środa, 20 listopada 2013

"Pamiętnik z lat 1904-1905"

Ignacy Boerner
"Pamiętnik z lat 1904-1905"
oprac. T. Karbowniczek
Piotrków Trybunalski 2011

str. 34
          O przygotowaniach Ostrowieckiego Komitetu Robotniczego urządzenia manifestacji 1-szo majowej [1904 roku] władze Centralne posiadały dość dokładne informacje.
         Na zasadzie otrzymanych wiadomości grupa PPS, działająca w Zakładach Ostrowieckich, ma zamiar w dniu 1 maja urządzić manifestację i jawnie ogłosić swoje żądania. Początkowo miano zamiar urządzić manifestację w sobotę, lecz potem w obawie, że żydzi w tym dniu nie wezmą udziału, zdecydowano się na niedzielę dnia 1 maja. […] (przyp. 53 – Notatka tymczasowo pełniącego obowiązki pomocnika Generał-Gubernatora, generała majora Czerkasowa z dnia 27 marca 1904 r.).

str. 34-37
          W drugiej połowie lipca miały miejsce pożałowania godne wypadki w Ostrowcu, a mianowicie rozruchy antyżydowskie. Kto te rozruchy zorganizował, nie dało się ustalić. Wszystkie dane przemawiały za tym, że zorganizowała je policja z żandarmerią, która widząc wzmagający się z każdym miesiącem ruch robotniczy chciała go zbezcześcić i pozwolić coraz bardziej się przekierującej sile energii rewolucyjnej wyładować się po linii najmniejszego oporu i w najbardziej dogodny dla niej sposób.
          Sam przebieg wypadków postaram się ustalić na zasadzie pamięci. O godz. 4 doszły do mnie wieści (znajdowałem się wtedy w fabryce), że robotnicy idący na nocną zmianę zaczęli być żydów [tak w oryginale] w Ostrowcu oraz na Bolesławowie [nazwa osady, obecnie okolice ul. Kilińskiego]. Natychmiast zwołałem doraźne posiedzenie Ostrowieckiego Komitetu, na którym postanowiliśmy z całą energią przeciwstawić się tym rozruchom. Zarządzenia, które wydaliśmy, były następujące:
          a) skierować w kierunku Ostrowca część towarzyszy, którzy mają dążyć do zlikwidowania rozruchów;
          b) robotników dziennych, którzy o godz. 6-ej mieli opuścić fabrykę, zatrzymać w fabryce dopóki rozruchy nie zostaną zlikwidowane.
          Osobiście udałem się do Ostrowca żeby dopilnować zlikwidowania rozruchów. Idąc do miasta przekonałem się, że rozruchy na Bolesławowie nie przyjęły jeszcze drastycznych objawów, pobito tylko jedną rodzinę żydowską i zniszczono jej mieszkanie, fama głosiła, że koło bożnicy odbywa się krwawa rozprawa z żydami. Podążyłem do bożnicy. Przed samą bożnicą była zgrupowana większa liczba żydów uzbrojonych w siekiery, a kilkadziesiąt kroków od nich był zgrupowany znaczny tłum robotników fabrycznych uzbrojonych w drągi i kamienie. Odbywała się walka słowna, do bójki jednakowoż nie doszło. Towarzysze natychmiast wmieszali się w tłum robotników i zaczęli uspokajać. Początkowo przyglądałem się temu uspakajaniu, widząc jednakowoż, że to nie pomaga i że tłum jest zanadto roznamiętniony wszedłem z tłumu i stanąłem pomiędzy obydwiema roznamiętnionymi stronami. Donośnym głosem zażądałem spokoju. Robotnicy, gdy zobaczyli, że przed nimi stoi inżynier z fabryki, natychmiast się uspokoili. Przemówiłem wtedy do jednych i drugich, uspakajając ich, oświadczyłem jednocześnie, że biorę żydów pod swoją opiekę, a dalej, że jestem przekonany, iż wśród robotników znajdzie się dostateczna liczba rozumnych ludzi, którzy mnie poprą (w tym momencie towarzysze zaczęli się koło mnie grupować) i nie dopuszczą do rozlewu krwi. Od żydów zażądałem, aby natychmiast spokojnie rozeszli się do domów. Żydzi zastosowali się do niego i rozeszli się. Potem przemówiłem do robotników, żądając od nich, żeby spokojnie udali się do pracy, stwierdzając, że wieści rozpuszczone o śmierci chłopca chrześcijanina przez żydów są z gruntu fałszywe. Tłum robotniczy rzeczywiście natychmiast udał się gremialnie do fabryki. Policji ani żandarmerii nigdzie nie widziałem, widocznie celowo pochowali się, żeby nie przeszkadzać rozruchom.
          Wracając do fabryki, spotkałem koło magistratu oficera żandarmerii, który przepraszając, przedstawił mi się, po czym podziękował mi za to, że tak energicznie i zdecydowanie zlikwidowałem rozruchy, czego mi nigdy nie zapomni. Wyczułem, że w tym podziękowaniu przebija raczej nuta irytacji na mnie, niż wdzięczności.
          W ten sposób rozruchy antyżydowskie zostały zlikwidowane. W dniu 31 lipca CKR PPS [Centralny Komitet Robotniczy Polskiej Partii Socjalistycznej] wydał odezwę, w której wypadki ostrowieckie zostały znacznie przesadzone (przyp. 55 – Odezwa ta zawierała cały szereg pretensji skierowanych do Ostrowieckiego Komitetu Robotniczego za to, że dopuścił do wystąpień antyżydowskich.). Policja zaś aresztowała kilka osób, m.in. i tow. Trzebińskiego, którego niewinnie blisko rok przetrzymywała w więzieniu.
          Przebieg rozruchów przeciw żydowskich w świetle sfer rządowych przedstawia się w świetle następującym:
          Dnia 22 lipca około godz. 5 popołudniu na rynku w Ostrowcu chłopiec żydowski został uderzony kijem przez Jana Sucholewskiego (epileptyka). Chłopiec reagował i uderzył S. kamieniem. S. upadł na ziemię i dostał ataku epileptycznego. Policja podniosła chorego, początkowo zaniesiono chorego do magistratu, po czym do szpitala. Przechodzący przypadkowo koło magistratu Józef Sucholewski, brat epileptyka, robotnik z Zakładów Ostrowieckich, gdy dowiedział się o bracie wszczął awanturę z żydami, głosząc, że żydzi zabili mu brata. Policja awantury te natychmiast zlikwidowała.
          Wieść o zabójstwie Jana Sucholewskiego rozniosła się po całym Ostrowcu, przejaskrawiona. Wieść głosiła, że żydzi zabili Sucholewskiego i jeszcze jakąś kobietę chrześcijankę.
          Następnego dnia, tj. 23 lipca o godz. 6 popołudniu robotnicy wychodzący z fabryki (dzienna zmiana), uzbrojeni w kije i kamienie, ruszyli do Ostrowca i zgrupowali się na rynku, goniąc żydów. Władze, policja i żandarmi rozpoczęli uspokajać wzburzony tłum, lecz tłum rozdzielił się na grupy i ruszył w różnych kierunkach miasta. Podczas rozruchów zostało pobitych 24 żydów, z czego 23 dość lekko, jeden zaś Jankiel Borenstein umarł z pobicia następnego dnia; następnie wybito około 1000 szyb, zniszczono 24 okna i 4 drzwi, jeden z domków żydowskich został poważnie zniszczony. Masowych kradzieży nie było, natomiast miały miejsce drobne kradzieże, lecz w małych rozmiarach (przyp. 56 – Raport generała radomskiego do ministra spraw wewnętrznych z dnia 30 lipca 1904 r. [Archiwum Główne Akt Dawnych (AGAD), Kancelaria Generał-Gubernatora Warszawskiego (KGGW) nr zespołu 247/II, sygn. 2431, k. 9]).
          Pomocnik Generał-Gubernatora Warszawskiego stwierdzał w swoim raporcie z dnia 27 lipca, że rannych żydów było 10, z tego jeden umarł. Ponadto natomiast rannych było 2 chrześcijan. Kradzieży w ogóle nie było żadnych.
          Sprawa tych rozruchów nabrała dużego rozgłosu wśród sfer rządowych z powodu skarg oficerów 4 szwadronu 40 małorosyjskiej pułku dragonów, który to szwadron został przez wicegubernatora wezwany ze Staszowa i przybył do Ostrowca w dniu 24 lipca. Na zasadzie tych skarg został wydelegowany ppłk Sztabu Gen. Fiedow, w swoim raporcie skierowanym do wicegubernatora Gafferberga stwierdzał, że:
  1. Rozruchy w Ostrowcu nie miały charakteru przeciw żydowskiego, lecz były skierowane właściwie przeciwko rządowej administracji, która jest znienawidzona przez robotników.
  2. Gdy te rozruchy miały mieć charakter przeciw żydowski, to przy zupełnym braku w mieście sił wojskowych (było tylko 5 do 6 policjantów) pociągnęłyby za sobą poważne straty w ludziach oraz straty materialne.
  3. Były to zwykłe awantury uliczne i przy tym w różnych miejscach, dopiero gdy żydzi zaczęli krzyczeć i prowokować robotników (żydek jeden wystrzelił dwa razy w powietrze z rewolweru), ci pobili kilku żydów, którzy im wpadli w ręce. Jeden z tych żydów podobno umarł, przy czym o tej śmierci różnie mówią i w ogóle ta śmierć jest wątpliwa.
  4. Cała ta historia została przez czynniki administracyjne niemożliwie rozdmuchana.
          Dalsze zarzuty tyczą się już nieodpowiedniego użycia wojska.
          Administracja po takim raporcie zaczęła się solidarnie bronić i w aktach znajdujemy kilkadziesiąt raportów różnych dostojników. Rezultatem tych rozruchów było aresztowanie 19 robotników, natomiast wytoczono proces 68 robotnikom, którzy odpowiadali z wolnej stopy.
          Wśród aresztowanych byli: Czerwiński Jan, Żebrowski Edmund, Frydrysiak Władysław, Denek Ludwik, Trzebiński Włodzimierz.
          Sprawa trwała długo i zdaje się, że nikt nie został zasądzony. Najdłużej siedział Trzebiński Włodzimierz.

str. 67
          W drugiej połowie czerwca [1905 roku] miały miejsce w Ostrowcu i w okolicy strajki powstałe wyłącznie na tle ekonomicznym. […]
          Dnia 24 czerwca zastrajkowali rzeźnicy żydowscy. Robotnicy chcieli rozbić jatki, gdyż tego dnia nie można było dostać w Ostrowcu mięsa. Komitet Ostrowiecki interweniował i tegoż dnia strajk został zwycięsko zakończony.
          Dnia 28 czerwca zastrajkowali robotnicy (24) w tartaku Heinego, żądając podwyższenia zarobków. Strajk zakończył się zwycięstwem robotników i trwał zaledwie do dnia 1 lipca.

str. 101-103
          Dnia 30 października [1905 roku] pojawił się Najwyższy Carski manifest (przyp. 114 – Manifest cara Mikołaja II miał na celu uspokojenie wzburzenia, panującego w całym państwie rosyjskim. Nadawał w nim władca rosyjskiego imperium „trwałe podstawy wolności obywatelskiej na zasadach rzeczywistej nietykalności osobistej, wolności sumienia, słowa, zebrań i związków”, a powoływał do życia poprzednio obiecaną Dumę, do której prócz klas posiadających wchodzić mieli reprezentanci warstw pracujących. Wszystkie te przywileje nie doczekały się realizacji z wyjątkiem zwołania Dumy kilkakrotnie rozwiązywanej.).
[…]
          Dzień 5 listopada postanowiliśmy obchodzić jak dzień „święta wolności”, jak ten dzień nazwaliśmy. […]
          Przebieg tego wielkiego dnia trudno byłoby mi z pamięci odtworzyć. Odtworzę go, przytaczając opis tego święta podług „Głosu Polski”
          Obywatele miasta Ostrowca i bliższej okolicy, oraz pracownicy Zakładów Ostrowieckich, celem upamiętnienia dnia wyzwolenia swego i reszty braci polskiej z okrutnych hańbiących więzów, obchodzili w dniu wczorajszym nader uroczyste święto narodzin wolności. […]
          Wszystko znalazło swój wyraz w obchodzie następującym. Po nabożeństwie w miejscowym kościele zgromadzeni ruszyli pochodem uroczystym do krzyża, ręką ludu pracy ustawionego przed fabryką w Klimkiewiczowie. […]
          Z Klimkiewiczowa pochód zawrócił do miasta i, przeszedłszy przez rynek przy dźwiękach orkiestr i wciąż niemilknącej pieśni "Boże coś Polskę", skierował się do kościoła, i po odśpiewaniu "Te Deum" wyruszył ze sztandarami do miejscowej synagogi.

          Na spotkanie wyszedł pod baldachimem rabin, niosąc „radał”, i przy dźwiękach mazurka „Jeszcze Polska nie zginęła”, odegranego przez orkiestrę żydowską, wkroczono do domu modlitwy.
          Tam przywitał zebranych w słowach serdecznych przedstawiciel żydów p. Frenkiel, zaznaczając, że wskutek fanatyzmu braci jego, pierwszy raz w przybytku tym rozbrzmiewa mowa polska, i prosił o uwzględnienie, o pobłażliwość dla tego fanatyzmu, zresztą dla Polaków nieszkodliwego, prosił o nie odrzucanie wyciągniętej bratniej i szczerej dłoni dawnego biednego żyda tułacza i zakończył hasłami: „Niech żyje wolność!”, „Niech żyje braterstwo!”.

          Z synagogi przy dźwiękach orkiestry żydowskiej i strażackiej i śpiewie „Boże coś Polskę”, „Czerwony Sztandar” wyruszono na zapowiedziany wiec na placu fabrycznym w Klimkiewiczowie. [...] (przyp. 117 - „Głos Polski” nr 1 z dnia 11 listopada 1905 r.).