sobota, 26 października 2024

Stryjeczny brat bohatera


Lejzor Leon Szpilman

 Stryjeczny brat bohatera "Pianisty". Jego losy również mogłyby posłużyć za scenariusz godny Oscara
Janusz Kędracki

Był stryjecznym bratem Władysława Szpilmana, o którym Roman Polański nakręcił nagrodzony Oscarem film "Pianista". Także grał na fortepianie.

Lejzor Leon Szpilman urodził się 18 kwietnia 1913 roku w Ostrowcu nad Kamienną, jak wówczas był nazywany Ostrowiec Świętokrzyski. W rodzinie o bogatych tradycjach muzycznych, dziadek Lejb grał na kontrabasie, ojciec Rivn na skrzypcach w orkiestrze.

Mieszkali w nieistniejącej już kamienicy u zbiegu obecnej alei 3 Maja i ulicy Kilińskiego. Już jako czterolatek zaczął się uczyć gry na pianinie, a w wieku dziewięciu lat został taperem, czyli akompaniował do niemych filmów w ostrowieckich iluzjonach. Jako nastolatek trafił też do kapeli klezmerskiej, z którą występował do wybuchu II wojny światowej i okupacji niemieckiej.

W getcie i z partyzantami w puszczy

Przed napaścią Niemiec miał przekonywać stryjecznego brata Władysława Szpilmana do opuszczenia Polski, ale w końcu obaj zostali. Brat, który przed wojną był pianistą w Polskim Radiu, znalazł się w warszawskim getcie, on w ostrowieckim.

Uczył tam jednego ze strażników gry na akordeonie. Dzięki temu przeżył, bo Niemiec ostrzegł go, kiedy w październiku 1942 roku rozpoczęła się likwidacja getta i wywożenie Żydów do obozu zagłady.

Z poślubioną już podczas wojny żoną Marią, zwaną Manią, uciekli z miasta. Przez kilka miesięcy przebywali z oddziałem partyzanckim w rejonie Puszczy Iłżeckiej.

Potem wrócili do Ostrowca, ukrywając się wraz z bratem Mani Stanisławem. Leon zaczął wtedy pisać dziennik.

– Pierwszy wpis pochodzi z marca 1943 roku, ostatni z lutego 1945. 190 kilka stron z notesików zapisanych maczkiem i szybko – informuje Hanna Fedorowicz, która rozszyfrowała trudne często do odczytania zapiski po polsku, przetłumaczyła na angielski i przygotowuje do wydania książkowego.

Dodaje, że to bardzo osobisty dokument, zawierający najbardziej intymne myśli.

– Leon czuł się odpowiedzialny za Manię, za jej brata. Miał niewyobrażalną odwagę, ale także bał się i martwił. Nie mógł im się przyznać do słabości, więc zapisywał do dziennika. Czasem po kilka razy dziennie, nawet co godzinę bardzo dokładnie notował, co przeżywał. Niektóre zapiski na dworze, podczas deszczu robił. Czasem są też przerwy, kilka dni, tydzień – podkreśla.

Fedorowicz zdradza, że w dzienniku opisanych zostało mnóstwo trudnych sytuacji. Niejednokrotnie zdarzało się, że Szpilman był bliski załamania.

– Prosił Boga, żeby na zawsze zasnąć. Wyszedł z domu, w którym się ukrywali, i szedł do baraku w obozie pracy, w którym Niemcy trzymali Żydów. Chciał zobaczyć się tam z siostrą. Przedtem ogolił się, ubrał pięknie. W pewnym momencie poczuł, że ktoś za nim idzie. Miał przy sobie pistolet. Świeżo wyczyszczony, bo śniło mu się, że się zaciął. „Pan Bóg mi otworzył usta" – zapisał. Kiedy tamten krzyknął „Halt!", on też zawołał „Halt!". Tamten znowu „Halt!", Leon też. Kiedy tamten trzeci raz powtórzył, powiedział do niego: „Słuchaj, przestańmy, bo obaj zginiemy". Tamten przestał – opowiada pani Hanna.

W komórce przy Denkowskiej

Najdłużej Leon z żoną i szwagrem ukrywał się w mieszkaniu przy ul. Denkowskiej, które wynajął dla nich jeden z polskich przyjaciół Henryk Wroński. – Leon płacił za czynsz, Wroński udawał, że tam mieszka. Kiedy wychodził, zamykał drzwi. Oni mogli wyjść przez boczne okienko – mówi Hanna Fedorowicz. Dodaje, że na początku tego ukrywania się Leon wychodził do miasta, czytał prasę, rozmawiał ze słuchającymi potajemnie radia, głównie o tym, kiedy wojna się może skończyć.

Żyli w ciągłym zagrożeniu. Bali się kaszleć, żeby ktoś nie usłyszał. Kiedy Niemcy przeszukiwali kolejne ulice i domy, musieli uciekać, cały dzień leżeli schowani w trawie.

Tuż przed wycofaniem się z Ostrowca niemieccy żołnierze zajęli dom przy ul. Denkowskiej. Leon z żoną i szwagrem skryli się w spiżarce, siedzieli tam całymi dniami, gdy było niebezpiecznie. Potem weszli głębiej, za spiżarkę do malutkiej komórki. Tam trzy osoby były tak ściśnięte razem, że ledwo mogły oddychać.

Kiedy nie mogli już wytrzymać z głodu, wyszedł w nocy i ukradł Niemcom chleb.

– Leon zapisał w dzienniku, że miał sen. Matka mu się przyśniła i powiedziała, że będzie dobrze – informuje Hanna Fedorowicz.

Napad na ocalałych z Holokaustu

Po wkroczeniu do Ostrowca Armii Czerwonej mogli wyjść z ukrycia. W marcu 1945 roku w domu przy ówczesnej ul. Radomskiej (obecnie ul. Sienkiewicza), gdzie mieszkali, wkroczyli uzbrojeni ludzie z poakowskiego podziemia. Zabili cztery przebywające tam osoby, kilka kolejnych ranili.

O przebiegu tego napadu pisze Joanna Tokarska-Bakir w artykule „Malarz i dziewczyna. Ostrowiec. 19 marca 1945". Cytuje m.in. zeznania Szpilmanów ze śledztwa. „Po dokonanym rabunku rzeczy wartościowych zwrócili się do wszystkich obecnych, żeby podawać nazwiska, i przy podawaniu nazwisk zaczęli strzelać" – zeznała Mania Szpilman.

„Obecna w domu Krongoldówna, która miała kennkartę na nazwisko Kwiatkowska, podała przybrane nazwisko. Ten najniższy blondyn mówi: co, Kwiatkowska? To pani jest Krongoldówna, kierowniczka fabryki Smołopapu! Druga, Szpiglówna, podała też przybrane nazwisko. Blondyn niski mówi: to pani Szpiglówna, i stara się pani o mieszkanie. Obecna w tym czasie przyjezdna żona doktora z Warszawy [Otylia Szrajer], która przyszła przenocować się, podała, że jest Polką, to śmiał się i pierwszą kulę dostała, i z miejsca została zabita. Po tym wypadku zabicia pierwszej osoby krzyknęli: »w tył zwrot!«, i zaczęli strzelać wszyscy. Kiedy wszyscy zostali już poprzewracani na podłodze, zabrali zrabowane rzeczy, wysoki powiedział: skończone, chodźmy. Wysoki był całym komendantem. Ta cała scena trwała 30 minut" – opisywał zbrodnię Leon Szpilman.

Szpilmanowie zostali ranni w tym napadzie. „Zgodnie ze świadectwem lekarskim wystawionym 25 maja 1946 r. przez kierownika Szpitala w Ostrowcu dr. Kwiatkowskiego, w dniach 19-29 marca 1945 Mania i Lejzor Leon Szpilmanowie przebywali na oddziale z rozpoznaniem przestrzału prawego ramienia jedno oraz przestrzału prawego barku drugie" – pisze Tokarska-Bakir.

Po wyjściu ze szpitala Leon rozpoznał na ulicy w Ostrowcu jednego z napastników, co doprowadziło do aresztowania także pozostałych. Dwóch z nich sąd wojskowy skazał w 1946 roku na karę śmierci, wyrok wykonano.

„Proszę o mieszkanie w moim domu"

Monika Pastuszko na swoim „blogu w budowie" cytuje pismo, jakie 12 kwietnia 1945 roku Leon Szpilman skierował do wydziału kwaterunkowego urzędu miasta: „uprzejmie proszę o przydzielenie mi mieszkania w moim własnym domu przy Aleji 3-go Maja nr. 1. Wymienione mieszkanie zajmowałem także w 1939 roku, a obecnie znajdzie tam pomieszczenie 5 osób (...) W czasie mego przebywania w szpitalu wprowadził się do wyżej wymienionego mieszkania nieprawnie obywatel C.".

Z dokumentu ostrowieckiego oddziału Centralnego Komitetu Żydów Polskich wynika, że nie czuł się też w Ostrowcu bezpiecznie. Groził mu na ulicy brat jednego z aresztowanych uczestników napadu i również „inni obywatele ostrowieccy" nie szczędzili gróźb. „Przeto celem zabezpieczenia swego życia ob. Szpilman zmuszony jest chwilowo Ostrowiec opuścić" – czytamy.

Wraz z żoną opuścił nie tylko Ostrowiec, ale i Polskę. Na stałe. W 1947 roku trafili do obozu dla wysiedlonych w Fürstenfeldbruck na terenie okupowanych wtedy przez zachodnich aliantów Niemiec.

Tam Szpilman skomponował „Rapsodię 1939-1945". Mówił, że ten utwór ma „przywodzić na myśl odgłosy wojny: strzały, płacz, wybuchy i radość z wyzwolenia".

– „Rapsodia" miała premierę w obozie Fürstenfeldbruck, grał znany zespół obozowy The Happy Boys – informuje Hanna Fedorowicz.

Granie utworu dla samego Szpilmana okazało się jednak zbyt bolesne. Dlatego w 1948 roku, gdy wraz z żoną i synem Lesem wyemigrował do Kanady, schował jego rękopis w walizce trzymanej w garażu w Toronto.

Wtedy także zmienił nazwisko na zanglicyzowaną formę Spellman, a imię skrócił do Leo. Powrócił natomiast do wykonywanego w Ostrowcu zawodu pianisty, zakładając Orkiestrę Leo Spellmana. Był to jeden z najlepszych w Toronto zespołów wykonujących muzykę taneczną.

Pod koniec ubiegłego wieku Spellman powrócił też do „Rapsodii". Do wydobycia z walizki tego utworu przyczynił się jego kuzyn Władysław Szpilman, bohater nagrodzonego Oscarem „Pianisty" Romana Polańskiego. Gdy organizatorzy koncertu w Muzeum Pamięci Holokaustu w Waszyngtonie zwrócili się do niego o pomoc w poszukiwaniu twórców tradycyjnej muzyki żydowskiej, polecił im stryjecznego brata Leo.

Amerykańska premiera „Rapsodii 1939-1945" miała miejsce w styczniu 2000 roku. Później utwór był wielokrotnie wykonywany w Stanach Zjednoczonych, został też wydany na płycie. Mający 96 lat Spellman nie brał bezpośrednio udziału w nagraniu, ale cały czas przebywał w studiu. – Grał na fortepianie codziennie do końca życia – podkreśla Hanna Fedorowicz.

Siedem tygodni przed śmiercią Leo Spellman był gościem specjalnym kanadyjskiej premiery „Rapsodii", która odbyła się w ramach Aszkenazy Festiwalu w Centrum Harbourfront w Toronto. Zmarł 24 października 2012 roku w wieku 99 lat.

Polska premiera jego „Rapsodii 1939-1945" odbyła się w Filharmonii Podkarpackiej w Rzeszowie 29 stycznia 2016 roku.

Film czeka na polską premierę

Trzy dni później ostrowieccy radni zdecydowali o nadaniu Leo Spellmanowi tytułu honorowego obywatela miasta. Jego urodzona już w Kanadzie córka Helene wspólnie z prezydentem Ostrowca Jarosławem Górczyńskim odsłoniła tablicę pamiątkową na budynku kina Etiuda.

15 czerwca 2022 roku, podczas Festiwalu Filmów Żydowskich w Toronto miała miejsce premiera filmu „The Rhapsody" o Leonie Szpilmanie i z jego udziałem. Opowiada w nim o swoich przeżyciach z czasu wojny.

Jak informuje Hanna Fedorowicz, film został dobrze przyjęty w Kanadzie. W listopadzie otrzymał nagrodę publiczności na festiwalu filmów żydowskich w Hongkongu.

Czy doczeka się polskiej premiery? – Jesteśmy zainteresowani jej zorganizowaniem – deklaruje Jacek Kowalczyk, dyrektor Miejskiego Centrum Kultury w Ostrowcu Świętokrzyskim.

Źródło: Ale Historia, Wyborcza Kielce, 29.01.2023

Brak komentarzy: