Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szpilman. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szpilman. Pokaż wszystkie posty

piątek, 6 grudnia 2024

Muzyka żydowska w Polsce w okresie międzywojennym

 

Isachar Fater
Muzyka żydowska w Polsce w okresie międzywojennym
tłum. Ewa Świderska
Warszawa 1997

 

s. 17-25

DAWID BEIGELMAN
1887-1945

Juliusz Adler w swej książce pt. Majses fun der jidiszer teater-welt (Opowieści ze świata żydowskiego teatru) tak opowiada o Dawidzie Beigelmanie: „Był wspaniałym skrzypkiem i znakomitym muzykiem. Myślę, że nie ma w Ameryce ani jednego łodzianina, który nie znałby Dawida Beigelmana; to samo odnosi się i do warszawskich Żydów, ponieważ Dawid napisał wiele operetek, pieśni i piosenek ludowych, śpiewanych przez starych i młodych”.

O jego ojcu napisał: „Szymon Beigelman nie był człowiekiem zamożnym, a musiał utrzymać dziewięcioro dzieci. Mimo to dał swym dzieciom porządne wychowanie i umożliwił im edukację zgodną i ich pragnieniami i możliwościami. Wszystkie jego dzieci zostały muzykami, grały na różnych instrumentach, jedynie zaś córka – Roza – została doskonałą pianistką”.

Dawid Beigelman pochodził z rodziny muzyków, w której oddanie muzyce przechodziło z pokolenia na pokolenie. Było to przedmiotem dumy jego ojca; z uniesieniem śpiewał stare melodie i świadomie tworzył nowe, przeplecione ze starymi ojca i dziadka.

Praca była dla niego wszystkim i nigdy nie traktował jej jako przeszkody ani przytłaczającego ciężaru. Odwrotnie – była zaszczytem i posłannictwem. Z pracy czerpał ogromne zadowolenie i chęć do życia. Nawet w najcięższych dniach nie skarżył się i nie żalił do nikogo. Wiedział, że sam, z własnej woli, wybrał tę drogę – drogę muzyka w żydowskim teatrze. Było więc dla niego jasne, że jest to droga pełna przeszkód: bezustanna wędrówka z miejsca na miejsce, lekceważący stosunek społeczeństwa, uparta i niekończąca się walka z właścicielami teatrów o wyższy poziom repertuaru w ogóle, a muzyki teatralnej w szczególności. Tę właśnie drogę wybrał i po niej kroczył z uporem przez całe życie. Dlatego nic dziwnego, że uważano go z jednego z pionierów muzyki teatralnej oraz za jej podstawowy filar w Polsce okresu międzywojennego.

 

Dom i życie

Dawid Beigelman urodził się w Ostrowcu pod Radomiem. Dorastał w domu, w którym królowała muzyka. Jego ojciec, znany w mieście muzyk, nie rozstawał się z klarnetem, a bracia, z których każdy grał na innym instrumencie, nie przestawali na nich ćwiczyć. W domu wciąż słychać było najrozmaitsze dźwięki: skrzypiec, altówki, kontrabasu, trąbki i innych instrumentów. Także krewni – Szpilanowie, należący do innej muzycznej rodziny w mieście – uważali siedzibę Beigelmanów za swój drugi dom. Często wpadali do nich, aby improwizować zespołowo dla przyjemności.

Bracia Beigelman. Od prawej: Dawid – dyrygent, Szlomo – skrzypek, Abram – pianista, Chaim – saksofonista, Chanan – saksofonista

Tak więc dom Szymona Beigelmana stał się miejscem spotkań muzyków, przyciągając atmosferą radości i gościnności. Spontaniczne koncerty muzyki żydowskiej i klasycznej, dające się słyszeć letnimi wieczorami przez otwarte okna ściągały do niego licznych słuchaczy. Nieraz zdarzało się, w tej atmosferze rozmuzykowania powstawały nowe pieśni, które szybko stawały się anonimowymi pieśniami ludowymi.

Młody Dawid pozostał wierny skrzypcom, ale nie mniejszą miłością darzył też klarnet. Po wielu latach opowiadał, że czarodziejskie dźwięki, które ojciec wydobywał z klarnetu, wciąż brzmiały mu w uszach. Wszak klarnet od wielu setek lat był ulubionym, drugim po skrzypcach, instrumentem Żydów. Za pomocą jakiegoż innego instrumentu mógł Żyd wypłakiwać swój smutek, użalić się nad swym bólem i westchnąć szeroko, jeśli nie za pomocą skrzypiec i klarnetu?!

Nieraz obydwaj – ojciec na klarnecie i syn na skrzypach – dawali upust swym uczuciom, grając elegie Aleksandra Grieczaninowa lub Pieśń bez słów Feliksa Mendelsshona.

Już w wieku lat ośmiu Dawid dołączył do zespołu muzyków, a gdy cała rodzina przeniosła się do Łodzi, został członkiem orkiestry teatru żydowskiego. Wyróżniał się pilnością oraz oddaniem; wielokrotnie ośmielany przez dyrygenta, zaczął pełnić również jego obowiązki.

W 1912 roku Dawid Beigelman został mianowany dyrygentem orkiestry Teatru Żydowskiego im. Zandberga w Łodzi i od tej pory stał się w Polsce znany jako jeden z najlepszych dyrygentów teatralnych.

W całej swej karierze pracował w największych miastach polskich. Najdłuższy okres przypadł na Warszawę, potem – w Teatrze im. Gimpla we Lwowie. Występował również w Ameryce Południowej, w Afryce Południowej i w innych miejscach z wędrownymi zespołami aktorskimi.

W Polsce lat dwudziestych należał do aktywnych członków teatru rewiowego „Azazel”, a w 1927 roku w Łodzi został jednym z założycieli teatru, znanego pod nazwą „Ararat”. Pisał muzykę do wielu programów obu tych teatrów rozrywkowych. Mosze Broderson uważał go za jedną z najpoważniejszych i najważniejszych postaci muzyki teatralnej.

Po wybuchu drugiej wojny światowej pracował z artystycznym zespołem rozrywkowym, który co pewien czas organizował przedstawienia i spektakle w łódzkim getcie. Kiedy powstał tam dom kultury, Beigelman był jednym z tych artystów i twórców, którzy wnieśli powiew życia do tej instytucji. Do najbardziej aktywnych działaczy należeli: poeta Jeszajahu Spiegel, dyrygent i pianista Teodor Rider, piosenkarka Ala Diamant, skrzypaczka Bronisława Rotstein, nauczyciel A. Wolman, poeta J. Joachimowicz i autor tekstów S. Janowski.

Dawid Beigelman był z natury swej optymistą i starał się traktować koszmar życia w getcie jako zjawisko przemijające. Dlatego nie upadał na duchu, usiłując zachować dobry nastrój i poczucie humoru. Niczym w ciągu najlepszych swych dni dalej tworzył i pisał teksty do swych piosenek. Opowiada o tym Szmerke Kaczerginski w swej książce Lider fun di getos un lagern (Pieśni gett i obozów): „Znany kompozytor, twórca setek melodii żydowskich, Dawid Beigelman, nie zaprzestał swej działalności twórczej także w łódzkim getcie. Tu napisał dziesiątki nowych melodii, a nawet sam ułożył do nich teksty”.

[…]

W sierpniu roku 1944, podczas likwidacji łódzkiego getta, Beigelman został wysłany do Oświęcimia. Jonas Turkow w książce Farloszene sztern (Zgasłe gwiazdy) wspomina: „Dawid Beigelman należał do ostatniej grupy łódzkich Żydów, którzy zostali przeniesieni z getta do obozu śmierci w Oświęcimiu. Wziął ze sobą skrzypce i wszystkie utwory, które napisał wciągu wielu lat”.

Jego brat Chaim, który przeżył zagładę, opowiadał w Nowym Jorku o ostatnich dniach Dawida: „Podczas selekcji w Auschwitz mój brat został zaliczony do grupy przeznaczonej do likwidacji. Funkcję palenia zagazowanych pełniła specjalna grupa żydowska „Sonderkommando”, której członkowie należeli do najniższej klasy łódzkich Żydów. Ale któż z łódzkich Żydów nie znał i nie lubił mojego brata Dawida?! I oto jeden z ludzi „Sonderkommando”, znany pod przydomkiem „Mosze pobożny”, rozpoznał go. Wyciągnął mego brata z grupy skazanej na śmierć i przemycić do grupy pracującej. W ten sposób został wysłany do innego obozu, w pobliżu Oświęcimia. Tam zachorował i pewnego dnia w czasie pracy przysiadł, przewrócił się i umarł. Stało się to w lutym 1945 roku, na kilka miesięcy przed końcem wojny”.

[…]

Reuwen Szpilman z wnukami.
Od prawej: perkusista - Motek, wiolonczelista - Eliezer, flecista - Szmuel, skrzypek - Jehuda.
Imię piątego nieznane.

s. 230

ARNOLD-HERSTEIN RÓŻA, dr (1896-?) – pianistka, pedagog, dyrektorka szkoły muzycznej. Urodziła się w Rzeszowie, studiowała w Krakowie na wydziale filozofii. Swoje wykształcenie muzyczne uzupełniała w Wiedniu. Nauki pobierała u profesora Jerzego Lalewicza, Leo Siroty i Edwarda Steuermanna. Po powrocie do Polski została nauczycielką w szkole średniej w Ostrowcu, a potem osiadła w Krakowie, gdzie założyła żydowską szkołę muzyczną, bardzo dobrze zorganizowaną. Były w niej klasy: fortepianu, skrzypiec, śpiewu, nauk teoretycznych i rytmiki. W szkole tej nauczali wybitni pedagodzy.

Róża Arnold-Herstein była uzdolnioną pianistą. Szkołę prowadziła aż do wybuchu drugiej wojny światowej. W 1939 roku udało się jej uciec do Lwowa. Tam pracowała jako nauczycielka gry na fortepianie.

Straszyn czas okupacji hitlerowskiej przeżyła jako Polka, mając aryjskie papiery. Po wielu latach tułaczki przybyła wreszcie do Izraela. Tu założyła Szkołę Muzyczną im. Joela Engla, w której zdobyła sławę i uznanie jako nauczycielka i dyrektorka.

s. 289

MUSZKES ABRAHAM MOSZE – kantor. Syn znanego chazana reb Akiwy Aptera. Urodził się w Opatowie, przeniósł się najpierw do Piotrkowa, a potem do Ostrowca. Od dzieciństwa śpiewał z ojcem, przejmując tradycje rodzinne. Skomponował wiele modlitw, a jego uczniowie spopularyzowali je w wielu miastach i miasteczkach Polski. Znany w Brazylii kompozytor i dyrygent Jose Siceira [Siqueira] dostrzegł w kompozycjach Muszkesa interesujący materiał muzyczny i opracował go na chór i orkiestrę symfoniczną.

s. 307-308

SZPILMAN REUWEN (1865-1942) – skrzypek i dyrygent orkiestr wojskowych. Urodził się w Ostrowcu w bardzo muzykalnej rodzinie. Także jego dzieci (w liczbie ośmiorga) i wnuki uprawiały muzykę. Studiował w Moskwie, skąd wrócił do swego rodzinnego miasta, gdzie zyskał sławę cudownego skrzypka. Założył własną małą orkiestrę, z którą grywał na różnych żydowskich uroczystościach i świętach, czasami też podczas wieczorków tanecznych. Bywał w domach polskiej szlachty i uczył jej dzieci gry.

Dom, który otrzymał od hrabiego Wielopolskiego, był otwarty dla wszystkich wielbicieli muzyki i zarówno chrześcijanie, jaki i Żydzi przyprowadzali swoje dzieci do Szpilmana, aby ocenił ich zdolności muzyczne. Utalentowane dzieci zostawały jego uczniami. Ze swoich skrzypiec wydobywał dźwięki miękkie i liryczne, panował nad instrumentem w sposób wyjątkowy. Tak jak rygorystycznie przestrzegał godzin modlitw, tak i pilnie czuwał nad godzinami ćwiczeń i nauki. Był jednocześnie otwarty na nowinki muzyczne i lubił słuchać gry innych artystów. Pisał muzykę orkiestrową; czterech jego synów, którzy rozjechali się po świecie, zostało profesjonalnymi muzykami.

Zamordowany w Treblince w 1942 roku.

SZPILMAN SAMUEL (?-1942) – skrzypek, nauczyciel muzyki. Urodził się w Ostrowcu. Młodszy brat Reuwena, ojciec znanego pianisty Władysława. Najpierw uczył się u ojca, a potem wraz z bratem Reuwenem studiował muzykę w Moskwie. Osiedlił się w Sosnowcu i tam rozpoczął szeroką działalność muzyczną. Jego żona była nauczycielką gry na fortepianie, tak więc ich dom stał się szkołą muzyczną. Do ich uczniów należał znany później w świecie śpiewak Jan Kiepura.

Podczas okupacji hitlerowskiej przebywał w getcie warszawskim i tam zginął.

sobota, 26 października 2024

Stryjeczny brat bohatera


Lejzor Leon Szpilman

 Stryjeczny brat bohatera "Pianisty". Jego losy również mogłyby posłużyć za scenariusz godny Oscara
Janusz Kędracki

Był stryjecznym bratem Władysława Szpilmana, o którym Roman Polański nakręcił nagrodzony Oscarem film "Pianista". Także grał na fortepianie.

Lejzor Leon Szpilman urodził się 18 kwietnia 1913 roku w Ostrowcu nad Kamienną, jak wówczas był nazywany Ostrowiec Świętokrzyski. W rodzinie o bogatych tradycjach muzycznych, dziadek Lejb grał na kontrabasie, ojciec Rivn na skrzypcach w orkiestrze.

Mieszkali w nieistniejącej już kamienicy u zbiegu obecnej alei 3 Maja i ulicy Kilińskiego. Już jako czterolatek zaczął się uczyć gry na pianinie, a w wieku dziewięciu lat został taperem, czyli akompaniował do niemych filmów w ostrowieckich iluzjonach. Jako nastolatek trafił też do kapeli klezmerskiej, z którą występował do wybuchu II wojny światowej i okupacji niemieckiej.

W getcie i z partyzantami w puszczy

Przed napaścią Niemiec miał przekonywać stryjecznego brata Władysława Szpilmana do opuszczenia Polski, ale w końcu obaj zostali. Brat, który przed wojną był pianistą w Polskim Radiu, znalazł się w warszawskim getcie, on w ostrowieckim.

Uczył tam jednego ze strażników gry na akordeonie. Dzięki temu przeżył, bo Niemiec ostrzegł go, kiedy w październiku 1942 roku rozpoczęła się likwidacja getta i wywożenie Żydów do obozu zagłady.

Z poślubioną już podczas wojny żoną Marią, zwaną Manią, uciekli z miasta. Przez kilka miesięcy przebywali z oddziałem partyzanckim w rejonie Puszczy Iłżeckiej.

Potem wrócili do Ostrowca, ukrywając się wraz z bratem Mani Stanisławem. Leon zaczął wtedy pisać dziennik.

– Pierwszy wpis pochodzi z marca 1943 roku, ostatni z lutego 1945. 190 kilka stron z notesików zapisanych maczkiem i szybko – informuje Hanna Fedorowicz, która rozszyfrowała trudne często do odczytania zapiski po polsku, przetłumaczyła na angielski i przygotowuje do wydania książkowego.

Dodaje, że to bardzo osobisty dokument, zawierający najbardziej intymne myśli.

– Leon czuł się odpowiedzialny za Manię, za jej brata. Miał niewyobrażalną odwagę, ale także bał się i martwił. Nie mógł im się przyznać do słabości, więc zapisywał do dziennika. Czasem po kilka razy dziennie, nawet co godzinę bardzo dokładnie notował, co przeżywał. Niektóre zapiski na dworze, podczas deszczu robił. Czasem są też przerwy, kilka dni, tydzień – podkreśla.

Fedorowicz zdradza, że w dzienniku opisanych zostało mnóstwo trudnych sytuacji. Niejednokrotnie zdarzało się, że Szpilman był bliski załamania.

– Prosił Boga, żeby na zawsze zasnąć. Wyszedł z domu, w którym się ukrywali, i szedł do baraku w obozie pracy, w którym Niemcy trzymali Żydów. Chciał zobaczyć się tam z siostrą. Przedtem ogolił się, ubrał pięknie. W pewnym momencie poczuł, że ktoś za nim idzie. Miał przy sobie pistolet. Świeżo wyczyszczony, bo śniło mu się, że się zaciął. „Pan Bóg mi otworzył usta" – zapisał. Kiedy tamten krzyknął „Halt!", on też zawołał „Halt!". Tamten znowu „Halt!", Leon też. Kiedy tamten trzeci raz powtórzył, powiedział do niego: „Słuchaj, przestańmy, bo obaj zginiemy". Tamten przestał – opowiada pani Hanna.

W komórce przy Denkowskiej

Najdłużej Leon z żoną i szwagrem ukrywał się w mieszkaniu przy ul. Denkowskiej, które wynajął dla nich jeden z polskich przyjaciół Henryk Wroński. – Leon płacił za czynsz, Wroński udawał, że tam mieszka. Kiedy wychodził, zamykał drzwi. Oni mogli wyjść przez boczne okienko – mówi Hanna Fedorowicz. Dodaje, że na początku tego ukrywania się Leon wychodził do miasta, czytał prasę, rozmawiał ze słuchającymi potajemnie radia, głównie o tym, kiedy wojna się może skończyć.

Żyli w ciągłym zagrożeniu. Bali się kaszleć, żeby ktoś nie usłyszał. Kiedy Niemcy przeszukiwali kolejne ulice i domy, musieli uciekać, cały dzień leżeli schowani w trawie.

Tuż przed wycofaniem się z Ostrowca niemieccy żołnierze zajęli dom przy ul. Denkowskiej. Leon z żoną i szwagrem skryli się w spiżarce, siedzieli tam całymi dniami, gdy było niebezpiecznie. Potem weszli głębiej, za spiżarkę do malutkiej komórki. Tam trzy osoby były tak ściśnięte razem, że ledwo mogły oddychać.

Kiedy nie mogli już wytrzymać z głodu, wyszedł w nocy i ukradł Niemcom chleb.

– Leon zapisał w dzienniku, że miał sen. Matka mu się przyśniła i powiedziała, że będzie dobrze – informuje Hanna Fedorowicz.

Napad na ocalałych z Holokaustu

Po wkroczeniu do Ostrowca Armii Czerwonej mogli wyjść z ukrycia. W marcu 1945 roku w domu przy ówczesnej ul. Radomskiej (obecnie ul. Sienkiewicza), gdzie mieszkali, wkroczyli uzbrojeni ludzie z poakowskiego podziemia. Zabili cztery przebywające tam osoby, kilka kolejnych ranili.

O przebiegu tego napadu pisze Joanna Tokarska-Bakir w artykule „Malarz i dziewczyna. Ostrowiec. 19 marca 1945". Cytuje m.in. zeznania Szpilmanów ze śledztwa. „Po dokonanym rabunku rzeczy wartościowych zwrócili się do wszystkich obecnych, żeby podawać nazwiska, i przy podawaniu nazwisk zaczęli strzelać" – zeznała Mania Szpilman.

„Obecna w domu Krongoldówna, która miała kennkartę na nazwisko Kwiatkowska, podała przybrane nazwisko. Ten najniższy blondyn mówi: co, Kwiatkowska? To pani jest Krongoldówna, kierowniczka fabryki Smołopapu! Druga, Szpiglówna, podała też przybrane nazwisko. Blondyn niski mówi: to pani Szpiglówna, i stara się pani o mieszkanie. Obecna w tym czasie przyjezdna żona doktora z Warszawy [Otylia Szrajer], która przyszła przenocować się, podała, że jest Polką, to śmiał się i pierwszą kulę dostała, i z miejsca została zabita. Po tym wypadku zabicia pierwszej osoby krzyknęli: »w tył zwrot!«, i zaczęli strzelać wszyscy. Kiedy wszyscy zostali już poprzewracani na podłodze, zabrali zrabowane rzeczy, wysoki powiedział: skończone, chodźmy. Wysoki był całym komendantem. Ta cała scena trwała 30 minut" – opisywał zbrodnię Leon Szpilman.

Szpilmanowie zostali ranni w tym napadzie. „Zgodnie ze świadectwem lekarskim wystawionym 25 maja 1946 r. przez kierownika Szpitala w Ostrowcu dr. Kwiatkowskiego, w dniach 19-29 marca 1945 Mania i Lejzor Leon Szpilmanowie przebywali na oddziale z rozpoznaniem przestrzału prawego ramienia jedno oraz przestrzału prawego barku drugie" – pisze Tokarska-Bakir.

Po wyjściu ze szpitala Leon rozpoznał na ulicy w Ostrowcu jednego z napastników, co doprowadziło do aresztowania także pozostałych. Dwóch z nich sąd wojskowy skazał w 1946 roku na karę śmierci, wyrok wykonano.

„Proszę o mieszkanie w moim domu"

Monika Pastuszko na swoim „blogu w budowie" cytuje pismo, jakie 12 kwietnia 1945 roku Leon Szpilman skierował do wydziału kwaterunkowego urzędu miasta: „uprzejmie proszę o przydzielenie mi mieszkania w moim własnym domu przy Aleji 3-go Maja nr. 1. Wymienione mieszkanie zajmowałem także w 1939 roku, a obecnie znajdzie tam pomieszczenie 5 osób (...) W czasie mego przebywania w szpitalu wprowadził się do wyżej wymienionego mieszkania nieprawnie obywatel C.".

Z dokumentu ostrowieckiego oddziału Centralnego Komitetu Żydów Polskich wynika, że nie czuł się też w Ostrowcu bezpiecznie. Groził mu na ulicy brat jednego z aresztowanych uczestników napadu i również „inni obywatele ostrowieccy" nie szczędzili gróźb. „Przeto celem zabezpieczenia swego życia ob. Szpilman zmuszony jest chwilowo Ostrowiec opuścić" – czytamy.

Wraz z żoną opuścił nie tylko Ostrowiec, ale i Polskę. Na stałe. W 1947 roku trafili do obozu dla wysiedlonych w Fürstenfeldbruck na terenie okupowanych wtedy przez zachodnich aliantów Niemiec.

Tam Szpilman skomponował „Rapsodię 1939-1945". Mówił, że ten utwór ma „przywodzić na myśl odgłosy wojny: strzały, płacz, wybuchy i radość z wyzwolenia".

– „Rapsodia" miała premierę w obozie Fürstenfeldbruck, grał znany zespół obozowy The Happy Boys – informuje Hanna Fedorowicz.

Granie utworu dla samego Szpilmana okazało się jednak zbyt bolesne. Dlatego w 1948 roku, gdy wraz z żoną i synem Lesem wyemigrował do Kanady, schował jego rękopis w walizce trzymanej w garażu w Toronto.

Wtedy także zmienił nazwisko na zanglicyzowaną formę Spellman, a imię skrócił do Leo. Powrócił natomiast do wykonywanego w Ostrowcu zawodu pianisty, zakładając Orkiestrę Leo Spellmana. Był to jeden z najlepszych w Toronto zespołów wykonujących muzykę taneczną.

Pod koniec ubiegłego wieku Spellman powrócił też do „Rapsodii". Do wydobycia z walizki tego utworu przyczynił się jego kuzyn Władysław Szpilman, bohater nagrodzonego Oscarem „Pianisty" Romana Polańskiego. Gdy organizatorzy koncertu w Muzeum Pamięci Holokaustu w Waszyngtonie zwrócili się do niego o pomoc w poszukiwaniu twórców tradycyjnej muzyki żydowskiej, polecił im stryjecznego brata Leo.

Amerykańska premiera „Rapsodii 1939-1945" miała miejsce w styczniu 2000 roku. Później utwór był wielokrotnie wykonywany w Stanach Zjednoczonych, został też wydany na płycie. Mający 96 lat Spellman nie brał bezpośrednio udziału w nagraniu, ale cały czas przebywał w studiu. – Grał na fortepianie codziennie do końca życia – podkreśla Hanna Fedorowicz.

Siedem tygodni przed śmiercią Leo Spellman był gościem specjalnym kanadyjskiej premiery „Rapsodii", która odbyła się w ramach Aszkenazy Festiwalu w Centrum Harbourfront w Toronto. Zmarł 24 października 2012 roku w wieku 99 lat.

Polska premiera jego „Rapsodii 1939-1945" odbyła się w Filharmonii Podkarpackiej w Rzeszowie 29 stycznia 2016 roku.

Film czeka na polską premierę

Trzy dni później ostrowieccy radni zdecydowali o nadaniu Leo Spellmanowi tytułu honorowego obywatela miasta. Jego urodzona już w Kanadzie córka Helene wspólnie z prezydentem Ostrowca Jarosławem Górczyńskim odsłoniła tablicę pamiątkową na budynku kina Etiuda.

15 czerwca 2022 roku, podczas Festiwalu Filmów Żydowskich w Toronto miała miejsce premiera filmu „The Rhapsody" o Leonie Szpilmanie i z jego udziałem. Opowiada w nim o swoich przeżyciach z czasu wojny.

Jak informuje Hanna Fedorowicz, film został dobrze przyjęty w Kanadzie. W listopadzie otrzymał nagrodę publiczności na festiwalu filmów żydowskich w Hongkongu.

Czy doczeka się polskiej premiery? – Jesteśmy zainteresowani jej zorganizowaniem – deklaruje Jacek Kowalczyk, dyrektor Miejskiego Centrum Kultury w Ostrowcu Świętokrzyskim.

Źródło: Ale Historia, Wyborcza Kielce, 29.01.2023

czwartek, 8 sierpnia 2024

Moszek Niskier

 


Hanna Krall, „Taniec na cudzym weselu”
Warszawa 1993

s. 170-173

Daniela, panna młoda, wywodzi się od króla Saula, który rządził Polską przez całą noc. Jest prawnuczką Berka Niskiera, który miał największy sklep w Ostrowcu Świętokrzyskim. Jest wnuczką Moszka Niskiera, lekarza, honorowego obywatela Rio de Janeiro.

Saul Wahl istniał naprawdę. Był synem rabina z Padwy, ożenił się i zamieszkał w Brześciu Litewskim. Zyskał względy króla Batorego i Radziwiłłów. Dzierżawił produkcję kopalń w Wieliczce, a także młyny i browary. Historię uzupełniła legenda. Podczas burzliwej elekcji po śmierci Stefana Batorego, Mikołaj Radziwiłł miał zaproponować, żeby tron objął na jedną noc jego faktor. Wśród śmiechów i okrzyków: „Niech żyje król Saul” panowie schowali miecze i sięgnęli po kielichy. Saul panował do rana, skutecznie łagodząc zacietrzewienie stron. Po wyborze Zygmunta III nadal był królewskim faktorem.

Legenda o królu Saulu utrzymuje się wśród Żydów od ponad czterystu lat. Historyk Majer Bałaban pisał o niej z lekceważeniem, Henryk Samsonowicz uważa ją za możliwą. Żydzi przybywający z Nadrenii, Wormacji i Moguncji organizowali życie gospodarcze w Księstwie Litewskim i ściśle współpracowali z magnatami. Saul mógł być obecny na elekcji. Mógł siedzieć przy stole Radziwiłłów. I mógł być królem jednej nocy, czy raczej – jednej biesiady.

Pradziadek panny młodej, Berek Niskier, wierzył w króla Saula bez zastrzeżeń. Tym bardziej że potomkiem królewskim w prostej linii był nie kto inny jak jego teść, Nachum Lejb Rapaport, właściciel sklepu z galanterią, którego jednak nie prowadził osobiście. W sklepie stała żona; Nachum Lejb zajęty był rozmowami z Bogiem i dla klientów nie starczało mu czasu.

Pradziadek był człowiekiem zamożnym. Jego sklep zajmował pięć pokoi. Sprzedawano w nim rowery, obuwie, gramofony i odzież. Dom miał dwa wejścia, do sklepu wchodziło się od ulicy Kościelnej, a do mieszkania od Młyńskiej. Doktor Niskier był w zeszłym roku w Ostrowcu, po raz pierwszy od pięćdziesięciu pięciu lat. W oknie pokoju, w którym się urodził, stała młoda kobieta. Doktor powiedział: Dzień dobry pani, ja się urodziłem w tym mieszkaniu… Kobieta milczała. Doktor pomyślał – pewnie boi się, że chcę jej odebrać mój dom. Powiedział: Do widzenia pani, i poszedł dalej.

Pradziadek był człowiekiem religijnym. Miał długą brodę i nosił chałat – elegancji, szyty na miarę. Był wprawdzie wyznawcą cadyka z Góry Kalwarii, ale w większe święta przyjmował go sam Jechiel, rabin Ostrowca, który pościł od czterdziestu lat. W dzień pił wodę i modlił się, jak na Jom Kipur, w nocy jadł odrobinę i znów pościł.

Pradziadka Berka dotknął niezasłużony cios. Najstarszy syn został komunistą. Zaczęło się od książek – „Cementu” Gładkowa i Ostrowskiego „Jak hartowała się stal”, a skończyło się więzieniem. Syn Berka Niskiera siedział w więzieniu! Gdy okazało się więc, że młodszy syn uczy się w sobotę, je trefne, zamiast do synagogi idzie do lasy z Chaną, córką mleczarki, a co najgorsze – zaczyna czytać „Cement”, Berek Niskier powiedział: To już lepiej jedź do wujka do Rio de Janerio.

Dziadek panny młodej Moszek Niskier przyjechał do Rio w roku trzydziestym szóstym. Został klaperem, czyli handlarzem domokrążnym. Towar miał w walizce. Stawiał walizkę na ulicy i głośno klaskał. Z domów wychodzili klienci. Dawał im na kredyt, a raz w miesiącu zbierał należność – jeden albo dwa cruzeiros. Po innych dzielnicach również krążyli z walizkami polscy Żydzi. Ratalną sprzedaż w Rio zapoczątkowali klaperzy z Opatowa, Ostrowca, Szydłowca, Sandomierza… Każdy miał walizkę, rejon i stałych klientów. Kiedy rezygnował z handlu, odstępował klientelę innemu polskiemu Żydowi.

Po dziesięciu latach Moszek Niskier odstąpił klientelę człowiekowi, który właśnie przyjechał z Polski.

Był rok czterdziesty szósty.

Człowiek opowiadał…

Moszek Niskier zaczął rozumieć co stało się z jego rodzicami, dziadkami, wujami i rodzeństwem. Co stało się z całą stuosobową rodziną – królewską rodziną Rapaportów i Niskierów.

We trzech – z innymi klaperami z Ostrowca – wzięli nauczyciela i zaczęli przygotowywać się do egzaminów wstępnych.

Kiedy Moszek Niskier został lekazrem, wrócił do dawnej dzielnicy. Stanął pod oknami najbiedniejszych ludzi. Zaklaskał. Powiedział: teraz będę was leczyć.

Domy nędzarzy sklecone były z kartonu i desek. Nie znano jeszcze folii, więc po większym deszczu kartonowy szałas trzeba było budować od początku.

Doktor Niskier siedział w jednym z takich szałasów. Na ulicy czekał tłum. Doktor przyjmował wszystkich i od nikogo nie brał pieniędzy. Lekarstwa przynosił ze sobą i rozdawał chorym. To trwa do dzisiaj. Na Copacabanie przyjmuje bogatych za pieniądze. W fawelach, dzielnicach nędzy, leczy za darmo. Czytał przecież „Cement”, miał brata w więzieniu i szanował ideały socjalistyczne. Socjalizm co to jest? – powtarza pytanie doktor Niskier. – To ja jestem, a ja nie lubię egoizmu, nie lubię biedy i chcę, żeby była sprawiedliwość. Ja wiem, że to jest niemożliwe w skali świata, ale nie można żyć samym życiem możliwym…

Podobno kupował tanie domy, remontował i sprzedawał po niezłej cenie.

Byłby to kapitalizm raczej.

Z kapitalizmu utrzymywał rodzinę, kupował lekarstwa i woził transporty żywność na północ, dotkniętą suszą i głodem.

W ten sposób szczęśliwie połączył oba systemy. Żyje życiem i możliwym, i nierealnym.

Ślub wnuczki Moszka Niskiera odbędzie się w synagodze.

Daniela Niskier, lekarka, poślubi Carlosa Wajsmana, urzędnika bankowego.

Wesele odbędzie się o dziesiątej wieczorem. Zaproszono osiemset osób: dziadków – Niskierów w Ostrowca i Goldsztajnów z Sandomierza, rodziców urodzonych już w Rio i kolegów ze studiów.

Zagra kapela Wardy Hermolin.

Stary Hermolin był jubilerem w Ostrowcu. Sklep miał koło rynku, a mieszkanie odnajmował na Młyńskiej u Niskierów. W Ostrowcu była jeszcze inna orkiestra, kto wie czy nie lepsza, Samuela Szpilmana, skrzypka. Niestety, Markus, jego syn, który mieszka w Rio i w sławnej na całym świecie klinice chirurgii plastycznej operuje gwiazdy Hollywoodu, porzucił skrzypce i wybrał saksofon. W przerwach między operacjami gwiazd Hollywoodu gra jazz. Jazz odpada, orzekł Moszek Niskier. Pozostaje Warda Hermolin. Potrafi i lambadę zagrać i zaśpiewać A jidisze mame.

A jidisze mame musi być, bo weselni goście powinni trochę popłakać.

Popłaczą tylko ci z Ostrowca i Sandomierza. Tylko tam były prawdziwe żydowskie matki.

Kobiety w muślinach, brokatach i koronkach sprowadzonych z Włoch i uszytych przez Maison Liliana to są matki poprzebierane.

Nie o nich będzie śpiewała Warda Hermolin.

A jidisze mame będzie dla matek z Opatowa, Szydłowca, Lublina, Ostrowca Świętokrzyskiego i Janowa koło Pińska.

Po płaczu nastąpią tańce.

[…]

piątek, 25 czerwca 2021

Szpilman, Bajgelman, Barsht

 

Szpilman Orchestra, Ostrowiec, Poland,15 January 1887.
Front row, left to right: Moyshe-Chaim Szpilman, flute; Shi-Yekl Barsht, violin; Zile Szpilman, violin; Rivn Szpilman, violin; Tratl, violin; unknown, cello; unknown, drum. Middle row, left to right: Szymon Bajgelman, C clarinet; unknown, flute; Kopl Mutzmacher (Mutzman), rotary valve cornet; Shleyme Fleishman, rotary valve cornet; Spaismacher, rotary valve trombone. Back row, left to right: Srul-Layb Szpilman, band leader and bassist; unknown, E.

Rivn Szpilman, Leo Spellman, and Rivn’s grandchildren

Khantsye Szpilman Lustig (Chana Wallace) and Jankiel Lustig, Ostrowiec, 29 April 1926.


Źródło: (45) (PDF) Szpilman, Bajgelman, and Barsht: The Legacy of an Extended Polish-Jewish Klezmer Family | Joel E . Rubin - Academia.edu

Dzięki Aviemu Borensteinowi.

sobota, 19 grudnia 2020

Orkiestra Szpilmanów

 

Orkiestra Szpilmanów, Ostrowiec, Polska, około 1905. [?]
Przedstawia: Zile Szpilman (siedzi, trzeci od lewej);  Rivn Szpilman, ojciec Leo Spellmana (siedzi czwarty od lewej); Izrael Lejb Szpilman, dziadek Władysława Szpilmana i Leo Spellmana (stoi w górnym rzędzie z kontarbasem); Szymon Bajgelman, ojciec Dawida Bajgelmana i Henry'ego Baigelmana (stoi z lewej strony przy krawędzi zdjecia).

Rivn Szpilman
fragment zdjęcia powyżej


Źródło: YIVO Institute for Jewish Research
Dzięki uprzejmości Joela Shore'a

czwartek, 8 grudnia 2016

Szpilman



“My father’s Rhapsody captured the enormity of this tragedy, and his own personal sense of sorrow and loss. It became his healing.” - Helene Shifman, Leo Szpilman’s Daughter.

The world would come to know Leo Szpilman (later Spellman) as a renowned musician and Holocaust survivor. But little did anyone know, Leo’s all-too-common story was told in an uncommon fashion– through his three-part musical composition.

His talent became his lifeline during the Holocaust. After the German occupation of Poland, Leo was placed in the Ostrowiec ghetto, where he established an orchestra.

In the grueling circumstances of ghetto life, Leo’s musical craft captured the attention of an SS guard who agreed to lighten his workload in exchange for accordion lessons. When the guard received word of Jewish deportations from the ghetto, their relationship quickly inspired the guard to help Leo and his wife escape to a nearby forest.

It wasn’t until the end of the war that the couple emerged from hiding and Leo found peace again in his music. During his time at the Furstenfeldbruck displaced persons camp, he composed his Rhapsody 1939-1945, an ode to victims of the Holocaust. After debuting the piece in 1947, Leo stowed the score in a suitcase, leaving the memories of the Holocaust on paper, not to be heard again until the 2000s.

Źródło: United States Holocaust Memorial Museum

poniedziałek, 30 maja 2016

Boże Narodzenie u syndykalistów

Stanisław Chwist 
„Działalność Organizacji Konspiracyjnej Związku Syndykalistów Polskich
 na terenie Ostrowca i Ziemi Opatowsko-Sandomierskiej 
w latach 1939-1945”
maszynopis

str. 30

V. Działalność Kulturalno-Oświatowa.
[…]
Wykorzystując uroczystości kościelne z okazji świąt Bożego Narodzenia, Wielkiej Nocy – odbywały się koncerty w mieszkaniu Erazma Lewaczyńskiego (Ogrodowa 16), Kowalskiego Kazimierza (Siennieńska 150) z udziałem Szpilmana Mariana [?] i Lustiga. Wprawdzie było już wtedy Getto, istniała jeszcze możliwość uczestniczenia ich w koncercie. Koncertowi przysłuchiwała się dość liczna ilość osób nie mających nic wspólnego z naszą organizacją. Nie przypuszczaliśmy aby się nawet domyślali kto jest organizatorem – wszystko szło na konto uroczystości i chęci rozrywki.
[…]

(góra): L. Szpilman, Aleksander Kowalski, NN, Helena Kowalska, 4 osoby NN Kazimierz Kowalski, NN
(dół) Leon Leonciński vel Lewaczyński, NN, Matylda Lewaczyńska, Krystyna Lewaczyńska), NN, Helena ?, NN
Zdjęcie prawdopodobnie wykonał Adam Szlęzak (junior), Ostrowiec, koniec 1941 r.
[…]
Przyjemnie wspominam uroczystości świąteczne w większym gronie u Eryka, Kazika oraz ewentualne uroczystości imieninowe czy urodzinowe u innych kolegów. Pomijając fakt skromnego posiłku co też nie było bez znaczenia, były to prawdziwe uczty dla melomanów. Podczas tych uroczystości odbywały się solowe występy o różnym charakterze a niejednokrotnie dało się zorganizować prawdziwy koncert. Pamiętam jedne święta Bożego Narodzenia spędziliśmy słuchając prawdziwego koncertu w wykonaniu Szpilmana i Lustiga. Byli już wprawdzie w getto, chętnie się jednak wyrywali na tę noc – ryzykowaliśmy ale i oni ryzykowali. Grali niemal całą noc. Dla nich to było atrakcją i odprężeniem a dla nas satysfakcja.
[…]
inż. Józef Łukawski pseudomin „Sam”
Kruszwica – wrzesień 1985 rok.

Wspomnienia Mariana Lasoty – pseudonim „Miły”, członek Związku Syndykalistów Polskich, uchwycone podczas rozmowy w dniu 11-go października 1984 roku obejmujące okres okupacji niemieckiej.
[...]
Przebywaliśmy w niej [skrytce], gdyż niemcy przeprowadzali łapanki, nasilenie łapanek i wywożenie na roboty do niemiec szczególnie nas młodych kompletnie dezorganizowało nasze poczynania. I w tym dniu musieliśmy bezczynnie czekać aż ta fala przejdzie.
Oczekując na przejście tej fali dzieliliśmy się spostrzeżeniami i wiadomościami.
… zdaje mi się, że z żydami [sic!] jest jakaś niewyraźna sprawa. Siedzą zamknięci w „Gettcie”, część z nich wyprowadzają do pracy w Hucie, Cegielni i na Gutwin – nie byłem tam, ale jak mówią sąsiedzi kopią tam stawy dla Jägera. Zawsze prowadzą ich strażnicy. Bardzo odczuwają brak żywności, zaczyna u nich w getcie być głodno. Często pytają się czy dużo kuropatw jest na polach – bo oni wierzą w przepowiednie, że jak kuropatwy zginą to z nimi będzie krucho. Mają utworzonych własnych strażników, którzy do współplemieńców zachowują się niemal tak samo jak niemcy. Ludzie pomagają im jak mogą podając żywność, niezależnie kupują ją w każdej ilości. Sprzedaż i dostawa żywności do getta jest związana z dużym ryzykiem. Ostatnio jak jechałem do pracy słyszałem jak kolejarze rozmawiali na dworcu kolejowym o spodziewanym napływie w niedługim czasie większej ilości wagonów krytych. W jakim celu nie wiedzą. Tego dotychczas nie było.
- jeśli zamówili wagony to po ich przybyciu sprawa szybko się wyjaśni. To może znaczyć, że liczą się z wywiezieniem większej ilości ludzi albo do Rzeszy albo do obozów.
[…]


Podziękowania dla Pawła Maja

poniedziałek, 12 października 2015

Koncert w getcie

"Pierwszy koncert", Ostrowiec Św., fot. Sz. Muszkies, zima/wiosna 1942 r.

Dolny rząd od lewej: państwo Baigielman (lub Bagelman), dr Pecker, Oles (Francis) Pietruszka, pani Pietruszka, Leon Szpilman, recytator Wohl, Janka Malinger, NN (z Łodzi), dyrygent Pietruszka, Jakub Lustik, Pinchas Mitsmacher, Chaja Muszkies (Hellen Mueller) przy pianinie, Rutka Muszkies.

Górny rząd od lewej: NN (zięć Rubinsteina), Sander Lederman, Dora Rubinstein, Mosze Alterman, dr Ludwik Wacholder, Willy Kierbel, Dora Rubinsztain, Icchak Rubinstein, NN, Dawid Djament, Małka Muszkies, kontrabasista Icchak Baigelman, Baigelman i akordeonista Mosze Mitsmacher.

Fotografia pochodzi ze zbiorów rodzinnych mieszkającej w Toronto Hellen Mueller zd. Muszkies, która rozpoznała uczestników koncertu.