czwartek, 8 sierpnia 2024

Moszek Niskier

 


Hanna Krall, „Taniec na cudzym weselu”
Warszawa 1993

s. 170-173

Daniela, panna młoda, wywodzi się od króla Saula, który rządził Polską przez całą noc. Jest prawnuczką Berka Niskiera, który miał największy sklep w Ostrowcu Świętokrzyskim. Jest wnuczką Moszka Niskiera, lekarza, honorowego obywatela Rio de Janeiro.

Saul Wahl istniał naprawdę. Był synem rabina z Padwy, ożenił się i zamieszkał w Brześciu Litewskim. Zyskał względy króla Batorego i Radziwiłłów. Dzierżawił produkcję kopalń w Wieliczce, a także młyny i browary. Historię uzupełniła legenda. Podczas burzliwej elekcji po śmierci Stefana Batorego, Mikołaj Radziwiłł miał zaproponować, żeby tron objął na jedną noc jego faktor. Wśród śmiechów i okrzyków: „Niech żyje król Saul” panowie schowali miecze i sięgnęli po kielichy. Saul panował do rana, skutecznie łagodząc zacietrzewienie stron. Po wyborze Zygmunta III nadal był królewskim faktorem.

Legenda o królu Saulu utrzymuje się wśród Żydów od ponad czterystu lat. Historyk Majer Bałaban pisał o niej z lekceważeniem, Henryk Samsonowicz uważa ją za możliwą. Żydzi przybywający z Nadrenii, Wormacji i Moguncji organizowali życie gospodarcze w Księstwie Litewskim i ściśle współpracowali z magnatami. Saul mógł być obecny na elekcji. Mógł siedzieć przy stole Radziwiłłów. I mógł być królem jednej nocy, czy raczej – jednej biesiady.

Pradziadek panny młodej, Berek Niskier, wierzył w króla Saula bez zastrzeżeń. Tym bardziej że potomkiem królewskim w prostej linii był nie kto inny jak jego teść, Nachum Lejb Rapaport, właściciel sklepu z galanterią, którego jednak nie prowadził osobiście. W sklepie stała żona; Nachum Lejb zajęty był rozmowami z Bogiem i dla klientów nie starczało mu czasu.

Pradziadek był człowiekiem zamożnym. Jego sklep zajmował pięć pokoi. Sprzedawano w nim rowery, obuwie, gramofony i odzież. Dom miał dwa wejścia, do sklepu wchodziło się od ulicy Kościelnej, a do mieszkania od Młyńskiej. Doktor Niskier był w zeszłym roku w Ostrowcu, po raz pierwszy od pięćdziesięciu pięciu lat. W oknie pokoju, w którym się urodził, stała młoda kobieta. Doktor powiedział: Dzień dobry pani, ja się urodziłem w tym mieszkaniu… Kobieta milczała. Doktor pomyślał – pewnie boi się, że chcę jej odebrać mój dom. Powiedział: Do widzenia pani, i poszedł dalej.

Pradziadek był człowiekiem religijnym. Miał długą brodę i nosił chałat – elegancji, szyty na miarę. Był wprawdzie wyznawcą cadyka z Góry Kalwarii, ale w większe święta przyjmował go sam Jechiel, rabin Ostrowca, który pościł od czterdziestu lat. W dzień pił wodę i modlił się, jak na Jom Kipur, w nocy jadł odrobinę i znów pościł.

Pradziadka Berka dotknął niezasłużony cios. Najstarszy syn został komunistą. Zaczęło się od książek – „Cementu” Gładkowa i Ostrowskiego „Jak hartowała się stal”, a skończyło się więzieniem. Syn Berka Niskiera siedział w więzieniu! Gdy okazało się więc, że młodszy syn uczy się w sobotę, je trefne, zamiast do synagogi idzie do lasy z Chaną, córką mleczarki, a co najgorsze – zaczyna czytać „Cement”, Berek Niskier powiedział: To już lepiej jedź do wujka do Rio de Janerio.

Dziadek panny młodej Moszek Niskier przyjechał do Rio w roku trzydziestym szóstym. Został klaperem, czyli handlarzem domokrążnym. Towar miał w walizce. Stawiał walizkę na ulicy i głośno klaskał. Z domów wychodzili klienci. Dawał im na kredyt, a raz w miesiącu zbierał należność – jeden albo dwa cruzeiros. Po innych dzielnicach również krążyli z walizkami polscy Żydzi. Ratalną sprzedaż w Rio zapoczątkowali klaperzy z Opatowa, Ostrowca, Szydłowca, Sandomierza… Każdy miał walizkę, rejon i stałych klientów. Kiedy rezygnował z handlu, odstępował klientelę innemu polskiemu Żydowi.

Po dziesięciu latach Moszek Niskier odstąpił klientelę człowiekowi, który właśnie przyjechał z Polski.

Był rok czterdziesty szósty.

Człowiek opowiadał…

Moszek Niskier zaczął rozumieć co stało się z jego rodzicami, dziadkami, wujami i rodzeństwem. Co stało się z całą stuosobową rodziną – królewską rodziną Rapaportów i Niskierów.

We trzech – z innymi klaperami z Ostrowca – wzięli nauczyciela i zaczęli przygotowywać się do egzaminów wstępnych.

Kiedy Moszek Niskier został lekazrem, wrócił do dawnej dzielnicy. Stanął pod oknami najbiedniejszych ludzi. Zaklaskał. Powiedział: teraz będę was leczyć.

Domy nędzarzy sklecone były z kartonu i desek. Nie znano jeszcze folii, więc po większym deszczu kartonowy szałas trzeba było budować od początku.

Doktor Niskier siedział w jednym z takich szałasów. Na ulicy czekał tłum. Doktor przyjmował wszystkich i od nikogo nie brał pieniędzy. Lekarstwa przynosił ze sobą i rozdawał chorym. To trwa do dzisiaj. Na Copacabanie przyjmuje bogatych za pieniądze. W fawelach, dzielnicach nędzy, leczy za darmo. Czytał przecież „Cement”, miał brata w więzieniu i szanował ideały socjalistyczne. Socjalizm co to jest? – powtarza pytanie doktor Niskier. – To ja jestem, a ja nie lubię egoizmu, nie lubię biedy i chcę, żeby była sprawiedliwość. Ja wiem, że to jest niemożliwe w skali świata, ale nie można żyć samym życiem możliwym…

Podobno kupował tanie domy, remontował i sprzedawał po niezłej cenie.

Byłby to kapitalizm raczej.

Z kapitalizmu utrzymywał rodzinę, kupował lekarstwa i woził transporty żywność na północ, dotkniętą suszą i głodem.

W ten sposób szczęśliwie połączył oba systemy. Żyje życiem i możliwym, i nierealnym.

Ślub wnuczki Moszka Niskiera odbędzie się w synagodze.

Daniela Niskier, lekarka, poślubi Carlosa Wajsmana, urzędnika bankowego.

Wesele odbędzie się o dziesiątej wieczorem. Zaproszono osiemset osób: dziadków – Niskierów w Ostrowca i Goldsztajnów z Sandomierza, rodziców urodzonych już w Rio i kolegów ze studiów.

Zagra kapela Wardy Hermolin.

Stary Hermolin był jubilerem w Ostrowcu. Sklep miał koło rynku, a mieszkanie odnajmował na Młyńskiej u Niskierów. W Ostrowcu była jeszcze inna orkiestra, kto wie czy nie lepsza, Samuela Szpilmana, skrzypka. Niestety, Markus, jego syn, który mieszka w Rio i w sławnej na całym świecie klinice chirurgii plastycznej operuje gwiazdy Hollywoodu, porzucił skrzypce i wybrał saksofon. W przerwach między operacjami gwiazd Hollywoodu gra jazz. Jazz odpada, orzekł Moszek Niskier. Pozostaje Warda Hermolin. Potrafi i lambadę zagrać i zaśpiewać A jidisze mame.

A jidisze mame musi być, bo weselni goście powinni trochę popłakać.

Popłaczą tylko ci z Ostrowca i Sandomierza. Tylko tam były prawdziwe żydowskie matki.

Kobiety w muślinach, brokatach i koronkach sprowadzonych z Włoch i uszytych przez Maison Liliana to są matki poprzebierane.

Nie o nich będzie śpiewała Warda Hermolin.

A jidisze mame będzie dla matek z Opatowa, Szydłowca, Lublina, Ostrowca Świętokrzyskiego i Janowa koło Pińska.

Po płaczu nastąpią tańce.

[…]

Brak komentarzy: