Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 1941. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 1941. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 13 kwietnia 2025

W sprawie rabina Halsztuka

 

1) Akt małżeństwa z pierwszą żoną

Urząd Stanu Cywilnego Okręgu Bóżniczego Warka Akt małżeństwa nr 5/1875 Warka dnia 16.02.1875 Majer Hil Halsztuk kawaler 21 lat syn Abrama Icka i Hany Abramówny małżonków Halsztuk przy rodzicach piekarzach w Osadzie Sobienie-Jeziory zamieszkały, z Maryą Ruchlą Roter panną 21 lat, córką Abrama i Hudesy z Brunsztejnów, przy rodzicach w mieście Warce zamieszkałą. 

(W niektórych artykułach w internecie napisano, że urodzony w Sawinie. Ten Sawin to może być przekręcona/źle odczytana z rosyjskiego nazwa miejscowości Sobienie-Jeziory.)

2) Załączniki do pierwszego aktu małżeństwa

https://www.szukajwarchiwach.gov.pl/jednostka/-/jednostka/2966940

(W podanej wyżej jednostce znajdują się załączniki do akt małżeństw. Powinien tam być odpis aktu urodzenia rabina. Materiał niedostępny w internecie, ale można zamówić z archiwum państwowego w Radomiu. Wystarczy poprosić o skan aneksów do aktu 5/1875. Podejrzewam, że oryginalny akt urodzenia nie zachował się, ale odpis będzie przepisany słowo w słowo.)




3) Akt urodzenia pierwszej żony

Urząd Stanu Cywilnego Okręgu Bóżniczego Warka Akt urodzenia nr 7/1854 Rother Marya Ruchla ur. W Warce 28.12.1853



4) Akt małżeństwa z drugą żoną

Urząd Stanu Cywilnego Okręgu Bóżniczego Piotrków Trybunalski akt małżeństwa nr 17/1880 
Piotrków 17.04.1880 Majer Chil Halsztuk, wdowiec 27 lat, syn Abrama Icka i Hany z Kupermanów z Ruchlą Maryą Szydłowska, panną, 17 lat córką Borucha i Dwojry z Rozenbergów urodzona i zamieszkała w Piotrkowie.

5) Załączniki do drugiego aktu małżeństwa

https://www.szukajwarchiwach.gov.pl/jednostka/-/jednostka/10043072

(Tu powinien być do zamówienia odpis aktu zgonu pierwszej żony. Ponownie oryginał raczej się nie zachował)


6) Akt urodzenia drugiej żony

Urząd Stanu Cywilnego Okręgu Bóżniczego Piotrków akt urodzenia nr 137/1863 Szydłowska Ruchla Marya ur. w Piotrkowie 18.08.1863


7) Akt zgonu rabina

Akta stanu cywilnego Okręgu Bóżniczego w Ostrowcu akt zgonu nr 22/1928 Halsztuk Majer Chil zmarł 11.03.1928 w Ostrowcu w domu nr 3 przy ulicy Bagno 


 8) Akt zgonu drugiej żony

Akta stanu cywilnego Okręgu Bóżniczego w Ostrowcu akt zgonu nr 72/1941 Halsztuk Ruchla Maria zmarła na zwyrodnienie mięśnia sercowego dnia 7.04.1941 w Ostrowcu w domu nr 17 przy ulicy Zatylnej


Dzięki uprzejmości Pawła.

poniedziałek, 18 listopada 2024

Sprawozdanie

Sprawozdanie z pracy na odcinku opieki społecznej w dystrykcie radomskim
[połowa 1941 r.?]

[…]

Powiat Opatów

Powiat opatowski to jedyny powiat w dystrykcie, w którym stosunki na każdym odcinku życia żydowskiego kształtowały się i kształtują jak najpomyślniej. Na terenie powiatu znajduje się szereg miast o pokaźnej ilości Żydów, w pierwszym rzędzie Ostrowiec z liczbą 11 581 Żydów, Opatów – 6938, Staszów – 5750, Ożarów – 4192, Klimontów – 3872 i Sandomierz – 2984. Ogółem żyje w powiecie 46107 Żydów, stanowiących 31,5% ogółu ludności powiatu. Siedzibą Komitetu Powiatowego jest Opatów. W poszczególnych miejscowościach czynne są delegatury, na czoło pracy w dziedzinie opieki społecznej wysuwa się Ostrowiec, który nawiedzony pokaźną ilością uchodźców z Łodzi, Konina itp., zdołał sprostać temu olbrzymiemu zadaniu i znakomicie wywiązał się ze swych zadań. W chwili obecnej czynne są w Ostrowcu 2 kuchnie, szpital ogólny i epidemiczny, urządzony z wielkim wysiłkiem ze starego, na wpół zrujnowanego bejt ha-midraszu, przy czym szpital ten prezentuje się w tych warunkach bardzo dobrze.

Oryg. Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie, American Joint Distribution Comittee, sygn. 237, 1-6

Źródło: Sebastian Piątkowski Stan opieki społecznej wśród Żydów dystryktu radomskiego w świetle sprawozdania American Joint Distribution Comittee z 1941 roku, [w:] Miedzy Wisłą a Pilicą, Kielce 2003, t.4

czwartek, 2 lutego 2023

Lea Balint w Ostrowcu

Fragment książki Lei Balint o dzieciach bez tożsamości w przekładzie z hebrajskiego. Książka ukazała się w 2008 roku w Izraelu. Redakcja polskiej wersji Katarzyna Meloch.

[...] Deszcz zaczął kropić, kiedy przybyliśmy do Ostrowca. Były to szare i denerwujące krople, jak gdyby niewidzialna ręka wylała na nas pomyje przez zatkane sitko. Człapałam w błocie i z ciekawością rozglądałam się wokół siebie. Pomimo brzydkiej pogody, na chodnikach można było widzieć wielu przechodniów stąpających uważnie, aby się nie poślizgnąć i nie wpaść do jakiejś kałuży. Kałuże, których pełno było na chodnikach, wyglądały jak stare, zużyte ścierki.

Próbowałam pokierować szofera w stronę znanych mi ulic, ale on nie potrzebował mojej pomocy. Zaprowadził mnie na dawny rynek, tak jakby już od dawna znał to miejsce, i nawet zwrócił mi uwagę na wysoki betonowy słup umieszczony na środku placu.– To ku pamięci Polaków, którzy oddali swoje życie za ojczyznę – powiedział. – Polaków? – zapytałam zdziwiona. – Do tego miejsca Niemcy sprowadzili Żydów, zanim wysłali ich na śmierć na starym żydowskim cmentarzu. Tam zepchnięto ich do dołów, które przedtem kazano im samym wykopać – odpowiedziałam podniesionym głosem.

– A Żydzi to nie Polacy? – zapytał zaskoczony. – No może nie walczyli tak jak nasi, ale należy im się oddanie szacunku po śmierci tak samo jak innym. Przed Panem Bogiem wszyscy są równi, nie?

Wysiadłam z taksówki i skierowałam się do grupki starszych ludzi zebranych na skraju placu. W przeszłości to był rynek. Dwa razy w tygodniu był tam targ. Rolnicy z pobliskich wiosek przywozili do sprzedaży płody swoich gospodarstw. Teraz plac stał opuszczony i tylko pomnik pamięci w środku rynku ro- bił wrażenie ostatniego zęba, który pozostał w ustach samotnego staruszka.

Zbliżyłam się do grupki starszych mężczyzn i zapytałam:
– Czy ktoś z państwa mieszkał w Ostrowcu przed wojną? – moje pytanie przerwało rozmowę. Otoczyli mnie i patrzyli podejrzliwie.
– Kto pani jest? Skąd pani zna język polski? Czego pani tu szuka? Dlaczego ma pani dwa aparaty fotograficzne? – pytania padały ze wszystkich stron. Kierowca pospieszył mi z pomocą.
– Ta pani jest turystką z Izraela. Żydówką, która urodziła się w Ostrowcu. Szuka ludzi, którzy znali jej ojca.

– A jak się nazywał ten Żyd? – zapytał jeden ze starców, przesadnie prze-ciągając ostatnie słowo.
– Alterman, Mosze Alterman – wtrąciłam.
– Moszik Alterman, ten, który miał skład meblowy! – rzucił staruszek radośnie. Zanim zdążyłam zareagować, podszedł do mnie i silnie potrząsnął moim ramieniem. Potem zatrzymał moją dłoń i przycisnął ją sobie do piersi. Poczułam, że serce starca trzepocze się jak ptak, który wyleciał z klatki. Stałam i przysłuchiwałam się jego biciu.

Moi rodzice w 1938 r.
 

– Wie pani, kto ja jestem? Hamer, Hamer piekarz, a ta, która do nas idzie, to moja żona. Ja byłem piekarzem i w czasie wojny rzucałem przez płot chleb do getta. Dobrze znałem pani ojca. Jaką piękną miał żonę! Słyszałem, że zamordowali ją kilka dni przed zakończeniem wojny. Szkoda, była piękną Żydówką. A co z pani ojcem? Żyje?
– Mój ojciec żyje, ale dziś jest starcem, który po doświadczeniach Auschwitz nie wrócił nigdy do siebie i nie ożenił się po raz drugi – odpowiedziałam wzruszona.

Moi rodzice w getcie, Ostrowiec 1941 r.

– Stefa, Stefa, chodź szybko, zobacz, kogo tu mamy! – zawołał w stronę żony, która zbliżała się do nas ciężkim, powolnym krokiem. I znów musiałam położyć swoją dłoń na sercu staruszki. Kiedy poczuła mój dotyk, położyła głowę na mojej piersi i zaczęła szlochać. Wyciągnęłam z torebki papierowe chusteczki i ocierałam jej łzy. Czułyśmy się, jakbyśmy obie wróciły z pogrzebu kogoś bliskiego.

– Jestem chora na serce i nie wolno mi się denerwować, ale to spadło na nas nagle jak z nieba. Pamiętam panią jako malutką dziewczynkę z czarnymi włosami i błyszczącymi oczami.

Hamer zaprowadził nas pod dom moich rodziców. [...]

Hamer, który śpiesznie szedł po ulicy Kościelnej, wskazał nam domy, które mijaliśmy i opowiadał o ich żydowskich właścicielach. Wymieniał ich nazwiska i dodawał z dokładnością, kiedy i dokąd wyjechali ci nieliczni, którzy pozostali przy życiu. Wielu z nich wyjechało jeszcze do Palestyny, ale większość udała się do Kanady i od czasu do czasu ich potomkowie przyjeżdżają, aby odwiedzić rodzinne strony.

– Teraz zaprowadzę panią na żydowski cmentarz – powiedział. – Tam koło płotu pozostało tylko kilka nagrobków. Większość z nich jest zniszczona, ale jeszcze można odczytać nazwiska. Z pozostałych Niemcy pobudowali chodniki w mieście. Teraz na miejscu cmentarza będzie plac zabaw. Starego buka nie ścięli, a pod nim znajduje się zbiorowa mogiła. Tam są pochowani Żydzi z Ostrowca pozabijani przez SS. – W tym momencie wykonał palcem gest podrzynania gardła nożem.

– Co ja pani powiem, lepiej nie pamiętać tamtych dni. Byłem „piekarzem getta” i podrzucałem Żydom świeży chleb. To był dopiero wyczyn! Nieustannie narażałem się Niemcom. Każdego dnia groziła nam śmierć, ale ja byłem młody i nie bałem się. Znałem wszystkich Żydów z Ostrowca. Litość brała nad małymi dziećmi, chudły z dnia na dzień. Widać było tylko wielkie i czarne jak węgiel oczy.

Żona Hamera, ciężko oddychając, przecierała od czasu do czasu czoło płócienną, pożółkłą chusteczką. Pochyliła głowę w stronę męża i szepnęła mu coś na ucho. – Pani musi koniecznie napić się u nas herbaty. Od kilku godzin pani kręci się w zimnie i jeszcze pewno niczego nie piła. Córka Altermana nie jest przecież codziennym gościem. Może raz na sto lat…

– Niedługo się ściemni i będę musiała wracać do Warszawy – usiłowałam wymigać się od zaproszenia. – Nie, nie, mamy dla pani niespodziankę, wielką niespodziankę. Mieszkamy dwa kroki stąd.Uliczka, w którą skręciliśmy z ulicznych schodów, zdawała mi się znajoma. Wskazałam zardzewiały szyld przybity zaledwie jednym gwoździem.
– Po wojnie mój ojciec tu mieszkał – zaszeptałam do ucha staruszki.
– Ojciec pani mieszkał pod numerem trzynastym, a my pod drugim. Zapraszamy do środka – powiedział Hamer i pociągnął mnie w stronę klatki schodowej.

Wspinając się po trzeszczących schodach poczułam zapach kartoflanki i kiszonej kapusty. Stefa, która jakby zrzuciła z siebie lata i wagę, biegła po schodach jak młoda dziewczyna. Wyciągnęła z palta wielki klucz, otworzyła nim drzwi, które już od lat nie widziały żadnej farby i zapaliła światło. Uderzył mnie ciężki smród, podobny do wyziewów z klatek w ogrodzie zoologicznym, z tą różnicą, że ten był ciepły i wilgotny.

Widok, jaki zobaczyłam, był jakby żywcem przeniesiony z filmów, przedstawiających życie chłopów na opuszczonej wsi we wschodniej Europie. Po prawej stronie pokoju stał piec obłożony kaflami koloru mocnej herbaty. Ze szczeliny między ścianą a piecem wystawały kromki suchego chleba, powpychane między zmięte kawałki gazetowego papieru. Koło pieca stał mały stół, przykryty gazetą, a na nim szklanka herbaty z pływającymi w niej resztkami papierosa. Chleb, z którego wydłubano wnętrzności, otwierał groźnie paszczę, jakby ostrzegał przed ewentualną próbą zrobienia porządku.

Na szerokim łożu, które zajmowało większą część pokoju, leżały porozrzucane w nieładzie pierzyny, poduszki i mnóstwo szmat. Wyglądały jak stare bety, wyciągnięte z ulicznego śmietnika. Na lewej ścianie wisiał drewniany krzyż, a na półce pod nim stał zielony słoik z plastikowym kwiatami. Obok leżała szczotka do włosów i grzebień. Po podłodze wałęsały się dwa białe króliki, jedyne stworzenia w tym pomieszczeniu, które nie wzbudzały odrazy. Ścierpła mi skóra na myśl, że będę piła herbatę z którejś szklanki stojącej na stole i osłodzę ten napój cukrem wyjętym z jakiejś starej szmaty.

– Ja naprawdę muszę już iść, żeby zwolnić kierowcę. Obiecałam, że nie zajmę mu więcej niż osiem godzin – mówiłam – już się ściemniło i moi przyjaciele będą się niepokoić.
– Zaraz, zaraz, jeszcze musi pani zobaczyć najważniejsze… – Hamer jednym dramatycznym ruchem opróżnił małżeńskie łóżko z rzeczy, z całego bałaganu. Zrzucił wszystko na podłogę. Dopiero teraz zobaczyłam oparcie i poręcze łóżka z wiśniowego drzewa, wykonane ręką artysty. Opróżniony mebel wyglądał jak diament na kupie śmieci. W dalszym ciągu nie rozumiałam, co mam wspólnego z tym łóżkiem, ale Hamer nie dał mi się długo zastanawiać.

– To jest łóżko pani rodziców, pochodzi z ich warsztatu. Pani ojciec podarował mi je w zamian za chleb. Pewnego dnia, kiedy przyniosłem pieczywo do getta, jeszcze w czasach, kiedy pozwalano mi tam wchodzić, powiedział: weź pan to łóżko, bo zajmuje za dużo miejsca. Dodali nam do mieszkania jeszcze dwie rodziny i musimy spać na materacach. – Łóżko wziąłem, a materace im zostawiłem, w ten sposób ocaliłem ten mebel z rąk SS-manów.

Wszystko mnie nagle zabolało. Wydawało mi się, że mam gorączkę. Szeptem poprosiłam kierowcę, żeby mnie wyciągnął z mieszkania Hamerów. Kiedy byliśmy już na dole i głęboko odetchnęłam świeżym powietrzem, [...]

Źródło: zapispamieci.pl

poniedziałek, 12 lipca 2021

Ha-Szomer Ha-Cair i Dror

 
Hashomer Hatzair and Dror group, Ostrowiec, 1941.
Rivka Korman is sitting first from right

Źródło: Yad Vashem Photo Colections

poniedziałek, 27 sierpnia 2018

Wspomnienia matki

Jedno i to samo drzewo...
Ewa Stencel
Ostrowiec Św. 2011
s. 72-73
          […] Zaczął się długi mroczny okres okupacji, który we wspomnieniach mojej mamy powraca jako ciąg tragicznych zdarzeń, których ona sama i jej najbliżsi byli bohaterami. Rodzice Krzyżanowskich i Górczyńskich mieszkały „od zawsze” przy ulicy Browarnej (obecnie Mickiewicza) w pobliżu żydowskiego kirkutu, w obrębie ulic Polnej, Rynku, Iłżeckiej i Sienkiewicza. Był to teren zaludniony przez mieszkańców pochodzenia żydowskiego, żyjących w symbiozie z Polakami, toteż wśród rówieśników Danusi sporą część stanowiły koleżanki Żydówki. Dorośli patrzyli na to przychylnym okiem i nikt nie ostrzegał przed Żydami co to wyłapują polskie dzieci na macę. Tylko dziadek Krzyżanowski często powtarzał: dziewczynki, nie chodźcie do Abbego, bo tam się dzieją złe rzeczy. Abbe był właścicielem przybytku uciechy, który mieścił się nieopodal domu, na rogu Browarnej i Sienkiewicza. Ta „instytucja”, dostępna tylko dla dorosłych Żydów intrygowała dzieciarnię, toteż te ostrzeżenia były zasadne. Danusia uczyła się w jednej klasie szkoły powszechnej z Ryfką, Gołdą i „Rybą” - tak dzieci nazywały żydowską dziewczynkę, której skóra pokryta była suchymi liszajami, podobnymi do rybiej łuski. Mój dziadek Ludwik chorował na serce i często korzystał z porad żydowskiego lekarza, Maurycego Abramowicza, mieszkającego po sąsiedzku, przy ulicy Iłżeckiej. Gdy przychodził atak, Danusia biegła natychmiast po niego. Gdy ją tylko zobaczył, nakładał w pośpiechu biały kitel, mówiąc: no, panienko, już biegniemy, słabe to serduszko u pana Ludwika... Zaprzyjaźniony z rodziną Abramowicz podzielił okrutny los ostrowieckich Żydów i poszedł „na mydło”, jak mówili ostrowiacy. Wcześniej, bo tuż przed wojną, przestało bić schorowane serce Ludwika Krzyżanowskiego, mojego pradziadka.
           Wiosną 1941 roku władze okupacyjne zorganizowały dla ludności żydowskiej getto, gdzie ulokowano blisko 15tysięcy osób. Były to umownie wyznaczone ulice, w pobliżu Rynku, od Sinkiewicza poprzez Browarną, Stodolną po Iłżecką. Zabraniano Żydom opuszczania getta, a Polakom udzielającym im schronienia lub jakiejkolwiek pomocy groziła nawet kara śmierci. Danusi udawało się nieraz przemknąć do getta i w umówionym miejscu podrzucić Ryfce lub Gołdzie coś do jedzenia. Nie wszyscy ostrowiacy patrzyli przychylnym okiem na Żydów. Choć nie mówiło się tego głośno, kobiety czasem na ulicy komentowały, że któraś z sąsiadek paraduje w szykownym futrze, które kiedyś widziano u zamożnej Żydówki. Może to właśnie były te okryte niesławą „złote żniwa”, o których ostatnio tak dużo się mówi. Przecież niegodziwych Polaków wszędzie było pełno.
           W październiku 1942 roku, na kilka dni przed wysiedleniem Żydów z ostrowieckiego getta, dziewczynki pożegnały się słowami, które moja mam pamięta do dziś: Żegnaj, Danusiu, jedziemy tam, skąd się nigdy już nie wraca. I tak się stało! […] 
          […] Grozę budzili szczególnie gestapowcy, a wśród nich okryty najgorszą sławą – Hans Peters. Danusia była świadkiem, jak zastrzelił on na Polnej młodą, znaną jej Żydówkę, pochylającą się przy ulicznym hydrancie. [...]

poniedziałek, 23 października 2017

poniedziałek, 30 maja 2016

Boże Narodzenie u syndykalistów

Stanisław Chwist 
„Działalność Organizacji Konspiracyjnej Związku Syndykalistów Polskich
 na terenie Ostrowca i Ziemi Opatowsko-Sandomierskiej 
w latach 1939-1945”
maszynopis

str. 30

V. Działalność Kulturalno-Oświatowa.
[…]
Wykorzystując uroczystości kościelne z okazji świąt Bożego Narodzenia, Wielkiej Nocy – odbywały się koncerty w mieszkaniu Erazma Lewaczyńskiego (Ogrodowa 16), Kowalskiego Kazimierza (Siennieńska 150) z udziałem Szpilmana Mariana [?] i Lustiga. Wprawdzie było już wtedy Getto, istniała jeszcze możliwość uczestniczenia ich w koncercie. Koncertowi przysłuchiwała się dość liczna ilość osób nie mających nic wspólnego z naszą organizacją. Nie przypuszczaliśmy aby się nawet domyślali kto jest organizatorem – wszystko szło na konto uroczystości i chęci rozrywki.
[…]

(góra): L. Szpilman, Aleksander Kowalski, NN, Helena Kowalska, 4 osoby NN Kazimierz Kowalski, NN
(dół) Leon Leonciński vel Lewaczyński, NN, Matylda Lewaczyńska, Krystyna Lewaczyńska), NN, Helena ?, NN
Zdjęcie prawdopodobnie wykonał Adam Szlęzak (junior), Ostrowiec, koniec 1941 r.
[…]
Przyjemnie wspominam uroczystości świąteczne w większym gronie u Eryka, Kazika oraz ewentualne uroczystości imieninowe czy urodzinowe u innych kolegów. Pomijając fakt skromnego posiłku co też nie było bez znaczenia, były to prawdziwe uczty dla melomanów. Podczas tych uroczystości odbywały się solowe występy o różnym charakterze a niejednokrotnie dało się zorganizować prawdziwy koncert. Pamiętam jedne święta Bożego Narodzenia spędziliśmy słuchając prawdziwego koncertu w wykonaniu Szpilmana i Lustiga. Byli już wprawdzie w getto, chętnie się jednak wyrywali na tę noc – ryzykowaliśmy ale i oni ryzykowali. Grali niemal całą noc. Dla nich to było atrakcją i odprężeniem a dla nas satysfakcja.
[…]
inż. Józef Łukawski pseudomin „Sam”
Kruszwica – wrzesień 1985 rok.

Wspomnienia Mariana Lasoty – pseudonim „Miły”, członek Związku Syndykalistów Polskich, uchwycone podczas rozmowy w dniu 11-go października 1984 roku obejmujące okres okupacji niemieckiej.
[...]
Przebywaliśmy w niej [skrytce], gdyż niemcy przeprowadzali łapanki, nasilenie łapanek i wywożenie na roboty do niemiec szczególnie nas młodych kompletnie dezorganizowało nasze poczynania. I w tym dniu musieliśmy bezczynnie czekać aż ta fala przejdzie.
Oczekując na przejście tej fali dzieliliśmy się spostrzeżeniami i wiadomościami.
… zdaje mi się, że z żydami [sic!] jest jakaś niewyraźna sprawa. Siedzą zamknięci w „Gettcie”, część z nich wyprowadzają do pracy w Hucie, Cegielni i na Gutwin – nie byłem tam, ale jak mówią sąsiedzi kopią tam stawy dla Jägera. Zawsze prowadzą ich strażnicy. Bardzo odczuwają brak żywności, zaczyna u nich w getcie być głodno. Często pytają się czy dużo kuropatw jest na polach – bo oni wierzą w przepowiednie, że jak kuropatwy zginą to z nimi będzie krucho. Mają utworzonych własnych strażników, którzy do współplemieńców zachowują się niemal tak samo jak niemcy. Ludzie pomagają im jak mogą podając żywność, niezależnie kupują ją w każdej ilości. Sprzedaż i dostawa żywności do getta jest związana z dużym ryzykiem. Ostatnio jak jechałem do pracy słyszałem jak kolejarze rozmawiali na dworcu kolejowym o spodziewanym napływie w niedługim czasie większej ilości wagonów krytych. W jakim celu nie wiedzą. Tego dotychczas nie było.
- jeśli zamówili wagony to po ich przybyciu sprawa szybko się wyjaśni. To może znaczyć, że liczą się z wywiezieniem większej ilości ludzi albo do Rzeszy albo do obozów.
[…]


Podziękowania dla Pawła Maja

wtorek, 6 stycznia 2015

Akwarele 1941-1942

Aleja 3 Maja, widok od strony sądu grodzkiego [tzw. Dom Pfeffera]
Jan Fazanowicz, pocz. lat 40. XX w.

Widok z ul. Głogowskiego w kierunku południowym
Jan Fazanowicz, 1942 r.

Zabudowa przy ul. Górzystej i Młyńskiej w Ostrowcu Św.
Jan Stempniak, 1941 r.

źródło: Muzeum Historyczno-Archeologiczne w Ostrowcu Św.