s. 192-194
O co dokładnie zostali oskarżeni [bracia
Zajfmanowie – Abram i Lejbusz]? W „Jornal Israelita” z 16 stycznia 1947 roku
napisano: „Uznajemy braci Abrama i Lejbusza Zajfmanów jako odpowiedzialnych za
bestialskie traktowanie i przywłaszczenie majątków swoich ofiar dla własnej
korzyści.
Że Abram
i Lejbusz Zajfman są odpowiedzialni za wytępienie wielkiej części ludności
żydowskiej w mieście Ostrowcu, włącznie z ludnością żydowską, która została
zapędzona do tegoż miasta z innych obszarów.
Że
ciąży także odpowiedzialność na braciach Abramie i Lejbuszu Zajfmanach, że w
wigilię opuszczenia miasta Ostrowiec przez barbarzyńskie hordy Hitlera, szef
gestapo tegoż okręgu doniósł im następująco:
Jutro
opuścimy miasto, musimy wysłać resztę więźniów do krematoriów i wagony do tego
celu są już przygotowane.
Abram i
Lejbusz Zajfman przyjęli tę diabelską misję i ją wykonali z największą
dokładnością i zimną krwią, nie pozostawiając nikogo z ludności żydowskiej w
mieście, a sami jako jedyni w ten sposób ocaleli”.
W
gazecie wydrukowano też nazwiska ofiar Zajfmanów, które świadczyły przeciwko
nim, między innymi rodzeństwa Joska i Motla Frydmanów.
Nieprawdą
jest, że Zajfmanowie przetrwali jako jedyni Żydzi w Ostrowcu. Z pewnością wielu
Żydów się ukryło. Wojnę przeżył na przykład Komendant tutejszego OD [Jüdischer
Ordnungsdienst, dosł. Żydowska Służba Porządkowa] Moszek Puczyc. Według Moszka
Rapaporta, ostrowieckiego Żyda, którego świadectwo odnalazł i umieścił w swojej
książce „W lepszym towarzystwie” dziennikarz Aleksander Rowiński, Puczyc po
wojnie wyjechał do okupowanych Niemiec i został „prezydentem” obozu dla
przesiedleńców w Monachium. W maju 1945 roku do miasta wróciło prawie dwustu
członków społeczności żydowskiej.
Abram
Zajfman rzeczywiście kierował likwidacją ostrowieckich Żydów. W mieście żyło
ich mniej więcej dziesięć tysięcy, stanowili oni około czterdzieści procent
populacji miasta. Podczas okupacji liczba ta się zwiększyła – do Ostrowca
zwieziono między innymi tysiąc Żydów z Wiednia. Łącznie w niewielkim getcie
znalazło się ponad piętnaście tysięcy osób. Większość z nich w październiku
1942 roku wywieziono do Treblinki. Ale nie wszystkich – w kwietniu 1943 roku
wywieziono kolejne osoby, w mieście zaś powstał obóz pracy. Pozostawiono około
dwóch tysięcy Żydów i stłoczono ich w kilkunastu barakach. Nieco ponad rok
później, gdy Niemcy postanowili pozbyć się poprzedniego komendanta obozu, na to
stanowisko awansował Abram Zajfman. Nie potrzebowano go na długo, ale zgodnie z
relacją z brazylijskiego procesu miał do wykonania ostatnie zadanie –
likwidację obozu i zapełnienie wagonów wiozących Żydów na śmierć. 3 sierpnia
1944 roku do Auschwitz przyjechał ostatni transport z Ostrowca. Było w nim co
najmniej trzysta sześć kobiet. Te z nich, które uznano za niezdolne do pracy,
skierowano prosto do komory gazowej. Skończyła się krótka kariera Abrama
Zajfmana jako komendanta obozu w Ostrowcu.
Oskarżyciele
przeceniają jego możliwości i przejaskrawiają wyrządzone przez niego zło. Z brazylijskiego
śledztwa wynika, jakoby Zajfman sam był odpowiedzialny za wymordowanie
wszystkich ostrowieckich Żydów. Tymczasem uratowało się kilkuset z nich. Poza
tym oskarżyciele źle ocenili sytuację w sierpniu 1944 roku. Armia Czerwona
mościła się wówczas na linii Wisły, zaledwie czterdzieści kilometrów od
Ostrowca. Niemieckie wojska i służby traciły kontrolę na sytuacją. Wobec tego
pojedynczy żydowski komendant nie mógł z premedytacją wymordować lub pomóc w
wymordowaniu wszystkich Żydów pozostałych w mieście. Według jednej z relacji
chaos sprawił, że z obozu uciekło wówczas około dwustu osób. Abram Zajfman
zapisał się na ciemnych kartach historii ostrowieckich Żydów, ale z pewnością
nie było uosobieniem zła ani ludobójcą.
[…]
s. 198-199
W latach pięćdziesiątych […]
Boymfeld [ówczewsny przewodniczący związku ostrowieckich Żydów w Rio] wspomina
siedmiu świadków przestępstw Zajfmanów:
Jojsefa Wajnberga, który
zaświadczył, że Zajfmanowie okradli go ze wszystkiego, co posiadał w obozie.
Szlojme Horowica, który
powiedział, że Zajfmanowie są winni śmierci wielu Żydów, w tym Awrama Rotsztajna,
Jehiela Wajnberga, żony Arona Frydlanda i córki Jankiela Warszawskiego.
Szmula Korwasera, który wykupił
się u Zajfmanów od śmierci za sześć złotych monet.
Eliezara Nisenbojma, który
uważał, że Zajfmanowie byli najgorszymi policjantami w getcie.
Motla Rozenblata, który mówił, że
Lejbusz Zajfman go torturował.
Ryszli Szafir, która oskarżyła
Abrama o śmierć Efroima Szafira i Bera Blumenfelda.
Szlojme Cwajgmana, który dodał,
że Abram Zajfman napisał donos do gestapo na Szafira i Blumenfelda mających ukrywać
innych Żydów.
[…]
[…] Żona Lejbusza [Zajfmana] prosiła
Żydowski Instytut Historyczny o zaświadczenie, że jej mąż w Polsce „nie
dopuścił się żadnego czynu hańbiącego”. Odpowiedź z pewnością ją rozczarowała:
„Nasz Instytut nie może wystawić zaświadczenia o tym, jakoby Lejbusz Zajfman nigdy nie dopuścił się w Polsce żadnego czynu hańbiącego, ponieważ Lejbusz Zajfman był policjantem w getcie w Ostrowcu i jako funkcjonariusz policji odznaczał się złą wolą, brutalnością i szantażem i należał do najbardziej zdemoralizowanego i szkodliwego elementu policji gettowej. To samo dotyczy osoby jego brata, Abrahama. […]” – tłumaczył w piśmie Bernard Ber Mark, dyrektor ŻIH-u.