także dla żeńskiej szefowej obozu B. Na tę okazję Paulę zabrano do magazynu, gdzie wśród gór ubrań znalazła sukienkę, bieliznę, pończochy, buty i płaszcz dla siebie i Pearl.

Ale zaledwie kilka dni później Paula oddała nowe ubranie, kiedy wraz z innymi dziewczętami została przeniesiona do baraku dziecięcego w bloku 1, gdzie spotkały pielęgniarki w białych mundurach i piętrowych łóżkach z białą pościelą. Zamiast apelu uczono ich pieśni i tańców w ramach przygotowań do wizyty Czerwonego Krzyża we wrześniu 1944. Dzieci jednak nigdy nie występowały.

Pielęgniarka wlała krople do oczu Pauli. Nie mogła ich otworzyć przez wiele tygodni bez uprzedniego oderwania warstwy lepkiej pozostałości.

Dzieci zostały przeniesione do Bloku 7 w E Camp, gdzie dr Josef Mengele odwiedzał prawie codziennie, zawsze usuwając niektóre dzieci. Paula pozostała niewidzialna. „Nie wiem, jak to zrobiłam” – powiedziała.

Gdy alianci zbliżyli się, większość więźniów zebrała się i wymaszerowała. Niedługo potem sami Niemcy wyjechali. Paula znalazła kawałek spleśniałego chleba, który podtrzymywał ją w tym czasie.

27 stycznia 1945 r., kiedy wojska rosyjskie wyzwalały Auschwitz, żołnierz podniósł Paulę, kołysząc ją w ramionach, ze łzami spływającymi mu po twarzy. W końcu poczuła, że ​​ktoś oprócz rodziców się o nią troszczy. „Nigdy tego nie zapomnę, dopóki żyję” – powiedziała.

Kilka dni później połączyła się z matką. Jej ojciec został zamordowany wkrótce po przybyciu.

Po pewnym czasie Paula i Pearl udały się do Ostrowca, gdzie w przestronnym mieszkaniu na drugim piętrze zastały dozorcę kamienicy dziadka Pauli. – Masz na myśli, że wciąż żyjesz? przywitała się z Paulą i Pearl. – Nie zabili cię? Dała im pokój.

Na początku 1946 roku Paula i Pearl wraz z Herschelem i Josefem, którzy również przeżyli, przenieśli się do obozu dla przesiedleńców Foehrenwald niedaleko Monachium. Tam Paula w końcu poszła do szkoły, opuszczając kilka klas.

Wiosną 1947 roku Josef wyjechał do Palestyny, gdzie mieszkał Yonaton, po uzyskaniu wizy od japońskiego dyplomaty Chiune Sugihary. Herschel wyjechał do Melbourne w 1950 roku.

Paula i Pearl wyemigrowały do ​​Detroit w marcu 1952 roku. Po uczęszczaniu na zajęcia z amerykanizacji Paula pracowała w Narodowym Banku Detroit, pomagając księgowym.

Pearl zmarła na raka w 1957 roku, zaledwie trzy tygodnie przed tym, jak Paula poślubiła Michaela Lebovicsa, również ocalałego, 25 czerwca. „To był szczęśliwy i smutny ślub” – powiedziała. W marcu 1958 przenieśli się do Los Angeles, gdzie w lipcu następnego roku urodziła się ich córka Linda Pearl, a syn Dan w sierpniu 1960 roku.

Paula pracowała z Michaelem w L+R Jewelry Manufacturing, firmie, którą założył w centrum Los Angeles. Po śmierci Michaela w 1996 roku Paula zaczęła działać w Fundacji Shoah. „Stali się moją rodziną. Dali mi głos – powiedziała. A w tym roku przypada dziewiąty wyjazd Pauli z Marszu Żywych, towarzyszący delegacji z Los Angeles.

„Cisza nie wchodzi w grę” – powiedziała Paula. „To jest moje motto”. 

Źródło: https://jewishjournal.com/culture/survivor/183041/survivor-paula-lebovics-staying-alive-by-making-herself-invisible/

piątek, 2 kwietnia 2021

Klara i Stanisław Sobczyńscy - Sprawiedliwi

Latem 1944 r. Aron Friedental wraz z synem Abramem jako jedyni ocalali z rodziny, jedynymi ocalałymi członkami rodziny, zostali przewiezienie z Kielc do obozu pracy przymusowej niedaleko Ostrowca Świętokrzyskiego. [obóz pracy dla Żydów przy hucie]. Latem 1944 r., gdy żydowscy więźniowie obozu odkryli, że Niemcy w obawie przed nadejściem frontu sowieckiego zamierzają zlikwidować obóz, zorganizowali ucieczkę. Niektórym się udało i schronili się w okolicznych wsiach. W międzyczasie postęp sowiecki został zatrzymany, a Niemcy po odzyskaniu sił rozpoczęli polowanie na żydowskich uciekinierów. W tym czasie Friedental i jego syn nie zdołali jeszcze znaleźć stałej kryjówki i błąkali się po okolicy. Pewnego dnia, gdy Abram udał się do jednej z okolicznych wsi w poszukiwaniu pożywienia, spotkał mieszkającego pod lasem Polaka Stanisława Sobczyńskiego. Sobczyński uśmiechnął się do niego i przywitał się z nim, a Abram, który od razu poczuł, że może mu zaufać, opowiedział mu, jak zginęła cała jego rodzina i jak on i jego ojciec są bezdomni i pozbawieni środków do życia. Kierowany współczuciem Sobczyński dał mu jedzenie i umówił się na spotkanie najbliższej nocy w ich zaimprowizowanym schronieniu. Sobczyński, dotrzymując słowa, zjawił się u nich w nocy w towarzystwie żony Klary. Zabrali oni Friedentalów do swojego domu i ukrył ich na strychu. Friedental i jego syn przebywali u Sobczyńskich około pół roku, aż do wyzwolenia tych terenów w styczniu 1945 r. Sobczyńscy byli biedni, utrzymując się z marnej pensji Sobczyńskiego jako robotnik w hucie żelaza, ale żywnością dzielili się z Friedentalami, którzy byli bez środków do życia. Klara, zdając sobie sprawę, że jej podopieczni przestrzegali żydowskich przepisów żywieniowych, zrobiła wszystko, co w jej mocy, by gotować dla nich w osobnych garnkach. Ryzykując życiem, by ratować Żydów, Sobczyński i jego żona kierowali się prawdziwą szlachetnością ducha i altruizmem. Po wojnie Friedental i jego syn wyemigrowali do Izraela i przez wiele lat utrzymywali bliski kontakt ze swoimi wybawcami. 12 stycznia 1984 r. Yad Vashem przyznał Klarze i Stanisławowi Sobczyńskim tytuł Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.



Tłumaczenie własne.

środa, 16 grudnia 2020

Dawid Bajgelman

 

Dawid Bajgelman

"Komponował utwory o miłości, ale i przerażającej traumie, z którą przyszło mu się zmierzyć. Twórczość skrzypka i kompozytora Dawida Bajgelmana przypomni podczas Festiwalu Kultury Żydowskiej Bester Quartet oraz goście - Grażyna Auguścik, Dorota Miśkiewicz i Jorgos Skolias.

"Grzech"
tango z teatru "Jidysze Bande"
muzyka Dawid Bajgelman, słowa Walery Jastrzębiec-Rudnicki, 
aranżacja Jarosław Bester, śpiew Grażyna Auguścik

Muzyka płynęła w jego żyłach od zawsze. Dawid Bajgelman urodził się 6 kwietnia 1888 roku w Ostrowcu Świętokrzyskim jako syn Szymona, klarnecisty i dyrygenta orkiestry łódzkiego teatru Scala i Łódzkiej Orkiestry Symfonicznej. Pierwsze lekcje muzyki chłopak pobierał właśnie od ojca. Muzykował też z rodzeństwem - miał siedmiu braci i jedną siostrę, wszyscy na czymś grali. Najsłynniejszym wśród jego licznej rodziny był skrzypek Chaim Bajgelman, który, jak się potem okazało, jako jedyny przeżył Holokaust i po wojnie założył zespół The Happy Boys.

W latach 20. XX wieku młody Bajgelman związał się z Teatrem Wielkim Sellina w Łodzi oraz Łódzką Orkiestrą Symfoniczną. I bardzo szybko awansował na dyrygenta. - Jego twórczość opierała się głównie na komponowaniu muzyki dla teatrów. Bajgelman był postacią szalenie ważną dla kultury żydowskiej tamtego okresu. Komponował utwory uniwersalne, to on jest autorem m.in. ścieżki dźwiękowej do legendarnego spektaklu „Dybuk" S. Anskiego. Spektakl grano nie tylko w Polsce, ale też w całej Europie i USA. Utwory, które skomponował, śpiewali m.in. Wiera Gran i Adam Aston, wybitni przedwojenni wokaliści. „Grzech" w ich wykonaniu to rzewna opowieść o miłości - mówi akordeonista Jarosław Bester, założyciel Bester Quartet, autor płyty „Bajgelman. Get to tango”. Bajgelman dyrygował też orkiestrą Teatru Żydowskiego Icchoka Zandberga, grywał w żydowskim teatrze Scala, żydowskim teatrze miniatur Azazel w Warszawie i teatrze Gimpla we Lwowie. Założył nawet własny teatr Ararat w Łodzi, w którym pełnił funkcję kierownika muzycznego. [...]"

Czytaj całość: Festiwal Kultury Żydowskiej: Niezapomniane tanga Dawida Bajgelmana (wyborcza.pl)

Album "Bajgelman. Get to tango" ukazał się 11 grudnia 2020 roku nakładem PWM Anaklasis. Płyta dostępna na stronie pwm.com.pl

Czytaj więcej: Dawid Bajgelman – Wikipedia, wolna encyklopedia

niedziela, 29 listopada 2020

1944 październik

Niemieckie zdjęcie lotnicze Ostrowca Św., październik 1944 r.
 

Rynek i stare miasto

ulica Sienkiewicza i nad nią kirkut

Obóz pracy przymusowej dla Żydów przy Zakładach Ostrowieckich

Źródło: Zdjęcia lotnicze, Ostrowiec Świętokrzyski - 1944 rok, stare zdjęcia (fotopolska.eu)

piątek, 14 czerwca 2019

Dziecko bez tożsamości

Patrycja Dołowy 
„Wrócę, gdy będziesz spała. Rozmowy z dziećmi Holocaustu”
Wołowiec 2019

s. 120-128
Dziecko bez tożsamości
(rozmowa z Leą, Szoresz, okręg Jerozolimy)

Kilka lat temu pojechałam do rodzinnego Ostrowca Świętokrzyskiego. Weszłam na podwórko, przy którym stał nasz dom, i spytałam, kto tu pamięta czasy przedwojenne, kto pamięta Mariana Altermana. Jacyś starsi ludzie odpowiedzieli: „Jego zdjęcie było u naszego fotografa, wszystkie panienki prosiły, by ich zdjęcia stawiać obok jego podobizny, każda chciała, by ją wziął za żonę, a on przywiózł z Radomia taką piękną kobietę! To była pani matka?” Schodzili się kolejni i okrążali mnie, przekazywali sobie nowinę: „Córka Altermana, córka Altermana”. I nagle podeszła do mnie para – państwo, którzy mieli piekarnię w czasie wojny i przerzucali ludziom przez mur chleb do getta. Kobieta ta powiedziała do męża: „Stefciu, to jest córka Altermana”. Wzięła moją rękę i przyłożyła sobie na piersi, a ja poczułam, jak wali jej serce. „Pani musi do nas przyjść, mieszkamy niedaleko”. Poszliśmy. Już na schodach czuć było zapach kapusty, kręciły się tam króliki, za piecem suchy chleb, niedopałki papierosów w resztce herbaty, na ścianie fotografia papieża. On powiedział: „Musze pani coś pokazać”. Otworzył drzwi pokoju, tam łóżko, a na nim pełno szmat. „Pani nie poznaje?” – spytał. Zrzucił te szmaty, a pod spodem było piękne, drewniane, wiśniowe łóżko. „To jest łóżko pani rodziców. Dostałem je od pani taty za ten chleb, który wysyłałem do getta”. A mnie się zrobiło słabo, czułam, że zaraz zemdleję. Szofer, z którym przyjechałam, wziął mnie pod ramię i zaczął mi tłumaczyć, że musimy już wracać. Dałam tej kobiecie jeszcze dwadzieścia dolarów, a ona powiedziała, że to dla niej na rok na lekarstwo.
Urodziłam się w domu dziadków w Radomiu. Rodzice mojej mamy byli dość ubodzy i bardzo pobożni. Mieli dwóch synów i siedem córek. Wszystkie były piękne, ale na niewiele się to zdawało, bo nie miały posagu. Tata zakochał się w mamie, a ona była siódma z kolei. Musiałby czekać, aż inne wyjdą za mąż. A że był z bogatej rodziny, dał posag każdej siostrze, żeby poślubić mamę. Mama znała języki, pięknie malowała i rzeźbiła. Dziadek nie pozwolił jej jechać do Paryża na studia. Ale przy tacie miała dobre życie. Bawili się, tańczyli, jeździli do Zakopanego. 

Na zdjęciach wygląda ślicznie, elegancko.

I na szczęśliwą. Nikt sobie nie wyobrażał, co będzie. Pobrali się w 1937, ja się urodziłam w 1938. Zamieszkali w Ostrowcu Świętokrzyskim w pięknym domu niedaleko kościoła. W 1940 roku wsadzili nas do getta. Ojciec miał przyjaciela goja, niejakiego Głuchowskiego. Uczynił go wspólnikiem i realizatorem naszego majątku. Głuchowski dostał pod zarząd nasze magazyny. Zabrał moją mamę i spora sumę pieniędzy do Warszawy. Ukrył ją u rodziny, o której nic nie wiem. Mnie odwiózł do klasztoru w Brwinowie. Pamiętam jazdę pociągiem. Była z nami zakonnica. Zabandażowali mi głowę i część twarzy, w tym oko, żebym ni wyglądała na żydowskie dziecko. Miałam wtedy cztery lata, ale w księgach pięć, bo od takiego wieku przyjmowali dzieci. […]

Myślałaś o mamie?

Zniknęła mi z oczu. Nie było mi jej brak. Kiedyś przy byle rozstaniu czułam tęsknotę, a tu raptem nic. To chyba mechanizm obronny. Odwiedziła mnie w tym klasztorze dwa razy. Pamiętam, że zwolniłam jej swoje małe łóżeczko i ona spała tak, że pół ciała miała poza nim. Sama spałam obok na podłodze. Mama przyniosła mi kromkę białego chleba. Wiedziałam, że nie mogę nikomu o tym powiedzieć. Położyłam chleb pod poduszkę i w nocy go żułam. […]

A inne dzieci pytały o rodziców?

Wcale! Rodziców nie było, i już. Jednak gdy skończyła się wojna, po dzieci zaczęły przyjeżdżać matki. Wychudzone, oszołomione. Słyszałam: „To Żydzi przychodzą po swoje dzieci”. Ja byłam szczęśliwa, że po mnie żaden Żyd nie przyszedł i mnie stamtąd nie zabrał! Aż pewnego dnia, to już był czerwiec 1945 roku, przyjechała elegancko ubrana pani. Wytworna, piękna, pachnąca perfumami. Miała blond włosy i niebieskie oczy. Zakonnice powiedziały: „To jest twoja ciocia Zosia”, a ja pomyślałam: „Jakie szczęście, że żadna Żydówka mnie wcześniej nie zabrała”. Chętnie poszłam z ciocią Zosią. Zakonnice kazały mi jeszcze podziękować Matce Boskiej za uratowanie życia. Wbiegłam do kościoła, uklękłam, a ciocia Zosia stała. Zaczęłam się modlić, a ona dalej stała. Powiedziałam: „Tutaj trzeba klękać, dlaczego nie klękasz?”. I ona wtedy się rozpłakała. Wciąż na mnie patrząc, powoli uklękła.

Zapytałaś ją, kim jest?

Żadnych pytań! Pojechaliśmy do Warszawy, cale miasto było w gruzach. Bałam się po nich chodzić, bo gdzieniegdzie były jeszcze gorące. […] W końcu odstawiła mnie do domu dziecka w Zatrzebiu. Tam znowu było mnóstwo dzieci. Nikt z nas o nic nie pytał. Dzieci Holocaustu wiedziały, że trzeba być posłusznym, bo inaczej śmierć. […] Jednego dnia powiedzieli mi, że znaleźli mojego tatusia i że on przyjdzie mnie odwiedzić.

Ucieszyłaś się?

Po prostu zgodziłam się na wszystko. Przyszło trzech panów, jeden o kulach, wyglądał jak trup. Twarz jak u kościotrupa, wycieńczona, zapadnięte oczy. Dawaj pozostali byli przystojni i eleganccy. Podeszłam do jednego z nich i poprosiłam, żeby wziął mnie na ręce. Podniósł mnie i oddał temu potworowi z kulami. One upadły, a ja się wyślizgnęłam i uciekłam. Trup krzyczał: „Lunia, Lunia!”. Nie wiedziałam, kim jest Lunia. Nazywałam się Ala. Nie chciałam tego pana więcej oglądać, a on nie wiedział, co robić. Odjechał beze mnie.
Ciocia Zosia mieszkała w Łodzi. Lubiłam ją, bo ładnie pachniała i pięknie się ubierała. Chciałam być blisko niej. Przenieśli mnie więc do Helenówka* (* Chodzi o żydowski sierociniec w Helenówku, znajdujący się przy dzisiejszej ulicy Krajowej 15 w Łodzi. Po wojnie w budynku umieszczono sieroty żydowskiego pochodzenia, które przeżyły Holocaust. Moją wychowawczynią była tam pani Lunia, o której pisałaś*.(* Zob. P. Dołowy, Zobaczyć Lunię [w:] Przecież ich nie zostawię. O żydowskich opiekunkach w czasie wojny, red. M. Kicińska, M. Sznajderman, Wołowiec 2018.) Znów było mi dobrze. Zamiast do szkoły chodziłam na jagody i maliny, a potem do Cyganek na Bałucki Rynek. Wróżyły mi, że wyjadę za morze. Któregoś dnia usłyszałam, że kierowniczka pani Falkowska jest oburzona. Krzyczała, że nie należy mi się ubranie z Jointu, bo mam bogatego ojca i on powinien mi je kupić. Wszyscy mnie z tego powodu obrażali. Bogaty ojciec to niedobrze, bo był już komunizm. Tata przyjechał na wezwanie. Nie przywiózł ubrania. Dotarł wykończony długa drogą z Ostrowca Świętokrzyskiego. Jechał całą noc. Nieogolony. Człowiek po Auschwitz. Wstydziłam się go.

Nie oswoiłaś się z nim?

Nie. Przyjeżdżał raz na pół roku. Nigdy nie pytałam go o matkę. Wiedziałam, że jestem sierotą. […] Jednego dnia miałam dyżur przy telefonie. Odebrałam, a to mój ojciec. Powiedział: „Lusiu, mam dla ciebie spakowaną walizkę, weź jakieś podręczne rzeczy, płaszczyk, dwie sukienki, czekam na ciebie na stacji w Helenówku. Wyjeżdżamy do Palestyny”. Tłumaczyłam, że nie mogę tego zrobić. Miałam dwanaście lat, byłam rozsądna, nie mogłam uciec, przecież będą mnie szukać. Kazałam mu przyjść po mnie i oficjalnie mnie odebrać. Przyszedł. Siedziałam pod drzwiami i słyszałam całą jego rozmowę z Falkowską. „Proszę pana, to moje ukochane dziecko, chcę je adoptować. Niech pan zacznie nowe życie od początku. Będzie miała ze mną dobrze, mogę sobie na to pozwolić, poślę ją na studia do Wiednia”. A ojciec odpowiedział: „Proszę pani, ona jest wszystkim, co mi pozostało”. Na to Falkowska: „W takim razie niech pan zapłaci. Pan jest bogaty!”. Po latach znalazłam w ŻIH-u papiery. Wszyscy płacili po trzysta złotych, a mój ojciec sześć tysięcy. Tak Falkowska go załatwiła.

Wyjechaliście od razu?

W Izraelu w porcie czekała na mnie moja ciotka i jej córka. […] Ciotka zabrała mnie do swojego domu w Hajfie. Miała dwie córki, przyjęły mnie jak siostrę, choć starsza była zazdrosna. Poszłam do najlepszego gimnazjum, zdobyłam koleżanki. Ciotka była dobra i myślę, że mnie bardzo kochała.

A ojciec?

Ojciec mieszkał osobno. Chodziłam do niego sprzątać, pomagać mu. […]
Nigdy nie wyszedł z Oświęcimia. Krzyczał po nocach. Nie spotykał się z ludźmi – mówił, że nie chce litowania się nad nim: „Wszystko straciłem, ale honoru nie”. Odżyłam dopiero, gdy skończyłam obowiązkową służbę wojskową i wyjechałam na studia do Jerozolimy. […] Holocaust pozostał tematem tabu. Aż do 1984 roku postanowiłam wrócić na studia, poszłam na historię. Zaproponowali mi wyjazd do Polski.

Wróciły wspomnienia?

Powoli. Odbyłam w Polsce wycieczkę po kolejnych przystankach mojego życia. Bo do wyjazdu do Palestyny miałam ich kilka. Pierwsze lata spędziłam w tradycyjnej żydowskiej rodzinie w Ostrowcu, potem do ósmego roku życia byłam oddaną katoliczką w klasztorze w Brwinowie, a jeszcze później żarliwą komunistką w domu dziecka w Helenówku. […] Spotkałam się z przyjaciółką mojej mamy – w czasie wojny przebywały w kryjówkach niedaleko siebie i czasem się spotykały. Powiedziała mi, że mama zginęła, bo ktoś ją wydał. 

Wiesz kto?

Ależ ty jesteś niecierpliwa, to właśnie miała być pointa. Przyjaciel mojego ojca… Głuchowski. W 1944 roku. Wojna się kończyła, więc miał obawy, że będzie musiał zwrócić ogromny majątek, który powierzył mu mój tata. Wiadomo, że niecały, ojciec na pewno sporo by mu zostawił za trud i pomoc, ale „sporo” a „cały” robi różnicę. Założył, że ojciec zginął w Oświęcimiu, dziecko już nie wiem, kim jest, wystarczy więc zlikwidować matkę. Podobno mama wyskoczyła przez okno, żeby ratować rodzinę, która ją przechowywała. I są dwie wersje: albo zginęła na miejscu, albo wzięli ją na Pawiak. Nie dowiem się już nigdy. Wyobrażasz sobie? Ojciec zaufał mu całkowicie. Co pieniądz robi z ludźmi… Pamiętam go z klasztoru, odwiedzał mnie, jego żona była dla mnie bardzo dobra. Wróciłam do Izraela, zapytałam ojca czy wiedział. Wtedy jedyny raz opowiedział mi tę historię. Wrócił do Ostrowca, od razu poszedł do Głuchowskiego, żeby odnaleźć mamę i mnie. Zapukał, Głuchowski uchylił drzwi i powiedział: „Zaczekaj sekundę”. Gdy znów otworzył, w ręku miał siekierę i krzyczał do ojca: „Ty Żydzie, jak stąd nie wyjdziesz, rozrąbię ci głowę siekierą!” (a wcześniej zwracał się do niego: Marian). Tata zrozumiał, że my z mamą możemy już nie żyć. Dowiedział się o mamie, nie miał już sił, poprosił więc swoją bratanice Zosię (wreszcie się dowiedziałam, kim była!) o pomoc w znalezieniu mnie.
W 1991 roku trafiłam w archiwum na papiery. W mojej karcie w domu dziecka jest napisane: „Ojciec żyje, matkę zabrało Gestapo i do dzisiejszego dnia nie wróciła”. A ja to czytam i myślę: Boże, ona może jeszcze wrócić! I zaraz sobie tłumaczę, że przecież miałaby już osiemdziesiąt jeden lat, więc chyba przez te lata by mnie odnalazła i do mnie wróciła?

niedziela, 27 maja 2018

Rodzina Alkichenów

Rodzina Alkichenów, Ostrowiec, ok. 1938 r.

Miriam Friedman Ziegler urodziła się w Radomiu w dniu 21 maja 1935. Dorastała w Ostrowcu jako jedyne dziecko Herschela Friedmana i Róża Alkichen Friedman. Po napaści Niemiec na Polskę, Miriam i jej rodzina zostali przesiedleni do getta w Ostrowcu. Przebywali w Ostrowcu do 1944 roku, kiedy Niemcy deportowali Miriam i jej rodziców do obozu Auschwitz-Birkenau. Z nimi została także deportowana ciotka od strony matki Miriam, Bella Najberg. Babka Miriam, Fajga Alkichen, został deportowany do Auschwitz-Birkenau w 1944 roku z innego getta. Po przybyciu do Birkenau, Miriam została umieszczona w tzw. „obozie cygańskim”, gdzie była jedną z sześciu dzieci z tego transportu, które zostały tam umieszczone, prawdopodobnie w celu przeprowadzania na nich eksperymentów „naukowych”. W dniu 27 stycznia 1945 Miriam i jej babcia zostały wyzwolenie przez Armię Czerwoną. Ojciec Miriam został zmuszony zginął w marszu śmierci. Po wyzwoleniu Miriam została umieszczona w żydowskim domu dziecka w Krakowie. Następnie została wysłana do sanatorium do Rabki na rekonwalescencję, gdyż w Oświęcimiu nabawiła się gruźlicy. Miriam została umieszczona w domu dziecka w Krakowie, a jej matka wróciła do Ostrowca. W 1946 Miriam wraz matką, ciotką Bellą i babcią opuścił Polskę i dotarły Austrii. Zostały umieszczone w obozie Bindermichl DP, niedaleko Linzu. Miriam została wysłana do domu dziecka Strobel, w pobliżu Salzburga, gdyż jej matka nie była w stanie się nią zająć. W 1948 roku w ramach projektu „Orphan's Act” [?] Miriam wyemigrowała do Kanady. Jej matka dołączyła do niej tam dwa lata później. W 1958 roku Miriam poślubiła Romana Zieglera, ocalałego z Dąbrowy Górniczej, który żył w licznych obozach aż został wyzwolony w Dzierżoniowie. Miriam i Roman Ziegler osiedlił się w Toronto w Kanadzie.


Źródło/source: United States Holocaust Memorial Museum (tłumaczenie własne)

wtorek, 4 lipca 2017

Marian Krycia - Sprawiedliwy wśród Narodów Świata

Marian Krycia (1920-1979)

Treść maila, którego otrzymałem 8 czerwca  2017 r.:

Szanowny Panie Wojciechu

Jest Pan autorem bloga "Żydowski Ostrowiec", w którym opisuje losy mieszkańców tego świętokrzyskiego miasta, w tym w szczególności żydowskiego pochodzenia. Zapewne zainteresuje Pana historia, której stałam się mimowolnym świadkiem.

Jestem córką urodzonego 15 sierpnia 1920 roku w Ostrowcu Mariana Krycia. W przedświąteczną sobotę 8 kwietnia tego roku, dzięki zaangażowaniu i dociekliwości Archiwistów Politechniki Wrocławskiej Pani Barbary Brandt-Goleckiej, Pana Tomasza Broczka oraz wspomagającej ich Pani adiunkt Hanny Langner-Matuszczyk, którzy na potrzeby monografii „Aby pamięć przetrwała. Pracownicy i studenci Politechniki Wrocławskiej, którzy przeszli przez niemieckie obozy koncentracyjne i zagłady 1939-1945”, prowadząc przez ostatnie dwa lata kwerendę w celu odszukania byłych więźniów hitlerowskich obozów, trafili na mojego Ojca, absolwenta 1956 r. Politechniki Wrocławskiej, a następnie dotarli do mnie z absolutnie zaskakującą informacją o fakcie uhonorowania Go przez Państwo Izrael 25 marca 1979 r. tytułem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata.

Z zebranych dotychczas informacji wynika, że najprawdopodobniej mój Ojciec o fakcie uhonorowania Go przez Państwo Izrael 25 marca 1979 r. nie dowiedział się przed swoją śmiercią 26 października 1979 r. Najbliższa rodzina, tzn. żona (moja Mama, zmarła w lutym 2015 r.) i my trzy córki Mariana, wiedziałaby o tym wydarzeniu. Dla dalszej rodziny, w tym tej która mieszka ciągle w Ostrowcu Świętokrzyskim, również jest to wielkie zaskoczenie. Do 8-go kwietnia br. żyliśmy bez tej świadomości, a wystarczyło wpisać nazwisko Ojca do wyszukiwarki internetowej... Nikt o tym jednak nie pomyślał.

Z relacji dostępnych w internecie na stronie Instytutu Yad Vashem wynika, że Ojciec wydostał w 1943 roku z ostrowieckiego getta Szlomo i Bronisławę Rubinsztajn oraz Chaninę i Marię Szerman (Malachi) zapewniając im bezpieczne przetrwanie do końca wojny poprzez załatwienie mieszkania-kryjówki, aryjskie dokumenty czy schronienia w pobliskich lasach. W grudniu tego samego roku, za pomoc Żydom, został aresztowany przez gestapo i przewieziony do Auschwitz, z którego uciekł w lipcu 1944. Jestem w posiadaniu kopii telegramu gończego za zbiegami (Ojciec miał dwóch towarzyszy ucieczki) wysłanego z Obozu do wszystkich jednostek tajnej policji w Generalnej Guberni.

Złożyłam w Instytucie Yad Vashem wniosek o wydanie na moje ręce medalu i dyplomu Sprawiedliwego wśród Narodów Świata, których Ojciec nie odebrał. Otrzymałam już potwierdzenie, że w ciągu 3-4 miesięcy dostanę najprawdopodobniej zaproszenie do Ambasady Izraela w Warszawie.

Janina Kańczuga
Wrocław


"Księga Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Ratujący życie podczas Holocaustu. Polska", tom I, red. naczelny Izrael Gutman, Kraków 2009, ss. 346-347.

Krycia Marian

Mieszkał w Ostrowcu (dystrykt radomski). Znał się dobrze z rodziną   Szlomo Rubinsztejna, która przebywała w getcie. Marian pomógł wydostać z getta wujka Rubinsztajna – Chanina Szermana i umieścił go w mieszkaniu we Włochach pod Warszawą, gdzie doczekał wyzwolenia. W marcu 1943 r. Krycia wydostał z getta żonę Rubinsztejna i przeniósł ją do Częstochowy, załatwiając jej fałszywe dokumenty. Po likwidacji getta w Ostrowcu, Krycia ukrył Rubinsztejna w lesie, gdzie pozostał aż do wyzwolenia. Na początku 1944 r. Krycia został aresztowany przez Gestapo pod zarzutem pomagania Żydom i wysłany do KL Auschwitz, gdzie udało mu się przeżyć. Marian Krycia został uhonorowany Tytułem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata w 1979 roku.

czwartek, 15 grudnia 2016

1942-1944

ul. Głogowskiego (wówczas Radomska), 1942 r.

ul. Siennieńska, 1942 r.

ul. Siennieńska, 1942 lub 1943

ul. Kościelna, 1944 r.

Źródło: Żydowski Instytut Historyczny

czwartek, 10 grudnia 2015

Pamięć przetrwania


Christopher R. Browning
„Pamięć przetrwania.
Nazistowski obóz pracy oczami więźniów”
Wołowiec 2012

str. 116
            Getto w Ostrowcu, położonym trzydzieści kilometrów na południowy wschód od Starachowic, zostało zlikwidowane 12 października 1942 roku, ale wielu młodych Żydów uniknęło wywózki do obozów zagłady. Około ośmiuset mężczyzn wyłączono z transportu i skierowano do pracy w miejscowej fabryce wagonów towarowych. Późnym popołudniem przyjechał ze Starachowic jakiś Niemiec i poprosił o stu dziesięciu robotników. Barek Blumenstock zgłosił się na ochotnika, ale został odrzucony, bo był za „mały”. Kiedy jednak wybrano dwóch jego braci, udało mu się dołączyć do grupy, którą następnie załadowano na ciężarówkę i i zawieziono do Starachowic. Bracia dotarli na miejsce tuż przed północą. Tam umieszczono ich w obozowych barakach, otoczonych drutem kolczastym i nie zajętych jeszcze przez miejscowych Żydów z Wierzbnika (przyp. 51 – VHA 466 (Berel Blum, 1995).

str. 246-247
            Tobcia Lustman i Rózia Ejnesman są, jak się wydaje, najmłodszymi Żydówkami z Wierzbnika, które przeżyły starachowickie obozy i opowiedziały po wojnie o swoich doświadczeniach. Oprócz tego dysponujemy relacjami siedmiorga dzieci spoza Wierzbnika, czasem nawet młodszych, które przeżyły wojnę i udzieliły wywiadów na temat swojego pobytu w Starachowicach. Dwoje z nich pochodziło z Ostrowca i razem ze swoimi matkami trafiło do Majówki [jeden z obozów pracy w Starachowicach] po zamknięciu wiosną 1943 roku obozu w Bodzechowie. Ruth Muschkies [Rutka Muszkies] (urodzona w 1934 roku) słabo pamięta same Starachowice, zachowała jednak żywe wspomnienia kilku wstrząsających epizodów. Jej matka trafiła do grupy stu osiemdziesięciu osób, w której znalazła się dwójka dzieci, przeniesionych ze Starachowic do nowego obozu w Ostrowcu. Ruth pamięta, że po dotarciu transportu na miejsce komendant obozu nie chciał przyjąć dzieci, kierowca zaś odmówił zabrania ich z powrotem. Siedziała na ziemi przed bramą, czekając, aż dwóch dorosłych mężczyzn ustali, czy ją zastrzelić, czy nie. W końcu kierowca przekonał komendanta, że dzieci mogą się przydać jako gońcy albo do pomocy w kuchni, i Ruth wpuszczono do obozu (przyp. 18 – UMD, Ruth Muschkies Webber, 1987; USHMM RG-50.042*0030, Ruth Webber, 1992).
             Jankiel Rosenberg (urodzony w 1935 roku) również przybył do Starachowic po zamknięciu obozu w Bodzechowie. Przyjaciel Jeremiasza Wilczka [mianowany przez Niemców komendant policji żydowskiej w obozie pracy Strzelnica] był znajomym jego matki, kobieta mogła więc się zwrócić o pomoc do komendanta obozowej policji. Przebywający w Warszawie ojciec załatwił wyciągnięcie swoich bliskich z obozu, ale kiedy nadszedł umówiony dzień, Jankiel zachorował na tyfus i był za słaby, by podróżować. Matka opuściła obóz, pozostawiając synka pod opieką żony Wilczka. Jasnowłosy, niebieskooki chłopiec przypadł do serca ukraińskiemu strażnikowi, który przynosił mu jedzenie. Kiedy wyzdrowiał, został przemycony do Warszawy (przyp. 19 – VHA 2847 Gerald Rosenberg, 1995).


str. 328-329
             Żydzi, którzy uciekli przed lipcem 1944 roku, wybierali jeden z trzech modeli przetrwania: przenikali do innego obozy pracy; podając się za polskich robotników, wyjeżdżali do Niemiec, lub też ukrywali się u odważnych Polaków. Kiedy w październiku 1942 roku likwidowano getto w Ostrowcu, Niemcy wybrali stu dziesięciu żydowskich robotników, których zawieźli do Starachowic i zatrudnili przy budowie tamtejszych obozów pracy. Jakiś czas później Irving Weinberg dowiedział się, że kilka osób z jego rodziny przeżyło w „małym getcie” w Ostrowcu, i postanowił uciec, żeby do nich dołączyć. Zmylił ukraińskiego strażnika i złapał nocny pociąg. Na dworcu w Ostrowcu zobaczył Niemców, odczekał więc, aż skład ruszy, i wyskoczył w biegu. Dołączywszy do kolumny prowadzonych do pracy Żydów, odnalazł w getcie swoich bliskich (przyp.2 – VHA 9393 Irving Weinberg, 1995). Barek Blumenstock również był w grupie więźniów przywiezionych do Starachowic z Ostrowca. Nie mógł spać po nocach, ponieważ obłaziły go wielkie wszy, a do tego przydzielono go do ciężkiej pracy fizycznej przy zanurzaniu nowych pocisków w kwaśnych kąpielach, uznał więc, że nie przeżyje Strzelnicy, i też postanowił uciec. Wmieszał się między polskich robotników, którzy wychodzili z fabryki po skończonej zmianie. Na stacji zauważył Niemców, szedł pieszo, aż wreszcie ktoś zabrał go na wóz. Polak, który dosiadł się pod Ostrowcem, rozpoznał go, zaprowadził do siebie, nakarmił i doradził mu, jak dostać się do getta. W getcie Barek odnalazł czterech kuzynów i „bogatego wuja”, nie chodził więc głodny (przyp. 3 – VHA 466 Berel Blum, 1995). Ostatecznie i Weinberg, i Blumenstock stracili w Ostrowcu wszystkich bliskich i obaj, różnymi drogami, trafili do Auschwitz, a stamtąd do Niemiec.

str. 383
             Dziś jest już oczywiste, że pisząc o Holokauście, nie można poprzestać na opisywaniu zbrodni i ich sprawców, czy też decyzji zapadających w kręgach władzy. A także, że Zagłady w Europie Wschodniej nie można ujmować wyłącznie jako mordowania Żydów przez Niemców, przypisując pozostałym narodom rolę biernych obserwatorów. Podejście mikrohistoryczne umożliwia zbadanie historii Holokaustu jako historii zwykłych ludzi, tak jak ona była doświadczana przez ofiary, bez pomijania żadnych z licznych protagonistów.  

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Lokalizacja obozu pracy

Zdjęcie współczesne fot. Wojtek Mazan, 2015 / zdjęcie archiwalne fot. NN, 1943 lub 1944

Na czerwono zaznaczony został w przybliżeniu teren, na którym w latach 1943-44 funkcjonował obóz pracy dla Żydów