niedziela, 27 listopada 2022

Ja łebków nie dawałem

 


Jakub Szymczak
„Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym”
Wołowiec 2022


s. 192-194

                 O co dokładnie zostali oskarżeni [bracia Zajfmanowie – Abram i Lejbusz]? W „Jornal Israelita” z 16 stycznia 1947 roku napisano: „Uznajemy braci Abrama i Lejbusza Zajfmanów jako odpowiedzialnych za bestialskie traktowanie i przywłaszczenie majątków swoich ofiar dla własnej korzyści.

                Że Abram i Lejbusz Zajfman są odpowiedzialni za wytępienie wielkiej części ludności żydowskiej w mieście Ostrowcu, włącznie z ludnością żydowską, która została zapędzona do tegoż miasta z innych obszarów.

                Że ciąży także odpowiedzialność na braciach Abramie i Lejbuszu Zajfmanach, że w wigilię opuszczenia miasta Ostrowiec przez barbarzyńskie hordy Hitlera, szef gestapo tegoż okręgu doniósł im następująco:

                Jutro opuścimy miasto, musimy wysłać resztę więźniów do krematoriów i wagony do tego celu są już przygotowane.

                Abram i Lejbusz Zajfman przyjęli tę diabelską misję i ją wykonali z największą dokładnością i zimną krwią, nie pozostawiając nikogo z ludności żydowskiej w mieście, a sami jako jedyni w ten sposób ocaleli”.

                W gazecie wydrukowano też nazwiska ofiar Zajfmanów, które świadczyły przeciwko nim, między innymi rodzeństwa Joska i Motla Frydmanów.

                Nieprawdą jest, że Zajfmanowie przetrwali jako jedyni Żydzi w Ostrowcu. Z pewnością wielu Żydów się ukryło. Wojnę przeżył na przykład Komendant tutejszego OD [Jüdischer Ordnungsdienst, dosł. Żydowska Służba Porządkowa] Moszek Puczyc. Według Moszka Rapaporta, ostrowieckiego Żyda, którego świadectwo odnalazł i umieścił w swojej książce „W lepszym towarzystwie” dziennikarz Aleksander Rowiński, Puczyc po wojnie wyjechał do okupowanych Niemiec i został „prezydentem” obozu dla przesiedleńców w Monachium. W maju 1945 roku do miasta wróciło prawie dwustu członków społeczności żydowskiej.

                Abram Zajfman rzeczywiście kierował likwidacją ostrowieckich Żydów. W mieście żyło ich mniej więcej dziesięć tysięcy, stanowili oni około czterdzieści procent populacji miasta. Podczas okupacji liczba ta się zwiększyła – do Ostrowca zwieziono między innymi tysiąc Żydów z Wiednia. Łącznie w niewielkim getcie znalazło się ponad piętnaście tysięcy osób. Większość z nich w październiku 1942 roku wywieziono do Treblinki. Ale nie wszystkich – w kwietniu 1943 roku wywieziono kolejne osoby, w mieście zaś powstał obóz pracy. Pozostawiono około dwóch tysięcy Żydów i stłoczono ich w kilkunastu barakach. Nieco ponad rok później, gdy Niemcy postanowili pozbyć się poprzedniego komendanta obozu, na to stanowisko awansował Abram Zajfman. Nie potrzebowano go na długo, ale zgodnie z relacją z brazylijskiego procesu miał do wykonania ostatnie zadanie – likwidację obozu i zapełnienie wagonów wiozących Żydów na śmierć. 3 sierpnia 1944 roku do Auschwitz przyjechał ostatni transport z Ostrowca. Było w nim co najmniej trzysta sześć kobiet. Te z nich, które uznano za niezdolne do pracy, skierowano prosto do komory gazowej. Skończyła się krótka kariera Abrama Zajfmana jako komendanta obozu w Ostrowcu.

                Oskarżyciele przeceniają jego możliwości i przejaskrawiają wyrządzone przez niego zło. Z brazylijskiego śledztwa wynika, jakoby Zajfman sam był odpowiedzialny za wymordowanie wszystkich ostrowieckich Żydów. Tymczasem uratowało się kilkuset z nich. Poza tym oskarżyciele źle ocenili sytuację w sierpniu 1944 roku. Armia Czerwona mościła się wówczas na linii Wisły, zaledwie czterdzieści kilometrów od Ostrowca. Niemieckie wojska i służby traciły kontrolę na sytuacją. Wobec tego pojedynczy żydowski komendant nie mógł z premedytacją wymordować lub pomóc w wymordowaniu wszystkich Żydów pozostałych w mieście. Według jednej z relacji chaos sprawił, że z obozu uciekło wówczas około dwustu osób. Abram Zajfman zapisał się na ciemnych kartach historii ostrowieckich Żydów, ale z pewnością nie było uosobieniem zła ani ludobójcą.

[…]

s. 198-199

W latach pięćdziesiątych […] Boymfeld [ówczewsny przewodniczący związku ostrowieckich Żydów w Rio] wspomina siedmiu świadków przestępstw Zajfmanów:

Jojsefa Wajnberga, który zaświadczył, że Zajfmanowie okradli go ze wszystkiego, co posiadał w obozie.

Szlojme Horowica, który powiedział, że Zajfmanowie są winni śmierci wielu Żydów, w tym Awrama Rotsztajna, Jehiela Wajnberga, żony Arona Frydlanda i córki Jankiela Warszawskiego.

Szmula Korwasera, który wykupił się u Zajfmanów od śmierci za sześć złotych monet.

Eliezara Nisenbojma, który uważał, że Zajfmanowie byli najgorszymi policjantami w getcie.

Motla Rozenblata, który mówił, że Lejbusz Zajfman go torturował.

Ryszli Szafir, która oskarżyła Abrama o śmierć Efroima Szafira i Bera Blumenfelda.

Szlojme Cwajgmana, który dodał, że Abram Zajfman napisał donos do gestapo na Szafira i Blumenfelda mających ukrywać innych Żydów.

[…]

[…] Żona Lejbusza [Zajfmana] prosiła Żydowski Instytut Historyczny o zaświadczenie, że jej mąż w Polsce „nie dopuścił się żadnego czynu hańbiącego”. Odpowiedź z pewnością ją rozczarowała:

„Nasz Instytut nie może wystawić zaświadczenia o tym, jakoby Lejbusz Zajfman nigdy nie dopuścił się w Polsce żadnego czynu hańbiącego, ponieważ Lejbusz Zajfman był policjantem w getcie w Ostrowcu i jako funkcjonariusz policji odznaczał się złą wolą, brutalnością i szantażem i należał do najbardziej zdemoralizowanego i szkodliwego elementu policji gettowej. To samo dotyczy osoby jego brata, Abrahama. […]” – tłumaczył w piśmie Bernard Ber Mark, dyrektor ŻIH-u.

Brak komentarzy: