poniedziałek, 10 kwietnia 2017

Mord w Kosowicach


Jerzy Mazurek 
„Józek, co robisz?”. Zbrodnia na Żydach popełniona przez AK we wsi Kosowice”
[w:] „Zagłada Żydów. Studia i materiały”
Pismo Centrum Badań nad Zagładą Żydów IFiS PAN nr 7
Warszawa 2011, str. 395-421


[...]
            Na terenie parafii momińskiej rozegrała się także część tragedii Żydów polskich. O pomocy udzielanej prześladowanym Żydom przez mieszkańców parafii trudno coś powiedzieć. Wiemy, że na poddaszu swojego domu w Kosowicach Wanda Przeobrażeńska przechowywała przez kilka tygodni rodzinę Langerów z Ostrowca Świętokrzyskiego. O innych podobnych przypadkach, jeśli nawet wystąpiły, niewiele nam wiadomo. Największa tragedia wydarzyła się natomiast w kwietniu 1943 r., kiedy to członkowie AK (z placówki Momina) zamordowali pięcioro bezbronnych Żydów, w tym kobietę i dziecko, którzy zatrzymali się w domu Józefa Machuli (1885-1950) w Kosowicach.
             Kim byli zamordowani? Niestety, nie znamy ich danych personalnych. Dokumenty zostały zabrane i zniszczone przez morderców. Wiemy jedynie, że wśród zabitych była czteroosobowa rodzina: lekarz w wieku 40-45 lat, jego żona w wieku 35-40 lat oraz dwójka dzieci – osiemnastoletni chłopiec i dziesięcioletnia dziewczynka. Śladu wskazującego, że rodzina mogła pochodzić z Sienna, niewielkiego miasteczka położonego na północ od Ostrowca Świętokrzyskiego, nie udało się potwierdzić. Najbardziej prawdopodobne jest jednak, że ofiary to mieszkańcy Ostrowca, tym bardziej że z tego właśnie miasta pochodził piąty zamordowany, który był znany w parafii momińskiej przed drugą wojną światową. Niestety jego nazwiska również nie znamy, w okolicy nazywano go Lejbusiem albo Łajbusiem. Wraz ze swym ojcem zajmował się skupem bydła od okolicznych chłopów, a także dzierżawił sady, z których owoce sprzedawał następnie na targu. Pochodził z Łagowa, ale w okresie kontaktów z mieszkańcami parafii momińskiej mieszkał w Ostrowcu Świętokrzyskim. Był młody, mógł mieć około 25 lat.
            […]
            Do tragedii w Kosowicach doszło w okresie wzmożonej walki podziemia AK-owskiego z tzw. bandytyzmem, symbolizowanej właśnie przez Sągajłłę [Witold Sągajjło „Sulima”, 1910-1998, w latach 1941-1944 komendant Obwodu Opatów ZWZ-AK]. Walka z napadami rabunkowymi, które rzeczywiście od 1941 r. osiągnęły rozmiary plagi społecznej, dla niektórych była jednak okazją do rozprawienia się z ludźmi o odmiennych – zazwyczaj lewicowych – poglądach. […]
            Walka z tzw. bandytyzmem stanowiła śmiertelne niebezpieczeństwo dla Żydów. Bardzo często posądzano o ten proceder właśnie ukrywających się Żydów, którym udało się uniknąć zagłady. „Stefański wprawdzie nie mówił mi – zeznał Leon Dąbrowski, uczestnik zbrodni w Kosowicach – że został obrabowany przez grupę żydowską przy użyciu broni, nie słyszałem również o jakimkolwiek innym napadzie dokonanym przez Żydów, byłem jednak przekonany, że Żydzi po ucieczce z getta trudnią się bandytyzmem [sic!]” [przyp. 20 – AIPN Ra, 29/108, Protokół przesłuchania podejrzanego z 28 II 1956 r., k. 206.]. Z kolei Jan Szpinek, kierownik referatu II (wywiad) w Podobwodzie Ćmielów (kryptonim „300”), sądzony po wojnie za wydanie rozkazu likwidacji siedmiorga obywateli polskich narodowości żydowskiej, przebywających w miejscowości Goździelin (gm. Bodzechów), powiedział: „Jeśli zaś chodzi o kwestię żydowską, obecnie daty nie pamiętam, wyszło zarządzenie dowództwa obwodu [opatowskiego – J.M.] do wszystkich członków placówek, by patrolowali swoje tereny i likwidowali ukrywających się Żydów, którzy rzekomo mieli dokonywać kradzieży” [przyp. 21 – AIPN Ki, 9/124, t. 1, Protokół przesłuchania podejrzanego z 25 II 1951 r., k. 255; zob. także akta z procesu: ibidem, t. 4, k. 51-53, 55, 94-101, 169-171.].
            O prześladowaniach Żydów przez żołnierzy AK na terenie parafii momińskiej wiemy z akt śledczych i procesowych oraz informacji Tadeusza Kality, który w czasie okupacji był członkiem sekcji specjalnej AK, a od 1952 r. tajnym współpracownikiem Powiatowego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (PUBP), występującym pod pseudonimem „Spóźniony”. Z donosów tego ostatniego i zeznań oskarżonego Dąbrowskiego wiemy, że najbardziej zaangażowani w proceder tropienia Żydów byli Antoni Cichocki i Józef Kotwa.
            Lejbuś, wykorzystując dawne kontakty, próbował przechować się u znajomych gospodarzy. Z zeznań świadka Jana Olecha, mieszkańca Stryczowic, wiemy, że ukrywał się między innymi u Jana Woźnicy. Za udzielone schronienie Woźnica został pobity przez członków AK, dlatego Lejbuś przeniósł się do Worowic, wsi położonej nieopodal Stryczowic. Wytropił go tam jednak Kotwa i – przy udziale Cichockiego – ograbił z pieniędzy (około 60 dolarów), a następnie zamierzał „zlikwidować” go w tzw. dołach stryczowskich. Lejbuś podczas drogi na miejsce kaźni uciekł, o czym Kotwa poinformował kolegów, późniejszych współoskarżonych.
           […]
           W odróżnieniu od porachunków politycznych mord w Kosowicach był więc typowym mordem na tle etnicznym. Jak do niego doszło? Trudno dokładnie odtworzyć sekwencję zdarzeń, gdyż oskarżeni w czasie śledztwa i procesu wielokrotnie zmieniali swoje zeznania. Rozkaz likwidacji Żydów, „gdziekolwiek będą się znajdować”, wydał – jak zeznał Dąbrowski – dowódca drużyny AK w Stryczowicach, Cichocki. Był to wynik wcześniejszych decyzji i ustaleń, jakie zapadały po nabożeństwach, przed kościołem w Mominie. Dąbrowski, któremu – jak sam twierdził - powierzono wykonanie tego zadania, zobowiązał członków sekcji AK, aby w przypadku pojawienia się Żydów natychmiast mu o tym zameldowali. Po otrzymaniu takiego meldunku Dąbrowski zawiadomił podległych Pytlakowi członków sekcji specjalnej: Henryka Przygodę, Stanisława Sobczyka i Jana Kaczorowskiego, a także nienależącego do sekcji Józefa Kotwę.
           Tymczasem wiosną 1943 r. Żydzi ukrywający się na terenie parafii momińskiej, świadomi grożącego im niebezpieczeństwa, postanowili zmienić miejsce swego pobytu. Dokąd zamierzali się przenieść? Pewne przesłanki wskazują, że w okolice wsi Podszkodzie [przyp. 28 – W miejscowości tej Andrzej Śliwka przechowywał i uratował od zagłady Rachmila Weitmana, Sztaję Zweiman i Fajsę Herszek. Zob. Jan Nowak, „Wieś w akcji pomocy Żydom w okresie okupacji”, „Rocznik Dziejów Ruchu Ludowego” 1970, nr 12, s. 350. Niestety w tej samej wsi Niemcy rozstrzelali wdowę Golcową i ukrywanych przez nią Żydów. Wspomina o tym Irena Górska-Damięcka, która w czasie okupacji ukrywała się wraz z mężem we wsi Podszkodzie. Zob. eadem, „Wygrałam życie” Pamiętnik aktorki, Warszawa 1997, s. 123]. Pomni wcześniejszych doświadczeń, przechodzili obrzeżami Stryczowic, starając się uniknąć kontaktu z ludźmi. Wczesnym rankiem, na parę godzin przed zbrodnią, odwiedzili swego dawnego znajomego Piotra Gruszkę, od którego matki Lejbuś dzierżawił przed wojną sad. Prosił on gospodarza, aby „dał mu i jego kolegom kawałek chleba, gdyż są głodni”. Piotr Gruszka zaproponował, aby chwilę poczekali, gotuje bowiem właśnie śniadanie, będą więc mogli zjeść coś ciepłego. „Lejbuś – zeznał po wojnie Gruszka – na moją propozycję się nie zgodził, gdyż jak mi powiedział, nie może u mnie długo przebywać, ponieważ jest ścigany. Przez kogo jest ścigany, nie powiedział mi, ja się też nie pytałem”.
             Następnym miejscem, który odwiedziła pięcioosobowa grupa Żydów, był dom Jana Jańca, zwanego na wsi Zugajem – od nazwiska jego ojczyma. Zwrócili się do gospodarza z pytaniem, czy nie przyjąłby na przechowanie dziewczynki, której ze względu na wiek trudno było dotrzymać kroku dorosłym. Niestety, o pobycie Żydów w zagrodzie Zugaja dowiedział się kopiący w sąsiedztwie studnię Olech, członek AK. Przestrzegł on Jańca-Zugaja, aby nie ukrywał Żydów, gdyż może mieć z tego powodu kłopoty – a następnie złożył Dąbrowskiemu meldunek.
             Uczestnicy mordu, uzbrojeni w broń krótką, zebrali się w Stryczowicach, gdzie doszła ich wieść, że Żydzi udali się do domu Machuli w Kosowicach. W tym właśnie momencie, jak można przypuszczać, dowodzenie całą akcją przejął od Dąbrowskiego dowódca sekcji specjalnej Sobczyk. Śpiesznym krokiem przemieścili się pod wskazaną posesję, a następnie wtargnęli do mieszkania z okrzykiem „ręce do góry” i zaczęli strzelać do znajdujących się tam Żydów. Ponieważ dom Machuli składał się z jednej izby, do której wchodziło się wprost z dworu, mordercy po kolei wpadali do domu i oddawali strzały. Pierwszy otworzył ogień Kotwa, po nim zaczęli strzelać Kaczorowski i Sobczyk. Z mieszkania zostali tymczasem wyprowadzeni gospodarze; zamknięto ich w chlewiku. Do bezbronnych Żydów nie strzelał Dąbrowski, który wszedł do mieszkania, gdy już wszyscy byli zabici, oraz prawdopodobnie Przygoda (tu zeznania są sprzeczne). Wiadomo jedynie, że podczas egzekucji najbardziej bezwzględny okazał się Kaczorowski – to on zastrzelił kobietę, a także dziewczynkę, którą wyciągnął spod łóżka.
           […]
           Sprawcy zbrodni zgodnie potwierdzili, że u pomordowanych nie znaleziono broni ani rzeczy, które mogły pochodzić z rabunku. Mimo to ofiary obrabowano nie tylko z pieniędzy, ale także z garderoby: butów, płaszczy itp. Za udzielone informacje chustkę zamordowanej miał otrzymać Olech, płaszcz jednego z zabitych – jak zeznał Sobczyk – nosił Cichocki. […]
           Kilka godzin po zabójstwie na polecenie członków AK Machula pogrzebał zwłoki zamordowanych w Kosowicach Żydów w nieużywanym dole na ziemniaki. Spoczywają tam do dziś, gdyż po wojnie nie ekshumowano ciał pomordowanych. […]
           Wiedza o tym, co wydarzyło się w kwietniu 1943 r. we wsi Kosowice, przez kilkadziesiąt lat nie wyszła poza lokalną społeczność. Funkcjonowała tylko w świadomości mieszkańców wsi i okolic, przybierając niekiedy formę domysłów i spekulacji. Organy ścigania wszczęły dochodzenie po informacjach od agenta Kality.
           […]
           Wyrok został ogłoszony 8 października 1956 r. Kaczorowskiego i Kotwę sąd skazał na kary po 6 lat więzienia, a Sobczyka na karę 5 lat więzienia. Jednocześnie na mocy amnestii z 2 sierpnia 1945 r i 22 lutego 1947 r. złagodził wyroki Kaczorowskiemu i Kotwie do 2 lat i 3 miesięcy, Sobczykowi zaś do 1 roku 10 miesięcy i 15 dni więzienia. Ponadto ostatniemu na mocy amnestii z 27 kwietnia 1956 r. darował karę w całości. Sąd uniewinnił Dąbrowskiego, gdyż uznał, że bezpośrednio w mordzie nie uczestniczył, skoro przybył na miejsce w momencie, gdy wszystkie ofiary zostały już zastrzelone.
           [...]
           Po przełomie ustrojowej 1989 r. część uczestników zbrodni najwidoczniej uznała, że o wydarzeniach tych nikt tu już nie pamięta, tym bardziej że doczekali się tymczasem awansów i odznaczeń; o ich bohaterskich „czynach” można było nawet przeczytać w książkach [przyp. 52 – Sułowski, „U podnóża Gór Świętokrzyskich...”, s. 73, 83, 89. Ostatnio zob. Dominika Leszczyńska, „Leszek Mądzik. Podróż”, Rzeszów 2009]. W ich biogramach trudno znaleźć jakiekolwiek odniesienia do opisywanych tu wydarzeń, wręcz przeciwnie: można mieć wrażenie, że byli niesłusznie represjonowani. Stąd wiodła już tylko droga na pomnik, który wywołał tyle kontrowersji [przyp. 54 – znalazły się na nim nazwiska Antoniego Cichockiego, Leona Dąbrowskiego i Jana Kaczorowskiego.]. Jedynie Sobczyk – jak się wydaje – zerwał wszelkie kontakty z przeszłością oraz z dawnym środowiskiem.
[...]

Fragment pomnika poświęconego m.in. żołnierzom AK w Mominie

Kosowice, kwiecień 2017 r.

Brak komentarzy: