niedziela, 17 kwietnia 2016

Ewelina Lipko-Lipczyńska






Ewelina Lipko-Lipczyńska (1913-2001)
nauczycielka języka polskiego w Liceum im. J. Chreptowicza w Ostrowcu w latach 1948-1963.

Drogi Tadeuszu!

Ponieważ prowadzisz Kronikę Szkoły, to może uznasz za stosowne włączyć nieco wiadomości o mnie po wyjeździe z Ostrowca. W Warszawie pracowałam tylko w klasach licealnych. W roku 1968 usunięto mnie ze szkolnictwa za czynny udział w akcji wokół mickiewiczowskich „Dziadów”. Wcześniej w 1966 roku zaprosiła mnie do Izraela moja koleżanka szkolna Róża Roserman-Wacholder [powinno być: Rosenman-Wacholder]. Z jej inicjatywy posadziłam „Drzewko” w Alei Sprawiedliwych w Jerozolimie. To jeszcze bardziej zaostrzyło kurs przeciwko mnie. Do tego doszły moje publiczne wystąpienia przeciwko aktom antysemityzmu organizowanym odgórnie przez władze. Władze partyjne wiedziały o moim wpływie na młodzież, toteż wolały się mnie pozbyć. Udało mi się wyjechać z rodziną. I tak znalazłam się w Szwecji.

A teraz o czasach jeszcze dawniejszych, o czasach okupacji, o których przez wszystkie lata PRL-u milczało się z wiadomych powodów. Ciągle był ktoś, kogo nie można było zdekonspirować. Teraz chcę dać temu świadectwo.

Otóż w okresie okupacji od roku 1939 do 1945 nasz dom przy ulicy Polnej 52 w Ostrowcu Świętokrzyskim nazywany był w języku wtajemniczonych Pensjonatem Papy Szymańskiego. Wiązało się to ze skrótem nazwy partii PPS, której członkiem od czasów jeszcze sprzed pierwszej wojny światowej był mój ojciec Jan Szymański – ostrowiak, nauczyciel, działacz społeczny, założyciel i organizator spółdzielczości i Towarzystwa Krajoznawczego. Jego obszerny drewniany dom okazał się być idealnym miejscem dla działalności konspiracyjnej a także schronieniem dla wielu ludzi zagrożonych śmiercią. Dzięki niemu, szanowanemu obywatelowi miasta, kierownikowi Społem, administratorowi własnego domu, dzięki jego opanowaniu, odwadze i rozumowi udało się przetrwać przez te 5 lat wojny bez strat w ludziach. Ogromnym atutem było to, że nie byliśmy zależni od żadnych źródeł finansowania. Żyliśmy przede wszystkim z uprawy ogrodu i kawałka ziemi. Niektórzy z podopiecznych podejmowali prace zarobkowe: szpital, spółdzielnia spożywców, sklep ogrodniczy, magistrat. Przez cały okres wojny przewinęło się przez nasz dom około 50 osób, które dłużej lub krócej mieszkały z nami lub uzyskiwali doraźną pomoc. Byli i tacy, którzy przeżyli z nami cały okres wojny. Wśród uratowanych większość stanowili Żydzi. Były to koleżanki moje i moich sióstr, przyjaciele i znajomi ojca z Warszawy i ich rodziny. Byli i też Polacy, poszukiwani przez gestapo. Należeli do nich słynny aktor, prezes Związku Aktorów Scen Polskich, Dobiesław Damięcki z rodziną, młody poeta Tadeusz Kubiak, poszukiwany w Warszawie za udział w akcjach AK, młody lekarz po medycynie wojskowej Andrzej Jakubowski i inni. Ten ostatni pracował w szpitalu zakaźnym, który mieścił się w Szkole nr 6. Jako lekarz był bardzo pomocny w organizowaniu różnych akcji ratunkowych oraz zdobywaniu materiałów sanitarnych dla partyzantów w lesie.

Dom był zawsze pełen ludzi. Były takie okresy, że było nad ponad 25 osób. Wśród osób pochodzenia żydowskiego wymienię dla przykładu Andrzeja Wróblewskiego, dziennikarza i publicystę, który mieszkał u nas z żoną Wandą i dwoma synami Andrzejem i Janem. Włączył się on czynnie w działalność konspiracyjną. Był wzorem odwagi. Ta jego odwaga i znajomość języka niemieckiego pomogły w wielu trudnych akcjach ratowania ludzi.

Innym obszarem tajnej działalności, były komplety tajnego nauczania w zakresie klas licealnych z maturą włącznie. Ja pełniłam role głównego organizatora tych kompletów. Na te lekcje przychodziło codziennie kilkanaście osób. Grono nauczycielskie składało się z kilku osób: prof. Powicki z Poznania, Stanisław Bartecki, Walenty Kryczyński, jego żona Halina (moja siostra), Wanda Wyszyńska (moja siostra), Tadeusz Kubiak (poeta), Anna Dratwer.

Trzecią ważną dziedziną naszej działalności było wydawanie dwóch tajnych pism związanych organizacyjnie i ideowo z WRN (Wolność Równość Niepodległość). Jedno dla młodzieży „O lepsze jutro” - redagowałam ja i „Głos Robotniczy” - redagowany przez Dobiesława Damięckiego i Edmunda Reńskiego. Ten ostatni był delegatem Rządu Londyńskiego na terenie Powiatu Opatowskiego. W kraju jego bezpośrednim zwierzchnikiem był Kazimierz Pużak, wywieziony później do Moskwy w Grupie Szesnastu. Po roku 1945 bieg wypadków historycznych narzucił nam konieczność milczenia. Byliśmy nadal zagrożeni aż do roku 1990.

Gdy dzisiaj myślę lub mówię o tym, co działo się w naszym domu przy ulicy Polnej 52 w czasie okrutnej wojny, w czasie Zagłady, to wydaje się to być historią nieprawdopodobną. To nie mogło się zdarzyć, to nie mogło dziać się przez długich 5 lat pod bokiem sztabu niemieckiego w domu Bornów, obok koszar zapełnionych niemieckimi żołnierzami, na oczach sąsiadów, mieszkańców Polnej, Iłżeckiej, Browarnej!

W tylu miejscach, w tylu krajach zajętych przez Niemców, gdzie działało gestapo, działały też sprawne donosy. Ludzie wówczas zagrożeni ukrywali się w piwnicach, na strychach, w komórkach, a u nas mieszkali z nami, pracowali w ogrodzie i na roli, uczyli na tajnych kompletach. Ojciec mój poprzez kontakty z siatką konspiracyjną w Magistracie załatwiał im aryjskie papiery. Ale donos był donosem. Nie było przeciwko niemu obrony. Dodatkową ochroną dla naszego domu była stacja meteorologiczna, widoczna z ulicy. Ojciec mój przez wiele lat prowadził ją dla Instytutu Meteorologii, co kontynuował przez cały okres wojny. Stacja stwarzała pozory, że dom jest w gestii Niemców. Może to uchroniło nas przed łapankami i rewizjami?

I wreszcie Szwecja. Nowy rozdział życia. Nowy rozdział ale tej samej powieści. Wielu moich uczniów warszawskich znalazło się tutaj. To byli ci, którzy zgromadzili się pod pomnikiem Mickiewicza po słynnym ostatnim przedstawieniu „Dziadów”. Ci, którzy krzyczeli: „Nie ma chleba bez wolności”. To dzięki nim poznałam Norberta Żabę, przedstawiciela „Kultury” paryskiej na |Skandynawię oraz organizatora kolportażu wydawnictw emigracyjnych do Polski, Rosji, Estonii. Byłam w zarządzie Towarzystwa Przyjaciół Paryskiej Kultury. Urządzaliśmy spotkania z gośćmi z Polski, np. z Mikołajską, Michnikiem, Kisielewskim. To także moi uczniowie skontaktowali mnie z redaktorem Łukaszem Winiarskim. Zostałam przez niego zatrudniona jako kurator do spraw uchodźców ze wschodniej Europy. Pracowałam tam 10 lat. Po przejściu na emeryturę, razem z moją córką Wiktorią oddaliśmy się pasji ratowania zagubionych dzieł sztuki. I tak stworzyliśmy zbiór portretów malarstwa europejskiego, który w roku 1995 przekazałyśmy do Collegium Maius Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Trzeba jeszcze dodać, że w 1996 r. otrzymałam honorowe obywatelstwo izraelskie, a w 1997 wręczono mi je w Ambasadzie Izraela w Sztokholmie w obecności wielu naszych przyjaciół.

na podst. korespondencji (udostępnionej przez rodzinę Tadeusza Farbisza) oprac. Ewa Stencel.

Źródło: "Księga wspomnień. 90 lat Gimnazjum i Liceum im. Joachima Chreptowicza w Ostrowcu Św.", Ostrowiec 2003 r.

Brak komentarzy: