niedziela, 25 sierpnia 2024

Dziennik Chaima Icchaka Wolgelerntera

 

Chaim Icchak Wolgelernter i Chajele z ich pierworodnym dzieckiem, 1940 r.

Wprowadzenie do dziennika Chaima Icchaka Wolgelerntera

[…] Chaim Icchak urodził się w 1911 r. w Ożarowie jako czwarte z ośmiorga (dwoje zmarło w dzieciństwie) dzieci Hendli Rywki z domu Selzer oraz Jeszajahu Wolgelerntera. Rodzina przeniosła się do Kazimierzy Wielkiej, gdzie Jeszajahu został szochetem (rytualnym rzeźnikiem) miejskim. Był potomkiem wybitnego rebego Itamara z Końskowoli i pobożnym chasydem. Najstarszy brat Chaima Icchaka, Abram, wyjechał w latach dwudziestych do Kanady, dwóch młodszych – Dawid i Meir – zostało pomocnikami ojca. Najstarsza siostra Matil wraz z mężem Chaimem Medlem mieszkała w Zawichoście, młodsza, Ita, mieszkała jeszcze z rodzicami.

Chaim Icchak Wolgelernter od najmłodyszch lat wyróżniał się pobożnością i głodem wiedzy. Po swojej bar micwie wyjechał do Krakowa, by studiować Torę w tamtejszych jesziwach. Po kilku latach udał się do Ostrowca, zdał trudny egzamin i został przyjęty do znakomitej lokalnej jesziwy. Ujawnił się wówczas również jego talent literacki – został sekretarzem jesziwy, a także wydawcą miesięcznika poświęconego Torze, pisywał też własne teksty do pism religijnych.

Gdy w 1936 r. poślubił Chaję Płatkiewicz z Działoszyc, zamieszkali w sąsiedzwie jej owdowiałej matki Jachet Płatkiewicz, której Chaja pomagał prowadzić sklep tekstylny. Gdy po trzech latach małżeństwa młodzi Wolgelernterowie wciąż nie mieli dzieci, Chaim Icchak zwierzył się z tego problemu swojemu cadykowi z Ostrowca, a ten nakazał mu pojechać do cadyka Noama Elimelecha do Leżajska. Dziewięć miesięcy później, w końcu listopada 1939 r., urodziła się Wolgelernterom córka Alte Sara Lea, a w lutym 1941 r. syn Szraga Fajwel. […]

[…] Sam Chaim Icchak Wolgelertner w czasie drugie akcji wysiedleńczej znalazł schronienie (podobnie jak w czasie pierwszego wysiedlenia) u sołtysa w Szyszczycach, a jego bracia Dawid i Meir – u Magdy Kozioł w Skalbmierzu. Później, w lutym 1943 r. zgodziła się ona przyjąć do siebie innych żyjących jeszcze członków rodziny. […] Tam właśnie, na strychu w Skalbmierzu, Chaim Icchak zaczął pisać swoją kronikę. […] Z niemałym trudem znaleźli kolejną kryjówkę we wsi Dębowiec u chłopa nazwiskiem Biskup […] pozostali i Biskupa Żydzi zostali zamordowani 22 czerwca 1944 r. […]

Dziennik Chaima Icchaka Wolgelerntera – tragiczne świadectwo wiary – jest jednym z ważniejszych źródeł na temat Zagłady, być może jedynym pisanym na bieżąco, w ukryciu przez chasydzkiego rebego.

[…] Książka „Unfinished Diary: A Chronicle of Tears” autorstwa Chaima Icchaka Wolgelerntera ukazała się w 2015 r. nakładem wydawnictwa Israel Bookshop Publications.

[…]

Barbara Engelking


KRONIKA ŁEZ
Opracowanie Barbara Engelking


Archanioł Michał poświęca dusze sprawiedliwych przed Bogiem.
(תוספות מנחות ק'י חנינה כ'ב)

Kiedy miałem 16 lat, po spędzeniu moich najlepszych lat w jesziwach w Krakowie, wiedziałem już więcej o Talmudzie i posekach, kiedy moja dusza zaczęła nagle odczuwać pragnienie czegoś wyższego, co przyniosłoby rozwiązanie różnych wątpliwości, które gnębiły myśli […] galicyjskie, moje dotychczasowe życie stawało się coraz bardziej nudne, monotonne i ciasne, potrzebowałem siły, która by mnie porwała, wyprowadziła na szersze i wyższe horyzonty, postanowiłem więc pojechać do Ostrowca.

Genialna metoda pulpil (przyp. 2 – Metoda nauczania pilpul (hebr. debata, od pilpel – pieprz, przenośnie gorąca [ostra] dyskusja) – specyficzna metoda prowadzenia studiów talmudycznych, oparta na dialektycznym rozważaniem fragmentów tekstów.), o której miałem trochę pojęcia od mojego rabbiego, reb Lewina, nauczyciela z Krakowa, ucznia starego rabbiego z Ostrowca, reb Meira Jechiela, błogosławionej pamięci, oryginalne i specyficzne podejście do każdego trudnego bądź zagmatwanego zagadnienia z Gemary, niezrozumiałego zwrotu, albo zwyczajnie niewiarygodnej historii, z dokładnie sprecyzowaną błyskotliwą myślą, czasami też z wyliczonymi matematycznie cyframi, oraz jedyny w swoim rodzaju, niezwykły post jako droga umartwiania się w służbie Bogu spowitej welonem legend – wszystko to razem tak mnie zahipnotyzowało. Pewnego dnia w Sukot roku 1929 po raz pierwszy przekroczyłem próg domu mojego wielkiego rabiego, reb Ezechiela Binsztoka [powinno być: Halsztuka], rabiego z Ostrowca, jedynego syna i dziedzica duchowego świętego reb Meira Jechiela, błogosławionej pamięci.

Po dziś dzień nie jestem w stanie zrozumieć, skąd w moim nędznym doczesnym życiu znalazło się miejsce dla wielkiej światłości, która biła od tego przewodnika duchowego, którym był rebe z Ostrowca. Jestem pewien, że rzeczywiście odczułem w sobie tę świętość. Nigdy nie zapomnę wrażenia, jakie zrobiła na mnie modlitwa rebego. 8 dnia Sukot, kiedy odmawiał „Niszmat kol Chaj” z ekstazą tęskniącej duszy, z sercem, z którego tryskało źródło łez – święty Ojcze, litościwy i miłosierny Stwórco – jasno było widać, jak za sprawą tego wielkiego przewodnika jest wyrażany ból i cierpienie całego narodu przed jego miłosiernym Ojcem, Który bez litości każe swoje dzieci, kiedy źle dczynią, a potem uległe przyrzekają, że będą już pobożne.

Czułem, jak każdy członek mojego ciała, każde ścięgno i najmniejsza cząsteczka zostają obmyte, opalone gorącymi węglami, całe jestestwo nagle staje się tak oczyszczone, dostaje skrzydeł, szybuje coraz wyżej i wyżej do bezkresnych światów – zapomniałem o wszystkim, co wokół mnie.

Potem czułem wszechogarniające mnie ciepło, taką duchową lekkość, że przez cały dzień chodziłem w uniesieniu ducha. Tisz u rebego i jego modlitwy, wszystko to zdawało mi się częścią niebiańskiej światłości, która nie ma nic wspólnego ze sprawami ziemskimi. Przybyła tylko na świat, aby wszystko to unieść na tę samą wysokość, duchowość przebrała się w ubiór duszy, nastąpił upadek na potrzeby wzniesienia. Kiedy po tiszu omawiano wspaniale głębokie kazanie, które rebe wygłosił przy stole, zostałem całkiem porwany przez każdą myśl. Wszystkie one przeszywały mnie do najintymniejszych pokładów umysłu, były skierowane bezpośrednio do mnie, były odpowiedzią na moje wątpliwości, napojem dla mojej spragnionej duszy. Ten jeden dzień rozwiązał nawarstwiające się przez lata. Zrozumiałem magnetyczną siłę Ostrowca.

*

A kiedy jego modlitwy nie były w stanie odwrócić wyroku, który ogrodził twierdzę surowej sprawiedliwości, ideał wskazujący drogę nie mógł więcej oświetlać mrocznej przyszłości narodu żydowskiego, i kiedy również milionowe europejskie żydostwo zostało złożone w męczeńskiej ofierze na ołtarzu Kidusz ha-Szem, czyż na tym samym ołtarzu mogło zabraknąć miejsca dla ich wielkiego przewodnika?

*

Kiedy europejscy Żydzi zostali wymordowani, ich miejsca święte zburzone, a świętości zbrukane, nie było też miejsca dla uświęconego, boskiego ołtarza świętego rebego z Ostrowca, tablice zostały roztrzaskane.

Czasami rebe tłumaczył ostrowiecką metodę nauczania i modlitwy. Całe stworzenie świata i każda rzecz ma ciało i oblicze albo, jak się to często nazywa, ciało i duszę. Oblicze, to znaczy dusza, jest istotą stworzenia, ciało jest jedynie ubraniem dla duszy. Tak samo jest z człowiekiem, który jest istotą stworzenia, dzieła stworzenia, i on również ma ciało i duszę. Dusza człowieka jest boską cząstką. Każda micwa i dobry uczynek, który wykonuje człowiek, to pokarm duchowy dla duszy, dla cząstki boskiej. Siłą rzeczy, kiedy dusza się raduje, człowiek tworzy w ten sposób naches-ruech (powiew ekstazy) również dla Najwyższego, dla Szechiny, ponieważ dusza jest cząstką boską.

Poza tym człowiek, najdoskonalsze stworzenie, został stworzony z umysłem i rozumem, aby robił jak najwięcej micw i dobrych uczynków i tworzył jak największy naches-ruech dla Boga. Dusza w ten sposób dociera na najwyższe poziomy, nawet do poziomu Mosze Rabenu (Mojżesz, nasz nauczyciel). Twarzą w twarz mówię do niego, to jest tikun (ulepszenie, naprawa) doskonalenia […] wszystkich gaonów i cadyków, zarówno ukrytych, jak i ujawnionych, każdego na jego własny sposób i każdego z nowymi spostrzeżeniami odnośnie Tory i spełniania Woli Bożej. Jedyną intencją ich wszystkich był tikun duszy, aby stworzyć dla niej pokarm duchowy. Wielki Bal Szem Tow stworzył chasydyzm. Jest to nowa, zupełnie nowa droga. Napełnił on służbę Bogu tak silnym duchem życia, w chasydyzmie jest tak wielka siła, która jest w stanie pociągnąć za sobą nawet biednych, prostych Żydów, którzy nie znają Tory, będącej wstępem wiodącym do tikunu duszy. Siła chasydyzmu promienieje do takich ludzi, aby również oni mogli osiągnąć doskonałość, aby również oni mogli przynieść swojej duszy pokarm duchowy.

Wielki ojciec rabiego miał własną drogę, przez posty i samoumartwianie się, przez akceptację trudności, przygotowywanie ciała i poniżanie własnego ja doszedł on do uniesienie duchowego. Duchowość duszy tej cząstki bożej, wzniosą się ku najwyższym źródłom Stwórcy przez odrzucenie najniższego świata duszy. Było to dla niego zagadnienie cierpień z miłości. Dlaczego właśnie karci Pan, kogo miłuje? Jeśli człowiek na zasługuje na ukaranie przez cierpienia, dlaczego Bóg go karze? Jest to jedno i to samo, kiedy człowiek naprawia duszę, uzyskuje przecież boski naches-ruech. Siłą rzeczy przez cierpienia fizyczne, które na niego spadają, jego ciało ziemskie jest ciemiężone, ale jego duchowe zadowolenie staje się silniejsze. Dusza wznosi się do wyższych poziomów, dlatego nazywamy to cierpieniami z miłości. Cierpienia przychodzą na człowieka przez miłość, którą Bóg otrzymuje z dobrych uczynków, i dlatego nasi uczeni uważają, że jeśli na człowieka spadają plagi, powinien od wiedzieć, że to nie są cierpienia z miłości.

Dlaczego właściwie cierpienia od plag nie są cierpieniami z miłości? Jak mówimy, cierpienia prowadzą do uwznioślenia duszy, do świętości. Plagi nie tylko, że nie mogą doprowadzić do świętości, ale mają dokładnie odwrotny skutek. Jest to przecież powiew nieczystości, który zabrudza duszę, i nie może zostać nazwany cierpieniem z miłości. Tak ojciec rabiego stworzył nową drogę w służbie Bogu, również do nauczania dał nowy wiatr życia, swoją metodę pulpil, która ma służyć temu samemu. Błyskotliwe dzielenie włosa na czworo, aby znaleźć najbardziej dogłębną istotę rzeczy, to co najintymniejsze w duszy, to znaczy sedno zagadnienia, przekreślenie tego, co umysłowe, służy temu, aby cała dusza mogła komunikować się ze światem Tory, aby nastąpiło zbliżenie duszy człowieka i duszy Tory, a jako że dusza człowieka jest cząstką boską, zamiarem jest, aby Bóg i Izrael stały się jednym.

Później już sam zrozumiałem, kiedy często wskazywał, że droga jego ojca była […] miłości, wtedy on, następca i duchowy spadkobierca, również dołożył cegiełkę do tego budynku, mianowicie odmawianie modlitwy nazywanej modlitwą serca, było to […] bojaźni – serce cielesne.

Były […] ból przeciw gorącemu pragnieniu cielesnego serca.

Byłem pewny, że w ostatnim pokoleniu, chociaż […] Tory znajdowało się w Polsce wystarczająco wielu, to jednak najświętszym miejscem było Ostrowiec – arka przeświętego rebego, w której znajdowały się dwie tablice – Tora Weawoda (Tora i praca).

Następca i dziedzic duchowy, który z takim przekonaniem pielęgnował metodę swojego ojca, że kiedy wybiła godzina […], aby dusza, cząstka boska, dosięgnęła najwyższego źródła przez całkowite uwolnienie się od potrzeb cielesnych, przez całkowite anulowanie cielesności, przygotowywał się do tej wielkiej godziny. Dłuższy czas wcześniej, całe dnie owinięty w tałes i tfilin, zagłębiony był w zagadnienia Kidusz ha-Szem.

Archanioł Michał poświęca dusze sprawiedliwych przed Bogiem. Później to zrozumiałem.

W Lag Baomer 1930 r., kiedy pochylaliśmy się nad przepisami dotyczącymi szechity (rytualny ubój zwierząt), rabi powiedział mi, że halacha jest ogrodzeniem, ponieważ halacha broni nas przed żądami cielesnego serca – […] pobożność – szechita – jedynie pobożność, pilpul szel Tora (hermeneutyka, analiza i krytyka jako narzędzie Tory), będąca duszą Tory, jest pokarmem duchowym dla duszy i umysłu. Aby tworzyć naches-ruech dla Stwórcy, musi być przecież miłość, dlatego halacha, pilpul i obraz są takim magnesem dla duszy, a serce, miłość i pobożność – prawdziwym i całkowitym tikun. Tak.

Z języka hebrajskiego przełożyła Blanka Górecka
Z języka jidysz przełożyła Magdalena Siek

[…]

 

Źródło:
„Nic nie potrzebujemy. Tylko przetrwać ten czas. Relacje Żydów ukrywających się w okupowanej Polsce”, red. Justyna Majewska, Warszawa 2022.
rodz. VI Chaim Icchak Wolgelernter
s. 437-454

niedziela, 18 sierpnia 2024

The Name's Bajgelman

 


The Name's Bajgelman - Ola Bilińska Ensamble

27.06.2019, Festiwal Kultury Żydowskiej, Kraków

Ola Bilińska, wraz z muzykami tworzącymi wspólnie z nią projekt Libelid, oddaje muzyczny hołd rodzinie Bajgelmanów, którzy znacząco wpłynęli na muzyczny krajobraz przedwojennej Łodzi. Dawid i Chaim (później Henry) Bajgelman to dwaj najwybitniejsi członkowie muzycznego klanu i to ich twórczości poświęcony będzie koncert na FKŻ.

Dawid Bajgelman był postacią niezwykle wszechstronną: skrzypkiem i altowiolistą, dyrygentem, kompozytorem i autorem tekstów. Dyrygował Łódzką Orkiestrą Symfoniczą i orkiestrą Teatru Żydowskiego Icchoka Zandberga, komponował i dyrygował w wielu teatrach w całej Polsce, nagrywał płyty dla Syrena-Electro, lecz zasłynął najbardziej jako autor muzyki do spektaklu „Dybuk” S. Anskiego, który stał się międzynarodową sensacją teatralną. W czasie wojny w Łódzkim Getcie założył i dyrygował 44-osobową orkiestrą symfoniczną.

Chaim Bajgelman był skrzypkiem, saksofonistą oraz kompozytorem, który jako jedyny z dziewięciorga muzykalnego rodzeństwa przeżył wojnę. Grał profesjonalnie już od piętnastego roku życia. Był członkiem rodzinnej grupy The Jolly Boys, którą wskrzesił w powojennych Niemczech pod nazwą the Happy Boys, grając jazzowe koncerty dla amerykańskich żołnierzy i żydowskich ocaleńców. Po wojnie wyemigrował do Nowego Jorku, gdzie kontynuował muzyczną działalność z The Happy Boys.

Ola Bilińska z zespołem zaaranżowała utwory obu braci na miarę 21. wieku: w przedwojennych pieśniach, kołysankach i fragmentach muzyki teatralnej znalazło się więc miejsce dla samplera, analogowych syntezatorów i elektronicznych efektów wokalnych. Na pierwszym planie jednak pozostają ukochane instrumenty obu braci: skrzypce i altówka, na których zagra Julia Ziętek, znana ze swojej współpracy z muzykami sceny alternatywnej, takimi jak Maciej Cieślak (Ścianka), Monika Brodka, czy zespół Mitch and Mitch. Całość brzmienia dobarwiają dwa inne niezwykłe instrumenty strunowe: wiolonczela oraz harfa. Utwory braci Bajgelman zabrzmią tym samym na FKŻ w nowoczesnej, a zarazem nieco romantycznej, akustyczno-elektronicznej odsłonie.

Ola Bilińska (głos, gitara elektryczna, elektronika), Edyta Czerniewicz (wiolonczela, głos), Julia Ziętek (skrzypce, altówka, głos), Kasia Kolbowska (harfa, głos), Sebastian Witkowski (gitara basowa, syntezatory)

Gość specjalny: Riva Berelsman, córka Chaima Bajgelmana.


piątek, 16 sierpnia 2024

Balint Lea


Lea Balint

Menedżerka w organizacjach charytatywnych, działaczka społeczna, dziewczynka ocalona z Holocaustu.

Lea Balint (z d. Alina Alterman) urodziła się w żydowskiej rodzinie 23 czerwca 1938 r. w Radomiu. Wychowywała się w Ostrowcu Świętokrzyskim. Ojciec był tam właścicielem fabryczki ekskluzywnych mebli drewnianych. Matka była gruntownie wykształcona, znała kilka języków.

Części rodziny udało się emigrować do Palestyny jeszcze przed wojną. W 1942 r. ona razem z rodzicami została wysiedlona z domu, który przejął sąsiad. Wszyscy trafili do ostrowskiego getta. Ojciec za odmowę objęcia funkcji w Judenracie został wywieziony do Auschwitz. Ona sama z getta nie pamięta nic. Ją i matkę wyprowadził na „aryjską” stronę sąsiad, który potem zagarnął cały ich majątek. Matka ukrywała się z nią u Polaków, ale została zadenuncjowana przez tego samego sąsiada. Ratowała się ucieczką, skacząc przez okno. Niemcy schwytali ją i zamordowali. Leę zabrała do siedziby Sióstr Franciszkanek Rodziny Maryi w Brwinowie koło Warszawy najprawdopodobniej osobiście matka Matylda Getter. Tam była ukrywana do końca wojny. Siostrom zawdzięczała życie, pamięta jednak codzienne zagrożenie, biedę, głód i ostrą dyscyplinę.

Po wojnie odszukała ją ciotka i przekazała do Komitetu Żydowskiego, który skierował ją do żydowskiego domu dziecka w Zatrzebiu koło Warszawy. W 1946 r. trafiła do placówki opiekuńczej w Helenówku. Wraz z innymi przeżyła złe traktowanie dzieci żydowskich przez miejscowe dzieci polskie. Po pewnym czasie znalazła się w Łodzi, gdzie została skierowana do żydowskiej szkoły. Tam w 1950 r. odnalazł ją ojciec i wykupił, zanim została wysłana do Izraela. Razem wyjechali do jej ciotki w Hajfie. Tam, nie znając języka, z trudem przechodziła edukację podstawową i gimnazjalną. Po odbyciu służby wojskowej studiowała literaturę i historię w Jerozolimie. W 1963 r. wyszła za mąż, potem urodziła troje dzieci. W Jerozolimie podejmowała prace na stanowiskach menedżerskich w organizacjach charytatywnych.

Zabiegała intensywnie o to, żeby siostry franciszkanki, w tym Matylda Getter, zostały uhonorowane Medalem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata. Matylda Getter otrzymała to wyróżnienie pośmiertnie.

Lea Balint od wielu lat zajmuje się pomocą dla osób pochodzenia żydowskiego, które jako dzieci utraciły tożsamość podczas II wojny światowej w okupowanej przez Niemców Polsce. Odnalazła korzenie ponad 100 osób. Do Polski przyjechała po raz pierwszy w 1984 r. Odwiedziła wówczas klasztor w Brwinowie, gdzie w księgach odszukała swoje dane. Potem odwiedzała Polskę jeszcze wiele razy.

Źródło: Balint Lea (ipn.gov.pl)

czwartek, 8 sierpnia 2024

Moszek Niskier

 


Hanna Krall, „Taniec na cudzym weselu”
Warszawa 1993

s. 170-173

Daniela, panna młoda, wywodzi się od króla Saula, który rządził Polską przez całą noc. Jest prawnuczką Berka Niskiera, który miał największy sklep w Ostrowcu Świętokrzyskim. Jest wnuczką Moszka Niskiera, lekarza, honorowego obywatela Rio de Janeiro.

Saul Wahl istniał naprawdę. Był synem rabina z Padwy, ożenił się i zamieszkał w Brześciu Litewskim. Zyskał względy króla Batorego i Radziwiłłów. Dzierżawił produkcję kopalń w Wieliczce, a także młyny i browary. Historię uzupełniła legenda. Podczas burzliwej elekcji po śmierci Stefana Batorego, Mikołaj Radziwiłł miał zaproponować, żeby tron objął na jedną noc jego faktor. Wśród śmiechów i okrzyków: „Niech żyje król Saul” panowie schowali miecze i sięgnęli po kielichy. Saul panował do rana, skutecznie łagodząc zacietrzewienie stron. Po wyborze Zygmunta III nadal był królewskim faktorem.

Legenda o królu Saulu utrzymuje się wśród Żydów od ponad czterystu lat. Historyk Majer Bałaban pisał o niej z lekceważeniem, Henryk Samsonowicz uważa ją za możliwą. Żydzi przybywający z Nadrenii, Wormacji i Moguncji organizowali życie gospodarcze w Księstwie Litewskim i ściśle współpracowali z magnatami. Saul mógł być obecny na elekcji. Mógł siedzieć przy stole Radziwiłłów. I mógł być królem jednej nocy, czy raczej – jednej biesiady.

Pradziadek panny młodej, Berek Niskier, wierzył w króla Saula bez zastrzeżeń. Tym bardziej że potomkiem królewskim w prostej linii był nie kto inny jak jego teść, Nachum Lejb Rapaport, właściciel sklepu z galanterią, którego jednak nie prowadził osobiście. W sklepie stała żona; Nachum Lejb zajęty był rozmowami z Bogiem i dla klientów nie starczało mu czasu.

Pradziadek był człowiekiem zamożnym. Jego sklep zajmował pięć pokoi. Sprzedawano w nim rowery, obuwie, gramofony i odzież. Dom miał dwa wejścia, do sklepu wchodziło się od ulicy Kościelnej, a do mieszkania od Młyńskiej. Doktor Niskier był w zeszłym roku w Ostrowcu, po raz pierwszy od pięćdziesięciu pięciu lat. W oknie pokoju, w którym się urodził, stała młoda kobieta. Doktor powiedział: Dzień dobry pani, ja się urodziłem w tym mieszkaniu… Kobieta milczała. Doktor pomyślał – pewnie boi się, że chcę jej odebrać mój dom. Powiedział: Do widzenia pani, i poszedł dalej.

Pradziadek był człowiekiem religijnym. Miał długą brodę i nosił chałat – elegancji, szyty na miarę. Był wprawdzie wyznawcą cadyka z Góry Kalwarii, ale w większe święta przyjmował go sam Jechiel, rabin Ostrowca, który pościł od czterdziestu lat. W dzień pił wodę i modlił się, jak na Jom Kipur, w nocy jadł odrobinę i znów pościł.

Pradziadka Berka dotknął niezasłużony cios. Najstarszy syn został komunistą. Zaczęło się od książek – „Cementu” Gładkowa i Ostrowskiego „Jak hartowała się stal”, a skończyło się więzieniem. Syn Berka Niskiera siedział w więzieniu! Gdy okazało się więc, że młodszy syn uczy się w sobotę, je trefne, zamiast do synagogi idzie do lasy z Chaną, córką mleczarki, a co najgorsze – zaczyna czytać „Cement”, Berek Niskier powiedział: To już lepiej jedź do wujka do Rio de Janerio.

Dziadek panny młodej Moszek Niskier przyjechał do Rio w roku trzydziestym szóstym. Został klaperem, czyli handlarzem domokrążnym. Towar miał w walizce. Stawiał walizkę na ulicy i głośno klaskał. Z domów wychodzili klienci. Dawał im na kredyt, a raz w miesiącu zbierał należność – jeden albo dwa cruzeiros. Po innych dzielnicach również krążyli z walizkami polscy Żydzi. Ratalną sprzedaż w Rio zapoczątkowali klaperzy z Opatowa, Ostrowca, Szydłowca, Sandomierza… Każdy miał walizkę, rejon i stałych klientów. Kiedy rezygnował z handlu, odstępował klientelę innemu polskiemu Żydowi.

Po dziesięciu latach Moszek Niskier odstąpił klientelę człowiekowi, który właśnie przyjechał z Polski.

Był rok czterdziesty szósty.

Człowiek opowiadał…

Moszek Niskier zaczął rozumieć co stało się z jego rodzicami, dziadkami, wujami i rodzeństwem. Co stało się z całą stuosobową rodziną – królewską rodziną Rapaportów i Niskierów.

We trzech – z innymi klaperami z Ostrowca – wzięli nauczyciela i zaczęli przygotowywać się do egzaminów wstępnych.

Kiedy Moszek Niskier został lekazrem, wrócił do dawnej dzielnicy. Stanął pod oknami najbiedniejszych ludzi. Zaklaskał. Powiedział: teraz będę was leczyć.

Domy nędzarzy sklecone były z kartonu i desek. Nie znano jeszcze folii, więc po większym deszczu kartonowy szałas trzeba było budować od początku.

Doktor Niskier siedział w jednym z takich szałasów. Na ulicy czekał tłum. Doktor przyjmował wszystkich i od nikogo nie brał pieniędzy. Lekarstwa przynosił ze sobą i rozdawał chorym. To trwa do dzisiaj. Na Copacabanie przyjmuje bogatych za pieniądze. W fawelach, dzielnicach nędzy, leczy za darmo. Czytał przecież „Cement”, miał brata w więzieniu i szanował ideały socjalistyczne. Socjalizm co to jest? – powtarza pytanie doktor Niskier. – To ja jestem, a ja nie lubię egoizmu, nie lubię biedy i chcę, żeby była sprawiedliwość. Ja wiem, że to jest niemożliwe w skali świata, ale nie można żyć samym życiem możliwym…

Podobno kupował tanie domy, remontował i sprzedawał po niezłej cenie.

Byłby to kapitalizm raczej.

Z kapitalizmu utrzymywał rodzinę, kupował lekarstwa i woził transporty żywność na północ, dotkniętą suszą i głodem.

W ten sposób szczęśliwie połączył oba systemy. Żyje życiem i możliwym, i nierealnym.

Ślub wnuczki Moszka Niskiera odbędzie się w synagodze.

Daniela Niskier, lekarka, poślubi Carlosa Wajsmana, urzędnika bankowego.

Wesele odbędzie się o dziesiątej wieczorem. Zaproszono osiemset osób: dziadków – Niskierów w Ostrowca i Goldsztajnów z Sandomierza, rodziców urodzonych już w Rio i kolegów ze studiów.

Zagra kapela Wardy Hermolin.

Stary Hermolin był jubilerem w Ostrowcu. Sklep miał koło rynku, a mieszkanie odnajmował na Młyńskiej u Niskierów. W Ostrowcu była jeszcze inna orkiestra, kto wie czy nie lepsza, Samuela Szpilmana, skrzypka. Niestety, Markus, jego syn, który mieszka w Rio i w sławnej na całym świecie klinice chirurgii plastycznej operuje gwiazdy Hollywoodu, porzucił skrzypce i wybrał saksofon. W przerwach między operacjami gwiazd Hollywoodu gra jazz. Jazz odpada, orzekł Moszek Niskier. Pozostaje Warda Hermolin. Potrafi i lambadę zagrać i zaśpiewać A jidisze mame.

A jidisze mame musi być, bo weselni goście powinni trochę popłakać.

Popłaczą tylko ci z Ostrowca i Sandomierza. Tylko tam były prawdziwe żydowskie matki.

Kobiety w muślinach, brokatach i koronkach sprowadzonych z Włoch i uszytych przez Maison Liliana to są matki poprzebierane.

Nie o nich będzie śpiewała Warda Hermolin.

A jidisze mame będzie dla matek z Opatowa, Szydłowca, Lublina, Ostrowca Świętokrzyskiego i Janowa koło Pińska.

Po płaczu nastąpią tańce.

[…]