Ignacy Boerner
"Pamiętnik
z lat 1904-1905"
oprac. T. Karbowniczek
Piotrków Trybunalski
2011
str. 34
O przygotowaniach
Ostrowieckiego Komitetu Robotniczego urządzenia manifestacji 1-szo
majowej [1904 roku] władze Centralne posiadały dość dokładne
informacje.
Na zasadzie
otrzymanych wiadomości grupa PPS, działająca w Zakładach
Ostrowieckich, ma zamiar w dniu 1 maja urządzić manifestację i
jawnie ogłosić swoje żądania. Początkowo miano zamiar urządzić
manifestację w sobotę, lecz potem w obawie, że żydzi w tym dniu
nie wezmą udziału, zdecydowano się na niedzielę dnia 1 maja. […] (przyp. 53 – Notatka tymczasowo pełniącego obowiązki pomocnika
Generał-Gubernatora, generała majora Czerkasowa z dnia 27 marca
1904 r.).
str. 34-37
W drugiej połowie lipca
miały miejsce pożałowania godne wypadki w Ostrowcu, a mianowicie
rozruchy antyżydowskie. Kto te rozruchy zorganizował, nie dało się
ustalić. Wszystkie dane przemawiały za tym, że zorganizowała je
policja z żandarmerią, która widząc wzmagający się z każdym
miesiącem ruch robotniczy chciała go zbezcześcić i pozwolić
coraz bardziej się przekierującej sile energii rewolucyjnej
wyładować się po linii najmniejszego oporu i w najbardziej dogodny
dla niej sposób.
Sam przebieg wypadków
postaram się ustalić na zasadzie pamięci. O godz. 4 doszły do
mnie wieści (znajdowałem się wtedy w fabryce), że robotnicy idący
na nocną zmianę zaczęli być żydów [tak w oryginale] w Ostrowcu
oraz na Bolesławowie [nazwa osady, obecnie okolice ul. Kilińskiego].
Natychmiast zwołałem doraźne posiedzenie Ostrowieckiego Komitetu,
na którym postanowiliśmy z całą energią przeciwstawić się tym
rozruchom. Zarządzenia, które wydaliśmy, były następujące:
a) skierować w kierunku
Ostrowca część towarzyszy, którzy mają dążyć do zlikwidowania
rozruchów;
b) robotników dziennych,
którzy o godz. 6-ej mieli opuścić fabrykę, zatrzymać w fabryce
dopóki rozruchy nie zostaną zlikwidowane.
Osobiście udałem się
do Ostrowca żeby dopilnować zlikwidowania rozruchów. Idąc do
miasta przekonałem się, że rozruchy na Bolesławowie nie przyjęły
jeszcze drastycznych objawów, pobito tylko jedną rodzinę żydowską
i zniszczono jej mieszkanie, fama głosiła, że koło bożnicy
odbywa się krwawa rozprawa z żydami. Podążyłem do bożnicy.
Przed samą bożnicą była zgrupowana większa liczba żydów
uzbrojonych w siekiery, a kilkadziesiąt kroków od nich był
zgrupowany znaczny tłum robotników fabrycznych uzbrojonych w drągi
i kamienie. Odbywała się walka słowna, do bójki jednakowoż nie
doszło. Towarzysze natychmiast wmieszali się w tłum robotników i
zaczęli uspokajać. Początkowo przyglądałem się temu
uspakajaniu, widząc jednakowoż, że to nie pomaga i że tłum jest
zanadto roznamiętniony wszedłem z tłumu i stanąłem pomiędzy
obydwiema roznamiętnionymi stronami. Donośnym głosem zażądałem
spokoju. Robotnicy, gdy zobaczyli, że przed nimi stoi inżynier z
fabryki, natychmiast się uspokoili. Przemówiłem wtedy do jednych i
drugich, uspakajając ich, oświadczyłem jednocześnie, że biorę
żydów pod swoją opiekę, a dalej, że jestem przekonany, iż wśród
robotników znajdzie się dostateczna liczba rozumnych ludzi, którzy
mnie poprą (w tym momencie towarzysze zaczęli się koło mnie
grupować) i nie dopuszczą do rozlewu krwi. Od żydów zażądałem,
aby natychmiast spokojnie rozeszli się do domów. Żydzi zastosowali
się do niego i rozeszli się. Potem przemówiłem do robotników,
żądając od nich, żeby spokojnie udali się do pracy,
stwierdzając, że wieści rozpuszczone o śmierci chłopca
chrześcijanina przez żydów są z gruntu fałszywe. Tłum
robotniczy rzeczywiście natychmiast udał się gremialnie do
fabryki. Policji ani żandarmerii nigdzie nie widziałem, widocznie
celowo pochowali się, żeby nie przeszkadzać rozruchom.
Wracając do fabryki,
spotkałem koło magistratu oficera żandarmerii, który
przepraszając, przedstawił mi się, po czym podziękował mi za to,
że tak energicznie i zdecydowanie zlikwidowałem rozruchy, czego mi
nigdy nie zapomni. Wyczułem, że w tym podziękowaniu przebija
raczej nuta irytacji na mnie, niż wdzięczności.
W ten sposób rozruchy
antyżydowskie zostały zlikwidowane. W dniu 31 lipca CKR PPS
[Centralny Komitet Robotniczy Polskiej Partii Socjalistycznej] wydał
odezwę, w której wypadki ostrowieckie zostały znacznie przesadzone
(przyp. 55 – Odezwa ta zawierała cały szereg pretensji
skierowanych do Ostrowieckiego Komitetu Robotniczego za to, że
dopuścił do wystąpień antyżydowskich.). Policja zaś aresztowała
kilka osób, m.in. i tow. Trzebińskiego, którego niewinnie blisko
rok przetrzymywała w więzieniu.
Przebieg rozruchów
przeciw żydowskich w świetle sfer rządowych przedstawia się w
świetle następującym:
Dnia 22 lipca około
godz. 5 popołudniu na rynku w Ostrowcu chłopiec żydowski został
uderzony kijem przez Jana Sucholewskiego (epileptyka). Chłopiec
reagował i uderzył S. kamieniem. S. upadł na ziemię i dostał
ataku epileptycznego. Policja podniosła chorego, początkowo
zaniesiono chorego do magistratu, po czym do szpitala. Przechodzący
przypadkowo koło magistratu Józef Sucholewski, brat epileptyka,
robotnik z Zakładów Ostrowieckich, gdy dowiedział się o bracie
wszczął awanturę z żydami, głosząc, że żydzi zabili mu brata.
Policja awantury te natychmiast zlikwidowała.
Wieść o zabójstwie
Jana Sucholewskiego rozniosła się po całym Ostrowcu,
przejaskrawiona. Wieść głosiła, że żydzi zabili Sucholewskiego
i jeszcze jakąś kobietę chrześcijankę.
Następnego dnia, tj. 23
lipca o godz. 6 popołudniu robotnicy wychodzący z fabryki (dzienna
zmiana), uzbrojeni w kije i kamienie, ruszyli do Ostrowca i
zgrupowali się na rynku, goniąc żydów. Władze, policja i
żandarmi rozpoczęli uspokajać wzburzony tłum, lecz tłum
rozdzielił się na grupy i ruszył w różnych kierunkach miasta.
Podczas rozruchów zostało pobitych 24 żydów, z czego 23 dość
lekko, jeden zaś Jankiel Borenstein umarł z pobicia następnego
dnia; następnie wybito około 1000 szyb, zniszczono 24 okna i 4
drzwi, jeden z domków żydowskich został poważnie zniszczony.
Masowych kradzieży nie było, natomiast miały miejsce drobne
kradzieże, lecz w małych rozmiarach (przyp. 56 – Raport
generała radomskiego do ministra spraw wewnętrznych z dnia 30 lipca
1904 r. [Archiwum Główne Akt Dawnych (AGAD), Kancelaria
Generał-Gubernatora Warszawskiego (KGGW) nr zespołu 247/II, sygn.
2431, k. 9]).
Pomocnik
Generał-Gubernatora Warszawskiego stwierdzał w swoim raporcie z
dnia 27 lipca, że rannych żydów było 10, z tego jeden umarł.
Ponadto natomiast rannych było 2 chrześcijan. Kradzieży w ogóle
nie było żadnych.
Sprawa tych rozruchów
nabrała dużego rozgłosu wśród sfer rządowych z powodu skarg
oficerów 4 szwadronu 40 małorosyjskiej pułku dragonów, który to
szwadron został przez wicegubernatora wezwany ze Staszowa i przybył
do Ostrowca w dniu 24 lipca. Na zasadzie tych skarg został
wydelegowany ppłk Sztabu Gen. Fiedow, w swoim raporcie skierowanym
do wicegubernatora Gafferberga stwierdzał, że:
- Rozruchy w Ostrowcu nie miały charakteru przeciw żydowskiego, lecz były skierowane właściwie przeciwko rządowej administracji, która jest znienawidzona przez robotników.
- Gdy te rozruchy miały mieć charakter przeciw żydowski, to przy zupełnym braku w mieście sił wojskowych (było tylko 5 do 6 policjantów) pociągnęłyby za sobą poważne straty w ludziach oraz straty materialne.
- Były to zwykłe awantury uliczne i przy tym w różnych miejscach, dopiero gdy żydzi zaczęli krzyczeć i prowokować robotników (żydek jeden wystrzelił dwa razy w powietrze z rewolweru), ci pobili kilku żydów, którzy im wpadli w ręce. Jeden z tych żydów podobno umarł, przy czym o tej śmierci różnie mówią i w ogóle ta śmierć jest wątpliwa.
- Cała ta historia została przez czynniki administracyjne niemożliwie rozdmuchana.
Dalsze zarzuty tyczą się
już nieodpowiedniego użycia wojska.
Administracja po takim
raporcie zaczęła się solidarnie bronić i w aktach znajdujemy
kilkadziesiąt raportów różnych dostojników. Rezultatem tych
rozruchów było aresztowanie 19 robotników, natomiast wytoczono
proces 68 robotnikom, którzy odpowiadali z wolnej stopy.
Wśród aresztowanych
byli: Czerwiński Jan, Żebrowski Edmund, Frydrysiak Władysław,
Denek Ludwik, Trzebiński Włodzimierz.
Sprawa trwała długo i
zdaje się, że nikt nie został zasądzony. Najdłużej siedział
Trzebiński Włodzimierz.
str. 67
W drugiej połowie
czerwca [1905 roku] miały miejsce w Ostrowcu i w okolicy strajki
powstałe wyłącznie na tle ekonomicznym. […]
Dnia 24 czerwca
zastrajkowali rzeźnicy żydowscy. Robotnicy chcieli rozbić jatki,
gdyż tego dnia nie można było dostać w Ostrowcu mięsa. Komitet
Ostrowiecki interweniował i tegoż dnia strajk został zwycięsko
zakończony.
Dnia 28 czerwca
zastrajkowali robotnicy (24) w tartaku Heinego, żądając
podwyższenia zarobków. Strajk zakończył się zwycięstwem
robotników i trwał zaledwie do dnia 1 lipca.
str. 101-103
Dnia 30 października
[1905 roku] pojawił się Najwyższy Carski manifest (przyp. 114 –
Manifest cara Mikołaja II miał na celu uspokojenie wzburzenia,
panującego w całym państwie rosyjskim. Nadawał w nim władca
rosyjskiego imperium „trwałe podstawy wolności obywatelskiej na
zasadach rzeczywistej nietykalności osobistej, wolności sumienia,
słowa, zebrań i związków”, a powoływał do życia poprzednio
obiecaną Dumę, do której prócz klas posiadających wchodzić
mieli reprezentanci warstw pracujących. Wszystkie te przywileje nie
doczekały się realizacji z wyjątkiem zwołania Dumy kilkakrotnie
rozwiązywanej.).
[…]
Dzień 5 listopada
postanowiliśmy obchodzić jak dzień „święta wolności”, jak
ten dzień nazwaliśmy. […]
Przebieg tego wielkiego
dnia trudno byłoby mi z pamięci odtworzyć. Odtworzę go,
przytaczając opis tego święta podług „Głosu Polski”
Obywatele miasta
Ostrowca i bliższej okolicy, oraz pracownicy Zakładów
Ostrowieckich, celem upamiętnienia dnia wyzwolenia swego i reszty
braci polskiej z okrutnych hańbiących więzów, obchodzili w dniu
wczorajszym nader uroczyste święto narodzin wolności. […]
Wszystko znalazło swój
wyraz w obchodzie następującym. Po nabożeństwie w miejscowym
kościele zgromadzeni ruszyli pochodem uroczystym do krzyża, ręką
ludu pracy ustawionego przed fabryką w Klimkiewiczowie. […]
Z
Klimkiewiczowa pochód zawrócił do miasta i, przeszedłszy przez
rynek przy dźwiękach orkiestr i wciąż niemilknącej pieśni "Boże
coś Polskę", skierował się do kościoła, i po odśpiewaniu
"Te Deum" wyruszył ze sztandarami do miejscowej synagogi.
Na spotkanie wyszedł pod
baldachimem rabin, niosąc „radał”, i przy dźwiękach mazurka
„Jeszcze Polska nie zginęła”, odegranego przez orkiestrę
żydowską, wkroczono do domu modlitwy.
Tam przywitał zebranych
w słowach serdecznych przedstawiciel żydów p. Frenkiel,
zaznaczając, że wskutek fanatyzmu braci jego, pierwszy raz w
przybytku tym rozbrzmiewa mowa polska, i prosił o uwzględnienie, o
pobłażliwość dla tego fanatyzmu, zresztą dla Polaków
nieszkodliwego, prosił o nie odrzucanie wyciągniętej bratniej i
szczerej dłoni dawnego biednego żyda tułacza i zakończył
hasłami: „Niech żyje wolność!”, „Niech żyje braterstwo!”.
Z synagogi przy dźwiękach
orkiestry żydowskiej i strażackiej i śpiewie „Boże coś
Polskę”, „Czerwony Sztandar” wyruszono na zapowiedziany wiec
na placu fabrycznym w Klimkiewiczowie. [...] (przyp. 117 - „Głos
Polski” nr 1 z dnia 11 listopada 1905 r.).