Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 1947. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 1947. Pokaż wszystkie posty

sobota, 11 lutego 2023

Cena

Cena. W poszukiwaniu żydowskich dzieci po wojnie
Anna Bikont
Wołowiec, 2022



wtorek, 20 grudnia 2022

"Żydowski cmentarz w twoim miasteczku"

 „Żydowski cmentarz w twoim miasteczku”

Chropawy mur – nierzeczywisty.
Trudno oddzielić – żywi, zmarli.
Żydowski cmentarz nad miasteczkiem
biblijne wzgórze w gąszczu tarnin.

Pobożni chłopi mur mijali,
błotnistą drogą idąc świtem,
nie odkrywali głów przed bramą,
na której gwiazdy dwie przybito.

Pasterzom kóz z miasteczka tędy
wypadła droga ponad rzekę.
Więc przebiegali smutne wzgórze
z gwizdem na palcach i ze śmiechem.

Rzemykiem batów obłok goniąc
brnęli codziennie w gęstych mleczach
i nie wiedzieli bosonodzy,
że w soku trwa tych – kość człowiecza.

Do rozbawionych kóz i chłopców
zza płotu ghetta przyfruwały
motyle pstre z żydowskich sadów
spłoszone spośród drzew wystrzałem.

Tam zginął człowiek. Spoza desek
w stado spokojnych kóz się wkradał
pies wystraszony ludzką śmiercią
widzianą w domu z gwiazdą. Biada!

Z gwizdem na palcach i ze śmiechem
pasterze kóz jak co dzień biegli.
Pod bosą stopą mur się sypał
i płaski grób i siwe cegły.

Tarniny kwitły. Na zwalony
w trawę zieloną i wysoką
kamień nagrobka chłopiec chłopcu
podrzucał kartę. Grali w oko.

 

Tadeusz Kubiak
„Słowo pod żaglem”
Warszawa 1947
s. 21-22

Zdjęcie z książki "Ostrowiec", Buenos Aires, 1949.

niedziela, 14 lutego 2021

Rosalie Abella

 

Rosalie Abella jako niemowlę w obozie dla wysiedleńców w Stuttgarcie.
Trzyma ją Zysla Krongold, jej babcia ze strony matki, z dwojgiem rodziców, Jackiem i Fanny Silbermanami, których pierworodny, dwuletni syn Julius miał należał do członków rodziny utraconych w wyniku Holokaustu.
1947. 

Tłumaczenie z angielskiego wybranych fragmentów artykułu (Google Translator): Justice Rosalie Abella: Doing justice to her father’s dream - The Globe and Mail

Rosalie Abella została zainspirowana do zostania prawnikiem po tym, jak nadzieje jej ojca na karierę prawniczą zostały zniweczone przez jego status Żyda w Polsce i imigranta w Kanadzie. Tej wiosny, pisze Sean Fine, sędzia Sądu Najwyższego wyruszył w podróż do swojej przeszłości.

Urodziła się w obozie dla uchodźców w Stuttgarcie, nieco ponad dwie godziny drogi od Norymbergi, gdzie stawiano przed sądem nazistowskich zbrodniarzy wojennych. A teraz, 70 lat później, sędzia Rosalie Abella z Sądu Najwyższego Kanady wróciła do miejsca, w którym jej ojciec rozpoczął własną karierę prawniczą - na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie - aby wygłosić przemówienie na temat procesów norymberskich, które ujawniły ogrom tego, co zrobili naziści. I nie spała całą noc. To będzie przemowa jej życia.

Na widowni wielu zostało naznaczonych podobnymi okropnościami. Prezes Sądu Najwyższego Rwandy Sam Rugege. Lord Dyson, drugi najwyższy sędzia w Anglii. Robert Badinter, były minister sprawiedliwości Francji.

[Ojciec opowiadał jej, że] Jagiellońska szkoła prawnicza miała numerus clausus - żydowski przydział lub limit - i że on był jednym z nielicznych Żydów przyjętych do programu w 1930 r. Powiedział jej również, że w jej klasach wydzielono miejsca siedzące, zwane gettem ławkowym, ale że stał z uporem przez większość pierwszego roku, zamiast poddawać się oddzieleniu.

„Nigdy nie odbył praktyki prawniczej w Polsce” - mówi 80 osobom na jednodniowym sympozjum w Norymberdze. „On i moja matka spędzili trzy lata w obozach koncentracyjnych. Ich dwuletni syn, rodzice mojego ojca i trzech młodszych braci zginęli w Treblince”. Kiedy wspomina o bracie, którego nigdy nie spotkała, jej głos się łamie.

Jednak, jak mówi, jej rodzice poszli naprzód i po wojnie mieli jeszcze dwoje dzieci „w akcie, który wydaje mi się prawie niezrozumiały w swoim zapierającym dech w piersiach optymizmie”.

Życie sędziny Abelli i jej ojca zatacza koło. Syn właściciela księgarni, marzył o zostaniu prawnikiem. Postanowiła spełnić jego utracone marzenie. A teraz przyjechała do Polski, aby połączyć się z przeszłością swojej rodziny.

„Moja podróż sprawiedliwości - a właściwie podróż mojego życia - rozpoczęła się od niesprawiedliwości ujawnionych w Norymberdze”.

Sędzina Abella jest w Warszawie - jej przemówienie już za dwa dni - siedzi w sali archiwum w Polinie, Muzeum Historii Żydów Polskich. Jej mąż, ubrany w ciemny garnitur i przystrzyżoną brodę, siedzi obok niej. Irving Abella, którego nazywa Itchie, jest emerytowanym profesorem historii na York University. 

„Chcę wiedzieć o nich wszystko, co tylko mogę” - mówi Aleksandra Sajdak, entuzjastyczna młoda polska badaczka, która siedzi naprzeciw niej, gotowa przeszukać komputerową bazę danych. „Jak wyglądało ich życie”.

Sędzia Abella chce wiedzieć, jak jej zubożały ojciec dostał się na Uniwersytet Jagielloński, gdzie mieszkał jako student, czy jego akta licealne nadal istnieją, co się stało z fabryką pokryć dachowych należącą do rodziny jej matki.

Gorliwość dla prawa była głęboko zakorzeniona w rodzinie jej ojca. Jego ojciec i dziadek działali nieformalnie jako prawnicy w swojej wiejskiej społeczności, na rzecz Żydów i Gojów, rozwiązując spory między sąsiadami, zajmując się władzami. Jej ojciec, który był szczupły, gładko ogolony i nosił okrągłe okulary w szylkretowej oprawie, jako pierwszy przeszedł formalne szkolenie. Nawet w czasach narastającego antysemityzmu wywarł głębokie wrażenie. W lipcu 1939 r., Po ośmiu latach szkolenia (cztery studia akademickie, dwa pod okiem doświadczonego prawnika i dwie na stanowisku sędziego sądu apelacyjnego), otrzymał pismo od prezesa Sądu Apelacyjnego o przyjęciu go na egzamin zostać sędzią. Egzaminy miały się rozpocząć w październiku.

1 września Niemcy zaatakowały Polskę. Dwa dni później, na oczach rodziny, pan Silberman poślubił Fanny Krongold, córkę fabrykanta, a w następnym roku Fanny urodziła syna Juliusa. Nie mając pozwolenia na wykonywanie zawodu prawniczego, pan Silberman pomagał w prowadzeniu fabryki swoich teściów w Ostrowcu, w południowo-środkowej Polsce, do czasu, gdy naziści wysłali go i jego żonę do oddzielnych obozów pracy w 1942 roku.

Justice Abella mówi pani Sajdak, co spotkało Juliusa. Rodzice powierzyli jego opiece Polkę, która przez 40 lat pracowała w fabryce. Ale kobieta spanikowała i przyprowadziła małego chłopca do jego dziadków - rodziców ojca sędziny Abelli - tak jak naziści łapali Żydów z Sienna, wsi położonej około 200 kilometrów na północ od Krakowa, gdzie mieszkali. Podczas swojej jedynej innej podróży do Polski, w 1993 roku, Justice Abella spotkała siostrę najlepszego przyjaciela swojego ojca - Polaka - która była świadkiem tego, co stało się później.

„Wszyscy Żydzi musieli wystawić swoje meble na ulicy. Powiedziała, że ​​widziała moją matkę obejmującą ojca mojego ojca na ulicy. Oboje płakali. Później tego samego popołudnia zobaczyła, jak Niemiec zastrzelił mojego dziadka”. Mały chłopiec, jego babcia i wujek zostali wywiezieni do Treblinki, niesławnego obozu zagłady pod Warszawą.

Ale Jacob Silberman przeżył wojnę i wraz z Fanny i jej matką schronił się w obozie dla uchodźców w Stuttgarcie; Polska nie była bezpieczna dla Żydów, nawet po odejściu nazistów. Po osiedleniu się, odszukał niemieckiego urzędnika okupacyjnego, który był już w Niemczech, który był przyzwoity dla rodziny Fanny, i zabrał go do aliantów, aby upewnić się, że mężczyzna nie zostanie oskarżony o zbrodnie wojenne. „Po tym wszystkim, co stracili” - mówi sędzia Abella pani Sajdak - „to było dla mnie niemal heroiczne, że zrobili coś takiego na początku swojego nowego życia”.

Pani Sajdak szybko znajduje dwa adresy, pod którymi Jakub mieszkał w Krakowie. Następnie znajduje w sieci aktualne zdjęcie jednego z domów - ponurego, niskiego apartamentowca. W przeciwieństwie do warszawskich, większość krakowskich budynków przetrwała II wojnę światową. Ale pani Sajdak będzie musiała poprosić innych badaczy archiwów o pomoc w innych pytaniach sędziego Abelli. 

Szacunek, jakim inni darzyli Jacoba Silbermana, jest oczywisty. Stany Zjednoczone, które prowadziły obóz w Stuttgarcie, zatrudniły go do obsługi prawnej uchodźców. A kiedy była pierwsza dama i obrończyni praw człowieka Eleanor Roosevelt odwiedziła obóz, przywitał go oficjalnie.

„Nie jesteśmy w stanie pokazać ci wielu aktywów” - powiedział jej. „Najlepsze, co jesteśmy w stanie wyprodukować, to tych kilkoro dzieci. Tylko one są naszą fortuną i jedyną nadzieją na przyszłość”.

W 1946 r. - w urodziny Kanady, 1 lipca - Fanny urodziła Rosalie. Dwa lata później przybyła kolejna córka, Toni.

Kiedy pan Silberman złożył wniosek o emigrację do Kanady, władze kanadyjskie stwierdziły, że kraj ten nie potrzebuje prawników wyszkolonych w Europie. Kanada w dużej mierze zamknęła swoje granice dla Żydów w okresie ich największej potrzeby, od 1933 do 1945 roku, a granice pozostały takie do 1948 roku, kiedy wpuszczono do niej strużkę krawców. To mąż sędziny Abelli jako pierwszy udokumentował odrzucenie przez Kanadę żydowskich uchodźców , jako współautor książki "None is Too Many: Canada and the Jews of Europe 1933-48".

Jej ojciec usiłował znaleźć drogę do środka. Międzynarodowa Organizacja Uchodźców nadała mu certyfikat jako pasterza drugiej kategorii, z doświadczeniem w hodowli owiec.
- Nie sądzę, żeby kiedykolwiek w życiu widział owcę, prawda? pyta jej mąż.
„Na pewno nie” - odpowiada.
W końcu, w 1950 roku, Kanada udzieliła panu Silbermanowi pozwolenia na emigrację - jako krawiec.

"CHCIAŁEM BYĆ OSOBĄ, JAKĄ MNIE WIDZILI"

Kiedy urodziła się Rosalie, Fanny nie chciała zabierać jej do domu ze szpitala - chciała mieć innego chłopca. Julius był bystrym dwulatkiem. Znał już dwa języki.

„Wychowali mnie jak chłopca” - mówi Justice Abella. „Może dlatego nie miałem żadnych zahamowań”.

Montrealska autorka Helen Epstein napisała o tym, jak ocaleni przekazali traumę Holokaustu następnemu pokoleniu. Ale sędzina Abella wspomina swoją rodzinę jako szczęśliwą i optymistyczną. Jej ojciec nie opłakiwał swojej straconej kariery prawniczej. Wszedł do biura na rogu Queen i Spadina, niedaleko miejsca ich zamieszkania w Toronto, przedstawił się i poprosił o pracę. W ten sposób został agentem ubezpieczeniowym. A kiedy Rosalie zadawała pytania, jej rodzice odpowiadali bez bólu i goryczy.

„Byli bardzo otwarci. Rozmawiali o tym swobodnie. Ilekroć pytałem - i pytałem dużo. Na przykład:„ Jak umyłeś włosy ”- nie mogłem sobie tego wyobrazić. To były dziewczyny, także. - Jak spałeś w nocy, było tak zimno? Wiedziałem wiele rzeczy, ponieważ nie byli to ludzie, którzy się ukrywali, byli zbyt zawstydzeni, zbyt zawstydzeni lub zbyt źli ”.

Rodzina oczekiwała, że ​​zawsze osiągnie pierwszeństwo - jakby dźwigała ciężar swojej przeszłości.

„Chciałem być osobą, za jaką mnie postrzegali”.

Matka często opowiadała jej o błyskotliwości ojca i wymagała od niej czytania trzech książek tygodniowo. Wzięła sobie te oczekiwania do serca; już w klasie 3 prosiła o dodatkową pracę domową. W wieku 11 lat grała na fortepianie Mozarta (z dziewięcioletnim Tonim na drugim fortepianie) we wczesnym programie telewizyjnym The Ken Soble Amateur Hour. W szkole średniej w Bathurst Heights napisała lokalną gazetę po zdobyciu 11 wyróżnień w pierwszej klasie (oprócz dziewięciu wymaganych, przeszła dwa dodatkowe kursy).

Żyła ekspansywnie. W wieku 19 lat ścigała swojego 26-letniego przyszłego męża, który podróżował z przyjacielem, do Europy i Turcji, wreszcie dogoniła go w Izraelu. W wieku zaledwie 29 lat została wyznaczona na sędziego sądu rodzinnego. Osiągnęła rozgłos w kraju przed swoimi czterdziestymi urodzinami, kiedy minister liberalny Lloyd Axworthy poprosił ją o przewodniczenie krajowej komisji ds. Zatrudnienia i mniejszości. Po wymyśleniu terminu „kapitał w zatrudnieniu” została zaatakowana przez krytyków od wybrzeża do wybrzeża, ale ostatni raz się śmiała, gdy premier postępowych konserwatystów, Brian Mulroney, wdrożył wiele jej zaleceń w federalnie regulowanej sile roboczej (w takich instytucjach jak banki , Korona korporacji i firmy komunikacyjne). System, który zaleciła, nadal obowiązuje.

Jednak w jej zaleceniach nie było „kwot” - nie po tym, jak jej ojciec i inni tacy jak on musieli stawić czoła kwotom. W każdym razie czuła, że ​​kwoty mogą stać się pułapem.

Miała życie daleko poza ławką. W 1988 r. Była moderatorem debaty anglojęzycznych przywódców federalnych, aw 2003 r. Była jurorem nagrody Gillera w dziedzinie literatury pięknej.

Rzadko wydaje się, że przestaje się ruszać. Pierwszego dnia w Polsce zasiada przed Prezesem Sądu Konstytucyjnego. Polska znajduje się w środku kryzysu konstytucyjnego; Rząd prezydenta Andrzeja Dudy domaga się większości dwóch trzecich głosów, jeśli sąd chce orzec, że prawo jest niezgodne z konstytucją. (Kanadyjczycy, jak większość, potrzebują tylko zwykłej większości). Po Polsce udaje się do Londynu, aby zwrócić się do kanadyjskich prawników i sędziów w Canada House.

Dlatego wydaje się, że zna wszystkich - i wydaje się, że wszyscy znają „Rosie”.
„Jej pochodzenie jest tragedią i smutkiem” - mówi Ian Holloway, dziekan prawa na Uniwersytecie Calgary.
„A jednak stała się ucieleśnieniem szczęścia i optymizmu”.
„Nigdy nie widziałam smutku w moim domu, nigdy nie słyszałam smutku” - mówi.
"Słyszałem, jakie mieliśmy szczęście."

"GEST NADZIEI W OBLICZU TRAGEDII"

[...]

Jej filozofia jako sędzi jest zakorzeniona w doświadczeniach jej rodziców. Jest obrońcą praw człowieka, praw dzieci, uchodźców, mniejszości religijnych, kobiet.

Była jedynym sędzią, który bronił prawa muzułmańskiej kobiety do noszenia nikabu (zasłony na twarz) w prawie wszystkich przypadkach podczas składania zeznań w procesie karnym. Zdecydowana pociągnąć państwa do odpowiedzialności za naruszenia praw człowieka, była jedynym sędzią, który powiedział, że rodzina Zahry Kazemi może pozwać rząd Iranu za udział w brutalnej śmierci irańsko-kanadyjskiego fotoreportera. (Inni sędziowie stwierdzili, że prawo kanadyjskie zapewnia immunitet zagranicznym urzędnikom).

Powołana do Sądu Najwyższego przez premiera Paula Martina w 2004 roku, jest sędzią aktywistą, choć odrzuca tę etykietkę. (Konserwatywni sędziowie również byli aktywistami, mówi, w obalaniu praw chroniących mniejszości). „Nie chodzi o to, za czym się opowiadasz; o to się opowiadasz” - lubi mawiać.

Czytała Hitler's Justice: The Courts of the Third Reich autorstwa niemieckiego prawnika Ingo Müllera na temat współudziału niemieckich sędziów w Holokauście. Mówi, że zastosowali literę prawa, aby nie być postrzeganym jako „aktywista”.

Gardzi krytykami aktywizmu sądowego. „Wezwanie do sądowego szacunku [dla wybranych ustawodawców] może być niczym innym jak przedawnieniem sądowego rygoru mortis” - powiedziała w przemówieniu z 2002 roku. Wszechobecne sformułowanie „praworządność” ją denerwuje: holokaust, apartheid i segregacja w USA rozwijały się zgodnie z prawem. Ma szerokie spojrzenie na rolę sędziego, nazywa Kartę Praw „najlepszym przejawem” kanadyjskiej demokracji.

„Ze wszystkich instytucji publicznych odpowiedzialnych za wymierzanie sprawiedliwości, sądownictwo jest jedynym, dla którego sprawiedliwość jest wyłącznym mandatem” - mówi. „Oznacza to, że podczas gdy organy ustawodawcze z konieczności reagują na apelacje opinii publicznej, jakkolwiek to zdefiniujemy, to sędziowie służą jedynie sprawiedliwości”.

Tej zimy w dwóch przypadkach stanęła za bardziej inkluzywnym podejściem do osób marginalizowanych. W jednym z nich napisała orzeczenie większości ułatwiające ubiegającym się o uchodźców pozostanie w Kanadzie z powodów „humanitarnych i ze współczucia”; w drugiej napisała jednogłośne orzeczenie sądu, które wymaga od rządu federalnego uznania praw Métis i Indian bez statusu, mówiąc, że żyją oni „na jurysdykcyjnym pustkowiu”. Dwa tygodnie temu stanęła w obronie 500 000 niezrzeszonych pracowników podlegających regulacjom federalnym, pisząc orzeczenie większości, które wzmocniło ich bezpieczeństwo pracy.

Alan Dershowitz, słynny amerykański prawnik i profesor prawa z Harvardu, zna ją od wielu lat. „Biblia mówi:„ Sprawiedliwości, sprawiedliwości będziesz szukał ”. A komentatorzy pytają: „Dlaczego dwukrotnie wspomina się o sprawiedliwości?” Odpowiedź brzmi: „Istnieje sprawiedliwość prawna, a potem jest sprawiedliwość współczująca”. Reprezentuje ich obu ”.

Ale niektórzy mówią, że pierwszy jest pierwszy. Teraz na emeryturze, John Major zasiadał w Sądzie Najwyższym, kiedy przybyła sędzia Abella, i oferuje nieznaczną zmianę w formule Dershowitza, nazywając ją „sędzią o wyjątkowym talencie, która traktuje element ludzki przed prawem”. 

[...]

JACOB SILBERMAN FORMUJE NOWE ŻYCIE, ALE NIE JAKO PRAWNIK

W końcu, jak wierzył Jacob Silberman, jego marzenie było w zasięgu ręki. Wjeżdżając do Kanady jako krawiec, mógł teraz wrócić do prawa. Ale potem dowiedział się, że nie można go wezwać do adwokatury, ponieważ nie jest obywatelem. Uzyskanie obywatelstwa zajęłoby pięć lat; i teraz musiał wspierać rodzinę.

Wyjaśnił młodej Rosalie, dlaczego nie może być prawnikiem w Kanadzie. [...]

Norymberga nie uczyniła Rosalie Abella sędzią. Kanada to uczyniła, odmawiając ojcu prawa do bycia prawnikiem. „To moje pierwsze wspomnienie”. Miała zaledwie cztery lata.

„Moment, w którym usłyszałam historię o tym, że odmówiono mu prawa do bycia prawnikiem, był momentem, w którym zdecydowałam się nim zostać” - powiedziała publiczności w Jagiellońsku. „Nie miałam pojęcia, co to znaczy być prawnikiem, ale to nie miało znaczenia. Miałam być tym, kim mój ojciec chciał, a nie mógł. Nawet jako małe dziecko czułam się niesprawiedliwa”.

Jej ojciec nigdy nie był świadkiem jej prawniczych osiągnięć; zmarł na raka w wieku 60 lat, kilka tygodni przed ukończeniem przez nią szkoły prawniczej na Uniwersytecie w Toronto w wieku 23 lat. „Nigdy nie doczekał, jak rozkoszuję się życiem prawniczym”.

Po jego śmierci matka Justice Abella została agentką nieruchomości specjalizującą się w pisarzach i artystach; Margaret Atwood uczyniła ją postacią w jednej ze swoich powieści. Dożyła 92 lat. Dwoje dorosłych dzieci Justice Abelli, Jacob i Zachary, zgodnie z rodzinną tradycją, zostało prawnikami.

Jej podróż do Polski była „afirmacją życia” - mówi później. „Aby wrócić, jako sędzia Sądu Najwyższego, do miejsca, w którym zaczynał swoją karierę prawniczą, tam przemawiać, spotykać się z ludźmi, zamykać krąg, jako reprezentant w istocie tego, że przeżyli - ich duchy przetrwały, ich wartości przetrwały, ich oddanie sprawiedliwości przetrwało - potwierdzało wszystko, czym były i chciały, żebyśmy byli ”.



Zobacz też: Fanny Silberman, 92, loved heroically | The Star

niedziela, 2 sierpnia 2020

1 sierpnia 1947

Ostrowiec, Poland, two men by the grave of Rabbi Meir Yechiel Halevi Halstok.
The photograph was taken right after the unveiling of the tombstone, 01-08-1947.

Ostrowiec, Poland, a group photograph by the grave of Rabbi Meir Yechiel.
The photograph was taken immediately after the unveiling of the tombstone,
01-08-1947.
Ostrowiec, Poland, a group photograph by the graves which were destroyed by the Polish, 01-08-1947.
Ostrowiec, Poland, two men by the grave of Rabbi Mendale which was destroyed by the Polish, 01-08-1947.
Ostrowiec, Poland, graves which were destroyed by the Polish, 01-08-1947.
Ostrowiec, Poland, a monument in the memory of Zayde Akiva, 01-08-1947
Ostrowiec, Poland, a group photograph near a mass grave, 01-08-1947.
Ostrowiec, Poland, a group photograph, 01-08-1947.
Ostrowiec, Poland, a group photograph2, 01-08-1947

Ostrowiec, Poland, a group photograph, after the war.

Źródło: Yad Vashem

wtorek, 23 kwietnia 2019

Basia Goldsztajn

Szukamy informacji na temat Basi Goldsztajn, ur. w 1930 r. w Ostrowcu. Nazwisko pisane różnie - Goldsztajn, Goldman. Basia używała także nazwiska Wiśniewska.


Córka Mosze i Estery, ojciec zmarł w 1938 roku, córkę wysłali do brata dziadka w Staszowie. W 1940 roku wysłana przez wujka do kogoś na wsi blisko Staszowa, tam pracowała, sąsiad zdradził, ale ona przekonała Niemców, że jest katoliczką. Zabrana w 1947 przez Koordynację do domu dziecka w Łodzi. Była wtedy dużą dziewczyną, 15-17- letnią. Najpewniej wyjechała do Izraela.

Szukamy kontaktu do Basi jeśli jeszcze żyje lub jej rodziny. Ma (lub miała) kuzynkę w Izraelu - Riwka Ruda (Horvitz), która mieszka (lub mieszkała) w kibucu.



Źródło: Karta ze zdjęciem - Ghetto Fighters’ House w kibucu Lohamei Hagetaot
 „Dziennik podróży”Lejba Majzelsa z Żydowskiego Instytutu Historycznego

piątek, 23 grudnia 2016

Zagłada rodziny Szteinów

Ostrowiec Świętokrzyski, ul. 25-lecia Wolności, na pierwszym planie teren po betoniarni,
na prawo od niebieskiego znaku drogowego piętrowy dom z szarym dachem - był właśnością rodziny Skarbów,
w głębi, przy lewej krawędzi kościół pw. św. Michała Archanioła,
fot. Wojtek Mazan, kwiecień 2014 r.


JANUARY SKARBA ur. 1937r.
nagranie z kwietnia 2014r.

[...]
Tu było ogrodzenie, zaraz za nim było zagłębienie, częściowo jest ono jeszcze widoczne. Myśmy tutaj pasali kozy w okresie okupacji. I przy okazji była jakaś szmacianka, grało się w piłkę. To co pan widzi, o była betoniarnia Wiktorowicza, sięgała do tego wysokiego muru. Tam gdzie stoją te wysokie drzewa, betoniarnia się kończyła. Ten pan Wiktorowicz miał tu domek usytuowany jak tablica "Radom, Rzeszów", tuż przy samym murze. Ja z rodzicami mieszkałem przy ulicy Kamiennej. Ta kamieniczka piętrowa była moich dziadków, potem moich rodziców, a później moja. To był jedyny wysoki budynek, z którego można było prowadzić jakieś obserwacje. I częściowo z tego budynku drewnianego mogli obserwować mieszkający tam pani Łodykowska, pani Kędzierska, pani Dudzina i inni. Podejrzewam, że obserwowali ale nikt do nikogo się nie zwierzał. Z drugiej strony były posesje pana Kusala, pana Ślęzaka, pana Molędy i pana Zycha. To wysokie drzewo to jest jeszcze w posesji naszej. Następne to były niziutkie domy - dziś już ich nie ma - więc nie wiem jak oni mogli obserwować. Ale wiem, że ludzie wymieniali się informacjami. 

Ten pan, tam przy murze, miał dom a tu robił sobie kręgi i bloczki betonowe. Czy on tu mieszkał? Być może tak, w okupację. Jak stąd wychodził a my paśliśmy te kozy, to nie lubił jak się go zaczepiało, bo był trzeźwy. Tylko "dzień dobry", "dzień dobry" i poszedł. Jak już  trzeba było gonić te kozy, tośmy zwlekali celowo, bo on późnym popołudniem wracał. Słychać było, że wraca, bo się darł niesamowicie od mostu. Darł się, śpiewał jakieś rzeczy, nie pamiętam. No to zaczepialiśmy go "Panie Wiktorowicz, daj pan na cukierka". My najmniejsi chłopcy, to mieliśmy najmniej do gadania. Natomiast ci starsi, czy miał kozę czy nie miał, to przychodził, bo wiedział, że ten Wiktorowicz będzie szedł. Pieniądze mu z kieszeni wylatywały, nie zawsze ale wylatywały. Wszystko to przechwytywali ci starsi. A jak szedł, to na rogu był sklep jak kiosk, papierosy, gazety. Pani Swobodzina tam sprzedawała. I był słup ogłoszeniowy, betonowy. Bywało tak, że jak się bardzo opił i doszedł to tego słupa, to macał i zemścił, że go zamurowano. Wtedy ktoś go odciągał: "Panie Wiktorowicz, tędy". Szedł tutaj i już do bramy. Jego żona musiała mieć na imię Kazimiera. Nasze nieszczęście polegało na tym, że moja siostra była także o imieniu Kazimiera. Ona miała 16, 17 lat. Ale jak on szedł od bramy, to szedł prosto na nas i wołał: "Kaziu, nie kochasz mnie?" Ojciec mówił do mojej siostry: "Co ty masz wspólnego z tym człowiekiem?!" Później się okazało, że Kazimiera to była jego żona. Widocznie wiedziała co on robił, no to go odtrącała. A on ciągle stawiał pytania czy go jeszcze kocha. Tak to było. 

Zauważyliśmy, że wciąż ktoś do nas przychodził z sąsiadów. Ojciec z panem Zychem obserwowali teren betoniarni. Zastanawiałem się co oni tak stoją na ganku. A oni obserwowali. Widać było w świetle księżyca ludzi, jak przemykają przy ścianie. Co to za ludzie? Rodzice wiedzieli w czym rzecz. Dla nich nie było to nic nowego. Odgadli wprost, że on przechowuje Żydów. Bo skąd raptem taki człowiek, gdzie interesu w okupację w zasadzie nie było żadnego, ma pieniądze, codziennie jest pijany. I jak to się stało, że idzie, drze mordę i nikt mu nie zwrócił uwagę. Przecież gestapo było na Chmielnej. Albo przekupił tych ludzi albo nie wiem, że bezkarnie sobie chodził. Wprawdzie w dzień, ale w końcu to był Polak. 

I tak gdzieś, to był koniec lata '44 roku, raptem ten pan przestał pić, to znaczy nie chodził już taki pijany i nikogo się tu nie widziało. Moi rodzice i sąsiedzi doszli do wniosku, że ci Żydzi się stąd wyprowadzili. Okazało się, że nie. Nie wyprowadzili się. To znaczy na tamten świat to on ich wyprowadził. 

Pasiemy kozy, to był rok chyba 45 albo 46. Pasiemy kozy i raptem zaczęli nas stąd wyganiać, coś się tu dzieje. No więc dlaczego. Mieliśmy takiego sąsiada Olka Kosiora, on miał zamiłowanie do koni, nadzwyczaj kochał te konie, ciągle się bratał z woźnicami a jak nie to chodzi na targ do chłopów i pomagał przy koniach. On nam powiedział: gdy się ruch zaczął w betoniarni, interes z drenami, bo każdy próbował odbudować gospodarstwo, najczęściej ludzie zaczynali od studni, bo to życiodajna rzecz. Więc kupowali tu dreny i był ścisk niesamowity. A że był bałagan, nikt nie potrafił zaprowadzić porządku, więc każdy jak sobie stanął, jak załadował tak jechał. I w końcu jeden z tych koni z wozem pełen dren, jakoś chcieli cofnąć, zaparł się ten koń i wpadł. Okazuje się, że wpadł do studni. Najpierw straż przyjechała, później jakoś straż znikła i przyprowadzili tutaj jeńców niemieckich, takich zgrzybiałych dziadków w mundurach, może załamani byli i tak wyglądali, w każdym razie byli to ludzie starzy. I oni coś tam przy tej studni grzebali. Już wtedy się dowiedzieliśmy, że wyszło na to, że w tej studni są ci Żydzi, którzy byli tu przetrzymywani. Tak to wyglądało. Wyciągali tych Żydów, mieli tam jakieś osęki, były tam takie beczułki, do tych beczułek ich kości były poprzywiązywane. A on, ten człowiek, zabił tych ludzi, tam ich zamordował, wrzucił do tej studni i denko zrobił drewniane. Gdyby to zasypał, miał tyle czasu, to nieprędko by to wyszło. Później co to było, jak to było nie wiadomo. Tutaj chyba sprawy nie było. Zresztą ja jako dziecko zajmowałem się innymi sprawami, a nie Wiktorowiczem. Ale to mi utkwiło długo i do dnia dzisiejszego. [...] Nic nie zapamiętałem z tych czasów jak pasienie tych kóz i to zdarzenie. [...]

/nagranie i opracowanie tekstu: Wojtek Mazan/



Aron Friedental,                                                                                   Warszawa, 28-go maja 1947 roku

Do Centralnej Komisji Historycznej w Łodzi

              Potwierdzam odbiór listu Panów z dnia 22-go maja rb. i komunikuję co następuje:
Mord dotyczy rodziny Szteinów, która składała się z 4-ch osób: matki, ojca i 2-ch synów. Ojciec, Emil Sztein, był przed wojną właścicielem fabryki wódek i likierów w Krakowie pod firmą "Arkadia". Podczas okupacji został on, jako fachowiec, sprowadzony do Ostrowca i zatrudniony przez jednego z głównych pogromców Żydów Ostrowieckich, Franza Jagera, w fabryce, którą tenże Jager odebrał właścicielowi Żydowi.
               W czasie przebywania w Ostrowcu rodzina Szteinów korzystała ze swych możliwości przy pracy, by nieść pomoc Żydom przebywającym w obozie pracy, istniejącym przy Zakładach Ostrowieckich (Ostrowitzer Hochoffen und Werke).
                25-go lipca 1944 r. w dniu likwidacji obozu rodzina Sztein uciekła do przygotowanej zawczasu kryjówki w mieszkaniu niejakiego Wiktorowicza przez cały rok uprzedni, by tylko zapewnić sobie bezpieczny schron.
                Po oswobodzeniu ustaliliśmy na podstawie poufnie zebranych wiadomości, że 6 dni przed wkroczeniem Armii Czerwonej całą rodzinę zamordowano i zakopano w starej studni na terenie posesji, gdzie mieszkał Wiktorowicz.
                Jako prezes Komitetu Ostrowieckiego przestawiłem w 1945 r. tę sprawę odnośnym władzom, zaś sekretarz naszego Komitetu ob. Elżbieta Stiftarowa osobiście zreferowała dokładny przebieg sprawy, podając nazwiska sprawców mordu oraz miejsca, gdzie zostały zamordowane ofiary.
                Po tym meldunku w r. 1945 władze bezpieczeństwa zatrzymały Wiktorowicza i Kuzduba, lecz zostali oni po pewnym czasie zwolnieni, i sprawa ucichła.
                Dnia 11-go maja r.b. otrzymałem z Ostrowca telegram następującej treści: "Przyjechać natychmiast odnaleziono Szteinów". Pojechałem niezwłocznie i na miejscu ustaliłem następujące szczegóły:
                Posesja, na terenie której popełniono zbrodnię, ostatnio została objęta przez Samopomoc Chłopską. Organizacja ta rozpoczęła remont gmachu. Pewnego dnia wjeżdżający z materiałami budowlanymi wóz, zaprzężony w konie, ugrzązł i konie utknęły w świeżo przekopanej ziemi. W czasie wyciągania wozu z końmi kierownik organizacji zauważył, że w miejscu tym była studnia. Wobec tego, iż kopanie studni leżało w przewidzianym planie robót, postanowił on zasypaną studnię odkopać. Przystępujący do pracy robotnicy w czasie prowadzenia robót ziemnych natknęli się na zwłoki 4-ch ofiar, w których rozpoznano Szteinów.
                Natychmiast zameldowano o wypadku Urzędowi Bezpieczeństwa, który na podstawie posiadanego zameldowania (złożonego w swoim czasie przez mnie) z przed 2-ch lat aresztował Wiktorowicza i Kuzduba. Przeprowadzona przez miejskiego lekarza sekcja zwłok wykazała, że ojciec i synowie zostali zarąbani, natomiast Szteinowa miała rozpłataną głowę jakimś ostrym narzędziem. Śledztwo i sekcja były prowadzone w obecności i z polecenia sędziego śledczego Rogowskiego [?].
                 Jak można było ustalić na podstawie początkowych zeznań, ofiary zostały zamordowane w nocy z 8-go na 9-go stycznia 1945 r. tj. 6 dni przed wkroczeniem Armii Czerwonej (Ostrowiec został oswobodzony dnia 16-go stycznia 1945 r.)
                 Śledztwo jest w toku. Sprawa podlega Prokuratorowi Wojewódzkiego U.B. w Kielcach.
Dnia 11 bm. zwłoki ofiar pochowane zostały na cmentarzu żydowskim w Ostrowcu w obecności garstki Żydów Ostrowieckich. Grób ich znajduje się w szeregu mogił żydowskich pochowanych w czasie okupacji i po wyzwoleniu.
                 Jak mi dotąd wiadomo, to w związku ze sprawą zatrzymano 4 osoby, zaś reszta sprawców jest poszukiwana. Jestem w stałym kontakcie z odnośnymi władzami oraz Żydami, przebywającymi w Ostrowcu. O biegu sprawy jestem dokładnie poinformowany.
                 Kończąc mój opis nie mogę pominąć następujących okoliczności, wykazujących niesłuszną obojętność ze strony Żydów dla tego rodzaju wypadków!
                 Niezwłocznie po otrzymaniu telegramu z Ostrowca, zwróciłem się telefonicznie do Jointu, prosząc o wyznaczenie mi terminu konferencji w tej sprawie. W toku rozmów dyrektor Bein, któremu przedstawiłem konieczność wydelegowania razem ze mną kogoś z władz, celem nadania sprawie odpowiedniego kierunku, odpowiedział mi, że Joint, jako instytucja zagraniczna, nie może interweniować w tego rodzaju wydarzeniach i skierował mnie do prezesa CKŻP ob. Adolfa Bermana. Prezesa Bermana nie zastałem i zostawiłem wyżej wymieniony telegram z odpowiednią adnotacją urzędującej sekretarce, która przyrzekła dać o godz. 6-ej telefoniczną odpowiedź. Ponieważ o umówionej godzinie odpowiedzi nie było, zaś sprawa nie mogła ulec zwłoce, wyjechałem do Ostrowca. Po moim powrocie z Ostrowca, gdzie byłem 3 dni, zwróciłem się ponownie telefonicznie do CKŻP, lecz prezesa znów nie było, zastałem urzędującego generalnego sekretarza ob. Lazebnika [?]. Temu ostatniemu zreferowałem sprawę i zdumiony byłem otrzymaną odeń odpowiedzią: Primo: że jest bardzo zajęty, secundo: po przedstawieniu konieczności interwencji u władz, by morderstwo zostało zakwalfikowane jako "rasowe", nie zaś jako zwykła zbrodnia i nie podlegało amnestii - ob. Lazebnik oświadczył, że mamy zaufanie do naszych władz, które z pewnością sprawiedliwie ocenia przebieg wypadków.
                 Ja jednak stoję na stanowisku, że interwencja u władz jest najlepszym świadectwem zaufania do nich, zaś interwencja przedstawicieli wymordowanego żydostwa jest wyrazem współpracy w ściganiu morderców - naszych wspólnych wrogów.
                 Moim zdaniem interwencja musi być, aby prokurator należycie i właściwie zakwalifikował morderczy czyn, zwłaszcza, że wykrycie przestępstwa nastąpiło w tak niezwykłych okolicznościach.
                 Łączę wyrazy szacunku dla naszego Szanownego historyka dra J. Kernisza oraz obrońcy naszego honoru mgr H. Blumentala
kreślę się

A. FRIEDENTAL


Źródło: Żydowski Instytut Historyczny

sobota, 8 sierpnia 2015

Kirkut (VI)

Zbeszczeszczony cmentarz żydowski w Ostrowcu Św., po 1945 roku






Źródło: Yad Vashem

wtorek, 2 czerwca 2015

Złota historia NBA


"Los Angeles Lakers. Złota historia NBA"
Marcin Harasimowicz
2015
Str. 20
             [Sid Hartman, amerykański dziennikarz sportowy] Na jednej z imprez poznał Morrisa Chalfena, lokalnego speca od promocji zawodów w jeździe figurowej na lodzie, który z kolei przedstawił go Benowi Bergerowi. Ten lokalny biznesmen, człowiek niskiego wzrostu, z nieodłącznym cygarem, urodził się i wychował w Ostrowcu Świętokrzyskim, a w wieku 16 lat – było to w roku 1913 – wyemigrował do Minneapolis. Zaczynał od zera, ale dorobił się fortuny i z czasem ściągnął z Polski do Ameryki czterech swoich braci. W momencie, gdy poznał Hartmana [1947 r.], był już właścicielem sieci kin w Minnesocie i Dakocie Północnej oraz modnej restauracji w Minneapolis. Działał także prospołecznie – należał do rady miejscowego więzienia i wspierał resocjalizację. Systematycznie powiększał swój majątek. Chciał jednak zrobić coś więcej dla miasta, któremu był wdzięczny za otrzymaną szansę (po latach wydał autobiografię pod tytułem Thank You, America). Gdy więc Hartman zgłosił się do niego z konkretną propozycją – wysłuchał go z zainteresowaniem. Najpierw w miejscowej hali rozegrano na próbę mecz sparingowy pomiędzy Oshkosh All Stars a Sheboygan Redskins. Na imprezę przyszło ponad pięć tysięcy osób, co było oszałamiającym sukcesem. Widząc to, Bergen wręczył Hartmanowi książeczkę czekową i oznajmił: „Rób, co uważasz za stosowne”. Ten najpierw odkupił klub, a następnie ruszył w poszukiwanie zawodników. Wtedy sięgnął do czarnego notesu. W tamtych czasach scouting w koszykówce w ogóle nie istniał. Hartman znał się jednak dobrze z trenerami uniwersyteckimi, a ci po prostu mówili mu w tajemnicy, którzy zawodnicy są dobrzy i warto ich ściągnąć. Tak rozpoczęła się historia Lakers – najsłynniejszego zespołu w historii koszykówki. W stanie „dziesięciu tysięcy jezior”, skąd wzięła się nazwa. Dzięki pomysłowi amerykańskiego dziennikarza sportowego i za pieniądze należące do Polaka...

Beniamin Berger, źródło Wikipedia

Wpis dzięki Michałowi Górnemu.

środa, 16 kwietnia 2014

Meir Jechiel ha-Lewi Halsztok

Meir Jechiel ha-Lewi Halsztok, rabin ostrowiecki

[źródło: Żydzi ostrowieccy, Ostrowiec Św. 1996]



Ostrowiec, Poland, two men by the grave of Rabbi Meir Yechiel Halevi Halstok. The photograph was taken right after the unveiling of the tombstone, 01-08-1947.

Ostrowiec, Poland, a group photograph by the grave of Rabbi Meir Yechiel. The photograph was taken immediately after the unveiling of the tombstone, 01-08-1947.



Tu pochowany.
Święty pan, światło wygnania.
Przewodniczący sądu rabinackiego świętej gminy Ostrowiec.
Meir Jechiel ha-Lewi, błogosławionej pamięci!
Halsztok.
Zmarł 19 adar I 688.
(11.03.1928 r.)

fot. 11.10.2013 r.
[źródło: Wirtualny Sztetl]