sobota, 4 lipca 2020

"Słup ze słów"Jacek Podsiadło

 Słup ze słów

Jej zdjęcie zblakło.
Cień cienia cienia.
Dziewczęce światło
szuka skupienia.
Poważna Bela
znajduje rymy
dla Izraela,
dla Palestyny.
Nie pokazuje
nikomu wierszy.
Jednak się czuję
dzięki nim śmielszy,
skoro straciwszy
brata w Powstaniu,
rodziców w Auschwitz,
chciała żyć za nich
i jeszcze właśnie
wierszom powierzyć
ogień: gdy gaśnie
i gdy się szerzy.
Tam, gdzie kurs życia
spada do zera,
życie opiera
wartość na zerze,
pustym nakryciu,
próżnej ofierze.
Poezja także
Tam była w cenie,
jak kwit, niemalże
ubezpieczenie –
liche, na opak,
ale jedyne.
Jak to, gdy chłopak
wiersz da dziewczynie.
Jacek Leociak
w „Biografiach ulic”
pisze, że chociaż
wszyscy Tam czuli
głód, wprost tortury
głodu na co dzień,
to głód lektury
też był w tym głodzie.
Cervantes. Tołstoj
i „Zmartwychwstanie”.
I „Kwiaty polskie”
przeszmuglowane
z aryjskiej strony.
Głód czegokolwiek,
głód nieskończony
spędzał sen z powiek,
lecz, choć nie znikał,
mniej może dręczył,
gdy ktoś Bialika
mówił z pamięci?
Kirman, Szajewicz
i Kacenelson,
nawet Tam, Wtedy
– ufali wierszom.
Suckewer. Szlengel.
Jakbym grał w jengę
i odejmował
ciężar od słowa.
W noce przeklęte
do Czerniakowa
garnęły się też
bobry Grey Owla.
Grey Owl?... Skądś znam to.
Przebrzmiała jasność.
Co to za transport?
Smutno i ciasno
na całym świecie,
nie tylko w „giecie”.
Znana od dziecka
gwara kielecka,
czarna, zdradziecka,
smołowa mowa:
i tak wy przecie
na śmierć idzieta!
Tłuką się myśli
w spuchniętych głowach,
grzechoczą słowa
w żywych szkieletach:
dzieci gdzieś wyślij,
obrączkę schowaj,
miód zapłacony,
bony wycięte,
„Trzech z mojej strony”,
„Lejbuś, pamiętaj,
tylko nie obóz!”.
To chłopcy z ŻOB-u,
wyrwani z szopów
Lejb, Cwi i Abuś,
patrzą sposobu,
żeby do grobu
zabrać ze sobą
maksimum szkopów,
obmierzłych szwabów
warczących obok.
Czarne Makabi.
Śmierć, sukinsyny.
I wino walki
do głów uderza
a w Domu Bałki
ktoś już przymierza
jej sukienczyny
i jedną chustkę.
Serce dziewczyny
odmierza pustkę
równiutką porcją,
miarką codzienną.
Już jest na dworcu.
Żegnaj, Kamienno.
Gdy świat się wali,
to maszt się chwieje.
W Kielcach w kibucu
młodzież się uczy
żyć i ocalić
jakąś nadzieję.
Żydowski nierząd
prosi się kija,
Kielce należą
dziś do chrześcijan.
I Hitler żydom
też nie poradził.
Na Plantach siedem
tłum się gromadzi.
Żydków z nieszczęścia
i ran się leczy
kijem i pięścią.
Ogniem i mieczem.
W tłumie Polaków
stoi tam w dole
sto moich Matek,
prawdziwych Polek.
W pracach Joanny
Tokarskiej-Bakir
był przedstawiany
też typ i taki,
nikt jednak lepiej
ode mnie nie wie,
jakich zaślepień
i zacietrzewień
sięga i jakich
upadku wyżyn
duma Polaków
pod Świętym Krzyżem,
jak się zaperza
lud świętokrzyski,
gdy Żyd z talerza
je, a on z miski
i jak się stara
kielecka jędza,
gdy ją napędza
mądrość jej księdza,
małość i wiara,
scheda pokoleń
i własna nędza,
jak wchodzi w rolę,
gdy po Żydówce
przymierza chustkę
jakby mierzyła
aureolę,
jak jej na czole
nabrzmiewa żyła,
jak przekonuje
się własnym wrzaskiem,
że przyszła w chustce
i w stanie łaski.
Mamusiu. Mamo.
Święte obrazy
przeczą swym ramom.
I tyle razy
pytano mnie o
pogardę świata,
skąd to się wzięło.
Przeszły więc lata
chude i szpetne.
Ponad trzydzieści.
I w Beli Gertner
rodzinnym mieście
często po cyrku
szkolnych niedoli
szliśmy na kirkut,
żeby do woli
„pieprzyć to wszystko”
i przy ognisku,
nim żar się zwęgli,
gnieść butem iskry,
kląć na potęgi
i na ułamki,
grać w pici-polo
na małe bramki,
jeść, pić i palić,
wrzeszczeć „niech żyje”,
zbierać po pysku
i dawać w szyję,
pluć i mieć w nosie
szkołę i pracę.
A sikać szło się
wśród krzywych macew.
Zacznę od końca.
Przeżyję Ojca,
przeżyję brata.
Znów przejdą lata.
Znów ze trzydzieści.
W Ostrowcu pomnik.
W swej opowieści
Rubin Katz wspomni
podkochiwanie
się w małej Beli
i to wyznanie
też mnie ośmieli.
Spróbuję zacząć.
Znowu na nowo.
Słowa coś znaczą.
Wierzę na słowo.
Że była mała,
wiem z protokołu
oględzin ciała.
Czasem z popiołów
coś blado błyśnie.
Coś z biżuterii?
Może coś z Miśni?
Nitki, literki.
Zdania zamknięte,
zaszyte w tomach
jak sny w naprędce
skleconych Domach.
Wiersz, Golem z liter
prawie skończony.
Zęby wybite.
Czaszka zmiażdżona.
Z życia są wzięte
śmierci szwadrony.
Bony wycięte.
Miód zapłacony.


W ciasnym i smutnym giecie
żyli sobie żydki nudno…
Rachela Ofenberg, „Wysiedlenie” (wiersz jedenastoletniej autorki przechowany w Archiwum Ringelbluma)

Jej brat Abek Gertner był jednym z nieustraszonych bojowników poległych w Powstaniu Getta Warszawskiego. Bela […] uwielbia pisać i rymować, ale wstydzi się pokazywać swoje wiersze. […] W mojej pamięci wyryło się kilka wersów, które próbowała zrymować […] po polsku, o książkach wspomnieniowych i papierowych nagrobkach, które coraz częściej stawia się zamordowanym podczas Zagłady. Brzmiały one tak: „Góry słów – to rzecz zbyt błaha, by mogła zaświadczyć o zamordowanym dziecku, zabitym, choć niewinnym, a pisanie książek wspomnieniowych nie uwieczni Żydów, którzy spłonęli w piecach […]. Zostały tylko słowa i litery, kwitnące w popiele w postaci tomów książek z wierszami”. Bardzo utalentowana była ta piękna dziewczyna.
Rafael Blumenfeld, „Kibuc Ichud ha-Naor ha-Cijoni – Akiwa w Kielcach przed pogromem i po nim”

…nr obozowy A-16910, zmiażdżenie czaszki, w szczęce górnej prawostronnie wybite jedynka i dwójka.
Protokół oględzin zwłok Bajli Gertner, 5 lipca 1946 r.

…wybiegła z tej komórki Żydóweczka lat około 16, którą jeden żołnierz z armii polskiej zaczął bić. Po zemdleniu danej Żydóweczki ludzie cywilni unieśli na rękach żołnierza, wznosząc okrzyki niech żyje.
Protokół przesłuchania świadka Józefa Białkowskiego w WUBP w Kielcach, 5 lipca 1946 r.

Tam na ziemi leżała młoda kobieta, może miała 17 lat, leciała jej krew z nosa, leżała na wznak. […] jakiś mężczyzna z tej grupy podszedł do leżącej młodej kobiety i obcasem buta zaczął deptać ją po głowie w okolicy skroni, zaraz po tym poszła jej krew z ucha.
Protokół przesłuchania świadka Stanisława Adamczyka przez prokuratora Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Krakowie Delegatura w Kielcach, 13 sierpnia 2001 r.

Daj pani te chustke z głowy, woła znajoma kobieta do Salomonowiczowej, gdy ją prowadzą z kozy do transportu, i tak przecież na śmierć idziecie. Biedna z gołą głową idzie na mrozie, do wagonu śmierci.
Relacja Celiny Grünszpan dotycząca likwidacji getta w Sandomierzu w styczniu 1943 r.

Moja dawna gospodyni z ulicy Zamkowej nie chciała mnie przenocować, opowiedziała mi tylko, że miała powodzenie, bo gdy prowadzono Żydów do wagonów, ona poprosiła Ukraińca o chustkę jednej Żydówki i ten ściągnął tamtej chustkę dla niej.
Dziennik Hindy Malachi z Ostrowca nad Kamienną, fragment dotyczący pobytu w Ćmielowie pod koniec 1942 r.

Duży garnek stoi na gazowej kuchence. Matka zapala płomień. […] Nie mamy jarzyn, makaronu, ziemniaków. Ani jednego ziarnka kaszy. Mimo to matce się wydaje, że przygotowuje obiad.
Sonia Landau (Krystyna Żywulska), „Pusta woda”

Doktor Szwajgier ratowała dzieci przed śmiercią w Treblince: podawała im morfinę i dzieci umierały na szpitalnych łóżkach. (Kiedyś, pod koniec lipca, Inka wróciła ze szpitala i nie znalazła już mamy. Tylko kartkę pospiesznie zapisaną: bony wycięte, miód zapłacony).
Anka Grupińska, „Odczytanie listy”



Dzięki uprzejmości Jacka Podsiadło

Brak komentarzy: