Źródło: Yad Vashem
THE HUMAN CONDITION
The English translation od Rabbi Alexander Zisze Ajzensztadt’s (the Tzosmerer Rebbe) Torah discourse, dictated to his son – the autor of „Endurance” – while hiding in the bunker during a Nazi pogrom in April 1942 in the ghetto of Ostrowiec.
The rush and the noise of our present daily life is great.
Never was human existence so hurreid as during our era. Never was human
ambition to acquire „the good things in life” so strong as during our epoch.
Every one of us can, in this own circle od friends, notice
individuals of various mentalitics and characteristics, who are chasing and
running, often even sacrificing their health, risking their lives, in order to
attain their ambition.
As if chased by the secret power of some mysterious
stymulant, most people strive for all sorts of aims which tempt their
imagination.
Moved by a hidden driving force, these people are
instinctively and forcefully drawn like a bee to honey or a firefly to flame,
in order to satisfy their longing for fortune and wealth, honour and
popularity.
The question arises, therefore: Why?
What is, after all, the root, the basic factor, which causes
in all these people the undaunted will, the unwavering patience, the tremendous
initiative to attain their limitless wants?
Is it a factor which exists within the desired aims
themselves? Do these desires themselves centain some magnetic power, some
potency which is capable of overwhelming the chosen one of creation and propel
him forcibly towards iyself?
Or is it an internal subjective tendency, which is hidden
within the being of man proper?
When you observe life and analyze the psychology of the
never ending, unsatiated desire for these objectives; when you try to penetrate
the psyche of despair, of disappointment, and the results in suicide which take
place more often among the supposedly „fortunate” and „rich” than among the
so-called „poor” and „destitute”, you draw the conclusion that the entire sound
and fury, the whole searching, striving and reaching for one’s goals is not
something which is created by external experiences, but which comes solely form
within. It lies within he very being of man himself.
Let us, however, try to understand that creation is,
according to mysticism and metaphysics, a radiation of godliness that os – no
more and no less – someting which was at its origin and on its genesis pure
spirit in the infinity, in the andlessness. At a certain moment, during the
creation of the universe, it was converted by the creator into actual and
tangible physical entities.
In the Kabalah it is expressed in a picturesque
phrase [Benhadin Kamtza dilvusheh minaich] concering a small garment is
an organic part of his being.
And in philosophy the term is: „emanation”.
Man, being the most intellectual, most sensitive and most
imaginative creature of this reation, feels, therefore, subcenciously and
intuitivle like some lostsouyl, who actually was privileged to be of a godly
sovereign descent, and thus had once the good fortune to find himself to be of
a godly, majestic origin, thanks to which he could enjoy all the possible pleasures
of the world in a condensed form.
The chosen of creation is therefore confused and desparate.
He wishes to recapture for himself the most satisfying soure of happiness in
the previous „royal court” when he was still under the wing of the shekinah,
or divine presence, and in blissful heavenly serenity.
However, he becomes, alas, lost in his hasty and erroneous,
groping and scurrrying. With a blurred consciousness and earthly materialistic
conception, he grasps at every shimmering, shining, sparkling immitation
object. He is like a thirsty desert-wanderer who falls upon an oasis of
salt-water, which not only will never satisfy his thirst, but, will also
increase his thirst many Times and make it unbearable. It is only an exercise
in futility.
The truly happy person, however, is he who raises himself
above the low, merely earthly concepts, to the highest comprehension, to a
clear and bright world-outlook and sees unmistakeably the necessary genuine
attracrion.
That comes, however, only when he can distinguish and see
that the tempting illusions are, in the final analysis, no more than a fata-morgana,
a mirage for shortsighted human earthlings.
Human lust does not originate from external sensible,
observable sources, but is born from the inner spiritual longing for the secret
and godly genesis-sources, which became concretized in the eyes of mortal homo
sapiens as material and enthralling objects of his lust.
Fortunate is he who understands how to counteract these
misleading illusions and blurrings of a banal, shallow world-conception, as we
are cautioned to do by the first Chassidic declarations.
Endowed is the man who has open ears and is privileged to
hear the echo of the heavenly call: „It is I who am the propietor and
iluminator of the world-mansion.”
Then his eyes are opened and he sees how the entire material
creation of minerals, plants, and all that lives seeks for the wings of the
divine presence and strives to reach their orginal creator; continuously
imploring for his mercy, so that he should again accept them into his godly
arms – as of old – before the creation of the universe.
That is the height from which man must see the world. Those
the desires which should have been the final goal of our nervous, confused and
rushing generation.
Only a return to the source of genuine happiness, to
godliness in Jewish faith can revive and save the whole world, which is in
great danger, and which longs unconsciously for the time when, as Isaiah said
„They shall beat their swords onto ploughshares, and their spears into pruning
forks.”
Ony a return to the principles of Judaism, to all the Torah
values, can cure a world that had been blinded by materirialism, where one must
have a more beautiful car than that of his neighbour, a better and swifter
flying airplane, and a more deadly bomb.
That is the choice: to discern and select the true essence
of life, and to extract it from its materialistic shell.
This is the way to recovery for an ailing humanity, the only
road leading to recuperation for a morally-diseased mankind bent on homicidal
and suicidal self-destruction.
![]() |
Lejzor Leon Szpilman |
Stryjeczny brat bohatera "Pianisty". Jego losy również mogłyby posłużyć za scenariusz godny Oscara
Janusz Kędracki
Był stryjecznym bratem Władysława Szpilmana, o którym Roman
Polański nakręcił nagrodzony Oscarem film "Pianista". Także grał na
fortepianie.
Lejzor Leon Szpilman urodził się 18 kwietnia 1913 roku w
Ostrowcu nad Kamienną, jak wówczas był nazywany Ostrowiec Świętokrzyski. W
rodzinie o bogatych tradycjach muzycznych, dziadek Lejb grał na kontrabasie,
ojciec Rivn na skrzypcach w orkiestrze.
Mieszkali w nieistniejącej już kamienicy u zbiegu obecnej
alei 3 Maja i ulicy Kilińskiego. Już jako czterolatek zaczął się uczyć gry na
pianinie, a w wieku dziewięciu lat został taperem, czyli akompaniował do
niemych filmów w ostrowieckich iluzjonach. Jako nastolatek trafił też do kapeli
klezmerskiej, z którą występował do wybuchu II wojny światowej i okupacji
niemieckiej.
W getcie i z partyzantami w puszczy
Przed napaścią Niemiec miał przekonywać stryjecznego brata
Władysława Szpilmana do opuszczenia Polski, ale w końcu obaj zostali. Brat,
który przed wojną był pianistą w Polskim Radiu, znalazł się w warszawskim
getcie, on w ostrowieckim.
Uczył tam jednego ze strażników gry na akordeonie. Dzięki
temu przeżył, bo Niemiec ostrzegł go, kiedy w październiku 1942 roku rozpoczęła
się likwidacja getta i wywożenie Żydów do obozu zagłady.
Z poślubioną już podczas wojny żoną Marią, zwaną Manią,
uciekli z miasta. Przez kilka miesięcy przebywali z oddziałem partyzanckim w
rejonie Puszczy Iłżeckiej.
Potem wrócili do Ostrowca, ukrywając się wraz z bratem Mani
Stanisławem. Leon zaczął wtedy pisać dziennik.
– Pierwszy wpis pochodzi z marca 1943 roku, ostatni z lutego
1945. 190 kilka stron z notesików zapisanych maczkiem i szybko – informuje
Hanna Fedorowicz, która rozszyfrowała trudne często do odczytania zapiski po
polsku, przetłumaczyła na angielski i przygotowuje do wydania książkowego.
Dodaje, że to bardzo osobisty dokument, zawierający
najbardziej intymne myśli.
– Leon czuł się odpowiedzialny za Manię, za jej brata. Miał
niewyobrażalną odwagę, ale także bał się i martwił. Nie mógł im się przyznać do
słabości, więc zapisywał do dziennika. Czasem po kilka razy dziennie, nawet co
godzinę bardzo dokładnie notował, co przeżywał. Niektóre zapiski na dworze,
podczas deszczu robił. Czasem są też przerwy, kilka dni, tydzień – podkreśla.
Fedorowicz zdradza, że w dzienniku opisanych zostało mnóstwo
trudnych sytuacji. Niejednokrotnie zdarzało się, że Szpilman był bliski
załamania.
– Prosił Boga, żeby na zawsze zasnąć. Wyszedł z domu, w
którym się ukrywali, i szedł do baraku w obozie pracy, w którym Niemcy trzymali
Żydów. Chciał zobaczyć się tam z siostrą. Przedtem ogolił się, ubrał pięknie. W
pewnym momencie poczuł, że ktoś za nim idzie. Miał przy sobie pistolet. Świeżo
wyczyszczony, bo śniło mu się, że się zaciął. „Pan Bóg mi otworzył usta" –
zapisał. Kiedy tamten krzyknął „Halt!", on też zawołał „Halt!".
Tamten znowu „Halt!", Leon też. Kiedy tamten trzeci raz powtórzył,
powiedział do niego: „Słuchaj, przestańmy, bo obaj zginiemy". Tamten
przestał – opowiada pani Hanna.
W komórce przy Denkowskiej
Najdłużej Leon z żoną i szwagrem ukrywał się w mieszkaniu
przy ul. Denkowskiej, które wynajął dla nich jeden z polskich przyjaciół Henryk
Wroński. – Leon płacił za czynsz, Wroński udawał, że tam mieszka. Kiedy
wychodził, zamykał drzwi. Oni mogli wyjść przez boczne okienko – mówi Hanna
Fedorowicz. Dodaje, że na początku tego ukrywania się Leon wychodził do miasta,
czytał prasę, rozmawiał ze słuchającymi potajemnie radia, głównie o tym, kiedy
wojna się może skończyć.
Żyli w ciągłym zagrożeniu. Bali się kaszleć, żeby ktoś nie
usłyszał. Kiedy Niemcy przeszukiwali kolejne ulice i domy, musieli uciekać,
cały dzień leżeli schowani w trawie.
Tuż przed wycofaniem się z Ostrowca niemieccy żołnierze
zajęli dom przy ul. Denkowskiej. Leon z żoną i szwagrem skryli się w spiżarce,
siedzieli tam całymi dniami, gdy było niebezpiecznie. Potem weszli głębiej, za
spiżarkę do malutkiej komórki. Tam trzy osoby były tak ściśnięte razem, że
ledwo mogły oddychać.
Kiedy nie mogli już wytrzymać z głodu, wyszedł w nocy i
ukradł Niemcom chleb.
– Leon zapisał w dzienniku, że miał sen. Matka mu się
przyśniła i powiedziała, że będzie dobrze – informuje Hanna Fedorowicz.
Napad na ocalałych z Holokaustu
Po wkroczeniu do Ostrowca Armii Czerwonej mogli wyjść z
ukrycia. W marcu 1945 roku w domu przy ówczesnej ul. Radomskiej (obecnie ul.
Sienkiewicza), gdzie mieszkali, wkroczyli uzbrojeni ludzie z poakowskiego
podziemia. Zabili cztery przebywające tam osoby, kilka kolejnych ranili.
O przebiegu tego napadu pisze Joanna Tokarska-Bakir w
artykule „Malarz i dziewczyna. Ostrowiec. 19 marca 1945". Cytuje m.in.
zeznania Szpilmanów ze śledztwa. „Po dokonanym rabunku rzeczy wartościowych
zwrócili się do wszystkich obecnych, żeby podawać nazwiska, i przy podawaniu
nazwisk zaczęli strzelać" – zeznała Mania Szpilman.
„Obecna w domu Krongoldówna, która miała kennkartę na
nazwisko Kwiatkowska, podała przybrane nazwisko. Ten najniższy blondyn mówi:
co, Kwiatkowska? To pani jest Krongoldówna, kierowniczka fabryki Smołopapu!
Druga, Szpiglówna, podała też przybrane nazwisko. Blondyn niski mówi: to pani
Szpiglówna, i stara się pani o mieszkanie. Obecna w tym czasie przyjezdna żona
doktora z Warszawy [Otylia Szrajer], która przyszła przenocować się, podała, że
jest Polką, to śmiał się i pierwszą kulę dostała, i z miejsca została zabita.
Po tym wypadku zabicia pierwszej osoby krzyknęli: »w tył zwrot!«, i zaczęli
strzelać wszyscy. Kiedy wszyscy zostali już poprzewracani na podłodze, zabrali
zrabowane rzeczy, wysoki powiedział: skończone, chodźmy. Wysoki był całym
komendantem. Ta cała scena trwała 30 minut" – opisywał zbrodnię Leon
Szpilman.
Szpilmanowie zostali ranni w tym napadzie. „Zgodnie ze
świadectwem lekarskim wystawionym 25 maja 1946 r. przez kierownika Szpitala w
Ostrowcu dr. Kwiatkowskiego, w dniach 19-29 marca 1945 Mania i Lejzor Leon
Szpilmanowie przebywali na oddziale z rozpoznaniem przestrzału prawego ramienia
jedno oraz przestrzału prawego barku drugie" – pisze Tokarska-Bakir.
Po wyjściu ze szpitala Leon rozpoznał na ulicy w Ostrowcu
jednego z napastników, co doprowadziło do aresztowania także pozostałych. Dwóch
z nich sąd wojskowy skazał w 1946 roku na karę śmierci, wyrok wykonano.
„Proszę o mieszkanie w moim domu"
Monika Pastuszko na swoim „blogu w budowie" cytuje
pismo, jakie 12 kwietnia 1945 roku Leon Szpilman skierował do wydziału
kwaterunkowego urzędu miasta: „uprzejmie proszę o przydzielenie mi mieszkania w
moim własnym domu przy Aleji 3-go Maja nr. 1. Wymienione mieszkanie zajmowałem
także w 1939 roku, a obecnie znajdzie tam pomieszczenie 5 osób (...) W czasie
mego przebywania w szpitalu wprowadził się do wyżej wymienionego mieszkania
nieprawnie obywatel C.".
Z dokumentu ostrowieckiego oddziału Centralnego Komitetu
Żydów Polskich wynika, że nie czuł się też w Ostrowcu bezpiecznie. Groził mu na
ulicy brat jednego z aresztowanych uczestników napadu i również „inni obywatele
ostrowieccy" nie szczędzili gróźb. „Przeto celem zabezpieczenia swego
życia ob. Szpilman zmuszony jest chwilowo Ostrowiec opuścić" – czytamy.
Wraz z żoną opuścił nie tylko Ostrowiec, ale i Polskę. Na
stałe. W 1947 roku trafili do obozu dla wysiedlonych w Fürstenfeldbruck na
terenie okupowanych wtedy przez zachodnich aliantów Niemiec.
Tam Szpilman skomponował „Rapsodię 1939-1945". Mówił,
że ten utwór ma „przywodzić na myśl odgłosy wojny: strzały, płacz, wybuchy i
radość z wyzwolenia".
– „Rapsodia" miała premierę w obozie Fürstenfeldbruck,
grał znany zespół obozowy The Happy Boys – informuje Hanna Fedorowicz.
Granie utworu dla samego Szpilmana okazało się jednak zbyt
bolesne. Dlatego w 1948 roku, gdy wraz z żoną i synem Lesem wyemigrował do
Kanady, schował jego rękopis w walizce trzymanej w garażu w Toronto.
Wtedy także zmienił nazwisko na zanglicyzowaną formę
Spellman, a imię skrócił do Leo. Powrócił natomiast do wykonywanego w Ostrowcu
zawodu pianisty, zakładając Orkiestrę Leo Spellmana. Był to jeden z najlepszych
w Toronto zespołów wykonujących muzykę taneczną.
Pod koniec ubiegłego wieku Spellman powrócił też do
„Rapsodii". Do wydobycia z walizki tego utworu przyczynił się jego kuzyn
Władysław Szpilman, bohater nagrodzonego Oscarem „Pianisty" Romana
Polańskiego. Gdy organizatorzy koncertu w Muzeum Pamięci Holokaustu w
Waszyngtonie zwrócili się do niego o pomoc w poszukiwaniu twórców tradycyjnej
muzyki żydowskiej, polecił im stryjecznego brata Leo.
Amerykańska premiera „Rapsodii 1939-1945" miała miejsce
w styczniu 2000 roku. Później utwór był wielokrotnie wykonywany w Stanach
Zjednoczonych, został też wydany na płycie. Mający 96 lat Spellman nie brał
bezpośrednio udziału w nagraniu, ale cały czas przebywał w studiu. – Grał na
fortepianie codziennie do końca życia – podkreśla Hanna Fedorowicz.
Siedem tygodni przed śmiercią Leo Spellman był gościem
specjalnym kanadyjskiej premiery „Rapsodii", która odbyła się w ramach
Aszkenazy Festiwalu w Centrum Harbourfront w Toronto. Zmarł 24 października
2012 roku w wieku 99 lat.
Polska premiera jego „Rapsodii 1939-1945" odbyła się w
Filharmonii Podkarpackiej w Rzeszowie 29 stycznia 2016 roku.
Film czeka na polską premierę
Trzy dni później ostrowieccy radni zdecydowali o nadaniu Leo
Spellmanowi tytułu honorowego obywatela miasta. Jego urodzona już w Kanadzie
córka Helene wspólnie z prezydentem Ostrowca Jarosławem Górczyńskim odsłoniła
tablicę pamiątkową na budynku kina Etiuda.
15 czerwca 2022 roku, podczas Festiwalu Filmów Żydowskich w
Toronto miała miejsce premiera filmu „The Rhapsody" o Leonie Szpilmanie i
z jego udziałem. Opowiada w nim o swoich przeżyciach z czasu wojny.
Jak informuje Hanna Fedorowicz, film został dobrze przyjęty
w Kanadzie. W listopadzie otrzymał nagrodę publiczności na festiwalu filmów
żydowskich w Hongkongu.
Czy doczeka się polskiej premiery? – Jesteśmy zainteresowani
jej zorganizowaniem – deklaruje Jacek Kowalczyk, dyrektor Miejskiego Centrum
Kultury w Ostrowcu Świętokrzyskim.
Źródło: Ale Historia, Wyborcza Kielce, 29.01.2023
s. 64-65
Banki zanotowały przy tym w swoich księgach, do czyich kieszeni trafiło mienie Żydów w GG. Bank Emisyjny w Radomiu, który prowadził konto „zakup” (Beschaffung) dla dowódców SS i Policji w dystrykcie radomskim, otrzymał w miesiącach letnich 1943 r. praktycznie codziennie przekazy, których kwoty opiewały na setki tysięcy złotych. Jako najczęstszy opis podawano w tych wnioskach „kwoty uzyskane z licytacji pożydowskiego mienia”, które wpłacali komendanci Schutz- lub Ordungspolizei i żandarmerii do Banku Emisyjnego właśnie na wspominane konto, którego saldo szybko urosło do sumy wielu milionów złotych. […] A w listopadzie 1942 r. placówka żandarmerii w Ostrowcu Świętokrzyskim uzyskała z konfiskaty i ze sprzedaży mienia żydowskiego łączną sumę ponad 428 tys. zł (przyp. 112 – AIPN, GK 675/1, Meldunek podporucznika rejonowego (Bezirksleutnant) Sommera (Dziennik nr 2641/42), Posterunek żandarmerii w Ostrowcu, powiat Opatów, dystrykt radomski, 26 XI 1942 r., k. 500.). W gruncie rzeczy takie statystyki są tylko ostatnim lub przedostatnim etapem znacznie dłuższego procesu, gdyż – jak pisze Barbara Engelking – „zainteresowanie chłopów żydowską własnością zaczyna się wraz z pierwszymi prześladowaniami i przesiedleniami – gdy tylko Niemcy dają sygnał, że Żydzi zostają wyjęci spod prawa” (przyp. 113 – Barbara Engelking, Jest taki piękny słoneczny dzień…, Warszawa 2011, s. 111. […]).
Lea Balint
Menedżerka w organizacjach charytatywnych, działaczka społeczna, dziewczynka ocalona z Holocaustu.
Lea Balint (z d. Alina Alterman) urodziła się w żydowskiej rodzinie 23 czerwca 1938 r. w Radomiu. Wychowywała się w Ostrowcu Świętokrzyskim. Ojciec był tam właścicielem fabryczki ekskluzywnych mebli drewnianych. Matka była gruntownie wykształcona, znała kilka języków.
Części rodziny udało się emigrować do Palestyny jeszcze przed wojną. W 1942 r. ona razem z rodzicami została wysiedlona z domu, który przejął sąsiad. Wszyscy trafili do ostrowskiego getta. Ojciec za odmowę objęcia funkcji w Judenracie został wywieziony do Auschwitz. Ona sama z getta nie pamięta nic. Ją i matkę wyprowadził na „aryjską” stronę sąsiad, który potem zagarnął cały ich majątek. Matka ukrywała się z nią u Polaków, ale została zadenuncjowana przez tego samego sąsiada. Ratowała się ucieczką, skacząc przez okno. Niemcy schwytali ją i zamordowali. Leę zabrała do siedziby Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi w Brwinowie koło Warszawy najprawdopodobniej osobiście matka Matylda Getter. Tam była ukrywana do końca wojny. Siostrom zawdzięczała życie, pamięta jednak codzienne zagrożenie, biedę, głód i ostrą dyscyplinę.
Po wojnie odszukała ją ciotka i przekazała do Komitetu Żydowskiego, który skierował ją do żydowskiego domu dziecka w Zatrzebiu koło Warszawy. W 1946 r. trafiła do placówki opiekuńczej w Helenówku. Wraz z innymi przeżyła złe traktowanie dzieci żydowskich przez miejscowe dzieci polskie. Po pewnym czasie znalazła się w Łodzi, gdzie została skierowana do żydowskiej szkoły. Tam w 1950 r. odnalazł ją ojciec i wykupił, zanim została wysłana do Izraela. Razem wyjechali do jej ciotki w Hajfie. Tam, nie znając języka, z trudem przechodziła edukację podstawową i gimnazjalną. Po odbyciu służby wojskowej studiowała literaturę i historię w Jerozolimie. W 1963 r. wyszła za mąż, potem urodziła troje dzieci. W Jerozolimie podejmowała prace na stanowiskach menedżerskich w organizacjach charytatywnych.
Zabiegała intensywnie o to, żeby siostry franciszkanki, w tym Matylda Getter, zostały uhonorowane Medalem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Matylda Getter otrzymała to wyróżnienie pośmiertnie.
Lea Balint od wielu lat zajmuje się pomocą dla osób pochodzenia żydowskiego, które jako dzieci utraciły tożsamość podczas II wojny światowej w okupowanej przez Niemców Polsce. Odnalazła korzenie ponad 100 osób. Do Polski przyjechała po raz pierwszy w 1984 r. Odwiedziła wówczas klasztor w Brwinowie, gdzie w księgach odszukała swoje dane. Potem odwiedzała Polskę jeszcze wiele razy.
Źródło: Balint Lea (ipn.gov.pl)
s. 109
OSTROWIEC 1932-1939
30 października 1932r.
Przeniosłem się na stałe do Ostrowca, gdzie zamieszkałem
przy ulicy Iłżeckiej 42 m. 4, w domu organisty p. Władysława Brylewskiego.
Rzeczy zostały przywiezione wynajętym od p. Saskiego samochodem, który obrócił
3 razy. W Ostrowcu porozsyłałem pocztą do niektórych miejscowych instytucji i
osób, także do okolicznych wiosek, majątków, plebanii ulotkę p.t. „Z pamiętnika
lekarza prowincjonalnego”, w której, opisawszy ważniejsze swoje wyczyny
lekarskie w różnych gałęziach medycyny praktycznej; w ostatku poruszyłem sprawę
bezpardonowego wypierania polskiego żywiołu lekarskiego przez lekarzy żydów,
którego i sam padłem ofiarą w Wąchocku.
s. 124-125
11 września 1939r.
Od kilku dni Niemcy zwożą i spędzają do Ostrowca naszych żołnierzy
wziętych do niewoli, rannych i zdrowych chociaż wynędzniałych i wygłodzonych.
Jednych pozostawiają na miejscu, innych pędzą dalej. Podobno przyprowadzili
kilka tysięcy jeńców i sporo kawaleryjskich koni, które na rynku puścili wolno,
jako zbędny dla nich balast, gdyż posługują się jedynie motorami, którymi pędzą
ciągle z zawrotną szybkością.
Codziennie Niemcy zabijają po kilka osób, których rozkładające
się trupy leżą na ulicach i w rowach przydrożnych. Najwięcej ofiar wśród żydów.
Ubiegłej nocy Niemcy przy współudziale motłochu rozbili i obrabowali szereg
sklepów.
Ulegając namowom p. Emilii i życzliwych mi znajomych pań, od
kilku dni nie wychodzę na ulicę.
s. 132-133
20 marca 1940r.
W Ostrowcu panuje tyfus brzuszny i plamisty. Od 6 b.m.
środek miasta wraz z odcinkiem Iłżeckiej ulicy, w którym my mieszkamy, został
uznany za strefę najbardziej zagrożoną i z tej racji zasiekami z drutu
kolczastego z posterunkowymi w przejściach odgrodzony od reszty świata. W
strefie zagrożonej wolno chodzić tylko od 10-12 i od 17-18, zaś poza tymi
godzinami oraz poza strefę zakażenia mogą chodzić tylko posiadający specjalne
przepustki. Jedną taką posiada ja (jako lekarzowi wolno mi za nią chodzić
wszędzie), a drugą udało mi się uzyskać dla służącej z prawem chodzenia po
całym Ostrowcu do godziny 8-ej wieczorem.
Z powodu blokady dostęp chorych do mnie jest utrudniony; wyjednałem
w komisariacie Policji Polskiej zezwolenie na dostęp chorym do mnie na
najbliższym do mnie przejściu z zastrzeżeniem, aby wracając przedstawiali ode
mnie karteczkę z zaświadczeniem o odbytej wizycie lekarskiej.
Ospa Tereni przyjęła się doskonale w sposób dla otoczenia
mało przykry, gdyż dzięki aseptycznemu opatrunkowi przebieg poszczepieńczy był
dość lekki. Terenia sama już wstaje i trzyma się mocno na nóżkach; wygląda jak
rumiane jabłuszko.
s. 134-135
Z powodu utworzonej dzielnicy żydowskiej zostałem przeniesiony
na ulicę Polną 69, gdzie otrzymałem lokal po kilku rodzinach żydowskich, składający
się z 4 pokoi i kuchni z połowiczną kanalizacją (rury odpływowe i świeżo
wykopane szambo). Mieszkanie brudne z niezliczoną ilością robactwa różnego
rodzaju i kalibru.
s. 136
24 maja 1942r.
Halinka przyjechała wczoraj na kilka dni z racji Zielonych
Świątek (dzisiaj niedziela i pierwszy dzień świąteczny).
W końcu kwietnia w nocy podobno przybyło do Ostrowca kilka
samochodów niemieckiej żandarmerii i nad ranem zostało zastrzelonych 36 żydów,
a kilkudziesięciu zostało aresztowanych i wywiezionych.
s. 138-139
12 października 1942r.
Wczoraj od wczesnego rana zaczęło się wysiedlanie Żydów
połączone ze strzelaniem podobno do uciekających oraz padających z wycieczenia,
o czym świadczyły dochodzące do uszu od czasu do czasu strzały. Wczoraj przed
południem ciągnęły całe kompanie wysiedlonych Żydów (mężczyźni, kobiety i
dzieci), nie wyłączając inteligencji żydowskiej za miasto w kierunku Piasków
(przemieście Ostrowca). Dzisiaj w nocy i rano też od czasu do czasu rozlegały
się strzały. Następnie żydów wywożono koleją.
16 października 1942r.
Dzisiaj wieczorem przyjechała Halinka, a pojutrze w niedzielę
w południe odjeżdża. Likwidacja żydów w Ostrowcu i okolicznych miasteczkach
postępuje dalej.
![]() |
Portret Frani Beatus (rys. Jakub Kwiatkowski) |
The Bunker
written by Rokhel Guthaltz-Kempinski -Yizkor Book 1971, Page 342 Translated by Pamela Russ
It was a dark Friday, a typical, overcast, Polish, autumn day. Already at dawn, the skies were cloudy. You could feel in the air that a tragedy in town was approaching.
We lived near the cemetery. That morning, we were awoken by hysterical cries of mothers holding small children in their arms, those who had come to the “ohel” [“tent”; monumental tomb] of our Rebbe [rabbinic leader], not to ask, but to plead that nothing bad should happen to our city. There was activity in the cemetery as there used to be on the eve of Yom Kippur.
I was also carried away by the atmosphere and went to the “ohel” as well. Tens of memorial candles were burning, and the “ohel” was crowded. The women's cries went all the to the heart of the heavens. Our mothers sensed the horrible tragedy that was approaching the city. Their cries were able to open not only the seven gates of the heavens, but also thousands of heavens, if only they could have listened. Women cried in otherworldly voices: “Rebbi, this is your city. This cannot happen here! Tear open the gates of the heavenly courts, just as we are tearing your gravesite. We have nowhere else to turn. You are our father!” Sadly, no voice came out of the grave…
The Ostrowiec Jews shared the same fate as the rest of the Polish Jews. There were no Shabbath preparations in the Jewish homes. People were going around as if intoxicated. “What should we do?” This question lay on everyone's lips. Some prepared bunkers, which, in Polish, we called a “schran.”
At that time, there was a hachshara kibbutz [“training farm”] of “Hechalutz” [youth movement training for agricultural settlement in Israel], which was run by a young man from Slonim, Beryl Broide. I would go there often. The kibbutz had connections with Warsaw. Often, I would find messengers from Warsaw with “nice” (non-Jewish) faces.
Also, a group of young people would come into the group: Bashe and Sarah Sylman, Leibel and Avraham Eiger (these were all the Lublin Rebbe's grandchildren), Yisrolik Hermalin, Dovid Shulman [Dawid Szulman], Franie Biatus [Beatus] (from Konin), and others.
At the Sylman's house on Ilzecka Street, the youth, following Beryl Broide's instructions, built a “schran” [hideout]. They cordoned off a room and walled it off with a door. There was a secret entrance – through the roof in the attic. When I came there with Beryl on Shabbath, and they told me to try and find the entrance, there was no way I could do that because it was simply hidden. After that, I never went out of there. That same night, there were rumors that an Aktzia evacuation was about to start.
The “schran” was made up of a large room. We were about thirty people. First, the entire kibbutz – all strangers. Not from Ostrowiec. And then, residents of the city, whose names I still remember:
Rokhel Sylman and her grandchildren Bashe, Sarah, and Yosele; the son of the Lublin Rebbe, and a few daughters-in-law and some grandchildren; and his daughter Mrs. Rubin from Bielsk, and her little boy “Bobush,” an exceptionally beautiful child, who stands before my eyes to this day: a head of dark locks, and two Jewish eyes that reflected all our pain. The child understood the seriousness of the situation even though he was so young. It is noteworthy that he did not cry the entire time, and did not even speak. From time to time, the beautiful Mrs. Rubin turned to her father with a puzzling question: “Tatteshe [dear father], the child!” But the grandfather had nothing to say, and silently just shook his head.
Beryl Broide distributed Molotov cocktails to all of us youths. The older people did not know about this. He would raise up a bottle and say: “They will not take Bobush alive from us!”
In the “schran” [hideout] there was also Yisrolik Hermal and his little sister Sonia and a little brother; there was also the Mendelevitch family from Kielce; Yisrolik Shulman from Szeroka Street; Yecheskel Krongold and his wife.
In the evening, all the young men who worked in the factory left the “schran.” We stayed behind and waited. At dawn we heard the orders of the SS and we understood that the Aktzia had begun.
The “schran” was located on the second floor and it had small windows, so-called “dimnikes” [chimneys]. We covered up the windowpanes, and through the cracks we were able to see what was going on outside. From time to time, we heard shooting, and people's dying cries. We had prepared provisions, but who could think of eating.
After a few days we found out that they were amassing groups of Jews in the courtyard where we were hiding. This allowed us to go out from time to time and mix with other people, get food, and water from the well that was in the courtyard. I want to mention here the warmhearted Jew Mendelevitch from Kielce, who risked his life and went to buy bread for everyone, and brought water for everyone and distributed it.
We were there for almost two weeks. During that time, the Germans searched for hiding places in the house. We heard the German boots and their shouts. They discovered a few hiding places in the house at that time but did not find our “schran.”
The group that had prepared to go to Warsaw in order to join the Warsaw ghetto uprising consisted of, at the head, Beryl Broide, then Bashe and Sarah Sylman, Leibel Eiger, Franie Beiatus (who served as a courier and went back and forth to Warsaw), Yisrolik Shulman, Yisrolik Hermalin. If I have forgotten someone, please forgive me.
Once, Bashe Sylman went into the street during the day. Her appearance was that of a Christian. They grabbed her up, as well as other Christian girls, and sent them to work in Germany. But she escaped the transport and returned to the “schran” where she told everyone what had happened. Her grandmother, Rokhel Sylman, admonished her strongly as to why she had run away from working, where she could have saved herself. But Bashe replied: “Bubbe, I don't want to die with “Christ the king” on my lips!”
I want to mention another important event that took place in the “schran.”
Once, Beryl Broide came in breathless, and said: “Everyone, I promise you that whoever will survive should not forget this: The vice-commandant of the Jewish police put me on the transport with his own hands, but I escaped!”
I think it is my holy obligation to my friend Beryl to fulfill his wish. I am the only surviving person of the “schran.” The rebels [putschists] knew about the activities of Beryl Broide.
Then, they divided up the entire house where we were for the factory workers, so that once again we were left in the street. By chance, I met Shmuel Zhabner in the courtyard, a policeman who lived with his mother in the ghetto, in our house. He told me that our family was hiding in our attic in a “schran.” I told my friends and soon we all went up into the hiding place, and meanwhile, the entire group went to Warsaw. The last two who left were Leibel Rappaport and Dovid Shulman.
The whole group died in the Warsaw ghetto, and we of Ostrowiec also contributed to the bravery and heroism in the Warsaw ghetto uprising. The first one to die was Sarah Sylman, with a weapon in her hand. The day of the resistance uprising is holy for me.
I want to relate an event that is etched in my memory: Leibel Rappaport, 18 years old, Sarah Silman, 17 years old, and Dovid Shulman, 17 years old, went out on a rainy, dark night, to set fire to the marketplace. They took along with them combustible material. They went into Fridlewski's house on Szeroka Market, set fire to the roof, hoping that the wind would blow up the fire. Sadly, the rain put out the fire.
I remember how they came into the “schran” soaked from the rain, and they called out: “Beryl, we lit it up!” How much courage they must have needed to carry out this act.
In the final days, several other bunkers were discovered in the nearby areas. More people came to us. Our place became too popular and would not be able to last much longer. The police became aware of the house. Two policemen came and they chased all of us out. Some were sent off to Treblinka. I remained with the group from the kibbutz. We had another hiding place. Better said, a living grave – in the house of Franie Beiatus, the one from Konin. The entrance was through a bureau. The drawer in the front was sealed shut, unable to be opened. Inside, there was a masked board which could be removed, and that was the entry point to the “schran.” The cabinet looked regular from the outside. When it was opened, it was filled with linens and clothing.
It is also an honor for me to mention Chan'tche Grinblat from Szeroka Street. Holding her child in her arms, she went at the head of all the children of Ostrowiec who were sent to Treblinka. Let it be said here that our Janos Korczak was Chan'tche Grinblat from Szeroka Street.
s. 192-194
O co dokładnie zostali oskarżeni [bracia
Zajfmanowie – Abram i Lejbusz]? W „Jornal Israelita” z 16 stycznia 1947 roku
napisano: „Uznajemy braci Abrama i Lejbusza Zajfmanów jako odpowiedzialnych za
bestialskie traktowanie i przywłaszczenie majątków swoich ofiar dla własnej
korzyści.
Że Abram
i Lejbusz Zajfman są odpowiedzialni za wytępienie wielkiej części ludności
żydowskiej w mieście Ostrowcu, włącznie z ludnością żydowską, która została
zapędzona do tegoż miasta z innych obszarów.
Że
ciąży także odpowiedzialność na braciach Abramie i Lejbuszu Zajfmanach, że w
wigilię opuszczenia miasta Ostrowiec przez barbarzyńskie hordy Hitlera, szef
gestapo tegoż okręgu doniósł im następująco:
Jutro
opuścimy miasto, musimy wysłać resztę więźniów do krematoriów i wagony do tego
celu są już przygotowane.
Abram i
Lejbusz Zajfman przyjęli tę diabelską misję i ją wykonali z największą
dokładnością i zimną krwią, nie pozostawiając nikogo z ludności żydowskiej w
mieście, a sami jako jedyni w ten sposób ocaleli”.
W
gazecie wydrukowano też nazwiska ofiar Zajfmanów, które świadczyły przeciwko
nim, między innymi rodzeństwa Joska i Motla Frydmanów.
Nieprawdą
jest, że Zajfmanowie przetrwali jako jedyni Żydzi w Ostrowcu. Z pewnością wielu
Żydów się ukryło. Wojnę przeżył na przykład Komendant tutejszego OD [Jüdischer
Ordnungsdienst, dosł. Żydowska Służba Porządkowa] Moszek Puczyc. Według Moszka
Rapaporta, ostrowieckiego Żyda, którego świadectwo odnalazł i umieścił w swojej
książce „W lepszym towarzystwie” dziennikarz Aleksander Rowiński, Puczyc po
wojnie wyjechał do okupowanych Niemiec i został „prezydentem” obozu dla
przesiedleńców w Monachium. W maju 1945 roku do miasta wróciło prawie dwustu
członków społeczności żydowskiej.
Abram
Zajfman rzeczywiście kierował likwidacją ostrowieckich Żydów. W mieście żyło
ich mniej więcej dziesięć tysięcy, stanowili oni około czterdzieści procent
populacji miasta. Podczas okupacji liczba ta się zwiększyła – do Ostrowca
zwieziono między innymi tysiąc Żydów z Wiednia. Łącznie w niewielkim getcie
znalazło się ponad piętnaście tysięcy osób. Większość z nich w październiku
1942 roku wywieziono do Treblinki. Ale nie wszystkich – w kwietniu 1943 roku
wywieziono kolejne osoby, w mieście zaś powstał obóz pracy. Pozostawiono około
dwóch tysięcy Żydów i stłoczono ich w kilkunastu barakach. Nieco ponad rok
później, gdy Niemcy postanowili pozbyć się poprzedniego komendanta obozu, na to
stanowisko awansował Abram Zajfman. Nie potrzebowano go na długo, ale zgodnie z
relacją z brazylijskiego procesu miał do wykonania ostatnie zadanie –
likwidację obozu i zapełnienie wagonów wiozących Żydów na śmierć. 3 sierpnia
1944 roku do Auschwitz przyjechał ostatni transport z Ostrowca. Było w nim co
najmniej trzysta sześć kobiet. Te z nich, które uznano za niezdolne do pracy,
skierowano prosto do komory gazowej. Skończyła się krótka kariera Abrama
Zajfmana jako komendanta obozu w Ostrowcu.
Oskarżyciele
przeceniają jego możliwości i przejaskrawiają wyrządzone przez niego zło. Z brazylijskiego
śledztwa wynika, jakoby Zajfman sam był odpowiedzialny za wymordowanie
wszystkich ostrowieckich Żydów. Tymczasem uratowało się kilkuset z nich. Poza
tym oskarżyciele źle ocenili sytuację w sierpniu 1944 roku. Armia Czerwona
mościła się wówczas na linii Wisły, zaledwie czterdzieści kilometrów od
Ostrowca. Niemieckie wojska i służby traciły kontrolę na sytuacją. Wobec tego
pojedynczy żydowski komendant nie mógł z premedytacją wymordować lub pomóc w
wymordowaniu wszystkich Żydów pozostałych w mieście. Według jednej z relacji
chaos sprawił, że z obozu uciekło wówczas około dwustu osób. Abram Zajfman
zapisał się na ciemnych kartach historii ostrowieckich Żydów, ale z pewnością
nie było uosobieniem zła ani ludobójcą.
[…]
s. 198-199
W latach pięćdziesiątych […]
Boymfeld [ówczewsny przewodniczący związku ostrowieckich Żydów w Rio] wspomina
siedmiu świadków przestępstw Zajfmanów:
Jojsefa Wajnberga, który
zaświadczył, że Zajfmanowie okradli go ze wszystkiego, co posiadał w obozie.
Szlojme Horowica, który
powiedział, że Zajfmanowie są winni śmierci wielu Żydów, w tym Awrama Rotsztajna,
Jehiela Wajnberga, żony Arona Frydlanda i córki Jankiela Warszawskiego.
Szmula Korwasera, który wykupił
się u Zajfmanów od śmierci za sześć złotych monet.
Eliezara Nisenbojma, który
uważał, że Zajfmanowie byli najgorszymi policjantami w getcie.
Motla Rozenblata, który mówił, że
Lejbusz Zajfman go torturował.
Ryszli Szafir, która oskarżyła
Abrama o śmierć Efroima Szafira i Bera Blumenfelda.
Szlojme Cwajgmana, który dodał,
że Abram Zajfman napisał donos do gestapo na Szafira i Blumenfelda mających ukrywać
innych Żydów.
[…]
[…] Żona Lejbusza [Zajfmana] prosiła
Żydowski Instytut Historyczny o zaświadczenie, że jej mąż w Polsce „nie
dopuścił się żadnego czynu hańbiącego”. Odpowiedź z pewnością ją rozczarowała:
„Nasz Instytut nie może wystawić zaświadczenia o tym, jakoby Lejbusz Zajfman nigdy nie dopuścił się w Polsce żadnego czynu hańbiącego, ponieważ Lejbusz Zajfman był policjantem w getcie w Ostrowcu i jako funkcjonariusz policji odznaczał się złą wolą, brutalnością i szantażem i należał do najbardziej zdemoralizowanego i szkodliwego elementu policji gettowej. To samo dotyczy osoby jego brata, Abrahama. […]” – tłumaczył w piśmie Bernard Ber Mark, dyrektor ŻIH-u.
Zapis spotkania upamiętniającego 80. rocznicę likwidacji getta w Ostrowcu Świętokrzyskim, które odbyło się 26 października 2022 r. w Ostrowieckim Browarze Kultury.
Organizatorzy:
Jews of Ostrowiec Memorial Project
Miejskie Centrum Kultury
Biuro Wystaw Artystycznych
Muzeum Historyczno-Archeologiczne w Ostrowcu Świętokrzyskim
Stowarzyszenie im. Jana Karskiego
Stowarzyszenie Kulturotwórcze Nie z tej Bajki
* * * * *
Report from the meeting commemorating the 80th anniversary of the liquidation of the ghetto in Ostrowiec Świętokrzyski - October 26th, 2022, Ostrowiecki Browar Kultury.
Organizers:
Jews of Ostrowiec Memorial Project
Municipal Cultural Center
Art Exhibition Bureau
Historical and Archaeological Museum in Ostrowiec Świętokrzyski
Jan Karski Association
‘Nie z tej Bajki’ Cultural Association
„Rodzina Mizielskich”
Ostrowiec Świętokrzyski 2011
s. 100
Latem 1942 roku szosą od
Ostrowca w kierunku Ożarowa (a później Majdanka) przesuwała się ogromna kolumna
ludzi – Żydów. Widać było, że są zmęczeni, spragnieni; szli z podołkami na plecach,
z dziećmi obok lub też na rękach. Rzeka tych ludzi wypełniała całą szerokość
szosy, a nawet wylewała się do rowów. Od Ostrowca, skąd wyszli, do Drygulca
jest ponad 15 km. W gorący, upalny dzień dokuczało im pragnienie, toteż coraz
to któryś z mężczyzny wyrywał się z kolumny, pędził do studni kolejowej
znajdującej się o 20 m od szosy i spragniony pił albo starał się wziąć w jakieś
naczynie wody dla bliskich. Niemcy byli jednak bezwzględni, kopniakami,
pejczami odpędzali nieszczęsnych Żydów od studni. I tu trzeba, wstydząc się za
niektórych Polaków, powiedzieć, że jeden z mieszkańców Drygulaca – Paweł P. co
chwilę kopał, ku zabawie Niemców, któregoś z wlokących się Żydów. Do tej pory
on – Paweł – był raczej kopany, teraz znalazł okazję, by być górą nad kimś,
choć raz. Po wojnie straszono go i bał się, że może któryś z tych kopanych ocalał
i przyjdzie wymierzyć sprawiedliwość. Do tej ponurej kolumny dołączano Żydów z
miasteczek leżących po drodze do Lublina – Majdanka. Zabrano także mieszkańców
ożarowskiego getta. W ich domach zostały resztki majątku (co cenniejsze wzięli
Niemcy). W wtedy chłopi z okolicznych wsi, za pozwoleniem Niemców, rzucili się jak
sępy na padlinę na to, co pozostało po nieszczęsnych współmieszkańcach
Ożarowian. Na wozy, często drabiniaste brali meble, ubrania, nawet książki
modlitewne; także Torę, której zwoje do dziś zachowują kształt pierwotny.
Resztki tego majątku można jeszcze spotkać w niektórych domach.
![]() |
Fragment Tory, z którego zrobiono formę krawiecką |
Dzięki Romualdowi Redlichowi
Zapisy terroru
Okupacja niemiecka w dystrykcie radomskim
tom 3
2018
s. 152-153
Aron Frydenthal
Dnia 16 lutego 1948 r. w Warszawie Sędzia Śledczy I rejonu
Sądu Okręgowego w Warszawie, w osobie Sędziego B. Czyżewicza, przesłuchał niżej
wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej
za fałszywe zeznania oraz o znaczeniu przysięgi, Sędzia odebrał od niego
przysięgę, po czym świadek zeznał, co następuje:
Imię i nazwisko Aron Frydenthal
Wiek 44 lata
Imiona rodziców Mojżesz, Ewa
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Brzeska 10 m. 7
Zajęcie buchalter
Karalność niekarany
Stosunek do stron obcy
Wiem,
że Böttcher był szefem gestapo dystryktu radomskiego. Ja mieszkałem w Ostrowcu
Kieleckim. Böttchera widziałem kilkukrotnie.
Pamiętam, że w kwietniu
1942 r. Böttcher na czele grupy gestapowców (m.in. Peter, Bruner, Wagner)
przeprowadził tzw. akcję w Ostrowcu, w czasie której chodząc po domach, zabili
stu Żydów. Ja wtedy go nie widziałem, gdyż ukryłem się, lecz moi znajomi,
którzy go widzieli, mówili, że „akcję” przeprowadzał Böttcher.
W październiku 1942 r.
odbywało się w Ostrowcu wysyłanie Żydów do obozu w Treblince. Widziałem wtedy Böttchera,
który stał na czele tej akcji. Widziałem, jak stojąc na rynku, gdzie byli
zebrani Żydzi (około 15 tysięcy), strzelał do nich z rewolweru. Obok niego
stało kilka kobiet elegancko ubranych. Jednej z nich Böttcher wręczył rewolwer
i uczył jak ma strzelać do Żydów. Kobieta ta strzelała do zebranych Żydów. W
czasie tej „akcji” Niemcy zabili około 1500 Żydów, 2 tysiące wysłano do pracy w
Zakładach Ostrowieckich i Starachowickich, a ponad 10 tysięcy wysłano do obozu
śmierci w Treblince. Ja [byłem] w grupie Żydów przeznaczonych do pracy, dostałem
się do obozu [nieczytelne] [w] Zakładach Ostrowieckich.
Do tego obozu przyjechał Böttcher
razem z Franzem Jägerem i Zwierciną [?], i innymi gestapowcami. Przeprowadzili
rewizję, poszukując waluty i biżuterii, zabijając przy tym Żydów. Przypominam
sobie, że wówczas Böttcher zastrzelił Mojżesz Gutmana i syna Kantra w bożnicy w
Ostrowcu.
W listopadzie 1943 r. Böttcher
zarządził selekcję Żydów we wszystkich obozach pracy. Z mojego obozu zabrano
wówczas 60 Żydów. Wiem, że to Böttcher zarządził, ponieważ dyrektor cegielni, w
której wówczas pracowałem, Werman, powiedział nam, że jest to zarządzenie Böttchera.
Odczytano.
Hanka Grupińska
"Odczytanie listy"
Warszawa 2022
wyd. III
s. 23
JAKUB CHAIM MEIR (MAJER) ALEKSANDROWICZ urodził się 6 lipca 1925 w Ostrowcu Kieleckim [do lat 20. nazywanym Ostrowcem Kieleckim, a po 1937 Świętokrzyskim] w rodzinie handlarza drewnem. Ojciec jego miał na imię Szmul Josek, mama była Malka. Mieszkali w Ostrowcu przy ulicy Denkowskiej 15. Jakub uczył się w jesziwie, ale gdy wybuchła wojna, obciął pejsy i przystąpił do skautów żydowskich z Haszomer Hacair; został sekretarzem miejscowego gniazda. W październiku 1942 Niemcy zamordowali jedenaście tysięcy ostrowieckich Żydów. Wtedy zginęli rodzice i siostra Jakuba.
W grudniu 1942 i na początku 1943 kilku żydowskich chłopców
i dziewcząt z Ostrowca przyjechało do getta w Warszawie. Eiger Awram, Gertner
Abek , Morgenlender Icchak, Horowicz Awram, Silman Basia i Silman Suja, Katz
Nechemia, Aleksandrowicz Jakow – te nazwiska, w taki sposób, zapisał Dawid
Sztajn. Jakub był jednym z najmłodszych żobowców. Przyjaciele nazywali go
Klostermajer, bo strzelał tak celnie, jak znany w getcie esesman*. Walczył w
grupie Dawida Nowodworskiego na terenie szopów Toebbensa-Schultza. 23 kwietnia
kula dum-dum rozerwała mu rękę. Ciężko rannego powstańcy nie zabrali do
kanałów. Jakub został w getcie. Miał wtedy osiemnaście lat.
* Klaustermeyer Karl Heinrich, SS Oberscharfuhrer, w 1965
skazany na dożywocie przez sąd w Bielefeld.
s. 34-35
FRANIA BEATUS urodziła się w Koninie. Żydzi konińscy zostali
zamknięci w getcie w Ostrowcu. 11 października 1942, w przeddzień likwidacji
getta, Frania uciekła do Warszawy. Wracała do Ostrowca kilkakrotnie, by przewieźć do
getta warszawskiego drorowców i szomrów: Berla Brojde, siostry Basię i Suję
Sylman, Abę Gertnera, Icchaka Morgenlendera i innych. Niska, pyzata, hoża
wiejska dziewczyna z grubym lnianym warkoczem. Wyglądała bardzo młodo, na nie
więcej niż czternaście lat. Dobrze mówiła po polsku. I była odważna. Świetny
materiał na łączniczkę – powiada Hela Schüpper.
Franię wysłano na drugą stronę w styczniu 1943. Wynajęła
mieszkanie przy rodzinie, gdzieś w Śródmieściu. 13 kwietnia czekała na Antka
Cukiermana pod murami getta. Miała wysokie obcasy i damską torebkę, żeby nie
wyglądać jak smarkata. Wzięła Antka pod rękę i zaprowadziła na Marszałkowską
118. Była pierwszą łączniczką Cukiermana po polskiej stronie murów. Od 19
kwietnia Frania nie przestawała płakać i mówić o samobójstwie. Napominana przez
Antka, wróciła do swoich obowiązków. Odbierała nocne telefony z getta od Tosi
Altman i rano biegła do Cukiermana, by mu przekazać informacje. Organizowała
kryjówki dla powstańców uciekinierów z getta.
1 maja, kiedy Kazik Ratajzer i Zygmunt Frydrych dotarli
kanałami z getta do Anny Wąchalskiej, była tam Frania. Bardzo czekała na
swojego chłopaka, który nigdy stamtąd nie wyszedł. Zdaje się, że ten chłopka
nazywał się Dawid Szulman. 10 maja Frania zadzwoniła do Sary Biederman, która ukrywała
się w mieszkaniu państwa Balickich. Mówiła o samobójstwie, prosiła, żeby ktoś
przyszedł po rzeczy i po trzydzieści tysięcy złotych. Zostawiła dokładne
rozliczenie i list do Antka Cukiermana. Jej ciała nigdy nie znaleziono. Nie
wiadomo, jak umarła Frania Beatus. Miała siedemnaście lat.
s. 53-54
BERL BRAUDE (BROJDE) urodził się około 1920 w Słonimiu.
Rodzina była religijna, więc Berl uczył się w chederze. Wkrótce został
aktywistą Frajhajtu i przygotowywał się do życia pioniera w Erec Israel na
kursach w łódzkim kibucu Borochowa. Kilka miesięcy po wybuchu wojny przyjechał
do Warszawy i zamieszkał w komunie chalucowej przy Dzielnej 34. W czerwcu i
lipcu 1940 był sekretarzem kibucu w Ceranowie, niedaleko Małkini. (Chawka
Folman była w Berlem w tym gospodarstwie). W dzień chaluce pracowali na
folwarku u polskiego dziedzica, a wieczorami śpiewali piosenki hebrajskie i
słuchali pogadanek Berla.
Jesienią 1941 Berl został wysłany przez swoją organizację do
Ostrowca Świętokrzyskiego, żeby przygotować grupę drorowców do samoobrony.
Kilkoro przyjechało z nim do getta warszawskiego. Kiedyś Chawka Folman wiozła
Berla dorożką. Miał zabandażowaną głowę, żeby schować żydowskie oczy i kruczoczarne
włosy – zbyt niebezpiecznie wyglądał. Antek Cukierman powiedział o nim, że był
intelektualistą i miał żydowski wdzięk.
29 listopada 1942 Berl Braude zastrzelił agenta gestapo
Izraela Firsta. (Wyrok został wykonany na ulicy Gęsiej, kiedy First wracał do
swojego domu przy Muranowskiej). 17 stycznia 1943 Niemcy złapali grupę Berla
Braude i pognali na Umschlagplatz. Berl wyskoczył z pociągu gdzieś niedaleko Treblinki.
Wrócił do Warszawy. W lutym 1943 został mianowany dowódcą grupy bojowej Droru w
getcie centralnym.
W pierwszych dniach powstania kwaterowali na Miłej 29, w
pobliżu Muranowskiej 44. Walczyli na Miłej i Zamenhofa. 8 maja 1943 Berl Braude
był w bunkrze przy Miłej 18. Ranny, nie mógł do siebie strzelić, poprosił o
pomoc kolegę.
s. 72
ABRAM (ABRAHAM) EJGIER (EIGIER) urodził się 24 maja 1923 w
Ostrowcu Kieleckim. Ojciec Szyja Symcha Ejgier pochodził z Kraśnika. Mama
Abrama nazywała się Łaja Hejne. Mieszkali przy Iłżeckiej 32.
Abram przyjechał do getta warszawskiego jesienią 1942 z
grupą ostrowieckich drorowców Berla Braude. (Abraham był potomkiem słynnego
rabina Ejgera z Poznania. I kuzynem Basi Sylman). Zapamiętano go jako cichego i
skromnego chłopca, który dzielnie walczył w powstaniu w grupie Henocha Gutmana.
1 maja w czasie walk na Franciszkańskiej 30 Abram został
śmiertelnie raniony w brzuch, kiedy strzelał z balkonu pierwszego piętra.
Zaczął wtedy odważnie i złowieszczo przemawiać do Niemców, którzy patrzyli nań
w osłupieniu. I zaraz potem Abram spadł z tego balkonu, a Niemcy dobili go
bagnetami.
s. 91
Aba uczył się w religijnej szkole podstawowej Jawne i w
polskim gimnazjum państwowym. Jakoś w 1939 przystąpił do ruchu Haszomer Hacair.
Prowadził bibliotekę gniazda w swoim miasteczku. W lutym 1943 przedostał się do
Warszawy. W powstaniu kwietniowym walczył na terenie Toebbensa-Schultza. Kiedy
zginął, miał dziewiętnaście lat.
s. 108
ABRAM (AWRAHAM) HOROWIC (HOROWICZ) urodził się w Ostrowcu
Kieleckim 12 czerwca 1924. Ojciec Szmul Mendel i matka Chana Cukierman
mieszkali z dziećmi przy Rynku 42. Abram był uczniem szkoły Mizrachi, a w 1936
ukończył szkołę podstawową numer 5.
Abram pojechał do getta warszawskiego, żeby walczyć. W
powstaniu kwietniowym był w grupie Haszomer Hacair. 29 kwietnia wyszedł
kanałami z terenu szopów. Dawid Sztajn pamiętał, że na strychu przy Ogrodowej
doszedł do niego Awraham, żeby się pożegnać. Powiedział, że musi wrócić do
getta. Najprawdopodobniej poszedł (z Reginą Fudem i Szlomo Baczyńskim) po
pozostałych. Nie wiadomo, jak i gdzie zginął. Abramek miał dziewiętnaście lat.
s. 141-142
ICCHAK (IZAK, ICEK) MORGENLENDER urodził się w Łodzi 27 maja 1923. Rodzina przeniosła się do Ostrowca Kieleckiego, bo ojciec Izaka, Josef Juda, pochodził z Ostrowca. W księgach szkolnych zapisano, że Izak Morgenlender miał ogólny wynik dobry w roku 1933/34 i został promowany do klasy V. Przed wojną należał do Bnei Akiwa, młodzieżowej przybudówki partii Mizrachi. Ktoś pamiętał, że Icek pięknie śpiewał, że miał przejmujący głos. W getcie ostrowieckim był aktywny w Haszomer Hacair.
W lutym 1943 przedostał się do getta warszawskiego, bo
słyszał, że tam ŻOB chce się bronić. W powstaniu kwietniowym walczył w grupie
Beniamina Walda na terenie szopów. Kanałami wyszedł na polską stronę. Jego
ostatnim schronieniem była fabryka błon fotograficznych na Pradze. Zginął z
innymi w pożarze 24 maja 1943.
s. 159
LEJB RAPAPORT urodził się w Bielsku w bogatej rodzinie fabrykantów
manufaktury. W czasie wojny znalazł się w Ostrowcu Świętokrzyskim i tam wstąpił
do ruchu chalucowego. Z grupą młodzieży przyjechał do Warszawy, bo chciał
walczyć. Krewni Lejba ukrywali się po drugiej stronie muru i na próżno go
nakłaniali do opuszczenia getta.
W powstaniu kwietniowym Lejb Rapaport walczył pod dowództwem
Beniamina Walda na terenie szopów Toebbensa-Schultza. Zginął w pierwszych
dniach. Miał dwadzieścia jeden lat.
s. 170
RYSIA [GRYNGRUZ?] urodziła się w Łodzi albo w Koninie.
Uczyła się w polskiej szkole średniej. Na początku wojny krótko była w
Radomsku, potem w Ostrowcu. Do getta warszawskiego przyjechała pod koniec 1942.
Miała dobry wygląd i była odważna, więc jeździła do gett w Krakowie i
Częstochowie. Została łączniczką ŻOB-u.
Pod koniec grudnia 1942 pojechała po raz kolejny do Krakowa
i przywiozła do getta w Warszawie krakowskich żobowców: Izraela Zilbermana,
Naftalego Zimaka i Lejba Troksa. Zginęła 18 stycznia 1943 w czasie pierwszych
walk w getcie albo wówczas złapana – zginęła w Treblince. Miała dwadzieścia
pięć lat. (Być może ta Rysia nazywała się Gryngruz, bo o Rysi Gryngruz,
łączniczce, wspominał historyk”.
s. 179
BASIA DWOJRA SYLMAN urodziła się 7 stycznia 1924 w Ostrowcu
Kieleckim. Jej ojciec Chaim Fiszel, kupiec, pochodził z Zawichostu, a mama
Marjem Kajle Eigier była spokrewniona z rabinem Ejgerem. Mieszkali przy
Kunowskiej 23.
Basia, razem z młodszą siostrą Sarą i grupą ostrowieckich
drorowców, pojechała do getta warszawskiego pod koniec 1942. Matka dziewcząt także dotarła do Warszawy.
Ukrywała się w dość dobrych warunkach i daremnie nakłaniała córki do puszczenia
getta. Basia walczyła w kwietniu i maju 1943 pod komendą Henocha Gutmana na
terenie szczotkarzy. Zginęła w nieznanych okolicznościach. Miała wtedy
dziewiętnaście lat.
SARA (SUJA) SYLMAN, siostra Basi, urodziła się 15 maja 1926
w Ostrowcu Kieleckim. I też, jak siostra, należała do Droru. Zginęła między 18 a 21 stycznia 1943, w pierwszych
walkach zbrojnych w getcie warszawskim. Miała wtedy siedemnaście lat.
s. 187-188
SZLAMA, DAWID SZTAJN, SZTEIN [STEIN], urodził się 1 września 1924 w Ostrowcu Kieleckim. Jego ojciec, Berek Lejzor, był buchalterem i pracował w banku. Dawid miał trzech braci, którzy zdążyli ukończyć gimnazjum przed wojną. Mama, Alpa Cypa, z domu nazywała się Honigsberg. Była bardzo dobra – napisał z Hajfy Dawid Sztein – i prowadziła ciepły dom. Rodzina mieszkała przy Zatylnej 16 w Ostrowcu. Dawid skończył powszechną polską szkołę, popołudniami uczył się w hebrajskiej i należał do Haszomer Hacair.
Potem w Ostrowcu było getto. Ojciec został zabity w czasie
wysiedlenia w październiku 1942, matkę wywieziono wtedy do Treblinki, a bracia
zginęli później: Motek w partyzantce, a dwóch Niemcy rozstrzelali za ucieczkę z
obozu.
Do getta w Ostrowcu przyjeżdżała jasnowłosa Jadzia,
łączniczka od Anielewicza. Siedem razy przyjeżdżała, siedem osób przewiozła do
Warszawy, aż w końcu Niemcy złapali ją na wasze i zginęła. (Nikt nie pamiętał
nazwiska Jadzi).
Dawid Sztein był ósmym w kolejce – w marcu 1943 postanowił
sam przedrzeć się do Warszawy. Miał jeden adres w getcie: Leszno 56. Przez
bramę w murze przy Lesznie rozpoznał Szapsel Rotholca, dawniej znanego boksera,
teraz policjanta w getcie. „Człowieku, czy ty oszalałeś?! – krzyczał Szapsel. –
Wszyscy stąd uciekają, a ty chcesz tu wchodzić?”. To był kwiecień 1943. Dawid
ukrył się w pustym mieszkaniu po polskiej stronie Leszna i czekał na
placówkarzy, żeby z nimi wejść do getta. Za tę radę Szapsio wziął od niego
wszystkie pieniądze, czterysta złotych.
Na Lesznie 56 mieszkali Fogelnestowie. A w piwnicy tego domu
wymuszano od bogatych Żydów pieniądze dla podziemia. Tę piwnicę Aron
Chmielnicki nazwał więzieniem ŻOB-u. Dawida postawiono na straży piwnicznego
więzienia, w którym wtedy siedział uparty bogacz Opolion. Pilnował go na
zmianę: Dawid, Kuba Fogelnest, Danek Fogelnest i jakaś dziewczyna. Mieszkali w
jednym pokoju, w którym był też magazyn chleba – piekarze przynosili pełne
worki dla Partii.
Koledzy Dawida z Ostrowca: Izak Morgenlender i Abram
Horowicz skontaktowali go z Nowodworskim, który przyjął Dawida do grupy. Ja nie
wojowałem, bo broni nie miałem, ja byłem rezerwowy – napisał w 2003 z Hajfy. Po
kilku dniach Izak Morgenlender zabrał Dawida do bunkra, w którym było kilkadziesiąt
osób, także żobowcy. Z tego domu przy Lesznie szmuglerzy przechodzili na druga
stronę, ale nie chcieli powiedzieć, gdzie jest wejście do tunelu. W końcu
ludzie z bunkra przyuważyli szmuglerów.
Żobowcy wyszli tym tunelem za drugim razem. Prowadziła ich
Regina Fudem. W nocy 29 kwietnia dotarli na Ogrodową 27. Następnego dnia Tadek Szejngut,
Krzaczek i Józek [Jarost?] przewieźli powstańców do lasku koło Łomianek. Po
sześciu dniach wrócił do nich Krzaczek z jakimś jedzeniem. Potem ktoś przywiózł
dwadzieścia karabinów. Trochę dalej, na bardziej zalesionym terenie, czekało na
powstańców dwóch Rosjan. Dawid Sztein był w partyzantce. W lesie żył przez
osiemnaście miesięcy. Niemcy robili obławy i pod koniec została ich już tylko
garstka: Aron Chmielnicki, Bolek, Staszek, Janek i Dawid. Kiedy przyszło
wyzwolenie, byli w lasach koło Dobrego. Dawid Sztein wyjechał z żoną Basią do
Rumunii, potem 28 października 1945 statkiem z Konstancy do Palestyny. Już w
Izraelu pracował na budowie i był majorem w wojsku izraelskim. Mieszkał w
Hajfie.
s. 189-190
DAWID SZULMAN urodził się w Warszawie. Skończył szkołę
Tarbut. Przed wojną wyjechał do kibucu chaluców w Ostrowcu. Wrócił do getta
warszawskiego z grupą kolegów, którzy w powstaniu kwietniowym walczyli w
oddziale Droru. Zdaje się, że to Dawid wykonał wyrok śmierci na agencie gestapo
Izraelu Firście. To była akcja drorowców, kierowali nią Berl Braude i Antek
Cukierman. (Wyrok na Lejkinie wykonali szmorowcy). Dawid Szulman miał obce
obywatelstwo, ale spalił papiery i został w getcie. Zdaje się, że był tym
chłopakiem, na którego czekała Frania Beatus, łączniczka Cukiermana po polskiej
stronie. Dawid zginął podczas powstania, miał osiemnaście lat. Frania popełniła
samobójstwo, miała siedemnaście lat.
s. 209-210
IZRAEL ZILBERMAN (ZYLBERMAN) pochodzi z Ostrowca
Kieleckiego, urodził się 1 lipca 1923. Ojciec jego, Eljasz z gminy Lipsko, miał
w Ostrowcu sklepik z wiktuałami, być może w domu, w którym mieszkali – przy ulicy
Tylnej 17. I pewnie mama Izraela, Chana Pesla Hermolin, sprzedawała towar w tym
sklepiku. Izrael uczył się w szkole zawodowej i należał do Frajhajtu. Był
chorowity, miał słabe oczy.
Wiadomo, że 22 grudnia 1942 brał udział w akcji krakowskiego
ŻOB-u nazwanej „Cyganeria”. (Żydzi obrzucali granatami krakowską kawiarnię.
Zginęło kilku oficerów niemieckich). Potem Izrael przedostał się do Warszawy.
Wiadomo, że zginął 18 stycznia 1943.
Ocalona Paula Lebovics: Przeżyj, stając się niewidzialną
„Jeśli on może pracować, ja też mogę pracować” – powiedziała sobie 9-letnia Paula Lebovics — wtedy Pesa Balter — po tym, jak jej starszy brat, 14-letni Josef, opuścił mały, zaszczurzony pokój, który służył jako jeden z ich liczne kryjówki w nieczynnej cegielni przez wiele tygodni, odkąd getto w Ostrowcu zostało zlikwidowane 10 czerwca 1943 roku. Ale gdy tylko Paula wyszła późnym popołudniem na zewnątrz, ukraiński strażnik złapał ją, związał ręce za plecami i wymanewrował ją w kierunku bramy wyjściowej fabryki, gdzie grupa więźniarek zbierała się przed powrotem do pobliskiego obozu pracy w Ostrowcu.
Paula stała tam przerażona, gdy ukraiński strażnik podszedł do dowodzącego SS. Nagle spomiędzy więźniów dostrzegła ją jej matka Pearl Balter i wciągnęła w gromadę kobiet. Ale oficer SS zauważył jej zaginięcie i zaczął bić kobiety, aż dotarł do Pauli. Szarpnął ją za ramię i cisnął gwałtownie o ścianę fabryki. Upadła na ziemię, tracąc przytomność. Kiedy się obudziła, kobiet już nie było. Pozostał tylko oficer SS.
Paula urodziła się 25 września 1933 roku w Ostrowcu, jako córka Pearl Leah i Izraela Baltera, najmłodszego z sześciorga rodzeństwa. Mieszkali w jednym z małych domów, które zamożny dziadek Pauli, Akiva Rosset, zbudował dla swojej rodziny na dziedzińcu za jego kamienicą. Cała rodzina pracowała dla dziadka, człowieka religijnego, który był właścicielem firm leśnych, monopolowych i skórzanych.
Paula cieszyła się idyllicznym dzieciństwem, bawiąc się z kuzynami na dziedzińcu i świętując wypełnione śpiewem kolacje szabatowe w mieszkaniu dziadków.
Życie zmieniło się jednak 7 września 1939 roku, kiedy Niemcy zajęli Ostrowiec. Kilka tygodni później Paula zobaczyła swojego pierwszego niemieckiego żołnierza, gdy wraz z ojcem próbowali wsiąść do pociągu do Warszawy, aby zresetować jej niedawno złamaną rękę. Żołnierz natychmiast je usunął.
Pod koniec 1940 r. rodzina została zmuszona do przeniesienia się do otwartego getta. Tam Paula i cała jej rodzina mieszkała w jednym pokoju, z wyjątkiem jej brata Yonatona, który uciekł do Wilna. Wiosną 1941 r. getto zostało ogrodzone.
W nocy 10 października 1942 r. Herschel, najstarszy brat Pauli, dowiedziawszy się, że akcja jest zaplanowana na następny dzień, zaprowadził 44 członków rodziny i przyjaciół do dołu, który wraz z wujem wykopali pod szopą w pobliskim składzie drewna . Gdy akcja się rozpoczęła, Paula zajrzała przez mały otwór i była świadkiem, jak Niemcy maszerują Żydów na rynek, tłuką ich kolbami karabinów i wyrywają dzieci z ramion matek.
Trzeciego dnia Herschel pozwolił odejść dwóm starszym siostrom Pauli, 18-letniej Chai i 16-letniej Chanie, przekonane, że ich karty pracy będą je chronić. Ale oni wraz z 11 tysiącami Żydów zostali zamordowani w Treblince.
Druga akcja miała miejsce 16 stycznia 1943 roku. Kiedy Paula wyszła z kryjówki, którą Herschel znalazł dla niej, jej matki i brata Josefa, zobaczyła łaty zakrwawionego śniegu. Dowiedziała się również, że zabrano jej babcię i wielu krewnych.
Jednak w czerwcu następnego roku, kiedy zaplanowano likwidację getta w Ostrowcu i przeniesienie pozostałych Żydów do obozu pracy w Ostrowcu, Herschel nie mógł już dłużej chronić Pauli i Josefa. „Sami musicie przetrwać” – powiedział im.
Paula poszła za Josefem do cegielni, gdzie ukryli się m.in. w wąskim otworze w murze, niedziałającym piecu i małym pomieszczeniu pełnym szczurów.
Kiedy Paula obudziła się po uderzeniu w ścianę, oficer SS zmusił ją do wstania, żądając, aby ujawniła, gdzie ukrywają się inni. – Nie wiem – odpowiedziała Paula, płacząc i pewna niefortunnego wyniku. „Jeśli nikogo nie znajdziesz”, zapytała, „czy mogę zobaczyć moją matkę i ojca po raz ostatni?”
Oficer poprowadził Paulę przez cegielnię, nie znajdując nikogo i wrócił do muru. Wycelował w nią rewolwer. "Obróć się. Stań twarzą do ściany – zażądał. Ale Paula odmówiła. – Obiecałeś, że zabierzesz mnie do matki i ojca – upierała się.
Właśnie wtedy wpadł pijany niemiecki oficer, śmiejąc się głośno. „Zamierzasz zmarnować kulę?” on zapytał. – Ona i tak umrze. Oficer SS opuścił rewolwer, trzęsąc się gwałtownie ze złości. – Idź – krzyknął do Pauli.
Wybiegła przez bramę i ruszyła drogą do obozu pracy, gdzie zastała ojca siedzącego z grupą mężczyzn. Usiadła obok niego płacząc.
Paula następnie dołączyła do matki w baraku dla kobiet. W ciągu dnia zbierała metalowe szczątki, czyściła i ładowała cegły, a wiosną 1944 r. pracowała w pobliskim niezamieszkałym obozie Młodzieży Hitlera, odchwaszczając boisko do piłki nożnej i przesuwając betonowy walec po kortach tenisowych.
Bycie dzieckiem w obozie było niebezpieczne, więc Paula nauczyła się stawać niewidzialna.
Na początku sierpnia 1944 r. obóz został zlikwidowany, a więźniów, ponad 1400 mężczyzn i 300 kobiet, w tym Paulę, jej rodziców i braci Herschela i Josefa, wywieziono bydlęcymi wagonami do Auschwitz. „Warunki, których nie możesz sobie wyobrazić w swoim życiu” – powiedziała Paula.
Przybywając 4 sierpnia, więźniowie zostali podzieleni na szeregi mężczyzn i kobiet. Paula i inne kobiety zostały wytatuowane, ogolone i pozostawione nago na zewnątrz przez 24 godziny. Następnie zostali obmyci i ubrani. Paula otrzymała białą bluzkę z długim rękawem, nic poza tym, a jej matkę halkę.
Przeprowadzono ich do bloku 16 w Birkenau, w obozie B, gdzie większość czasu spędzili na apelu – apelu.
Pewnego dnia blokowy usłyszał śpiew Pauli. Zaprosiła ją, aby zaśpiewała dla niej prywatnie, a także dla żeńskiej szefowej obozu B. Na tę okazję Paulę zabrano do magazynu, gdzie wśród gór ubrań znalazła sukienkę, bieliznę, pończochy, buty i płaszcz dla siebie i Pearl.
Ale zaledwie kilka dni później Paula oddała nowe ubranie, kiedy wraz z innymi dziewczętami została przeniesiona do baraku dziecięcego w bloku 1, gdzie spotkały pielęgniarki w białych mundurach i piętrowych łóżkach z białą pościelą. Zamiast apelu uczono ich pieśni i tańców w ramach przygotowań do wizyty Czerwonego Krzyża we wrześniu 1944. Dzieci jednak nigdy nie występowały.
Pielęgniarka wlała krople do oczu Pauli. Nie mogła ich otworzyć przez wiele tygodni bez uprzedniego oderwania warstwy lepkiej pozostałości.
Dzieci zostały przeniesione do Bloku 7 w E Camp, gdzie dr Josef Mengele odwiedzał prawie codziennie, zawsze usuwając niektóre dzieci. Paula pozostała niewidzialna. „Nie wiem, jak to zrobiłam” – powiedziała.
Gdy alianci zbliżyli się, większość więźniów zebrała się i wymaszerowała. Niedługo potem sami Niemcy wyjechali. Paula znalazła kawałek spleśniałego chleba, który podtrzymywał ją w tym czasie.
27 stycznia 1945 r., kiedy wojska rosyjskie wyzwalały Auschwitz, żołnierz podniósł Paulę, kołysząc ją w ramionach, ze łzami spływającymi mu po twarzy. W końcu poczuła, że ktoś oprócz rodziców się o nią troszczy. „Nigdy tego nie zapomnę, dopóki żyję” – powiedziała.
Kilka dni później połączyła się z matką. Jej ojciec został zamordowany wkrótce po przybyciu.
Po pewnym czasie Paula i Pearl udały się do Ostrowca, gdzie w przestronnym mieszkaniu na drugim piętrze zastały dozorcę kamienicy dziadka Pauli. – Masz na myśli, że wciąż żyjesz? przywitała się z Paulą i Pearl. – Nie zabili cię? Dała im pokój.
Na początku 1946 roku Paula i Pearl wraz z Herschelem i Josefem, którzy również przeżyli, przenieśli się do obozu dla przesiedleńców Foehrenwald niedaleko Monachium. Tam Paula w końcu poszła do szkoły, opuszczając kilka klas.
Wiosną 1947 roku Josef wyjechał do Palestyny, gdzie mieszkał Yonaton, po uzyskaniu wizy od japońskiego dyplomaty Chiune Sugihary. Herschel wyjechał do Melbourne w 1950 roku.
Paula i Pearl wyemigrowały do Detroit w marcu 1952 roku. Po uczęszczaniu na zajęcia z amerykanizacji Paula pracowała w Narodowym Banku Detroit, pomagając księgowym.
Pearl zmarła na raka w 1957 roku, zaledwie trzy tygodnie przed tym, jak Paula poślubiła Michaela Lebovicsa, również ocalałego, 25 czerwca. „To był szczęśliwy i smutny ślub” – powiedziała. W marcu 1958 przenieśli się do Los Angeles, gdzie w lipcu następnego roku urodziła się ich córka Linda Pearl, a syn Dan w sierpniu 1960 roku.
Paula pracowała z Michaelem w L+R Jewelry Manufacturing, firmie, którą założył w centrum Los Angeles. Po śmierci Michaela w 1996 roku Paula zaczęła działać w Fundacji Shoah. „Stali się moją rodziną. Dali mi głos – powiedziała. A w tym roku przypada dziewiąty wyjazd Pauli z Marszu Żywych, towarzyszący delegacji z Los Angeles.
„Cisza nie wchodzi w grę” – powiedziała Paula. „To jest moje motto”.