Jedno i to samo drzewo...
Ewa Stencel
Ostrowiec Św. 2011
Ewa Stencel
Ostrowiec Św. 2011
s. 72-73
[…] Zaczął się długi mroczny okres okupacji, który we wspomnieniach mojej mamy powraca jako ciąg tragicznych zdarzeń, których ona sama i jej najbliżsi byli bohaterami. Rodzice Krzyżanowskich i Górczyńskich mieszkały „od zawsze” przy ulicy Browarnej (obecnie Mickiewicza) w pobliżu żydowskiego kirkutu, w obrębie ulic Polnej, Rynku, Iłżeckiej i Sienkiewicza. Był to teren zaludniony przez mieszkańców pochodzenia żydowskiego, żyjących w symbiozie z Polakami, toteż wśród rówieśników Danusi sporą część stanowiły koleżanki Żydówki. Dorośli patrzyli na to przychylnym okiem i nikt nie ostrzegał przed Żydami co to wyłapują polskie dzieci na macę. Tylko dziadek Krzyżanowski często powtarzał: dziewczynki, nie chodźcie do Abbego, bo tam się dzieją złe rzeczy. Abbe był właścicielem przybytku uciechy, który mieścił się nieopodal domu, na rogu Browarnej i Sienkiewicza. Ta „instytucja”, dostępna tylko dla dorosłych Żydów intrygowała dzieciarnię, toteż te ostrzeżenia były zasadne. Danusia uczyła się w jednej klasie szkoły powszechnej z Ryfką, Gołdą i „Rybą” - tak dzieci nazywały żydowską dziewczynkę, której skóra pokryta była suchymi liszajami, podobnymi do rybiej łuski. Mój dziadek Ludwik chorował na serce i często korzystał z porad żydowskiego lekarza, Maurycego Abramowicza, mieszkającego po sąsiedzku, przy ulicy Iłżeckiej. Gdy przychodził atak, Danusia biegła natychmiast po niego. Gdy ją tylko zobaczył, nakładał w pośpiechu biały kitel, mówiąc: no, panienko, już biegniemy, słabe to serduszko u pana Ludwika... Zaprzyjaźniony z rodziną Abramowicz podzielił okrutny los ostrowieckich Żydów i poszedł „na mydło”, jak mówili ostrowiacy. Wcześniej, bo tuż przed wojną, przestało bić schorowane serce Ludwika Krzyżanowskiego, mojego pradziadka.
[…] Zaczął się długi mroczny okres okupacji, który we wspomnieniach mojej mamy powraca jako ciąg tragicznych zdarzeń, których ona sama i jej najbliżsi byli bohaterami. Rodzice Krzyżanowskich i Górczyńskich mieszkały „od zawsze” przy ulicy Browarnej (obecnie Mickiewicza) w pobliżu żydowskiego kirkutu, w obrębie ulic Polnej, Rynku, Iłżeckiej i Sienkiewicza. Był to teren zaludniony przez mieszkańców pochodzenia żydowskiego, żyjących w symbiozie z Polakami, toteż wśród rówieśników Danusi sporą część stanowiły koleżanki Żydówki. Dorośli patrzyli na to przychylnym okiem i nikt nie ostrzegał przed Żydami co to wyłapują polskie dzieci na macę. Tylko dziadek Krzyżanowski często powtarzał: dziewczynki, nie chodźcie do Abbego, bo tam się dzieją złe rzeczy. Abbe był właścicielem przybytku uciechy, który mieścił się nieopodal domu, na rogu Browarnej i Sienkiewicza. Ta „instytucja”, dostępna tylko dla dorosłych Żydów intrygowała dzieciarnię, toteż te ostrzeżenia były zasadne. Danusia uczyła się w jednej klasie szkoły powszechnej z Ryfką, Gołdą i „Rybą” - tak dzieci nazywały żydowską dziewczynkę, której skóra pokryta była suchymi liszajami, podobnymi do rybiej łuski. Mój dziadek Ludwik chorował na serce i często korzystał z porad żydowskiego lekarza, Maurycego Abramowicza, mieszkającego po sąsiedzku, przy ulicy Iłżeckiej. Gdy przychodził atak, Danusia biegła natychmiast po niego. Gdy ją tylko zobaczył, nakładał w pośpiechu biały kitel, mówiąc: no, panienko, już biegniemy, słabe to serduszko u pana Ludwika... Zaprzyjaźniony z rodziną Abramowicz podzielił okrutny los ostrowieckich Żydów i poszedł „na mydło”, jak mówili ostrowiacy. Wcześniej, bo tuż przed wojną, przestało bić schorowane serce Ludwika Krzyżanowskiego, mojego pradziadka.
Wiosną 1941 roku władze okupacyjne zorganizowały dla ludności żydowskiej getto, gdzie ulokowano blisko 15tysięcy osób. Były to umownie wyznaczone ulice, w pobliżu Rynku, od Sinkiewicza poprzez Browarną, Stodolną po Iłżecką. Zabraniano Żydom opuszczania getta, a Polakom udzielającym im schronienia lub jakiejkolwiek pomocy groziła nawet kara śmierci. Danusi udawało się nieraz przemknąć do getta i w umówionym miejscu podrzucić Ryfce lub Gołdzie coś do jedzenia. Nie wszyscy ostrowiacy patrzyli przychylnym okiem na Żydów. Choć nie mówiło się tego głośno, kobiety czasem na ulicy komentowały, że któraś z sąsiadek paraduje w szykownym futrze, które kiedyś widziano u zamożnej Żydówki. Może to właśnie były te okryte niesławą „złote żniwa”, o których ostatnio tak dużo się mówi. Przecież niegodziwych Polaków wszędzie było pełno.
W październiku 1942 roku, na kilka dni przed wysiedleniem Żydów z ostrowieckiego getta, dziewczynki pożegnały się słowami, które moja mam pamięta do dziś: Żegnaj, Danusiu, jedziemy tam, skąd się nigdy już nie wraca. I tak się stało! […]
[…] Grozę budzili szczególnie gestapowcy, a wśród nich okryty najgorszą sławą – Hans Peters. Danusia była świadkiem, jak zastrzelił on na Polnej młodą, znaną jej Żydówkę, pochylającą się przy ulicznym hydrancie. [...]