czwartek, 31 grudnia 2020

Kawaler do wzięcia

 

Ryszard Miernik
„Kawaler do wzięcia”
Łódź 1983


s. 7

        Gdy majster przyczepił się do Gibały, na wydziale zawrzało. Powiedział mu, że pójdzie precz z roboty, bo stary i nie płaci mu z zarobków. Ale jak miał mu płacić, kiedy w chałupie było czworo dzieci. Jego kobieta robiła co mogła: prała, szyła, chodziła nawet do Żydów na posługi, ale niewiele to dawało. Stary Szymon wysechł ze zmartwienia, pewnie też nie dojadał, aż zasłabł w robocie, że go musieli wynieść na powietrze.

s. 13

- A wiesz, że dawniej w Ostrowcu kowal ślubów udzielał?
- Żartujesz.
- Przychodzili do niego młodzi i mówili: Mości kowalu, chcemy się pobrać. Kowal kazał im się trzymać za ręce i powtarzać słowa przysięgi: Będziesz ją miłował? Będę. Będziesz jej wierny? Będę. Aż do śmierci? Aż do śmierci. I każde zdanie młotkiem przyklepywał. Dźwięk żelaza łączył serca nowożeńców i niósł wieść po osadzie o powstaniu małżeństwa.
- Skąd o tym wiesz?
- Dziadek opowiadał ojcu, a ojciec mnie… […]

s. 62

- Opowiedz im o Antku – podpowiedziała mu Maria, przysłuchując się ich rozmowie.
- Siedzi Antek w izbie, kołysze żydowskie dziecko i tak mu śpiewa: Lulajże, lulaj, malutki, będziesz kupcem opatowskim, lulajże, lulaj, będziesz kupcem ćmielowskim, lulajże, lulaj, będziesz kupcem ostrowieckim. Słyszy to śpiewanie stary Szmul w sklepie, więc przynosi Antkowi chleb, śledzia, wódkę i cebulę, i każe mu dalej tak śpiewać. Jak się Antek najadł i napił, to powiada do małego: A śpijże, ty jucho, bo i tak Żydem będziesz, i poszedł nad rzekę, położył się w trawie i zasnął.
- A gdzie tu puenta?
- W kieliszkach – odpowiedział „Rumcajs” rozlewając wódkę.

s. 76-78

Godek wrzucił kartkę do skrzynki i wyszedł z poczty na ulicę. Trzeba będzie jeszcze list wysłać do Teofila – myślał. Siedzi w tym Sandomierzu i nie wiadomo, co się z nim dzieje. Może potrzebna jest mu jakaś pomoc, może go zatłukli…
- Coś taki zamyślony? – usłyszał nagle znajomy głos z boku.
- Icek? - zdziwił się. – Nie posadzili cię jeszcze?
- Jak widzisz, a ty kiedy wróciłeś?
- Niedawno, szukam roboty.
- Ciężko będzie, ale nie stójmy tak, bo nas kto przyuważy.
Skręcili w uliczkę prowadzącą do rynku. Gdzieniegdzie widać było kobiety robiące zakupy, na płotach wisiały odezwy wzywajace społeczeństwo do świadczeń na rzecz armii, w radio śpiewała Ordonka.
- Masz atrament w domu? – zapytał Icka.
- Chcesz ulotkę pisać?
- List do narzeczonej w Sandomierzu.
- Uważaj, dopieroś z puszki wyszedł.
Wkrótce znaleźli się w ruderze obwieszonym świeżym praniem.
 […]
- Napisałeś już? To zjedzmy co, bo jak śledź wyglądasz – powiedział Żyd, stawiając przed nim talerz z ziemniakami i barszczem. – Jedz i czytaj – dodał podsuwając mu kartkę.
„Groźba najazdu Hitlera sprawiła, że walka o obalenie systemu sanacyjnego, o demokratyczne wybory, o rządy zaufania mas ludowych staje się zagadnieniem bytu lub niebytu Polski. Taka jest nieodparta logika faktów. W tej dla demokracji polskiej przełomowej chwili Komunistyczna Partia Polski wyciąga bratnią dłoń do socjalistów, ludowców, demokratów, do pracujących mas katolickich, do wszystkich, co gotowi są walczyć ze znienawidzonym reżymem sanacyjnym i endecją – o demokratyczną, pokojową politykę zagraniczną, o rząd zaufania mas ludowych, o rząd ocalenia Polski…”
- Oni tam w Sandomierzu nic nie wiedzą.
- Icek ci mówi, że wiedzą, i o tym też wiedzą, że została rozwiązana Komunistyczna Partia Polski. To, co przeczytałeś, to jest ostatni głos rozsądku.
- Co ty, człowieku, mówisz?
- Tak jest, jak mówię, i dużo naszych z Moskwy nie wróciło.
- I co teraz będzie?
- Wojna z Hitlerem.

s. 108-110

Okupant zorganizował w mieście getto żydowskie między ulicami: Młyńską, Pierackiego i Denkowską. Żydzi pracowali w hucie, w firmach budowlanych i przy budowie dróg. Mieli początkowo własną administrację i policję. Policjantem między innymi był Icek Kierbel vel Kargul.
W 1942 roku hitlerowcy przystąpili do likwidacji ludności żydowskiej w „dużym getcie”. Rozstrzelali około dwóch tysięcy Żydów, a jedenaście tysięcy wywieźli do Treblinki. Dla pozostałych trzech tysięcy Żydów zatrudnionych w różnych firmach utworzono „małe getto”, które wkrótce również zostało zlikwidowane.

Kaplica Sykstyńska zamknięta -
Eintritt verboten.
Straż trzymają maszyny.
Czy maszynowe karabiny…
Nie znam się na tem.
Na plafonie Bóg Michała Anioła
Szaleje, może coś woła,
Może kopie Ziemię i krzyczy: Przeklęta!
My nie wiemy o tem.
Kaplica Sykstyńska zamknięta.
W nachylonym lustrze widać,
Jak krew kroplami ścieka.
To nie farba spod palców Michała Anioła - 
To krew człowieka…

Ewa Lipko

Z fabryki mieliśmy zabrać cukier – mówił pan Władysław. – Akcję omówił „Rogacz” i zlecił przeprowadzenie jej „Hernemu”. Wcześniej nikt jakoś nie pomyślał o tym, że wszystko zależeć będzie od szybkiego załadowania cukru.
W pobliżu fabryki znajdowała się jednostka niemiecka. Stojący na warcie żołnierz zwrócił uwagę na nasze samochody i kręcących się ludzi. Chłopcy ładowali już druga ciężarówkę. Czas wlókł się niesamowicie. Ręce odmawiały im posłuszeństwa.
Przebywający w moim domu „Rogacz” wypatrywał przez okno łącznika. Uspakajałem go, żeby się nie denerwował, ale on wsiadł na rower i pojechał. Kiedy znalazł się w pobliży fabryki, Niemcy już strzelali, a nasi chłopcy nie zostawali im dłużni. „Rogacz” przyłączył się natychmiast do grupy i zaczął osłaniać jej odwrót. Walka była nierówna i dramatyczna, toteż od kul niemieckich zginął on, „Brom”, „Chytry”, „Kudłaty”, „Orzeł”, „Pestka”, a „Herny” został ranny. Niemcom udało się także schwytać „Czarnego” Sidowskiego, ocalał Szpinek.
        Żal nam było wszystkich, ale niepowetowaną startą była śmierć „Rogacza”. Ten odważny i inteligentny człowiek był nadzwyczajnym dowódcą. Gestapowcy z początku nie mogli go zidentyfikować, gdyż nie miał przy sobie dokumentów. Jednakże jakiś sługus powiedział im, że to jest Mieczysław Wąs „Rogacz” na którego od dawna polowali. Oprócz broni znaleźli przy nim listę szpicli i kolaborantów, na których był wydany wyrok śmierci przez podziemie. Wezwali do trupiarni matkę „Rogacza”, pytając, czy to jest jej syn. Odpowiedziała im, że nie. Miała trzech synów, straciła dwóch, Włodzimierza okupant rozstrzelał przy stacji. Wyrzekając się Mietka, starała się uchronić ostatniego syna, który jej pozostał.

s. 125-126

Zadaniem wydziału technicznego – ciągnie opowieść pani Benigna – było usuwanie gruzów i ruin w mieście. Najżałośniej pod tym względem wyglądał teren byłego getta. 
Techniczne bractwo ściągało ze wszystkich stron. Część jednak wracała do swoich miast, z których okupant ich wysiedlił. Znikli nam z oczu chłopcy z Armii Krajowej, między innymi i Tadeusz Kubiak.
Naszym wynagrodzeniem były kartki na przydział żywności, używana odzież z UNRRA, obiady w stołówce, ale praca była tak absorbująca, że nie kończyliśmy jej w ustalonych godzinach. Projektami przebudowy i rozbudowy miasta porywał wszystkich Tadeusz Reński [powinno być: Józef].

Brak komentarzy: