środa, 29 kwietnia 2015

Władysław Karol Jan Tadeusz Laski

           Władysław Karol Jan Tadeusz Laski, XIX-wieczny bankier, przemysłowiec, działacz gospodarczy, radca stanu i filantrop żydowskiego pochodzenia urodził się 21 maja 1831 r. w Warszawie. Jego ojcem był właściciel domu bankowego Aleksander Karol Bernard Laski zaś matką Zofia Berta Tischler (wnuczka Szmula Zbytkowera). Niewiele wiadomo o młodości Władysława Laskiego. Na kartach dziejów naszego regionu pojawia się dopiero na początku lat siedemdziesiątych XIX-wieku, jako współwłaściciel założonego przez jego dziadka Domu Handlowego Samuela Antoniego Fraenkla. Wspólnikiem Laskiego był wtedy jego stryjeczny brat baron Antoni Edward Frankel, który w 1867 r. nabył część, a dwa lata później resztę dóbr ostrowieckich. Był on również właścicielem Zakładów Starachowickich i walcowni „Irena” w Zaklikowie, co pozwoliło na stworzenie nowoczesnego kombinatu metalurgicznego.

           W 1875 r. powstało Towarzystwo Akcyjne Starachowickich Zakładów Górniczo-Hutniczych, którego prezesem został Władysław Laski, pełniący wtedy także stanowisko dyrektora Międzynarodowego Banku w Petersburgu. Niezależnie od tego sprawował również funkcję członka rady Szpitala św. Jana Bożego w Warszawie oraz opiekuna prezydującego Instytutu Moralnie Zaniedbanych Dzieci na Mokotowie. Był starszym Giełdy Warszawskiej w latach 1874-1880, zasiadał w Komisji Umorzenia Długu Krajowego Królestwa Polskiego i w radzie zarządzającej Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Do 1880 r. Władysław Laski zarządzał dobrami ostrowieckimi z ramienia barona Fraenkla, po jego śmierci w 1881 r. stał się ich jedynym właścicielem. Majątek ten obejmował zakłady hutnicze w Klimkiewiczowie z wielkim piecem, odlewnią i warsztatami mechanicznymi, walcownię w Zaklikowie, sześć kopalni rud żelaza, osiem folwarków oraz ogromne połacie lasów. Władysław Laski był żonaty z hrabiną Stefanią Ilińską, z którą miał dwoje dzieci - córkę Marię oraz syna Aleksandra . 19 kwietnia 1885 r. osiemnastoletnia córka W. Laskiego Maria Berta Karolina Oktawia Wiktoria poślubiła starszego o cztery lata hrabiego Zygmunta Marię Jakuba Filipa Ludwika Wielopolskiego (wnuk margrabiego Aleksandra i syn hrabiego Józefa Wielopolskich).

           Na mocy intercyzy przedślubnej ziemskie dobra ostrowieckie stały się własnością państwa młodych, którzy zamieszkali w pałacu w Częstocicach, oddzielne księgi wieczyste założono natomiast dla huty i osady fabrycznej Klimkiewiczów oraz terenów zajętych przez doprowadzoną do Ostrowca z inicjatywy Władysława Laskiego kolej żelazną. To strategiczne posunięcie ostatecznie przesądziło o dalszych losach miasta jako ważnego ośrodka przemysłu ciężkiego. 11 marca 1885 roku został podpisany akt o utworzeniu Spółki Udziałowej Zakładów Ostrowieckich. Współwłaścicielami zostali Władysław Laski oraz zarządzający Warszawską Stalownią belgijski przedsiębiorca Jerzy Oktawiusz Pastor. W kwietniu 1886 roku spółka została przekształcona w Towarzystwo Akcyjne Wielkich Pieców i Zakładów Ostrowieckich. Jego założycielami byli wspomniani wcześniej W. Laski i J.O Pastor oraz pochodzący z Saksonii magnat przemysłowy Edward Herbst. Później dołączyli do nich inni finansowi potentaci tamtej epoki z zamożnych żydowskich rodów Scheiblerów, Blochów i Goldstandów, a także Julia Jundziłł, Stanisław Juszczyński, Aleksander Koch, Henryk Malhomme, Henryk Roupe i Konstanty Wachter. Udziałowcami zostali także rosyjski potentat rynku stali Wasyl Czackin, hrabia Zygmunt Wielopolski oraz Henryk Cichowski. Pierwszy Zarząd Towarzystwa Akcyjnego wybrany na trzy lata tworzyli: Władysław Laski, Edward Herbst, Aleksander Goldstand, Jerzy Oktawiusz Pastor, Henryk Roupe i hrabia Zygmunt Wielopolski Były to ostatnie lata życia W. Laskiego, który zmarł 7 grudnia 1889 r. Wcześniej jako hojny filantrop zdążył m.in. sfinansować budowę dwóch wieży frontowych kościoła św. Michała Archanioła w Ostrowcu.

Źródło: Miejski Informator Samorządowy

wtorek, 28 kwietnia 2015

Dobra ostrowieckie i ich właściciele


"Gmina Bodzechów. Wczoraj i dziś"
pod red. W. R. Brociek
Ostrowiec Św. 2012


DOBRA OSTROWIECKIE
[…]
W 1827 r. dobra ostrowieckie poddane zostały przymusowej dzierżawie sądowej za niespłacenie długów. Ostatecznie, dobra te, wystawione w 1835 r. na licytację, zakupił w 1836 r. bankier warszawski, Abraham Simon Cohen, jeden z największych wierzycieli Dobrzańskich, działając w porozumieniu z hr. Henrykiem ŁUBIEŃSKIM. Dnia 13 II 1839 r. w Warszawie od Cohena nabył dobra ostrowieckie H. Łubieński, ówczesny wiceprezes Banku Polskiego, zainteresowany tymi dobrami co najmniej co najmniej od 1836 r. W 1842 r. namiestnik cara usunął H. Łubieńskiego z kierownictwa Banku. W 1843 r. dobra ostrowieckie zostały zasekwestrowane przez Bank Polski, który przejął je urzędowo z rąk Łubieńskiego za kontraktem z dnia 19 III 1845 r.
Od Banku Polskiego odkupił dobra ostrowieckie Julian hr. Łubieński (1827-1873), syn Henryka za kontraktem, spisanym w Warszawie dnia 29 I 1867 r. i tegoż samego dnia połowę tych dóbr odstąpił domowi handlowemu S.A. Fraenkla, drugą zaś połowę sprzedał w dniu 30 VIII 1869 r. Antoniemu Edwardowi baronowi FRAENKLOWI, właścicielowi wymienionego domu bankowego. Fraenkel stworzył w posiadanych przez siebie dobrach kombinat przemysłowy (Zakłady Starachowickie, huta Klimkiewiczów, walcownia Irena pod Zaklikowem). Z dóbr ostrowieckich wyłączone już były wtedy ziemie ukazowe włościańskie, a potem mieszczańskie, odpadła też osada fabryczna – cukrownia Częstocice – o powierzchni 91 morgów 56 prętów, dla której w 1871 r. urządzono odrębną księgę wieczystą. W dniu 9 VIII 1880 r. w Warszawie od Fraenkla zakupił dobra ostrowieckie Władysław LASKI i na warunkach intercyzy przedślubnej ofiarował je swojej córce Marii Bercie Karolinie Oktawii Wiktorii (1867 – 1940), od 29 IV 1885 r. żonie Zygmunta Marii Jakuba Filipa Ludwika hr. WIELOPOLSKIEGO (1863 – 1919). Z dóbr tych wyłączono tymczasem teren zajmowany przez kolej żelazną, doprowadzoną do Ostrowca w 1884 r. oraz hutę i osadę fabryczną Klimkiewiczów, dla których założono odrębne księgi wieczyste. Oddzielną księgę urządzono także dla wydzielonego w 1889 r. Nietuliska Małego, sprzedanego w 1909 r. Stefanowi Jabłkowskiemu.
Syn Z. Wielopolskiego Aleksander (1888 – 1937) otrzymał od ojca Sadłowiznę o powierzchni 2.200 mórg. Córka Wielopolskich Maria wyszła za mąż za Tadeusza Halperta i zamieszkała z nim w Jeleńcu. Pozostałą część dóbr ostrowieckich rozparcelowano (m. in. na tym terenie powstała Kolonia Robotnicza). W 1931 r. wdowa po Zygmuncie Maria Wielopolska sprzedała Zakładom Ostrowieckim grunta w Częstocicach wraz z parkiem i pałacem.

FREANKEL ANTONI EDWARD syn Samuela Leopolda Antoniego Freankla i Atali Teresy Józefiny (córki Samuela Zbytkowera) urodzony 25 IV 1809 r. bankier, przemysłowiec. Był współwłaścicielem domu bankowego „S.A.Freankel”; starszym Giełdy Warszawskiej (1843-1865), członkiem Rady Przemysłowej Komisji Rządowej Spraw Wewnętrznych i Duchownych, kuratorem Instytutu dla Moralnie Zaniedbanych dzieci w Mokotowie, kawalerem Orderów Św. Stanisława II kl. i Św. Włodzimierza IV kl. Za zasługi położone przy przeprowadzaniu pożyczki wewnętrznej otrzymał 14 I 1839 r. dziedziczne szlachectwo Królestwa Polskiego, a w 1854 r. tytuł baronowski Cesarstwa Rosyjskiego. Był dwukrotnie żonaty: 1 voto z Bertą Morawską, 2 voto z Aleksandrą von Essen. Zmarł 30 V 1883 r., pochowany na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie w krypcie grobowej rodziny Freanklów, Laskich oraz hr. Wielopolskich. Z pierwszego małżeństwa miał syna Mikołaja Jana barona Freankel.
Kiedy w 1867 r. dobra ostrowieckie od Banku Polskiego nabył Julian Łubieński (1827-1873 syn Henryka, tego samego dnia połowę dóbr odsprzedał domowi handlowemu Samuel Antoni Freankel. W 1869 r. druga połowa dóbr stałą się własnością barona Antoniego Edwarda Freankla właściciela wspomnianego domy handlowego. Kiedy w 1870 r. A. E. Freankel nabył zakład wielkopiecowy w Starachowicach, stworzył w posiadanych przez siebie dobrach kombinat przemysłowy (Zakłady Starachowickie, huta Klimkiewiczów, walcownia Irena pod Zaklikowem). Był także udziałowcem Spółki Udziałowej Fabryki Cukru i Rafinerii Częstocice. On także zlecił zaprojektowanie przez architekta Leandro Marconiego pałacu w Klimkiewiczowie (1871 r.). Hojnie wspierał parafie rzymskokatolickie w Ostrowcu i Szewnie. W 1880 r. sprzedał dobra ostrowieckie Władysławowi Laskiemu.

LASKI WŁADYSŁAW KAROL JAN herbu własnego, syn Aleksandra Karola Bernarda bankiera, współwłaściciela domu bankowego „S. A. Freankel” i Berty z Tischlerów, urodzony w Warszawie dnia 21 V 1831 r. Uczył się w Berlinie, zaś uniwersytet ukończył w Dorpacie. Po osiedleniu się w Warszawie został wspólnikiem domu bankowego Antoni Samuel Freankel. Był członkiem Rady Szpitala św. Jana Bożego w Warszawie, opiekunem Instytutu Moralnie Zaniedbanych Dzieci w Warszawie, starszym Giełdy Warszawskiej (1864-1870), członkiem Komisji Umorzenia Długu Krajowego Królestwa Polskiego, członkiem Rady Zarządzającej Drogi Żelaznej Warszawsko-Wiedeńskiej, rzeczywistym radcą stanu, od 1868 r. dyrektorem Banku Międzynarodowego w Petersburgu, kawalerem Orderu Św. Stanisława III klasy. 9 VIII 1880 r. na mocy kontraktu zawartego w Warszawie zakupił od A. E. Freankla dobra ostrowieckie. W. Laski poślubił Stefanię hr. Ilińską (1841-1920), ich córka Maria 19 IV 1885 r. wyszła za mąż za hr. Zygmunta hr. Wielopolskiego. Zmarł w Dreźnie dnia 7 XII 1889 r.

ŁUBIEŃSKI HENRYK h. Pomian, syn Feliksa i Tekli Teresy Bielińskiej, urodzony w Warszawie 11 VII 1793 r., ziemianin, finansista, przemysłowiec, działacz gospodarczy, […]
W 1829 r. został dyrektorem Banku Polskiego, a następnie, w latach 1832-1842, wiceprezesem tej instytucji. W 1830 r. otworzył z bratem Tomaszem dom handlowy Bracia Łubieńscy i Spółka. Jego dom handlowy rozwinął działalność w czasie powstania listopadowego, sprowadzając z zagranicy materiały wojenne i ekwipunek żołnierski. Założył fabryki: prochu i saletry, warsztaty krawieckie i szewskie. Rozwinął gospodarkę Królestwa Polskiego, zwłaszcza zakłady górnicze. W 1835 r. wystąpił z inicjatywą budowy linii kolejowej łączącej Warszawę z Zagłębiem Dąbrowskim.
Kiedy w 1835 roku dobra ostrowieckie zostały wystawione na licytację kupił je w następnym roku Abraham Simon Cohen bankier warszawski działający w porozumieniu z hr. Łubieńskim. Zlecił plenipotentowi Antoniemu Klimkiewiczowi budowę nowej huty, niedaleko Ostrowca na prawym brzegu Kamiennej. Do 1839 r. stanęły tu dwa wielkie piece z potrzebnymi wydziałami i fabryczną osadą Klimkiewiczowem. Prawnie Łubieński stał się właścicielem dóbr ostrowieckich w 1839 r. i wtedy nastąpiło rozliczenie finansowe z Cohenem.
[…]

WIELOPOLSKI ZYGMUNT h. Starykoń, syn Józefa i Marii z hr. Walewskich, urodzony w Warszawie 2 V 1863 r. wnuk Aleksandra, naczelnika rządu cywilnego Królestwa Polskiego.
[…]
Posiadał akcje Towarzystwa Akcyjnego Fabryki Cukru „Częstocice” i Spółki Akcyjnej Wielkich Pieców i Zakładów Ostrowieckich. (prezes i członek zarządu). Podpisał memoriał złożony 10 XI 1904 r. ministrowi spraw wewnętrznych Rosji Piotrowi Światłopełk-Mirskiemu w imieniu grupy polityków polskich, która utworzyła rok później Stronnictwo Polityki Realnej. Od 1905 r. był prezesem Stronnictwa Polityki Realnej. W 1914 r. jako zwolennik orientacji prorosyjskiej został prezesem Komitetu Narodowego Polskiego w Warszawie, a następnie po ewakuacji do Rosji (do 1917 r.) Na zjeździe przedstawicieli polskich grup politycznych w Moskwie w 1917 r. został głównym przywódcą Rady Polskiej Zjednoczenia Międzypartyjnego powołanej z ramienia demokratów i realistów. Był reprezentantem orientacji prokoalicyjnej uznającej zwierzchnictwo paryskiego Komitetu Narodowego Polskiego. W 1919 r. mianowany posłem RP w Londynie. Zmarł w Warszawie 17 V 1919 r. i został pochowany na cmentarzu Powązkowskim. Od 1885 r. żonaty był z Marią Laską (1867-1940), która w posagu wniosła dobra ostrowieckie. Mieli trzech synów: Władysława (1896-1916), Józefa Aleksandra (1886-1961) i Aleksandra Władysława (1888-1937) oraz córkę Marię Stefanię (1891-1976) żonę Tadeusza Halperta. W kościele św. Mikołaja w Szewnie znajdują się dwie tablice marmurowe poświęcone Wielopolskim, m.in. pamięci Władysława Wielopolskiego poległego jako ochotnik chorąży pułku preobrażeńskiego armii rosyjskiej pod Stochodem 28 VII 1916 r.

Maria z Laskich Wielopolska z synem Józefem

czwartek, 23 kwietnia 2015

Obóz pracy w Bodzechowie


"Gmina Bodzechów. Wczoraj i dzień"
pod red. W. R. Brociek
Ostrowiec Św. 2012

           BODZECHÓW OBÓZ PRACY DLA ŻYDÓW 1 X 1942 r. utworzono obóz pracy dla żydów [sic!] w Bodzechowie. Mieścił się w barakach na terenie cementowni w budowie „Portland Cement” (budowę rozpoczęto w 1939 r.). W obozie przebywali Żydzi z Ostrowca Św. (z rodzinami) i Wiednia, przeciętnie 200 osób; ogółem przez obóz przeszło ok. 500 osób. Więźniowie pracowali przy elektryfikacji okolicy prowadzonej przez austriacką firmę „Elin” z Wiednia zajmującą się budową linii elektrycznych wysokiego napięcia (ze Starachowic do Tarnowa). Kierownikiem budowy był Friedrich Vidmer podlegający dyrektorowi Hansowi Streckerowi w Skarżysku Kamiennej. Komendantem obozu był Hans Olenschleiger (niektóre źródła jako komendanta wymieniają Hansa Widmera), służbę obozową stanowili m.in. Strecker, Kinderman, Delschleger i Resing.
           Służbę porządkową w obozie pełnili Żydzi. Kierownikiem służby porządkowej był Abram Guterman i 15 wartowników, którzy po likwidacji obozu w Bodzechowie zostali wywiezieni do obozu w Starachowicach. Teren był ogrodzony i strzeżony. Z obozu podejmowano często ucieczki. Warunki obozowe były trudne i ciężkie, baraki były nieogrzane, panował powszechny głód, tylko niektórym udało się coś kupić od miejscowej ludności.
            W obozie pracowali też jako wartownicy Polacy, dochodzący do pracy ze swoich domów , m.in. Jan Śmiech (zam. Goździelin), Stefan Targowski, Stefan Borek.
            W obozie zginęło kilkadziesiąt osób, które zostały rozstrzelane w czasie kontroli obozu przez ostrowieckie gestapo poszukujące złota – ciała zakopano przy torze PKP do cementowni w budowie. Gestapowcy zabrali z obozu ok. 20 dzieci i rozstrzelali na terenie kirkutu w Ostrowcu Św. Przy likwidacji obozu 16 II 1943 r. pozostałych przy życiu żydów przewieziono do obozu pracy w Starachowicach przy Zakładach Starachowickich.
            Żydzi, którzy uciekli z obozu ukrywali się m.in. na terenie lasu koło gajówki Sowia Góra – gajowy Stefan Borek w Sowiej Górze. Żydzi ukrywali się także w stodole u Jana Połetka; pewnej nocy żandarmeria otoczyła zabudowania i podpaliła stodołę, żydzi spalili się, pozostały tylko szkielety.

niedziela, 19 kwietnia 2015

Ruth Webber


Ruth Webber (ur. 1935, Ostrowiec Św.) przywołuje swoje wspomnienia o inwazji Niemców na Polskę w 1939 roku; pobyt z rodzicami w obozie pracy w Bodzechowie; przeniesienie się z matką do getta w Ostrowcu Świętokrzyskim; następnie ucieczkę z getta i powrót do obozu pracy w Bodzechowie; pobyt w obozie koncentracyjnym w Austrowiec [sic!] (Ostrowiec); następnie w obozie koncentracyjnym w Starachowicach; dalej wspomina transport do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu; przybycie do Auschwitz i rejestrację; okres choroby na odrę; wspomina krematoria w Auschwitz i swoją świadomość o tym, co działo się tam z więźniami; o tym jak to było być dzieckiem pośród przeważnie dorosłych w Oświęcimiu; jej przeniesienie do "bloku dziecięcego", po tym jak jej matka przeniesiona została do innego obozu; wspomina o szczególnej ochronie i opiece jaką otrzymała od swojej matki w Auschwitz; o tym dlaczego swoją matkę uważa za bohaterkę; i jej myśli na temat ludzkości w świetle swoich doświadczeniach Holocaustu.

piątek, 17 kwietnia 2015

Obóz pracy na tle Ostrowca


Obóz pracy dla Żydów (widok od strony Częstocic w kierunku północno-wschodnim), 1943 lub 1944, autor nieznany

Źródło: Redakcja Gazety Ostrowieckiej

wtorek, 14 kwietnia 2015

Żyd w Rynku

Osoba nieznana, górna połać Rynku, Ostrowiec, lata 30. XX w., fot. Stefan Czarnecki

Dzięki uprzejmości Tadeusza Religi

sobota, 11 kwietnia 2015

Kargul vel Kierbel


"W lepszym towarzystwie"
Aleksander Rowiński
Warszawa 1975

Str. 11-14
           Tymczasem prokuratorka kładzie na sędziowski stół fotokopię metryki Abrahama Icka Kierbela i protest rodziny Mariana Kargula o przywłaszczenie nazwiska, poparty decyzją Generalnej Prokuratory o uchylenie w trybie nadzoru decyzji Wojewódzkiej Rady Narodowej w Kielcach z roku 1948, przyznającej Kierbelowi nazwisko Kargul.
[…]
           Zielona Góra, dnia 29 kwietnia 1968 r.
           Sąd Powiatowy dla m. st. Warszawy
           Warszawa

           W związku z informacjami zamieszczonymi w prasie krajowej i regionalnej oraz w radio i telewizji o toczącym się przed powołanym sądem procesie karnym przeciwko Marianowi Kargulowi vel Abrahamowi Kierbelowi o różne przestępstwa natury kryminalnej jako najbliższa rodzina (brat i siostry) śp. ppor. rez. inż. Mariana Kargula […] Zakładamy kategoryczny sprzeciw przeciwko sądzeniu oskarżonego pod nazwiskiem Mariana Kargula vel Abrahama Kierbela, a wnosimy: ażeby Sąd w toku procesu ustalił rzeczywiste imię i nazwisko oskarżonego, pod rzeczywistym nazwiskiem prowadził proces karny i zawyrokował sprawę.

Uzasadnienie
  1. Śp. Ppor. rez. inż. Marian Kargul, syn Klemensa i Barbary z d. Grobkowska, urodzony w 1912 r. w Ostrowcu Świętokrzyskim, nie mógł mieć nic wspólnego z przestępstwami Abrahama Kierbela, ponieważ jako dowódca kompanii poległ na Polu Chwały w dn. 24 września 1939 r. w obronie Warszawy na forcie Dąbrowskiego. Jego imię i nazwisko wyryte jest na pomniku wzniesionym w Warszawie ku czci studentów wyższych uczelni warszawskich poległych w obronie Ojczyzny w latach 1939-1945. […]
  2. Oskarżony pod przybranym nazwiskiem Mariana Kargula, Abraham Kierbel znany jest nam osobiście od dzieciństwa z tego względu, że mieszkaliśmy z nim po sąsiedzku pod jednym dachem w kamienicy stanowiącej własność oskarżonego. Razem z oskarżonym uczęszczaliśmy do szkoły podstawowej w Ostrowcu. Oskarżony odwiedzał często nasze mieszkanie i znał dokładnie nasze stosunki rodzinne.
  3. Po śmierci naszego brata inż. Mariana Kargula oskarżony w dalszym ciągu odwiedzał dom naszych rodziców Klemensa i Barbary Kargulów (myśmy wówczas mieszkali oddzielnie), a szczególnie gdy zostały doręczone naszym rodzicom dokumenty po śp. poległym bracie, a to: dyplom inżynierski, wojskowa książeczka stanu służy oficerskiej, metryka śmierci i inne mniej ważne papiery stanowiące pamiątkę rodzinną. Oskarżony oglądał te dokumenty, widział naocznie, skąd je nasza matka wyjmowała i gdzie je przechowywała. Zaznaczamy, że nasi rodzice obydwoje byli stuprocentowymi analfabetami, nie uczęszczali do żadnych szkół, nie umieli ani czytać, ani pisać, wobec czego nie mieli żadnego rozeznania w przechowywanych dokumentach po poległym synu i naszym bracie. W okresie okupacji hitlerowskiej w niewyjaśniony sposób zginęły z mieszkania rodziców: dyplom inżynierski brata Mariana Kargula oraz wojskowa książeczka stanu służby oficerskiej, w której uwidocznione były wszystkie dane personalne dotyczące jego osoby. Zapytani rodzice o to, co się z tymi dokumentami stało, odpowiedzieli, że przeglądał je oskarżony Abraham Kierbel i miał położyć w skrytce. Zachodzi więc prawdopodobieństwo, że oskarżony samowolnie przywłaszczył sobie te dokumenty i po zmianie zdjęć fotograficznych posługiwał się nimi jako Marian Kargul...
    […]
          Podpisy strony powodowej
          1. Adam Kargul
          2. Wanda Garska
          3. Władysława Koralewicz

Str. 356 - 367
          Mam jeszcze trzy dni w Republice Federalnej. Jadę do Hamburga, posmakować trochę miasta i portu, przede mną cały dzień podróży pociągiem. Wiozę dokument, z niepokojem konstatuję, że czytam go obsesyjnie, wciąż na nowo. Ukazał się drukiem, gdy Kargul vel Kierbel został już oczyszczony z zarzutu współpracy z hitlerowcami – najpierw w Czechosłowacji, później w Polsce. Patrzę przez okno ekspresu na przemieniający się krajobraz i wracam do zdań tchnących żarliwością autentyku, ciosanych w materii języka prosto, nie piórem lecz siekierą. Dokument ten stanie do bezwzględnej konfrontacji z tym, który będzie mnie oczekiwał na poczcie dworcowej w Berlinie.
          Co wyniknie, gdy wpadną na siebie dwie aż tak skrajne relacje – pochwała Kierbela z roku 1971 – między tysiącem stron wspomnień – i totalne oskarżenie go z roku 1949, wyłożone w książce „Ostrowiec”, wydanej przez Związek Żydów Uchodźców w Argentynie, napisanej przez Szymona Lermana.

          … Mój mózg nie możne tego przemyśleć, a serce nie może tego wszystkiego wytrzymać... co mnie opowiadał mój pozostały jedyny brat i jego syn Sera z mojej licznej rodziny w Polsce...
          … Tej nocy naziści niemieccy rozpuścili się jak dzikie hordy i psy, dokonując napadów na żydowskie sklepy.
          … W niedzielę natychmiast się utworzył „Judenrat” u Grochulskiego w domu, pod przewodnictwem Joska Rozenmana, syna Henocha, który zaraz rozpoczął funkcjonować. Po pierwsze, z ich pracy jest to, że uchwalili kontrybucję, którą musieliśmy natychmiast zapłacić. Ja zaraz zapłaciłem tę sumę, jaką przede mną stawiano, około czterech tysięcy złotych, co było dość dużo...
          … W tym czasie było zaraz zarządzenie, że kto ma sklep, musi go trzymać otwarty. Mój sklep otworzyli moje dzieci. Ja zaś sam znajdowałem się w domu i jeszcze się bałem pokazać na ulicy. Dlatego że Żydom z brodami nie było wolno oficjalnie pokazywać się na ulicy. Jeśli Niemcy spotkali na ulicy Żyda z brodą, to bagnetem mu ją obcinali, a przy tym dostał tyle bicia aż do śmierci...
          … W dn. 1 VII 1942 r. wyszło nowe zarządzenie, że Żydzi nie mogą zamieszkiwać na terenie całego miasta, a jedynie w pewnej części miasta, ściśle określone „w getto”. To „getto”natychmiast zostało utworzone od rynku, a po części ul. Iłżecka i Kunowska, aż do żydowskiego cmentarza, i to było „gettem”. To wszystko, co było dla obsiedlenia piętnastu tysięcy Żydów, którzy się wówczas znaleźli w samym Ostrowcu. Na tych samych ulicach były takie domy, które po części się zawalały. Nie zdołano wydać tego zarządzenia, wprawdzie „getto” nie było jeszcze stworzone, to Niemcy wprowadzili już granice ulic i w razie spotkania jakiegoś Żyda poza tymi granicami zastrzelili, takie wypadki były. Żydowskimi zabitymi poza „gettem” ich zachowaniem i przewiezieniem na cmentarz zwłok zajmowała się żydowska policja. Już wówczas w policji żydowskiej było około czterdziestu żydowskich policjantów. Ci Żydzi, którzy pracowali poza „gettem”, byli odprowadzani do pracy przez tychże żydowskich policjantów. Były wypadki, że zachodziły takie rzeczy, że żydowska policja bez udziału Niemców chodziła po żydowskich domach wyłapując i rekwirując Żydów, którzy chcieli oprócz tego zabierać meble i inne rzeczy żydowskie, sprzeciwów ku temu nie było, wszystko dla Niemców.
           … Postanowiłem uzyskać dla żony i dzieci Arbeitkarte w Bodzechowie, w tym celu ja wszedłem w porozumienie z Abramem Kierbelem i jemu zapłaciłem za wpuszczenie do tejże placówki i uzyskanie Arbeitskarty dla mojej żony i dwojga dzieci. On (Kierbel) przyrzekł mi, że na pewno to uzyska, to, że moja żona i dzieci będą mogli pracować w Bodzechowskiej fabryce. On stale mi przyrzekał. Oświadczył, że przyrzeczenie i zezwolenie to mi przyniesie 10 VIII 1942 r.
           … To było w jedną sobotę, zauważyliśmy, że żydowska policja wyprowadza swoje żony do Bodzechowa, wówczas zrozumieliśmy, że sytuacja się pogarsza. Tego samego dnia o piątej godzinie słyszeliśmy, że SS-mani są w Judenracie, który mieścił się w domu Hejnego. Prezesem Judenratu w tym okresie był wówczas Rubinstein. SS-owcy tam żądali od Judenratu kilka kilogramów złota, jeżeli tego Żydzi nie dadzą, to się stanie najgorsze, że oni zastrzelą Żydów. W tym momencie SS-owcy na podwórzu Judenratu wystrzelili kilka razy na wiwat, aby tym zastraszyć. W tym czasie Judenrat natychmiast wysłał do miasta żydowską policję, aby co zwołali wszystkich bogatych Żydów...
          … My już wiedzieliśmy, że to jest wysiedlenie, aby tym samym zrobić Ostrowiec bez Żydów, następnie zostały przeprowadzone rewizje domowe, przy rewizjach brali też udział żydowscy policjanci. Żyda znalezionego w domu ukrytego natychmiast zastrzelano. Ja, moja żona i dzieci tak leżeliśmy ukryci w tej małej, ciemnej izdebce, z powodu ciasnoty jedno na drugim. Ja słyszałem w tym czasie, jak przychodzą do mojego mieszkania i szukają. Każde niedobre posunięcie mogło kosztować życie. W poniedziałek wieczorem wyszedłem z ukrycia...
           … Myślałem wówczas, może ja otrzymam tam przyrzeczoną mi Arbeitskarte przez Kierbela w Bodzechowie. Przychodząc do placu bożnicy i tam spotkałem stojących grupkę Żydów, którzy się znaleźli jeszcze tam od niedzieli. Między nimi znajduje się też mój szwagier Jechil Kiesenberg, który opowiadał mi, że ci Żydzi, którzy posiadają karty poprzednie, muszą one też być jeszcze raz podpisane i to też musi kosztować świeże pieniądze u żydowskiej policji...
           … W piątek rano wyciągali z szeregu dwóch młodych robotników i natychmiast na miejscu ich zastrzelili. Na skutek tego obecni tam Żydzi wyłożyli wszystko, co posiadali, kilka milionów w złotych, dolary, złoto i wszystkie osobiste rzeczy w postaci ubrań, odzieży itp. Pozostawiono tylko Żydom, co mieli na sobie...
           … W dniu 1 VIII 1944 r. ukazało się zarządzenie, aby zrobić selekcję. Wybrano słabych ludzi z fabryki i z cegielni około sześćdziesiąt osób, których wysłano do Firtle [Firlej] obok Radomia. Te same samochody, które ich odwiozły, przywiozły z powrotem ich ubrania. W dwa tygodnie później przybyło kilka SS-manów do lagru, zabrali stamtąd komendanta lagru Efroima Szaela oraz komendanta żydowskiej policji Bera Blumelfelda, po 3 dniach ich zastrzelono. Komendantem obozu został Abram Zajfman, a komendantem żydowskiej policji Moszek Puczyc. Od tego czasu zrobiło się źle, znów od czasu do czasu zaczęto dokonywać rewizji u robotników żydowskich, szukano, czy czasami nie przynieśli więcej kawałek chleba. To trwało do 1944 roku...
           … później nas wszystkich załadowano w wagony i odesłano do Oświęcimia. Między innymi z nami razem był Szpigiel, Moszek, Eksztajn, Hamułajp, Bamsztajn. W Oświęcimiu widzieliśmy już piece gazowe...

            Opowiada Moszek Rapaport.
            Jak Niemcy zajęli Ostrowiec, natychmiast zaczęli łapać Żydów do różnych robót, jak do czyszczenia ulic, ładowania i wyładowywania wagonów na stacji, robotników tych żydowskich zaczęto łapać, każdego, kto podchodził pod rękę, dlatego też najbardziej odczuwali to ci Żydzi, którzy rekrutowali się z biedoty, między innymi jak tragarze, furmani, handlujący na rynku, jednym słowem, ci wszyscy, którzy potrzebowali zarobić na chleb w mieście, na ulicy. W wyniku tego był taki rezultat, że jedni i ci sami Żydzi zostali łapani do pracy...
            … W pierwszym okresie otrzymał koncesje na aprowizację (dział zaopatrzenia ludności żydowskiej) Abram Icek Kierbel, który słynął za utrzymującego kooperatywę. Z tą aprowizacją robił on szwindel, nie przydzielając ją biednym masom, sprzedawał ją na czarnym rynku. Wówczas prezesem Judenratu został Icek Rubinstein, były prezes syjonistycznej organizacji, pochodził on z Sandomierza, posiadał w Ostrowcu drukarnię, razem z nim momentalnie zaczął współpracować jego najlepszy kolega Dawid Diament.
            … Rubinstein przedtem był bardzo biednym, korzystał z pomocy syjonistycznej organizacji. Jak prędko został prezesem Judenratu, natychmiast zajął sobie pałac po Leriensteinie, a jego żona już na nikogo nie chce patrzeć...
            … Jest rzeczą interesującą, jak Moszek Puczyc dosięgał swoją karierę jako komendant żydowskiej policji w Ostrowcu. On był najkrwawszym żydowskim komendantem policji, jakiego posiadali Żydzi Ostrowca. Jak Niemcy wydali zarządzenie, że wszyscy Żydzi muszą oddać swoje futra i kto się nie podporządkuje pod powyższe zarządzenie do oznaczonego terminu, zostanie natychmiast zastrzelony. Wówczas Moszek Puczyc zameldował się ochotniczo, aby on przeprowadził powyższą akcję. Akcję tę przeprowadził w stu procentach. Po tej akcji prezes Rubinstein za wynagrodzenie Puczyca mianował go komendantem żydowskiej policji...
              … W lagrze Puczyc zrobił się takim mordercą, że nawet nie zezwalał nikomu do lagru przeszwarcować kilka chlebów, robił rewizje, jeśli znalazł, to zarekwirował dla siebie i policji. Nie zezwalał ugotować parę kartofli po kryjomu. Razu pewnego Puczyc i Abram Zajfman zrobili listę 30 osób zdrowych, a przeważnie takich, do których mieli złość, i wysłali ich autem pod Radom, gdzie zostali zastrzeleni. Policjant Moszek Zynger ich odwoził i przywoził ich ubranie po zastrzeleniu.
Niektórzy żydowscy policjanci wyprawiali orgie i szantażowali Żydów w ten sposób, że Puczyc był bogiem lagru i getta, aresztował on Żyda „husyda”, który miał ładną córkę, nie chciał zwolnić tego Żyda, dopóki ta córka nie przyszła prosić i dała przy tym większą ilość pieniędzy, który ją pod przymusem pozostawił na całą noc, gdzie miał z nią stosunek.
             Co gorzej, że po tych wszystkich barbarzyńskich wyczynach ich dzikości, żyją na wolności bracia Zajfman w Brazylii oraz morderca Moszek Puczyc, po wojnie był „Prezydentem Lagru” żydowskiego w Monachium (NRF).
           … Między kolaboracjonistami znajdują się tacy Żydzi:
  1. Moszek Puczyc – komendant żydowskiej policji i zdrajca Żydów ostrowieckich;
  2. Bracia Łajcyn i Abram Zajfman – którzy byli gorsi swoim postępowaniem jak Niemcy;
  3. Syjonista, znawca kilku języków Moszek Goldsztajn – który bił bezlitośnie Żydów mężczyzn, kobiety i dzieci z największym sadyzmem;
  4. Największy sadysta policjant żydowski syjonista Michel Klajner (znajduje się w Łodzi, który bezlitośnie bił Żydów i szantażował Żydów);
  5. Lejbus i Szmul Sztajnbaum, którzy szykanowali Żydów, szpicle SS, wyciągali Żydów ukrywających się przed Niemcami;
  6. Sztyl Blumensztok (syn Srula) „vorarbeiter” na cegielni Jegera wydał w ręce Gestapo dwóch braci komunistów Bitajno, którzy zostali zastrzeleni.
          Oprócz wspomnianych znajdowali się tacy szantażyści jak Kierbel i inni. Kierbel jest starym wyspecjalizowanym szantażystą. Utrzymywał kontakty i był macherem żydowskim w SS, przed wojną był lumpem.
          W okresie okupacji zrobił on strasznie duży majątek na ludzkiej krzywdzie. Po wojnie grał rolę dobrego brata dzieląc wśród ocalałych Żydów jałmużnę...

           … Opowiada Marek Lerman, że dał on Kierbelowi pieniądze, żeby zrobił arbajtkartę dla jego żony, aby tym samym uratował ją od wysiedlenia. Kierbel nie dał mu ani karty ani pieniędzy, a faszysta myślał jedynie, jak szantażować Żydów, w końcu był taki cel Kierbela, czy ratować bezbronnych ludzi, czy robić pieniądze na czarnej brudnej robocie, współpracując z Niemcami. Ilu szczęśliwych było wśród nich, którzy mieli to szczęście nie zginąć w komorach gazowych tylko od kuli. A wszyscy pozostali? Gdzie się podziały ich kości? My nie wiemy, gdzie się one znajdują, mogiły naszych krewnych, do dnia dzisiejszego nie wiemy i nigdy nie dowiemy się już o tym. Dlatego, że nasi krewni i znajomi nie zostali pogrzebani według ludzkich praw. Wrzuceni zostali do wielkich dołów masowo i nie wiemy, gdzie oni są... Może mogą nam o tym „coś” opowiedzieć dwaj żyjący świadkowie, Abram i Lejbus Zajfman? Lub może potarfią nam coś powiedzieć w „sprawie” „Ostrowca-Bodzechowa” „honorowi obrońcy” Zajfmanów-Kierbela, tutejsi znani działacze społeczni K. Hermac i Aron Bergman...
             … Żydzi z Ostrowca i okolicy nie chcą od was zwrotu brylantów, które wyście przywieźli do Brazylii, nie chcemy tych wszystkich kosztowności – któreście u nich wymusili w obozie. My nawet nie chcemy zwrotu obrączek, które wy, zbóje, ściągnęliście z martwych rąk, podczas gdy ludzie walali się po ulicach Ostrowca. Niech wasi krewni tu, w Brazylii, w Rio de Janerio, radują się tymi cennymi kosztownościami, które przeszły z pokolenia na pokolenie naszych krewnych i u każdego z nich uświęciły się jak relikwie po to, by trafiły do „właściwych rąk”. W te ręce dzikich bandytów Abrama i Lejbusa Zajfmanów i ręce tego A. Kierbela. My nie chcemy od was zwrotu zrabowanych kosztowności. Ale my chcemy wiedzieć od was, Abram i Lejbus Zajfman: powiedzcie nam, jakie modlitwy, jakie słowa nasi krewni wypowiedzieli, wywestchnęli, wypłakali w swoich ostatnich minutach życia? I was prosimy, by nam je przekazać. Powiedzcie nam, złoczyńcy Lejbus i Abram Zajfman, opowiedzcie nam, „waszym” ziomkom, to, co oni przeszli siedem dróg piekła – póki zostali wrzuceni do miejsca wiecznego odpoczynku (kto wie, czy dają im odpoczywać). Odpowiedzcie, złoczyńcy bracia Zajfman, o waszych wyczynach i bohaterstwie, w jaki sposób wy wspólnie z A. Kierbelem narażali wasze i waszych sióstr dusze i ciała... Opowiedzcie nam o wesołych dniach, a raczej nocach, które spędzano w mieszkaniach waszych sióstr, Ruchli i Kajły, dla fetowania i oddawania honorów nazistom... obozu ostrowieckiego, za ich świętą robotę? Brzmi jeszcze w moim mózgu, w uszach moich rozdzierający serce płacz i lamenty tej wielkiej masy moich krewnych i przyjaciół, podczas gdy wy, Zajfmany i Kierbele, pomagali wysiedleniu ich do Oświęcimia, Treblinki, Majdanka. Bezsenne noce są świadkami naszych ogromnych ofiar, które my tam pozostawili. Jest bardzo ciężko uspokoić się, że Żydzi, żydowscy mordercy, przyłożyli swoje ręce do tej barbarzyńskiej roboty. Grzmią jeszcze w naszych uszach ostatnie krzyki z komór gazowych. Kiedy gazy truły ich płuca i paliły serca, to ostatkiem swoich sił posyłały swój nakaz (testament): „nie zapominajcie przestępstw, jakie ludzkość dokonał przeciwko nam”. A tym bardziej nasi krewni i ziomkowie, nie zapominajcie żydowskich złoczyńców, tych Kierbelów i Zajfmanów. Nie zapominajcie również ich przyjaciół i ich obrońców, którzy są nie mniej niebezpieczni jak sami mordercy...
             … Obecnie, po zbrodniach Hitlera, kiedy straciliśmy jedną trzecią narodu, w taki barbarzyński sposób przy pomocy naszych własnych zdrajców, złoczyńców Zajfmanów-Kierbel, którzy na zimno, spokojnie przypatrywali się temu, co przed ich oczyma działo się, oni, ci bandyci, zabawiając się w naszym mieście wspólnie z hitlerowskimi bestiami na różnych festynach, nie słuchali wtedy próśb i płaczu, naszych najdroższych, ich my nigdy nie zapomnimy, bo nie możemy zapomnieć, ponieważ taki był ostatni nakaz dwudziestu tysięcy Żydów ostrowieckiego i bodzechowskiego obozu, ostatnie słowa ofiar z Ostrowca, które oni przesłali do nas przed śmiercią męczeńską, były następujące: Ostrowieccy ziomkowie: gdzie by nie przebywali, nie zapomnijcie okropności, których dokonali w stosunku do nas Zajfmanowie, Kierbele i inni... Nie zapomnijcie gwałtów, jakie oni dokonali nad nami. Zamęczonych przez nich, nie zapomnijcie o nich, złoczyńcach, Abram i Lejbus Zajfman, nie dajcie im spokoju obok siebie, wyplujcie ich. Niech już więcej w przyszłości nie powtórzy się taka ruina i hańba...

             Czytam ten przerażający dokument, wyraziście oddający dramatyczne dni okupacji, wierne zwierciadło losu Żydów. Wlał on krwawą treść w nazwy Ostrowiec, Bodzechów, Sandomierz, w imiona z upływem lat coraz słabiej kojarzące się z prześladowaniami i grozą – coraz głębiej zapada się w niepamięć tragedia poznawana za pomocą druku.
               Trudno, bardzo trudno wywołać w sobie przypuszczenie, że te niczym testamenty pisane opowiadania świadków podyktowane zostały czymś więcej aniżeli potrzebą szczerych zwierzeń – czy jest prawdopodobne, że może być inaczej, że w grę mógłby wchodzić jakiś donos, brudny interes, opłacone fałszywe oskarżenie?
              Z wielkim niepokojem myślałem o konfrontacji dokumentów. Jeżeli tamten dokument, który ma czekać na mnie w Berlinie, jest pochwałą Kierbela, to jak nazwiemy ten, który mam? Jak określić ludzi, którzy go stworzyli?!
             W jakiej rozterce będę, gdy z drugiego końca świata, z Tel-Awiwu do Monachium i z Monachium do Berlina, w cztery dni nie dotrze przyobiecana książka? Sprowadzana ryzykownym – jak mi się wydawało – systemem połączeń.
             Pierwsze kroki z pociągu kieruję na pocztę. W umówionym miejscu, przekazują mi dużą, szarą kopertę. Otwieram ją pospiesznie. Zawiera kilka kartek:
             Oświadczenie Ireny Prażak alias Idesy Zylberdrut, z podpisem poświadczonym przez prezydenta miasta Fryburga. Treść składa się z kilka zdań po niemiecku. Przebiegam je oczami: Irena Prażakova poznała pana Mariana Kargula w 1943 r. w Polsce. Pomógł jej w ucieczce na Słowację i dalej do Budapesztu. Gdy w 1944 roku Niemcy wkroczyli do Budapesztu, razem z jej siostrą a swoją żoną przetransportował ją do Bańskiej Bystrzycy i tutaj stworzył polską jednostkę przy wolnej Armii Czechosłowackiej. Walczył w niej do końca wojny. Uzyskał – pisze pani Prażakova – wysokie odznaczenia i znany jest jej dobrze jako zawsze chętnie pomagający ludziom.
            To tyle.
            Drugi dokument jest aktem notarialnym, opatrzonym licznymi pieczęciami.

            Działo się dnia dwudziestego drugiego miesiąca listopada roku 1971 przede mną, urzędującym notariuszem, Jakubem Poznańskim, mającym kancelarię swoją w Tel-Awiwie, przy ulicy Shderoth Rotschild 135.
  1. Leben Chawa z domu Adler, zamieszkała w Tel-Awiwie, przy ul. Pinskier 67, legitymizująca się dowodem tożsamości Państwa Israel nr 984576;
  2. Miszpati Zwi, którego uprzednie imię i nazwisko brzmiało Miedziogórski Hersz, zamieszkały w Bnei Brak, ul. Hebron 6, legitymujący się dowodem tożsamości Państwa Israel nr 0278511;
  3. Prymel Chaim, zamieszkały w Tel-Awiwie, ul. Rabi Friedman 53, legitymujący się dowodem tożsamości Państwa Israel nr 177916;
  4. Felgenbaum Batia, zamieszkała w Ramat Ganie, ul. Modiin 81, legitymująca się dowodem tożsamości Państwa Israel nr 137060;
  5. Gutholz Meir, zamieszkały w Kiriath Motzkin, ul. Hagana 15, legitymujący się dowodem tożsamości Państwa Israel nr194212;
    Stawiający, uprzedzeni przez urzędującego notariusza o obowiązku mówienia prawdy i odpowiedzialności karnej według prawa izraelskiego i polskiego za złożenie fałszywych zeznań, oświadczyli pod przysięgą, co następuje:
    1. Nie jesteśmy spokrewnieni ani spowinowaceni z Abramem Kierbelem, którego obecne nazwisko brzmi Marian Kargul i który zamieszkuje na terenie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.
    2. W czasie drugiej wojny światowej, w okresie między początkiem 1942 a miesiącem marcem roku 1943, znajdowaliśmy się razem z wieloma innymi w obozie pracy w Bodzechowie obok Ostrowca Kieleckiego.
    3. W wymienionym obozie pracy był nadzorcą p. Marian Kargul, wspomniany w paragrafie nr 1 niniejszego aktu.
    4. Przy spełnianiu swoich funkcji w obozie Marian Kargul zapisał się złotymi zgłoskami w historii ponurych dni najazdu hordy hitlerowskiej. On był tym, który niejeden raz uratował nasze życie i to z narażeniem własnego. W każdym wypadku, o którym się dowiedział jako nadzorca w obozie, że grozi nam wysiedlenie albo likwidacja obozu, co było prawie równoznaczne z wysyłką na śmierć, zawiadamiał nas o tym potajemnie i organizował w porę ucieczkę.
    5. Nigdy nie zapomnimy, my niżej podpisani oraz reszta, wielu innych pracujących w powyższym obozie, szlachetnego charakteru Mariana Kargula, zawsze gotowego do poświęceń dla pracujących w obozie.
    6. Jedno zdarzenie, które spośród wielu innych podobnych szczególnie utkwiło nam w pamięci, to fakt, kiedy w początku 1943 roku SS niemieckie miało zlikwidować nasz obóz, co było równoznaczne z wysyłką na stracenie. Marian Kargul zdążył nas uprzedzić i zorganizować naszą ucieczkę. Jasnym jest, że gdyby władze niemieckie o tej jego akcji się dowiedziały, zostałby rozstrzelany na miejscu.
    7. Marian Kargul jest człowiekiem nieskazitelnego charakteru i dobroci, gotów zawsze i w każdej ciężkiej chwili pomóc bliźniemu, i to nigdy dla własnej korzyści; człowiek, który nikomu niczego złego nie zrobił, lecz zawsze ratował innych.
          Akt powyższy został stawiającym odczytany, stawiający oświadczyli, że jest dla nich w pełni zrozumiały, w dowód czego potwierdzili jego treść pod przysięgą, własnoręcznym podpisem.
Tel-Awiw, 22 listopada 1971 roku.

          Trzecim dokumentem jest fotokopia strony tytułowej książki pt.: „Ostrowiec – a Monument on the ruins of annihilated Jewish community (Published by the Society of Ostrovtser Jews in Israel with the cooperation od the Ostrovtser Societies in New York and Toronto)”
          Do strony tytułowej dołączona jest kartka, stanowiąca fragment tekstu pisany w języku hebrajskim.
Do odjazdu warszawskiego pociągu mam całe pół dnia. Telefonuję do Monachium. Zgłasza się pani Maryla Bornstein.
         - Nie przesłaliśmy pany całej książki – tłumaczy się – ponieważ o ojcu jest tam wspomniane tylko w jednym miejscu. Ten fragment pan ma.
         W Warszawie tłumacz Żydowskiego Instytutu Historycznego dokonuje przekładu przywiezionej przeze mnie stroniczki hebrajskiego tekstu, gdzie mowa jest o Kierbelu.

         … Wyszło zarządzenie szefa niemieckiego Arbeitsamtu Kredela, ograniczające zatrudnienie Żydów powyżej 35 lat w fabryce blach w Ostrowcu. Znaczenie tego zarządzenia dla ludzi starszych, powyżej 35 lat, było jasne i wywołało niepokój. Na szczęście zorganizowano nowy warsztat pracy przez wiedeńską firmę „Elin”, produkującą elektryczne przedmioty w Bodzechowie – 5 kilometrów od Ostrowca. Firma ta otrzymała zgodę na zatrudnienie 200 Żydów. Jako kierownik grupy żydowskich robotników mianowany został Abram Icek Kierbel. Prawie wszyscy zatrudnieni w tej fabryce mieli powyżej 35 lat...

           -  I tyle.
          Tylko tyle.
          W tysiącstronicowej księdze o tragedii okupacyjnej Żydów ostrowieckich dla Abrama Icka Kierbela, który z tysiąca Żydów, ocalonych z dwunastotysięcznej czy piętnastotysięcznej żydowskiej społeczności Ostrowca, uratował sześciuset – jak sam podaje – lub dwustu – jak podają jego kuzyni – tylko jedno zdanie? Jedno zdanie?
          Co by ten fakt mógł znaczyć? Że albo ocaleni Żydzi nie chcą już rozdrapywać ran przeszłości wiążącej się z Kierbelem, albo postanowili na zawsze wymazać to nazwisko ze swojej pamięci – jeśli je wspomnieli w książce raz, to dla potrzeb historycznej dokumentacji.
Jedna stroniczka o Kierbelu może też oznaczać, że pani Maryla Bornstein nie mogła mi przekazać innych stron. Bo jeżeli wyłożona tam została prawda odmienna od tej, którą potwierdzało pięciu świadków...
          „Wszystkie koszta zostaną pokryte” - dźwięczy mi w uszach zdanie z rozmowy telefonicznej Maryli Bornstein – Monachium, Szmulek – Tel-Awiw. Czy również w ten sposób przygotowywani byli świadkowie Kierbela w roku 1948, gdy stawili się w Pradze i później w Sandomierzu?
Powraca w pamięci zdanie, jakie wyczytałem na jednej z kart protokołu ówczesnego śledztwa: „Kierbel przybył z Rio do Ostrowca i jednał sobie ludzi podarkami”.
Nabrało znaczenia wspomnienie, którego onegdaj wysłuchałem w fabryce Rapaporta – o tym, jak Kargul przyjechał po wojnie do Ostrowca i biednych częstował dolarami.
Ile za dolary potrafi zrobić bieda!
          Z powodu dolarów szli na śmierć niektórzy ostrowieccy Żydzi i z powodu dolarów byli przed nią ocaleni.
          Ratowali się, jak tylko potrafili i mogli, wszyscy podobnie. Niektórzy inaczej, jak Kierbel.

Str. 407-408
            Za kogo uważał się on sam? Różnie.
            W różnych zeznaniach różnie.
            W ostatnim, obszernym życiorysie, który złożył przesłuchiwany 12 stycznia 1967 roku, podawał:

            Urodziłem się 28 września 1909 r. w Ostrowcu Świętokrzyskim w rodzinie chłopskiej. Ojciec mój, Fajwel Kierbel, posiadał gospodarstwo rolne o powierzchni około 12 ha ziemi w miejscowości Staw Denkowski, mieszczący się obecnie w granicach miasta Ostrowiec. Matka moja, Hendla z d. Traub, pracowała również w gospodarstwie razem z ojcem. Z rodzeństwa posiadałem młodszą siostrę Cecylię, która w roku 1938 wyszła za mąż za Piotra Jabłońskiego, pochodzącego z okolic Sandomierza. W roku 1946 ja ich zabrałem do Brazylii i obecnie mieszkają w Rio de Janeiro, ul. Passandu 31, dzielnica Flamingo. Do szkoły podstawowej nie uczęszczałem. Naukę rozpocząłem we wstępnej klasie gimnazjum w szkole męskiej przy ul. Polnej w Ostrowcu. Szkoła mieściła się w dawniejszych koszarach rosyjskich. Była to polska szkoła, nie pamiętam, jaki miała numer i czy była pod czyimś imieniem. Gimnazjum ukończyłem, a ściślej sześć klas gimnazjum ukończyłem w roku 1922 lub 1923. Dawało mi to, mówiąc w potocznym języku, małą maturę. Po ukończeniu szóstej klasy zostałem usunięty ze szkoły za udział w bójce...

               Wówczas przeniosłem się do Warszawy, gdzie zamieszkałem prywatnie u Pinkwasa Kleimana przy ulicy Dzikiej 24, numeru mieszkania nie pamiętam. Chodziłem w tym czasie do wieczorowej szkoły elektrotechnicznej im. Wawelberga przy ul. Stawki. Nauka w tej szkole trwała około 3 lat. Po ukończeniu szkoły otrzymałem dyplom elektryka wysokich napięć. Dyplom otrzymałem w 1925 albo 1926 i wróciłem do Ostrowca, gdzie pracowałem w firmie „Instalator” jako starszy monter. Właścicielem firmy był Natan Kuperman. W firmie tej pracowałem przez kilka lat. Byłem wówczas sekretarzem Poalej Syjon-Lewica – Żydowska Partia Pracy. W latach 1931-33 odbywałem służbę wojskową do przysięgi w 24 pułku artylerii lekkiej w Jarosławiu, a od przysięgo w 2 pułku czołgów w Żurawicach. Z wojska wyszedłem w stopniu kaprala i zamieszkałem w Ostrowcu. Przed pójściem do wojska w roku 1930 zawarłem związek małżeński z Sabiną Niskier, mieszkanką Ożarowa, powiat Opatów. Żona zamieszkała razem ze mną w Ostrowcu przy ówczesnej al. 3 Maja 15. Po powrocie z wojska byłem kierowcą w straży pożarnej, a następnie jeździłem autobusem prywatnej firmy na trasie Ostrowiec-Warszawa. W Ostrowcu pracowałem do wybuchu wojny. Posiadałem czworo dzieci, w tym dwóch synów i dwie córki.

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

אוסטרוביץ - Ostrowiec

Ostrowiec - mapa dzielnicy żydowskiej

Autor i data powstania mapy nieznana

Legenda:
-.-.-.  duże getto
-----   małe getto
1. dziedziniec synagogi
2. synagoga
3. bejt midrasz stary
4. bejt midrasz nowy
5. szkoła Mizrachi
6. szkoła Agudy
7. mykwa
8. łaźnia
9. magistrat
10. plac Floriana
11. szpital miejski

Źródło: Muzeum Historyczno-Archeologiczne w Ostrowcu Św.

czwartek, 2 kwietnia 2015

Konfident Szpigiel


"Szumiały nam świętokrzyskie Jodły" 
Marian Tadeusz "Bończa" Mazur
Katowice, [l. 80.]
s. 76-77

            Mieszkał w Ostrowcu już przed wojną, w narożnym domu przy ulicach Jana Kilińskiego i Legionów - Żyd z pochodzenia Szpigiel, który miał żonę Niemkę. Dziwił wszystkich fakt, że Niemcy pozostawili go w spokoju. Nie został rozdzielony z rodziną ani nie musiał mieszkać w getcie, a to było sprawą raczej nie spotykaną. Na domiar złego, zostawiono go w spokoju również po likwidacji getta.
            Oficjalnie pełnił on funkcję jakiegoś inspektora miejskiego oddziału straży pożarnej, ale dużo czasu spędzał też, przebywając w pobliskiej komendzie żandarmerii.
Sprawę należało zatem wyjaśnić, a w wyniku tych wyjaśnień – wydano na Szpigla wyrok śmierci.
I tutaj jestem zmuszony do odstąpienia od dotychczasowego sposobu opisywania zdarzeń, ponieważ sprawa zaczęła mnie dotyczyć osobiście.
             Otóż nasz grupowy „Rawicz”, zwrócił się do naszej trójki z propozycją wykonania tego wyroku. Piszę o tym dlatego, że byłaby to dla mnie i kolegów, pierwsza tego rodzaju akcja. Ci, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji, chyba doskonale wiedzą, czy to łatwo jest się na coś takiego zdecydować. Przecież, to zupełnie nie tak, jak bywa w otwartej walce z wrogiem, tam odczuwa się raczej wielkie uniesienie i nie myśli się o zabitym wrogu – ale tak na „zimno”? Niemniej cała nasza trójka wyraziła zgodę, bo czyż można było inaczej?
            Przebieg akcji zaplanowany został następująco: „Skała” - Leonard Świątek został ustawiony na rogu ulic Aleja 3-go Maja i Kilińskiego, z zadaniem zasygnalizowania, że Szpigiel nadchodzi swoją zwykłą drogą, zmierzając tuż przed godziną policyjną do domu, a następnie ubezpieczenia akcji. Natomiast ja i „Gołąb” - Kazimierz Rosół, czekaliśmy na niego tuż przy domu i tam miał być wyrok wykonany.
            Niestety, czekaliśmy przez dwa dni z rzędu nadaremnie. Nie wiadomo z jakich przyczyn zmienił on swój czas powrotu, a godzina policyjna i bliskie sąsiedztwo żandarmerii – zmuszało nas do opuszczania stanowisk. Zostaliśmy za naszą nieudolność porządnie zrugani przez „Rogacza” i zabrano nam tę akcję, z czego, tak szczerze mówiąc, byliśmy raczej zadowoleni.
             Niemniej nasze „wystawanie” na ulicy też się trochę przydało, bo w dwa dni później, „Rogacz” i Adam Kmiecik wraz z innymi – przyszli w nocy do Szpigla, już do mieszkania i zabrali go ze sobą na zamarznięte stawy „Głowackiego”. Tam został on zlikwidowany, a ciało dla zatarcia śladów zostało wrzucone do przerębli – został odnaleziony dopiero na wiosnę.
             Ten przypadek przypomina mi jeszcze jedno zdarzenie, trochę się z tym wiążące.
             Niesamowicie w tym czasie zabagnione tak zwane „Łąki Denkowskie” przecinała bocznica kolejowa toru, który prowadził do cegielni i browaru. Pewnego razu otrzymaliśmy polecenie, by na wyznaczone miejsce nasypu tego toru, obok otoczonego wokół bagniskiem lustra wody – nanosić duży zapas ciężkich kamieni.
              Nosiliśmy te kamienie z odległości około 1,5 kilometra, klnąc na czym tylko świat stoi, głupie pomysły, bo komu to było potrzebne?
             Po pewnym czasie, uzyskaliśmy wyjaśnienie, że kamienie te są potrzebne na wypadek, gdyby trzeba było się kogoś pozbyć w sposób dyskretny, tak aby nie spowodować represji ze strony okupanta. Podobno w jednym przypadku okazały się one potrzebne.