Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gertner. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gertner. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 2 maja 2022

Odczytanie listy 2022

 


Hanka Grupińska
"Odczytanie listy"
Warszawa 2022
wyd. III

s. 23

JAKUB CHAIM MEIR (MAJER) ALEKSANDROWICZ urodził się 6 lipca 1925 w Ostrowcu Kieleckim [do lat 20. nazywanym Ostrowcem Kieleckim, a po 1937 Świętokrzyskim] w rodzinie handlarza drewnem. Ojciec jego miał na imię Szmul Josek, mama była Malka. Mieszkali  w Ostrowcu przy ulicy Denkowskiej 15. Jakub uczył się w jesziwie, ale gdy wybuchła wojna, obciął pejsy i przystąpił do skautów żydowskich z Haszomer Hacair; został sekretarzem miejscowego gniazda. W październiku 1942 Niemcy zamordowali jedenaście tysięcy ostrowieckich Żydów. Wtedy zginęli rodzice i siostra Jakuba.

W grudniu 1942 i na początku 1943 kilku żydowskich chłopców i dziewcząt z Ostrowca przyjechało do getta w Warszawie. Eiger Awram, Gertner Abek , Morgenlender Icchak, Horowicz Awram, Silman Basia i Silman Suja, Katz Nechemia, Aleksandrowicz Jakow – te nazwiska, w taki sposób, zapisał Dawid Sztajn. Jakub był jednym z najmłodszych żobowców. Przyjaciele nazywali go Klostermajer, bo strzelał tak celnie, jak znany w getcie esesman*. Walczył w grupie Dawida Nowodworskiego na terenie szopów Toebbensa-Schultza. 23 kwietnia kula dum-dum rozerwała mu rękę. Ciężko rannego powstańcy nie zabrali do kanałów. Jakub został w getcie. Miał wtedy osiemnaście lat.

* Klaustermeyer Karl Heinrich, SS Oberscharfuhrer, w 1965 skazany na dożywocie przez sąd w Bielefeld.


s. 34-35

FRANIA BEATUS urodziła się w Koninie. Żydzi konińscy zostali zamknięci w getcie w Ostrowcu. 11 października 1942, w przeddzień likwidacji getta, Frania uciekła do Warszawy. Wracała do Ostrowca kilkakrotnie, by przewieźć do getta warszawskiego drorowców i szomrów: Berla Brojde, siostry Basię i Suję Sylman, Abę Gertnera, Icchaka Morgenlendera i innych. Niska, pyzata, hoża wiejska dziewczyna z grubym lnianym warkoczem. Wyglądała bardzo młodo, na nie więcej niż czternaście lat. Dobrze mówiła po polsku. I była odważna. Świetny materiał na łączniczkę – powiada Hela Schüpper.

Franię wysłano na drugą stronę w styczniu 1943. Wynajęła mieszkanie przy rodzinie, gdzieś w Śródmieściu. 13 kwietnia czekała na Antka Cukiermana pod murami getta. Miała wysokie obcasy i damską torebkę, żeby nie wyglądać jak smarkata. Wzięła Antka pod rękę i zaprowadziła na Marszałkowską 118. Była pierwszą łączniczką Cukiermana po polskiej stronie murów. Od 19 kwietnia Frania nie przestawała płakać i mówić o samobójstwie. Napominana przez Antka, wróciła do swoich obowiązków. Odbierała nocne telefony z getta od Tosi Altman i rano biegła do Cukiermana, by mu przekazać informacje. Organizowała kryjówki dla powstańców uciekinierów z getta.

1 maja, kiedy Kazik Ratajzer i Zygmunt Frydrych dotarli kanałami z getta do Anny Wąchalskiej, była tam Frania. Bardzo czekała na swojego chłopaka, który nigdy stamtąd nie wyszedł. Zdaje się, że ten chłopka nazywał się Dawid Szulman. 10 maja Frania zadzwoniła do Sary Biederman, która ukrywała się w mieszkaniu państwa Balickich. Mówiła o samobójstwie, prosiła, żeby ktoś przyszedł po rzeczy i po trzydzieści tysięcy złotych. Zostawiła dokładne rozliczenie i list do Antka Cukiermana. Jej ciała nigdy nie znaleziono. Nie wiadomo, jak umarła Frania Beatus. Miała siedemnaście lat.


s. 53-54

BERL BRAUDE (BROJDE) urodził się około 1920 w Słonimiu. Rodzina była religijna, więc Berl uczył się w chederze. Wkrótce został aktywistą Frajhajtu i przygotowywał się do życia pioniera w Erec Israel na kursach w łódzkim kibucu Borochowa. Kilka miesięcy po wybuchu wojny przyjechał do Warszawy i zamieszkał w komunie chalucowej przy Dzielnej 34. W czerwcu i lipcu 1940 był sekretarzem kibucu w Ceranowie, niedaleko Małkini. (Chawka Folman była w Berlem w tym gospodarstwie). W dzień chaluce pracowali na folwarku u polskiego dziedzica, a wieczorami śpiewali piosenki hebrajskie i słuchali pogadanek Berla.

Jesienią 1941 Berl został wysłany przez swoją organizację do Ostrowca Świętokrzyskiego, żeby przygotować grupę drorowców do samoobrony. Kilkoro przyjechało z nim do getta warszawskiego. Kiedyś Chawka Folman wiozła Berla dorożką. Miał zabandażowaną głowę, żeby schować żydowskie oczy i kruczoczarne włosy – zbyt niebezpiecznie wyglądał. Antek Cukierman powiedział o nim, że był intelektualistą i miał żydowski wdzięk.

29 listopada 1942 Berl Braude zastrzelił agenta gestapo Izraela Firsta. (Wyrok został wykonany na ulicy Gęsiej, kiedy First wracał do swojego domu przy Muranowskiej). 17 stycznia 1943 Niemcy złapali grupę Berla Braude i pognali na Umschlagplatz. Berl wyskoczył z pociągu gdzieś niedaleko Treblinki. Wrócił do Warszawy. W lutym 1943 został mianowany dowódcą grupy bojowej Droru w getcie centralnym.

W pierwszych dniach powstania kwaterowali na Miłej 29, w pobliżu Muranowskiej 44. Walczyli na Miłej i Zamenhofa. 8 maja 1943 Berl Braude był w bunkrze przy Miłej 18. Ranny, nie mógł do siebie strzelić, poprosił o pomoc kolegę.


s. 72

ABRAM (ABRAHAM) EJGIER (EIGIER) urodził się 24 maja 1923 w Ostrowcu Kieleckim. Ojciec Szyja Symcha Ejgier pochodził z Kraśnika. Mama Abrama nazywała się Łaja Hejne. Mieszkali przy Iłżeckiej 32.

Abram przyjechał do getta warszawskiego jesienią 1942 z grupą ostrowieckich drorowców Berla Braude. (Abraham był potomkiem słynnego rabina Ejgera z Poznania. I kuzynem Basi Sylman). Zapamiętano go jako cichego i skromnego chłopca, który dzielnie walczył w powstaniu w grupie Henocha Gutmana.

1 maja w czasie walk na Franciszkańskiej 30 Abram został śmiertelnie raniony w brzuch, kiedy strzelał z balkonu pierwszego piętra. Zaczął wtedy odważnie i złowieszczo przemawiać do Niemców, którzy patrzyli nań w osłupieniu. I zaraz potem Abram spadł z tego balkonu, a Niemcy dobili go bagnetami.


s. 91

ABA GERTNER urodził się w Ostrowcu Kieleckim, w zamożnej rodzinie hurtownika cukru. Ojciec miał na imię Izrael Dawid, a mama Rywka. Abuś miał też młodszą siostrę Bajlę, która była nieśmiała i pisała wiersze. (Bajla przeżyła wojną, ale nie przeżyła pierwszych lipcowych dni 1946. Miała siedemnaście lat, kiedy zginęła w pogromie kieleckim).

Aba uczył się w religijnej szkole podstawowej Jawne i w polskim gimnazjum państwowym. Jakoś w 1939 przystąpił do ruchu Haszomer Hacair. Prowadził bibliotekę gniazda w swoim miasteczku. W lutym 1943 przedostał się do Warszawy. W powstaniu kwietniowym walczył na terenie Toebbensa-Schultza. Kiedy zginął, miał dziewiętnaście lat.


s. 108

ABRAM (AWRAHAM) HOROWIC (HOROWICZ) urodził się w Ostrowcu Kieleckim 12 czerwca 1924. Ojciec Szmul Mendel i matka Chana Cukierman mieszkali z dziećmi przy Rynku 42. Abram był uczniem szkoły Mizrachi, a w 1936 ukończył szkołę podstawową numer 5.

Abram pojechał do getta warszawskiego, żeby walczyć. W powstaniu kwietniowym był w grupie Haszomer Hacair. 29 kwietnia wyszedł kanałami z terenu szopów. Dawid Sztajn pamiętał, że na strychu przy Ogrodowej doszedł do niego Awraham, żeby się pożegnać. Powiedział, że musi wrócić do getta. Najprawdopodobniej poszedł (z Reginą Fudem i Szlomo Baczyńskim) po pozostałych. Nie wiadomo, jak i gdzie zginął. Abramek miał dziewiętnaście lat.


s. 141-142

ICCHAK (IZAK, ICEK) MORGENLENDER urodził się w Łodzi 27 maja 1923. Rodzina przeniosła się do Ostrowca Kieleckiego, bo ojciec Izaka, Josef Juda, pochodził z Ostrowca. W księgach szkolnych zapisano, że Izak Morgenlender miał ogólny wynik dobry w roku 1933/34 i został promowany do klasy V. Przed wojną należał do Bnei Akiwa, młodzieżowej przybudówki partii Mizrachi. Ktoś pamiętał, że Icek pięknie śpiewał, że miał przejmujący głos. W getcie ostrowieckim był aktywny w Haszomer Hacair.

W lutym 1943 przedostał się do getta warszawskiego, bo słyszał, że tam ŻOB chce się bronić. W powstaniu kwietniowym walczył w grupie Beniamina Walda na terenie szopów. Kanałami wyszedł na polską stronę. Jego ostatnim schronieniem była fabryka błon fotograficznych na Pradze. Zginął z innymi w pożarze 24 maja 1943.


s. 159

LEJB RAPAPORT urodził się w Bielsku w bogatej rodzinie fabrykantów manufaktury. W czasie wojny znalazł się w Ostrowcu Świętokrzyskim i tam wstąpił do ruchu chalucowego. Z grupą młodzieży przyjechał do Warszawy, bo chciał walczyć. Krewni Lejba ukrywali się po drugiej stronie muru i na próżno go nakłaniali do opuszczenia getta.

W powstaniu kwietniowym Lejb Rapaport walczył pod dowództwem Beniamina Walda na terenie szopów Toebbensa-Schultza. Zginął w pierwszych dniach. Miał dwadzieścia jeden lat.


s. 170

RYSIA [GRYNGRUZ?] urodziła się w Łodzi albo w Koninie. Uczyła się w polskiej szkole średniej. Na początku wojny krótko była w Radomsku, potem w Ostrowcu. Do getta warszawskiego przyjechała pod koniec 1942. Miała dobry wygląd i była odważna, więc jeździła do gett w Krakowie i Częstochowie. Została łączniczką ŻOB-u.

Pod koniec grudnia 1942 pojechała po raz kolejny do Krakowa i przywiozła do getta w Warszawie krakowskich żobowców: Izraela Zilbermana, Naftalego Zimaka i Lejba Troksa. Zginęła 18 stycznia 1943 w czasie pierwszych walk w getcie albo wówczas złapana – zginęła w Treblince. Miała dwadzieścia pięć lat. (Być może ta Rysia nazywała się Gryngruz, bo o Rysi Gryngruz, łączniczce, wspominał historyk”.


s. 179

BASIA DWOJRA SYLMAN urodziła się 7 stycznia 1924 w Ostrowcu Kieleckim. Jej ojciec Chaim Fiszel, kupiec, pochodził z Zawichostu, a mama Marjem Kajle Eigier była spokrewniona z rabinem Ejgerem. Mieszkali przy Kunowskiej 23.

Basia, razem z młodszą siostrą Sarą i grupą ostrowieckich drorowców, pojechała do getta warszawskiego pod koniec 1942.  Matka dziewcząt także dotarła do Warszawy. Ukrywała się w dość dobrych warunkach i daremnie nakłaniała córki do puszczenia getta. Basia walczyła w kwietniu i maju 1943 pod komendą Henocha Gutmana na terenie szczotkarzy. Zginęła w nieznanych okolicznościach. Miała wtedy dziewiętnaście lat.

SARA (SUJA) SYLMAN, siostra Basi, urodziła się 15 maja 1926 w Ostrowcu Kieleckim. I też, jak siostra, należała do Droru. Zginęła  między 18 a 21 stycznia 1943, w pierwszych walkach zbrojnych w getcie warszawskim. Miała wtedy siedemnaście lat.


s. 187-188

SZLAMA, DAWID SZTAJN, SZTEIN [STEIN], urodził się 1 września 1924 w Ostrowcu Kieleckim. Jego ojciec, Berek Lejzor, był buchalterem i pracował w banku. Dawid miał trzech braci, którzy zdążyli ukończyć gimnazjum przed wojną. Mama, Alpa Cypa, z domu nazywała się Honigsberg. Była bardzo dobra – napisał z Hajfy Dawid Sztein – i prowadziła ciepły dom. Rodzina mieszkała przy Zatylnej 16 w Ostrowcu. Dawid skończył powszechną polską szkołę, popołudniami uczył się w hebrajskiej i należał do Haszomer Hacair.

Potem w Ostrowcu było getto. Ojciec został zabity w czasie wysiedlenia w październiku 1942, matkę wywieziono wtedy do Treblinki, a bracia zginęli później: Motek w partyzantce, a dwóch Niemcy rozstrzelali za ucieczkę z obozu.

Do getta w Ostrowcu przyjeżdżała jasnowłosa Jadzia, łączniczka od Anielewicza. Siedem razy przyjeżdżała, siedem osób przewiozła do Warszawy, aż w końcu Niemcy złapali ją na wasze i zginęła. (Nikt nie pamiętał nazwiska Jadzi).

Dawid Sztein był ósmym w kolejce – w marcu 1943 postanowił sam przedrzeć się do Warszawy. Miał jeden adres w getcie: Leszno 56. Przez bramę w murze przy Lesznie rozpoznał Szapsel Rotholca, dawniej znanego boksera, teraz policjanta w getcie. „Człowieku, czy ty oszalałeś?! – krzyczał Szapsel. – Wszyscy stąd uciekają, a ty chcesz tu wchodzić?”. To był kwiecień 1943. Dawid ukrył się w pustym mieszkaniu po polskiej stronie Leszna i czekał na placówkarzy, żeby z nimi wejść do getta. Za tę radę Szapsio wziął od niego wszystkie pieniądze, czterysta złotych.

Na Lesznie 56 mieszkali Fogelnestowie. A w piwnicy tego domu wymuszano od bogatych Żydów pieniądze dla podziemia. Tę piwnicę Aron Chmielnicki nazwał więzieniem ŻOB-u. Dawida postawiono na straży piwnicznego więzienia, w którym wtedy siedział uparty bogacz Opolion. Pilnował go na zmianę: Dawid, Kuba Fogelnest, Danek Fogelnest i jakaś dziewczyna. Mieszkali w jednym pokoju, w którym był też magazyn chleba – piekarze przynosili pełne worki dla Partii.

Koledzy Dawida z Ostrowca: Izak Morgenlender i Abram Horowicz skontaktowali go z Nowodworskim, który przyjął Dawida do grupy. Ja nie wojowałem, bo broni nie miałem, ja byłem rezerwowy – napisał w 2003 z Hajfy. Po kilku dniach Izak Morgenlender zabrał Dawida do bunkra, w którym było kilkadziesiąt osób, także żobowcy. Z tego domu przy Lesznie szmuglerzy przechodzili na druga stronę, ale nie chcieli powiedzieć, gdzie jest wejście do tunelu. W końcu ludzie z bunkra przyuważyli szmuglerów.

Żobowcy wyszli tym tunelem za drugim razem. Prowadziła ich Regina Fudem. W nocy 29 kwietnia dotarli na Ogrodową 27. Następnego dnia Tadek Szejngut, Krzaczek i Józek [Jarost?] przewieźli powstańców do lasku koło Łomianek. Po sześciu dniach wrócił do nich Krzaczek z jakimś jedzeniem. Potem ktoś przywiózł dwadzieścia karabinów. Trochę dalej, na bardziej zalesionym terenie, czekało na powstańców dwóch Rosjan. Dawid Sztein był w partyzantce. W lesie żył przez osiemnaście miesięcy. Niemcy robili obławy i pod koniec została ich już tylko garstka: Aron Chmielnicki, Bolek, Staszek, Janek i Dawid. Kiedy przyszło wyzwolenie, byli w lasach koło Dobrego. Dawid Sztein wyjechał z żoną Basią do Rumunii, potem 28 października 1945 statkiem z Konstancy do Palestyny. Już w Izraelu pracował na budowie i był majorem w wojsku izraelskim. Mieszkał w Hajfie.


s. 189-190

DAWID SZULMAN urodził się w Warszawie. Skończył szkołę Tarbut. Przed wojną wyjechał do kibucu chaluców w Ostrowcu. Wrócił do getta warszawskiego z grupą kolegów, którzy w powstaniu kwietniowym walczyli w oddziale Droru. Zdaje się, że to Dawid wykonał wyrok śmierci na agencie gestapo Izraelu Firście. To była akcja drorowców, kierowali nią Berl Braude i Antek Cukierman. (Wyrok na Lejkinie wykonali szmorowcy). Dawid Szulman miał obce obywatelstwo, ale spalił papiery i został w getcie. Zdaje się, że był tym chłopakiem, na którego czekała Frania Beatus, łączniczka Cukiermana po polskiej stronie. Dawid zginął podczas powstania, miał osiemnaście lat. Frania popełniła samobójstwo, miała siedemnaście lat.


s. 209-210

IZRAEL ZILBERMAN (ZYLBERMAN) pochodzi z Ostrowca Kieleckiego, urodził się 1 lipca 1923. Ojciec jego, Eljasz z gminy Lipsko, miał w Ostrowcu sklepik z wiktuałami, być może w domu, w którym mieszkali – przy ulicy Tylnej 17. I pewnie mama Izraela, Chana Pesla Hermolin, sprzedawała towar w tym sklepiku. Izrael uczył się w szkole zawodowej i należał do Frajhajtu. Był chorowity, miał słabe oczy.

Wiadomo, że 22 grudnia 1942 brał udział w akcji krakowskiego ŻOB-u nazwanej „Cyganeria”. (Żydzi obrzucali granatami krakowską kawiarnię. Zginęło kilku oficerów niemieckich). Potem Izrael przedostał się do Warszawy. Wiadomo, że zginął 18 stycznia 1943.

piątek, 25 grudnia 2020

Protokół oględzin zwłok


Źródło: Stowarzyszenie im. Jana Karskiego – Instytut Kultury Spotkania i Dialogu w Kielcach

środa, 23 grudnia 2020

Hora

Członkowie różnych grup "Ichudu" tańczą horę na podwórzu domu przy ulicy Planty 7 w Kielcach w czerwcu 1945 roku [?].
Po prawej stronie, w jasnej spódnicy, ustawiona profilem Balka Gertner.
Ze zbiorów The Massuah Institute fot the Study od the Holocaust.

 Dzięki uprzejmości Stowarzyszenia im. Jana Karskiego.

wtorek, 22 grudnia 2020

Kieleckie wspomnienia

Rafael Blumenfeld
„Kieleckie wspomnienia”
tłum. Michael Sobelman
Kielce 2017


s. 44-48
    Idziemy ulicą Sienkiewicza. Kiedyś stanowiła centrum żydowskiego handlu, teraz dawne żydowskie sklepy są w polskich rękach. Skręcamy przy skrzyżowaniu z ulicą Planty, zatrzymujemy się przed dwupiętrowym budynkiem pod adresem Planty 7, gdzie mieszczą się wszystkie miejscowe żydowskie instytucje: […] oraz kibuc „Ichudu”. […]
    […] Młodzi członkowie tego kibucu stanowili bardzo interesującą grupę. Wszyscy pochodzili z Kielc i okolicznych miasteczek, każdy z nich miał za sobą historię, która mogłaby zapełnić grubą książkę, wszyscy mieli również wspólny mianownik: w minionych latach nieustannie walczyli o przetrwanie, żyli w ciągłym niebezpieczeństwie, ale udało im się ocaleć. Widzę ich tu po raz pierwszy: Belką Gartner [powinno być: Gertner] z Ostrowca, szesnastoletnią ładną, inteligentną dziewczynę, która została sama; całą jej rodzinę zamordowano. Jej brat, Ewek Gartner, był jednym z najodważniejszych bojowników getta warszawskiego, a po wojnie odznaczono go jednym z najwyższych orderów Wojska Polskiego za wzorową walkę, poświęcenie i bohaterstwo w getcie warszawskim. Bela jest milcząca i skryta, zawsze pochłonięta swoimi myślami, ale bardzo interesuje się działalnością społeczną w kibucu i jej praca jest zauważalna. Bela pisze wiersze, których nie pokazuje kolegom. Stara się na nowo zbudować swój zniszczony świat, działa w komisji kulturalnej kibucu, redaguje gazetkę ścienną; bardzo to lubi. Rzeczywiście, co tydzień pojawia się nowa gazetka, w której towarzysze prezentują swoje poglądy i spostrzeżenia. Gazetka wydawana jest w trzech językach: w jidysz, po hebrajsku i po polsku. Bela siedzi wśród nas i marzy o wyjeździe do Palestyny – miejsca, o którym marzył również jej bohaterski brat. Pomimo namów i zaklęć rodziny z Toronto, by dołączyła do nich, Bela odmawia, mówiąc, że nie pragnie kolejnego życia na obczyźnie. W trakcie którejś rozmowy mówi: „Wystarczającą zapłaciliśmy cenę życia naszych rodzin, kiedy nie chcieliśmy zbudować domu dla nas samych, który mógłby być naszym schronieniem”. Kiedy opowiada o swoim bohaterskim bracie, stwierdza: „Przynajmniej Ewek zginął w walce z nazistami”.
    Bela ma subtelny, ale ostry humor. Odnosząc się do światowych organizacji żydowskich, mówi, że nie wolno zaniedbywać pytania o to, gdzie oni wszyscy byli, kiedy jeszcze można było ratować dziesiątki tysięcy Żydów. W mojej pamięci zapisało się kilka rymowanych linijek jej autorstwa w języku polskim o księgach pamięci i pomnikach z papieru, które starają się postawić: a przecież słowa te są zbyt małe, by mogły być świadkami śmierci niewinnego dziecka, a i wspomnienia nie zachowują w pamięci Żydów spalonych w krematoriach. „Prości, niewinni Żydzi zginęli w krematoriach, żydowskie dzieci nie ocalały, to tylko słowa i unoszone w powietrzu litery, z których stworzone są książki i wiersze”. Bardzo utalentowana była ta dziewczyna, marząca o dniu, gdy wraz z przyjaciółmi uda się do Palestyny. Jednakże jej sen się nie ziścił. Zamordowała ją antysemicka hołota, pragnąca krwi w tym piekielnym mieście Kielce.

s. 53-54
[…] Kibuc zawdzięczał swoje stabilne istnienie przede wszystkim Jachielowi Alpertowi, ale byli też inni. Nie sposób wymienić wszystkich.
[…]
To Aaron Fridental, pobożny Żyd, przewodniczący Komitetu Żydowskiego w Ostrowcu i prezes „Ha Ichud”. Zasłużony działacz, który pracował z naszym kibucem, pozyskując członków w rodzinnym Ostrowcu.

s. 70
[…] Powiększała się liczba hachszar i w siłę rósł nawet nasz kibuc w Kielcach, dołączyła bowiem do nas grupa młodzieży żydowskiej z Ostrowca, w której były Basia Feldman, siostry Gita i Lodzia Mucmacher oraz Zletka Fiszbin.

s. 76-80
    Motłoch jest uzbrojony z żelazne pręty, kamienie i wszystko inne, co mogli zdobyć na miejscu. Z okrucieństwem biją ludzi popychanych przez żołnierzy. Szturchany przez żołnierzy, spoglądam w górę na balkon kibucowy, skąd dochodzi straszliwy wrzask. Krzyk ten mrozi mi krew w żyłach i sam zaczynam krzyczeć, widząc jak żołnierze na balkonie na pierwszym piętrze chwytają jednego z naszych kolegów i rzucają go prosto w ręce morderczego motłochu, który go boje i kopie. […] 
[…]
    Wraz z powrotem do całkowitej przytomności, wracają sceny zapamiętane z pogromu, kiedy byłem bity przez polskich żołnierzy. Pytam kolegów z kibucu, kogo żołnierzy zrzucili z balkonu wprost w ręce rozszalałego tłumu, a oni – starając się mnie uspokoić – mówią, że to była halucynacja i tylko mi się wydaje, że widziałem to na własne oczy. Stanowczo domagam się, aby mi powiedzieli o kogo chodzi. W końcu poddali się i powiedzieli, że nasza najdroższa koleżanka Belka Gartner została zamordowana w tak okrutny sposób. […]
    W trakcie pogromu w Kielcach zginęło 42 Żydów, z czego pięciu było z naszego kibucu: Simcha Sokołowski, Bela Gartner, Rachela Zonberg, Frania Schumacher i Naftali Teitelbaum. Niech odpoczywają w pokoju wiecznym. Nie było im dane dotrzeć do kraju ich marzeń. Razem z nami robili wszystko, co w ich mocy, aby spełnić marzenia i dotrzeć do Erec Israel i raz jeszcze zaznać prawdziwego żydowskiego istnienia. Polegli, zanim ich marzenie się ziściło. Zostali z zimną krwią zamordowani w antysemickich Kielcach, a ich jedyną winą było to, że urodzili się Żydami. […]

sobota, 4 lipca 2020

"Słup ze słów"Jacek Podsiadło

 Słup ze słów

Jej zdjęcie zblakło.
Cień cienia cienia.
Dziewczęce światło
szuka skupienia.
Poważna Bela
znajduje rymy
dla Izraela,
dla Palestyny.
Nie pokazuje
nikomu wierszy.
Jednak się czuję
dzięki nim śmielszy,
skoro straciwszy
brata w Powstaniu,
rodziców w Auschwitz,
chciała żyć za nich
i jeszcze właśnie
wierszom powierzyć
ogień: gdy gaśnie
i gdy się szerzy.
Tam, gdzie kurs życia
spada do zera,
życie opiera
wartość na zerze,
pustym nakryciu,
próżnej ofierze.
Poezja także
Tam była w cenie,
jak kwit, niemalże
ubezpieczenie –
liche, na opak,
ale jedyne.
Jak to, gdy chłopak
wiersz da dziewczynie.
Jacek Leociak
w „Biografiach ulic”
pisze, że chociaż
wszyscy Tam czuli
głód, wprost tortury
głodu na co dzień,
to głód lektury
też był w tym głodzie.
Cervantes. Tołstoj
i „Zmartwychwstanie”.
I „Kwiaty polskie”
przeszmuglowane
z aryjskiej strony.
Głód czegokolwiek,
głód nieskończony
spędzał sen z powiek,
lecz, choć nie znikał,
mniej może dręczył,
gdy ktoś Bialika
mówił z pamięci?
Kirman, Szajewicz
i Kacenelson,
nawet Tam, Wtedy
– ufali wierszom.
Suckewer. Szlengel.
Jakbym grał w jengę
i odejmował
ciężar od słowa.
W noce przeklęte
do Czerniakowa
garnęły się też
bobry Grey Owla.
Grey Owl?... Skądś znam to.
Przebrzmiała jasność.
Co to za transport?
Smutno i ciasno
na całym świecie,
nie tylko w „giecie”.
Znana od dziecka
gwara kielecka,
czarna, zdradziecka,
smołowa mowa:
i tak wy przecie
na śmierć idzieta!
Tłuką się myśli
w spuchniętych głowach,
grzechoczą słowa
w żywych szkieletach:
dzieci gdzieś wyślij,
obrączkę schowaj,
miód zapłacony,
bony wycięte,
„Trzech z mojej strony”,
„Lejbuś, pamiętaj,
tylko nie obóz!”.
To chłopcy z ŻOB-u,
wyrwani z szopów
Lejb, Cwi i Abuś,
patrzą sposobu,
żeby do grobu
zabrać ze sobą
maksimum szkopów,
obmierzłych szwabów
warczących obok.
Czarne Makabi.
Śmierć, sukinsyny.
I wino walki
do głów uderza
a w Domu Bałki
ktoś już przymierza
jej sukienczyny
i jedną chustkę.
Serce dziewczyny
odmierza pustkę
równiutką porcją,
miarką codzienną.
Już jest na dworcu.
Żegnaj, Kamienno.
Gdy świat się wali,
to maszt się chwieje.
W Kielcach w kibucu
młodzież się uczy
żyć i ocalić
jakąś nadzieję.
Żydowski nierząd
prosi się kija,
Kielce należą
dziś do chrześcijan.
I Hitler żydom
też nie poradził.
Na Plantach siedem
tłum się gromadzi.
Żydków z nieszczęścia
i ran się leczy
kijem i pięścią.
Ogniem i mieczem.
W tłumie Polaków
stoi tam w dole
sto moich Matek,
prawdziwych Polek.
W pracach Joanny
Tokarskiej-Bakir
był przedstawiany
też typ i taki,
nikt jednak lepiej
ode mnie nie wie,
jakich zaślepień
i zacietrzewień
sięga i jakich
upadku wyżyn
duma Polaków
pod Świętym Krzyżem,
jak się zaperza
lud świętokrzyski,
gdy Żyd z talerza
je, a on z miski
i jak się stara
kielecka jędza,
gdy ją napędza
mądrość jej księdza,
małość i wiara,
scheda pokoleń
i własna nędza,
jak wchodzi w rolę,
gdy po Żydówce
przymierza chustkę
jakby mierzyła
aureolę,
jak jej na czole
nabrzmiewa żyła,
jak przekonuje
się własnym wrzaskiem,
że przyszła w chustce
i w stanie łaski.
Mamusiu. Mamo.
Święte obrazy
przeczą swym ramom.
I tyle razy
pytano mnie o
pogardę świata,
skąd to się wzięło.
Przeszły więc lata
chude i szpetne.
Ponad trzydzieści.
I w Beli Gertner
rodzinnym mieście
często po cyrku
szkolnych niedoli
szliśmy na kirkut,
żeby do woli
„pieprzyć to wszystko”
i przy ognisku,
nim żar się zwęgli,
gnieść butem iskry,
kląć na potęgi
i na ułamki,
grać w pici-polo
na małe bramki,
jeść, pić i palić,
wrzeszczeć „niech żyje”,
zbierać po pysku
i dawać w szyję,
pluć i mieć w nosie
szkołę i pracę.
A sikać szło się
wśród krzywych macew.
Zacznę od końca.
Przeżyję Ojca,
przeżyję brata.
Znów przejdą lata.
Znów ze trzydzieści.
W Ostrowcu pomnik.
W swej opowieści
Rubin Katz wspomni
podkochiwanie
się w małej Beli
i to wyznanie
też mnie ośmieli.
Spróbuję zacząć.
Znowu na nowo.
Słowa coś znaczą.
Wierzę na słowo.
Że była mała,
wiem z protokołu
oględzin ciała.
Czasem z popiołów
coś blado błyśnie.
Coś z biżuterii?
Może coś z Miśni?
Nitki, literki.
Zdania zamknięte,
zaszyte w tomach
jak sny w naprędce
skleconych Domach.
Wiersz, Golem z liter
prawie skończony.
Zęby wybite.
Czaszka zmiażdżona.
Z życia są wzięte
śmierci szwadrony.
Bony wycięte.
Miód zapłacony.


W ciasnym i smutnym giecie
żyli sobie żydki nudno…
Rachela Ofenberg, „Wysiedlenie” (wiersz jedenastoletniej autorki przechowany w Archiwum Ringelbluma)

Jej brat Abek Gertner był jednym z nieustraszonych bojowników poległych w Powstaniu Getta Warszawskiego. Bela […] uwielbia pisać i rymować, ale wstydzi się pokazywać swoje wiersze. […] W mojej pamięci wyryło się kilka wersów, które próbowała zrymować […] po polsku, o książkach wspomnieniowych i papierowych nagrobkach, które coraz częściej stawia się zamordowanym podczas Zagłady. Brzmiały one tak: „Góry słów – to rzecz zbyt błaha, by mogła zaświadczyć o zamordowanym dziecku, zabitym, choć niewinnym, a pisanie książek wspomnieniowych nie uwieczni Żydów, którzy spłonęli w piecach […]. Zostały tylko słowa i litery, kwitnące w popiele w postaci tomów książek z wierszami”. Bardzo utalentowana była ta piękna dziewczyna.
Rafael Blumenfeld, „Kibuc Ichud ha-Naor ha-Cijoni – Akiwa w Kielcach przed pogromem i po nim”

…nr obozowy A-16910, zmiażdżenie czaszki, w szczęce górnej prawostronnie wybite jedynka i dwójka.
Protokół oględzin zwłok Bajli Gertner, 5 lipca 1946 r.

…wybiegła z tej komórki Żydóweczka lat około 16, którą jeden żołnierz z armii polskiej zaczął bić. Po zemdleniu danej Żydóweczki ludzie cywilni unieśli na rękach żołnierza, wznosząc okrzyki niech żyje.
Protokół przesłuchania świadka Józefa Białkowskiego w WUBP w Kielcach, 5 lipca 1946 r.

Tam na ziemi leżała młoda kobieta, może miała 17 lat, leciała jej krew z nosa, leżała na wznak. […] jakiś mężczyzna z tej grupy podszedł do leżącej młodej kobiety i obcasem buta zaczął deptać ją po głowie w okolicy skroni, zaraz po tym poszła jej krew z ucha.
Protokół przesłuchania świadka Stanisława Adamczyka przez prokuratora Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie Delegatura w Kielcach, 13 sierpnia 2001 r.

Daj pani te chustke z głowy, woła znajoma kobieta do Salomonowiczowej, gdy ją prowadzą z kozy do transportu, i tak przecież na śmierć idziecie. Biedna z gołą głową idzie na mrozie, do wagonu śmierci.
Relacja Celiny Grünszpan dotycząca likwidacji getta w Sandomierzu w styczniu 1943 r.

Moja dawna gospodyni z ulicy Zamkowej nie chciała mnie przenocować, opowiedziała mi tylko, że miała powodzenie, bo gdy prowadzono Żydów do wagonów, ona poprosiła Ukraińca o chustkę jednej Żydówki i ten ściągnął tamtej chustkę dla niej.
Dziennik Hindy Malachi z Ostrowca nad Kamienną, fragment dotyczący pobytu w Ćmielowie pod koniec 1942 r.

Duży garnek stoi na gazowej kuchence. Matka zapala płomień. […] Nie mamy jarzyn, makaronu, ziemniaków. Ani jednego ziarnka kaszy. Mimo to matce się wydaje, że przygotowuje obiad.
Sonia Landau (Krystyna Żywulska), „Pusta woda”

Doktor Szwajgier ratowała dzieci przed śmiercią w Treblince: podawała im morfinę i dzieci umierały na szpitalnych łóżkach. (Kiedyś, pod koniec lipca, Inka wróciła ze szpitala i nie znalazła już mamy. Tylko kartkę pospiesznie zapisaną: bony wycięte, miód zapłacony).
Anka Grupińska, „Odczytanie listy”



Dzięki uprzejmości Jacka Podsiadło