Lejzor Leon Szpilman |
Stryjeczny brat bohatera "Pianisty". Jego losy również mogłyby posłużyć za scenariusz godny Oscara
Janusz Kędracki
Był stryjecznym bratem Władysława Szpilmana, o którym Roman
Polański nakręcił nagrodzony Oscarem film "Pianista". Także grał na
fortepianie.
Lejzor Leon Szpilman urodził się 18 kwietnia 1913 roku w
Ostrowcu nad Kamienną, jak wówczas był nazywany Ostrowiec Świętokrzyski. W
rodzinie o bogatych tradycjach muzycznych, dziadek Lejb grał na kontrabasie,
ojciec Rivn na skrzypcach w orkiestrze.
Mieszkali w nieistniejącej już kamienicy u zbiegu obecnej
alei 3 Maja i ulicy Kilińskiego. Już jako czterolatek zaczął się uczyć gry na
pianinie, a w wieku dziewięciu lat został taperem, czyli akompaniował do
niemych filmów w ostrowieckich iluzjonach. Jako nastolatek trafił też do kapeli
klezmerskiej, z którą występował do wybuchu II wojny światowej i okupacji
niemieckiej.
W getcie i z partyzantami w puszczy
Przed napaścią Niemiec miał przekonywać stryjecznego brata
Władysława Szpilmana do opuszczenia Polski, ale w końcu obaj zostali. Brat,
który przed wojną był pianistą w Polskim Radiu, znalazł się w warszawskim
getcie, on w ostrowieckim.
Uczył tam jednego ze strażników gry na akordeonie. Dzięki
temu przeżył, bo Niemiec ostrzegł go, kiedy w październiku 1942 roku rozpoczęła
się likwidacja getta i wywożenie Żydów do obozu zagłady.
Z poślubioną już podczas wojny żoną Marią, zwaną Manią,
uciekli z miasta. Przez kilka miesięcy przebywali z oddziałem partyzanckim w
rejonie Puszczy Iłżeckiej.
Potem wrócili do Ostrowca, ukrywając się wraz z bratem Mani
Stanisławem. Leon zaczął wtedy pisać dziennik.
– Pierwszy wpis pochodzi z marca 1943 roku, ostatni z lutego
1945. 190 kilka stron z notesików zapisanych maczkiem i szybko – informuje
Hanna Fedorowicz, która rozszyfrowała trudne często do odczytania zapiski po
polsku, przetłumaczyła na angielski i przygotowuje do wydania książkowego.
Dodaje, że to bardzo osobisty dokument, zawierający
najbardziej intymne myśli.
– Leon czuł się odpowiedzialny za Manię, za jej brata. Miał
niewyobrażalną odwagę, ale także bał się i martwił. Nie mógł im się przyznać do
słabości, więc zapisywał do dziennika. Czasem po kilka razy dziennie, nawet co
godzinę bardzo dokładnie notował, co przeżywał. Niektóre zapiski na dworze,
podczas deszczu robił. Czasem są też przerwy, kilka dni, tydzień – podkreśla.
Fedorowicz zdradza, że w dzienniku opisanych zostało mnóstwo
trudnych sytuacji. Niejednokrotnie zdarzało się, że Szpilman był bliski
załamania.
– Prosił Boga, żeby na zawsze zasnąć. Wyszedł z domu, w
którym się ukrywali, i szedł do baraku w obozie pracy, w którym Niemcy trzymali
Żydów. Chciał zobaczyć się tam z siostrą. Przedtem ogolił się, ubrał pięknie. W
pewnym momencie poczuł, że ktoś za nim idzie. Miał przy sobie pistolet. Świeżo
wyczyszczony, bo śniło mu się, że się zaciął. „Pan Bóg mi otworzył usta" –
zapisał. Kiedy tamten krzyknął „Halt!", on też zawołał „Halt!".
Tamten znowu „Halt!", Leon też. Kiedy tamten trzeci raz powtórzył,
powiedział do niego: „Słuchaj, przestańmy, bo obaj zginiemy". Tamten
przestał – opowiada pani Hanna.
W komórce przy Denkowskiej
Najdłużej Leon z żoną i szwagrem ukrywał się w mieszkaniu
przy ul. Denkowskiej, które wynajął dla nich jeden z polskich przyjaciół Henryk
Wroński. – Leon płacił za czynsz, Wroński udawał, że tam mieszka. Kiedy
wychodził, zamykał drzwi. Oni mogli wyjść przez boczne okienko – mówi Hanna
Fedorowicz. Dodaje, że na początku tego ukrywania się Leon wychodził do miasta,
czytał prasę, rozmawiał ze słuchającymi potajemnie radia, głównie o tym, kiedy
wojna się może skończyć.
Żyli w ciągłym zagrożeniu. Bali się kaszleć, żeby ktoś nie
usłyszał. Kiedy Niemcy przeszukiwali kolejne ulice i domy, musieli uciekać,
cały dzień leżeli schowani w trawie.
Tuż przed wycofaniem się z Ostrowca niemieccy żołnierze
zajęli dom przy ul. Denkowskiej. Leon z żoną i szwagrem skryli się w spiżarce,
siedzieli tam całymi dniami, gdy było niebezpiecznie. Potem weszli głębiej, za
spiżarkę do malutkiej komórki. Tam trzy osoby były tak ściśnięte razem, że
ledwo mogły oddychać.
Kiedy nie mogli już wytrzymać z głodu, wyszedł w nocy i
ukradł Niemcom chleb.
– Leon zapisał w dzienniku, że miał sen. Matka mu się
przyśniła i powiedziała, że będzie dobrze – informuje Hanna Fedorowicz.
Napad na ocalałych z Holokaustu
Po wkroczeniu do Ostrowca Armii Czerwonej mogli wyjść z
ukrycia. W marcu 1945 roku w domu przy ówczesnej ul. Radomskiej (obecnie ul.
Sienkiewicza), gdzie mieszkali, wkroczyli uzbrojeni ludzie z poakowskiego
podziemia. Zabili cztery przebywające tam osoby, kilka kolejnych ranili.
O przebiegu tego napadu pisze Joanna Tokarska-Bakir w
artykule „Malarz i dziewczyna. Ostrowiec. 19 marca 1945". Cytuje m.in.
zeznania Szpilmanów ze śledztwa. „Po dokonanym rabunku rzeczy wartościowych
zwrócili się do wszystkich obecnych, żeby podawać nazwiska, i przy podawaniu
nazwisk zaczęli strzelać" – zeznała Mania Szpilman.
„Obecna w domu Krongoldówna, która miała kennkartę na
nazwisko Kwiatkowska, podała przybrane nazwisko. Ten najniższy blondyn mówi:
co, Kwiatkowska? To pani jest Krongoldówna, kierowniczka fabryki Smołopapu!
Druga, Szpiglówna, podała też przybrane nazwisko. Blondyn niski mówi: to pani
Szpiglówna, i stara się pani o mieszkanie. Obecna w tym czasie przyjezdna żona
doktora z Warszawy [Otylia Szrajer], która przyszła przenocować się, podała, że
jest Polką, to śmiał się i pierwszą kulę dostała, i z miejsca została zabita.
Po tym wypadku zabicia pierwszej osoby krzyknęli: »w tył zwrot!«, i zaczęli
strzelać wszyscy. Kiedy wszyscy zostali już poprzewracani na podłodze, zabrali
zrabowane rzeczy, wysoki powiedział: skończone, chodźmy. Wysoki był całym
komendantem. Ta cała scena trwała 30 minut" – opisywał zbrodnię Leon
Szpilman.
Szpilmanowie zostali ranni w tym napadzie. „Zgodnie ze
świadectwem lekarskim wystawionym 25 maja 1946 r. przez kierownika Szpitala w
Ostrowcu dr. Kwiatkowskiego, w dniach 19-29 marca 1945 Mania i Lejzor Leon
Szpilmanowie przebywali na oddziale z rozpoznaniem przestrzału prawego ramienia
jedno oraz przestrzału prawego barku drugie" – pisze Tokarska-Bakir.
Po wyjściu ze szpitala Leon rozpoznał na ulicy w Ostrowcu
jednego z napastników, co doprowadziło do aresztowania także pozostałych. Dwóch
z nich sąd wojskowy skazał w 1946 roku na karę śmierci, wyrok wykonano.
„Proszę o mieszkanie w moim domu"
Monika Pastuszko na swoim „blogu w budowie" cytuje
pismo, jakie 12 kwietnia 1945 roku Leon Szpilman skierował do wydziału
kwaterunkowego urzędu miasta: „uprzejmie proszę o przydzielenie mi mieszkania w
moim własnym domu przy Aleji 3-go Maja nr. 1. Wymienione mieszkanie zajmowałem
także w 1939 roku, a obecnie znajdzie tam pomieszczenie 5 osób (...) W czasie
mego przebywania w szpitalu wprowadził się do wyżej wymienionego mieszkania
nieprawnie obywatel C.".
Z dokumentu ostrowieckiego oddziału Centralnego Komitetu
Żydów Polskich wynika, że nie czuł się też w Ostrowcu bezpiecznie. Groził mu na
ulicy brat jednego z aresztowanych uczestników napadu i również „inni obywatele
ostrowieccy" nie szczędzili gróźb. „Przeto celem zabezpieczenia swego
życia ob. Szpilman zmuszony jest chwilowo Ostrowiec opuścić" – czytamy.
Wraz z żoną opuścił nie tylko Ostrowiec, ale i Polskę. Na
stałe. W 1947 roku trafili do obozu dla wysiedlonych w Fürstenfeldbruck na
terenie okupowanych wtedy przez zachodnich aliantów Niemiec.
Tam Szpilman skomponował „Rapsodię 1939-1945". Mówił,
że ten utwór ma „przywodzić na myśl odgłosy wojny: strzały, płacz, wybuchy i
radość z wyzwolenia".
– „Rapsodia" miała premierę w obozie Fürstenfeldbruck,
grał znany zespół obozowy The Happy Boys – informuje Hanna Fedorowicz.
Granie utworu dla samego Szpilmana okazało się jednak zbyt
bolesne. Dlatego w 1948 roku, gdy wraz z żoną i synem Lesem wyemigrował do
Kanady, schował jego rękopis w walizce trzymanej w garażu w Toronto.
Wtedy także zmienił nazwisko na zanglicyzowaną formę
Spellman, a imię skrócił do Leo. Powrócił natomiast do wykonywanego w Ostrowcu
zawodu pianisty, zakładając Orkiestrę Leo Spellmana. Był to jeden z najlepszych
w Toronto zespołów wykonujących muzykę taneczną.
Pod koniec ubiegłego wieku Spellman powrócił też do
„Rapsodii". Do wydobycia z walizki tego utworu przyczynił się jego kuzyn
Władysław Szpilman, bohater nagrodzonego Oscarem „Pianisty" Romana
Polańskiego. Gdy organizatorzy koncertu w Muzeum Pamięci Holokaustu w
Waszyngtonie zwrócili się do niego o pomoc w poszukiwaniu twórców tradycyjnej
muzyki żydowskiej, polecił im stryjecznego brata Leo.
Amerykańska premiera „Rapsodii 1939-1945" miała miejsce
w styczniu 2000 roku. Później utwór był wielokrotnie wykonywany w Stanach
Zjednoczonych, został też wydany na płycie. Mający 96 lat Spellman nie brał
bezpośrednio udziału w nagraniu, ale cały czas przebywał w studiu. – Grał na
fortepianie codziennie do końca życia – podkreśla Hanna Fedorowicz.
Siedem tygodni przed śmiercią Leo Spellman był gościem
specjalnym kanadyjskiej premiery „Rapsodii", która odbyła się w ramach
Aszkenazy Festiwalu w Centrum Harbourfront w Toronto. Zmarł 24 października
2012 roku w wieku 99 lat.
Polska premiera jego „Rapsodii 1939-1945" odbyła się w
Filharmonii Podkarpackiej w Rzeszowie 29 stycznia 2016 roku.
Film czeka na polską premierę
Trzy dni później ostrowieccy radni zdecydowali o nadaniu Leo
Spellmanowi tytułu honorowego obywatela miasta. Jego urodzona już w Kanadzie
córka Helene wspólnie z prezydentem Ostrowca Jarosławem Górczyńskim odsłoniła
tablicę pamiątkową na budynku kina Etiuda.
15 czerwca 2022 roku, podczas Festiwalu Filmów Żydowskich w
Toronto miała miejsce premiera filmu „The Rhapsody" o Leonie Szpilmanie i
z jego udziałem. Opowiada w nim o swoich przeżyciach z czasu wojny.
Jak informuje Hanna Fedorowicz, film został dobrze przyjęty
w Kanadzie. W listopadzie otrzymał nagrodę publiczności na festiwalu filmów
żydowskich w Hongkongu.
Czy doczeka się polskiej premiery? – Jesteśmy zainteresowani
jej zorganizowaniem – deklaruje Jacek Kowalczyk, dyrektor Miejskiego Centrum
Kultury w Ostrowcu Świętokrzyskim.
Źródło: Ale Historia, Wyborcza Kielce, 29.01.2023
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz