Niektórzy brali pod opiekę żydowskie dzieci, by uchronić je przed grożącym niebezpieczeństwem. Adela Nowosielska:
Przyjęłam w r. 1942 dwoje małych dzieci żydowskich, chłopca 4 lat i dziewczynkę 1 ½ roku. Z narażeniem życia mego i moich dzieci przechowywałam je u siebie w Rabce do r. 1945 i w ten sposób ocaliłam im życie, oddając dzieci zdrowe i całe rodzicom.
W jak największym skrócie sprawa przedstawia się w ten sposób: Przechowywałam chłopca Borucha Szafira, syna Chany Łai, z domu Korn, i ojca Froima Szafira, przed wojną zamieszkałych w Ostrowcu Kieleckim. Chłopiec, który miał w czasie oddania go do mnie 4 lata, nosił imię Boluś, ażeby uniknąć tak niebezpiecznych podejrzeń. Jesienią r. 1943 Boluś zachorował ciężko na zapalenie wyrostka robaczkowego – przewiozłam go nocą do szpitala w Nowym Targu, gdzie podczas wstępnego badania stwierdzono, że był obrzezany, i bano się go przyjąć. W nocy siostra zakonna (s. Roberta od ss. sefiranek) przeniosła mnie wraz z Bolusiem na pawilon niemiecki, gdzie były Niemki z dziećmi, i umieściła mnie w separatce dla więźniów, i byłam z tym dzieckiem przeszło 4 miesiące. Do domu, do Rabki, jeździłam tylko raz na tydzień, aby zarządzić i dać moim dzieciom jedzenie, i wtedy zastępowała mnie przy Bolku moja córka lat 14, i wskutek tego nabawiła się nerwicy ciężkiej, a tak stale, jak dzień, tak noc, musiałam czuwać przy chorym Bolku. Jest rzeczą zrozumiałą, że wydałam bardzo dużo pieniędzy na szpital, na lekarzy i na służbę w szpitalu; zrobiłam to wszystko, aby dziecko zachować przy życiu. Zbędne jest dodawanie, że za przechowywanie Bolka groziła mi i moim dzieciom w każdej chwili kara śmierci z rąk hitlerowskiego Gestapo.
Źródło: http://historiarabki.blogspot.com/2012/01/za-to-grozia-smierc-rabczanie-z-pomoca.html
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz