Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 1950. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą 1950. Pokaż wszystkie posty

piątek, 16 sierpnia 2024

Balint Lea


Lea Balint

Menedżerka w organizacjach charytatywnych, działaczka społeczna, dziewczynka ocalona z Holocaustu.

Lea Balint (z d. Alina Alterman) urodziła się w żydowskiej rodzinie 23 czerwca 1938 r. w Radomiu. Wychowywała się w Ostrowcu Świętokrzyskim. Ojciec był tam właścicielem fabryczki ekskluzywnych mebli drewnianych. Matka była gruntownie wykształcona, znała kilka języków.

Części rodziny udało się emigrować do Palestyny jeszcze przed wojną. W 1942 r. ona razem z rodzicami została wysiedlona z domu, który przejął sąsiad. Wszyscy trafili do ostrowskiego getta. Ojciec za odmowę objęcia funkcji w Judenracie został wywieziony do Auschwitz. Ona sama z getta nie pamięta nic. Ją i matkę wyprowadził na „aryjską” stronę sąsiad, który potem zagarnął cały ich majątek. Matka ukrywała się z nią u Polaków, ale została zadenuncjowana przez tego samego sąsiada. Ratowała się ucieczką, skacząc przez okno. Niemcy schwytali ją i zamordowali. Leę zabrała do siedziby Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi w Brwinowie koło Warszawy najprawdopodobniej osobiście matka Matylda Getter. Tam była ukrywana do końca wojny. Siostrom zawdzięczała życie, pamięta jednak codzienne zagrożenie, biedę, głód i ostrą dyscyplinę.

Po wojnie odszukała ją ciotka i przekazała do Komitetu Żydowskiego, który skierował ją do żydowskiego domu dziecka w Zatrzebiu koło Warszawy. W 1946 r. trafiła do placówki opiekuńczej w Helenówku. Wraz z innymi przeżyła złe traktowanie dzieci żydowskich przez miejscowe dzieci polskie. Po pewnym czasie znalazła się w Łodzi, gdzie została skierowana do żydowskiej szkoły. Tam w 1950 r. odnalazł ją ojciec i wykupił, zanim została wysłana do Izraela. Razem wyjechali do jej ciotki w Hajfie. Tam, nie znając języka, z trudem przechodziła edukację podstawową i gimnazjalną. Po odbyciu służby wojskowej studiowała literaturę i historię w Jerozolimie. W 1963 r. wyszła za mąż, potem urodziła troje dzieci. W Jerozolimie podejmowała prace na stanowiskach menedżerskich w organizacjach charytatywnych.

Zabiegała intensywnie o to, żeby siostry franciszkanki, w tym Matylda Getter, zostały uhonorowane Medalem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Matylda Getter otrzymała to wyróżnienie pośmiertnie.

Lea Balint od wielu lat zajmuje się pomocą dla osób pochodzenia żydowskiego, które jako dzieci utraciły tożsamość podczas II wojny światowej w okupowanej przez Niemców Polsce. Odnalazła korzenie ponad 100 osób. Do Polski przyjechała po raz pierwszy w 1984 r. Odwiedziła wówczas klasztor w Brwinowie, gdzie w księgach odszukała swoje dane. Potem odwiedzała Polskę jeszcze wiele razy.

Źródło: Balint Lea (ipn.gov.pl)

poniedziałek, 28 września 2015

"Dobry" Zwierzyna


„Księga Wspomnień... pięć lat później”
95 lat Gimnazjum i Liceum im. Joachima Chreptowicza
w Ostrowcu Św.
praca zbiorowa
Ostrowiec Św., 2008.

Andrzej Nowak „Opowieści Witolda Zapałowskiego”

[…]
str. 337
Tragiczna historia dyrektora Zwierzyny

            Jedna historia jest szczególnie ciekawa. W Zakładach Ostrowieckich dyrektorem administracyjnym był Niemiec z Czech o nazwisku Zwierzyna. Pilnował tego wszystkiego, a potem go oskarżono i pan Witold go bronił. - To był człowiek wysokiej kultury, zawsze elegancko ubrany, nosił białe rękawiczki i był bardzo przychylnie nastawiony do Polaków. - Jak Niemcy powiedzieli, by dał listę pracowników, bo są potrzebne nazwiska, to on odpowiedział, że przez nieostrożność papier spalił się od cygara – opowiadał Witold Zapałowski. - A tak naprawdę to on wcześniej tę listę spalił. Jak widział, że akowiec rozbroił strażnika, zabrał mu karabin i przez płot przechodził, to on pomagał przejść przez płot i podał jeszcze karabin.
            Akowcy, partyzanci z lasu, jak się zaczęło robić zimno, przychodzili do huty i on ich zatrudniał. Gdy wojna się skończyła, dyrektor Zwierzyna pojechał do Niemiec. W tamtym rejonie poszedł do miasta, do okulisty, bo drzazga wpadła mu w oko i tam spotkali go ostrowieccy Żydzi, którzy narobili awantury, że to jest gestapowiec, który szkody robił, wrzucał ludzi do pieca. Władze amerykańskie aresztowały Zwierzynę i przywiozły do Bytomia, a potem do więzienia w Sandomierzu. Naturalnie nasze władze prokuratorskie oskarżyły go, że on jako dyrektor huty wrzucał ludzi do pieca. A to było tak, że w pewnym momencie gestapo z Radomia przyjechało do huty, gdzie znajdował się obóz żydowski. Gestapo zrobiło zbiórkę Żydów, wszystkim kazali oddać kosztowności. I potem oskarżono Zwierzynę, że to on kazał wrzucić dwóch Żydów do pieca martenowskiego, bo nie oddali kosztowności, upuścili i chcieli zakopać w ziemi.
            Witold Zapałowski dostał polecenie od prezesa Sądu Wojewódzkiego, by bronił Zwierzynę. Mecenas przejął akta, zeznania Żydów, które nie budziły wątpliwości. Proces przeniesiono z sądu do Zakładowego Domu Kultury. Był rok 50. Gdy szedł na rozprawę, przed domem stały setki robotników. Wołali do niego: - Panie mecenasie, bronić Zwierzyny, on jest niewinny.
            Mecenas zapisał kilka nazwisk osób, które mogłyby zeznawać przed sądem, co też się stało. Proces kończył się drugiego dnia o godzinie piętnastej. Sądził stary sędzia Sawicki, który powiedział do dwóch ławników, by napisali uniewinnienie, a on w tym czasie pójdzie na obiad, bo jest zmęczony. O piątej sąd miał ogłosić wyrok. Jednak nie ogłosił o tej godzinie, nie ogłosił o szóstej, dopiero o dwudziestej drugiej. Robotnicy czekali na wyrok, władze sprowadziły większe oddziały UB ze Starachowic, bo bali się jakichkolwiek rozruchów, a Żydom kazano wyjechać z Ostrowca. Wyrok był taki, że Zwierzynę skazuje się na karę śmierci. Nie było od niego odwołania, trzeba było pisać o łaskę.
            Witold Zapałowski napisał takie podanie i robotnicy zebrali 3 tys. podpisów. Ubowcy prowadzili nawet śledztwo, kto zebrał tyle podpisów. Sąd odrzucił jednak podanie i wyrok został wykonany w Radomiu.
            Po kilku miesiącach od wyroku przyszedł do pana Witolda jeden z ławników, Radkiewicz i powiedział, jak się wszystko stało. Nie mogło być wyroku uniewinniającego, były naciski, by Zwierzyna został skazany. Sędzia i ławnicy ulegli tym naciskom. Pan Witold chciał potem wznowić ten proces, by sprostować wyrok. Nie było jednak żadnych akt sprawy, bo je zniszczono.

niedziela, 13 września 2015

Ostrovtzer Synagogue

Budynek kościoła Chrystusa przy Cecil Street został sprzedany w lipcu 1922 roku kongregacji żydowskiej za 20 tysięcy dolarów i, jak powiedział Butchart, „Nowy i Stary Testament zostały odwrócone na tej nieruchomości”.

W tym czasie “większość synagog w Toronto” - pisze Stephen A. Speisman  w Żydzi Toronto: historia do 1937 r. - „była typu ziomkowskiego”, to znaczy były one etnicznie jednorodne i oparte na danym kraju, danej krainie lub – w przypadku Polaków – mieście pochodzenia. Tak było w przypadku kongregacji ostrowieckiej utworzonej w 1908 roku w centralnej części Toronto i nazwanej od miasta Ostrowiec znajdującego się w Polsce.

Budynek synagogi ostrowieckiej w Toronto, lipiec 2015, fot. W. Mazan

Takie synagogi oparte na geografii były czymś więcej niż tylko zgromadzeniami modlitewnymi. Były wspólnotami, oferującymi możliwość spotkań towarzyskich z ludźmi o podobnym pochodzeniu. Były także de facto tzw. "settlement houses" opartymi na zaufaniu, gdzie lepiej ustosunkowani członkowie ułatwiali aklimatyzację nowym członkom często nie mającym środków do życia, poprzez nieoprocentowane kredyty, opiekę nad chorymi, pozyskiwaniem funduszy w okresie trudności gospodarczych. Kongregacja ostrowiecka swojej działalności pomocowej nowo przybyłym nadała oficjalną nazwą: Tifereth Israel Bikur Cholim Anshei Ostrovtze, co Gryfe tłumaczy jako „Chwała Izraelowi, poprzez opiekę nad chorymi, ludzie Ostrowca”.

Budynek synagogi ostrowieckiej w Toronto, lipiec 2015, fot. W. Mazan

Początkowo jako maleńka kongregacja, Ostrovtker shul spotykała się w domach jej członków. Z czasem, i rosnącą liczbą członków, dążyła do zbudowania swojej własnej synagogi. Ale zakup kościoła na Cecil Street okazał się rozsądniejszym rozwiązaniem, więc zrobiono to poprzez wypróbowaną i sprawdzoną praktykę pozyskiwania funduszy ze sprzedaży siedzeń.

W 1924 r. budynek został odnowiony, aby nadać mu strukturę bardziej zgodną z funkcją i wyglądem synagogi. Wieża z dzwonnicą została zniżona i zastąpiona przez skromną kopułę. Otwarcie ostrowickiej synagogi zostało utrwalone zainstalowaniem dwóch ogromnych marmurowych tablic z wyrytym złotymi literami hebrajskim napisem dla uczczenia tych, których dotacja umożliwiła zakup budowli. Tablice te wciąż pozostają w tym samym miejscu, dziś w holu chińskiego domu kultury.

Spadina Street, Toronto, lipiec 2015, fot. W. Mazan

Przez następne trzy dekady Ostrovtzer shul było częścią żywej kultury żydowskiej, która funkcjonowała wzdłuż Spadiny i Kensington Market. Prosperował tu przemysł odzieżowy (choć często z fatalnymi warunkami dla pracowników) i dominowała kuchnia koszerna. Teatr oferował rozrywkę w jidysz (zanim nie przekształcił się w Teatr Burleski i Teatr Chiński w późniejszych latach). Ciesząc się rosnącym dostatkiem, wielu ze wspólnoty żydowskiej przeprowadziło się na północ do Foerst Hill, Bathusrt Avenue, albo rozproszyło na przedmieściach. Kongregacja ostrowiecka zmniejszyła się i opuściła Cecil Street w 1950 roku. Zgromadzenie zostało w końcu wchłonięte przez North York’s Shaarei Tefillah Congregation.

fot. W. Mazan

Źródło: Torontoist tłum. własne