s. 170-173
Daniela, panna młoda, wywodzi się od króla Saula, który
rządził Polską przez całą noc. Jest prawnuczką Berka Niskiera, który miał
największy sklep w Ostrowcu Świętokrzyskim. Jest wnuczką Moszka Niskiera,
lekarza, honorowego obywatela Rio de Janeiro.
Saul Wahl istniał naprawdę. Był synem rabina z Padwy, ożenił
się i zamieszkał w Brześciu Litewskim. Zyskał względy króla Batorego i
Radziwiłłów. Dzierżawił produkcję kopalń w Wieliczce, a także młyny i browary.
Historię uzupełniła legenda. Podczas burzliwej elekcji po śmierci Stefana
Batorego, Mikołaj Radziwiłł miał zaproponować, żeby tron objął na jedną noc
jego faktor. Wśród śmiechów i okrzyków: „Niech żyje król Saul” panowie schowali
miecze i sięgnęli po kielichy. Saul panował do rana, skutecznie łagodząc
zacietrzewienie stron. Po wyborze Zygmunta III nadal był królewskim faktorem.
Legenda o królu Saulu utrzymuje się wśród Żydów od ponad
czterystu lat. Historyk Majer Bałaban pisał o niej z lekceważeniem, Henryk
Samsonowicz uważa ją za możliwą. Żydzi przybywający z Nadrenii, Wormacji i Moguncji
organizowali życie gospodarcze w Księstwie Litewskim i ściśle współpracowali z
magnatami. Saul mógł być obecny na elekcji. Mógł siedzieć przy stole Radziwiłłów.
I mógł być królem jednej nocy, czy raczej – jednej biesiady.
Pradziadek panny młodej, Berek Niskier, wierzył w króla
Saula bez zastrzeżeń. Tym bardziej że potomkiem królewskim w prostej linii był
nie kto inny jak jego teść, Nachum Lejb Rapaport, właściciel sklepu z
galanterią, którego jednak nie prowadził osobiście. W sklepie stała żona;
Nachum Lejb zajęty był rozmowami z Bogiem i dla klientów nie starczało mu
czasu.
Pradziadek był człowiekiem zamożnym. Jego sklep zajmował
pięć pokoi. Sprzedawano w nim rowery, obuwie, gramofony i odzież. Dom miał dwa
wejścia, do sklepu wchodziło się od ulicy Kościelnej, a do mieszkania od
Młyńskiej. Doktor Niskier był w zeszłym roku w Ostrowcu, po raz pierwszy od pięćdziesięciu
pięciu lat. W oknie pokoju, w którym się urodził, stała młoda kobieta. Doktor
powiedział: Dzień dobry pani, ja się urodziłem w tym mieszkaniu… Kobieta
milczała. Doktor pomyślał – pewnie boi się, że chcę jej odebrać mój dom.
Powiedział: Do widzenia pani, i poszedł dalej.
Pradziadek był człowiekiem religijnym. Miał długą brodę i
nosił chałat – elegancji, szyty na miarę. Był wprawdzie wyznawcą cadyka z Góry
Kalwarii, ale w większe święta przyjmował go sam Jechiel, rabin Ostrowca, który
pościł od czterdziestu lat. W dzień pił wodę i modlił się, jak na Jom Kipur, w
nocy jadł odrobinę i znów pościł.
Pradziadka Berka dotknął niezasłużony cios. Najstarszy syn
został komunistą. Zaczęło się od książek – „Cementu” Gładkowa i Ostrowskiego „Jak
hartowała się stal”, a skończyło się więzieniem. Syn Berka Niskiera siedział w
więzieniu! Gdy okazało się więc, że młodszy syn uczy się w sobotę, je trefne,
zamiast do synagogi idzie do lasy z Chaną, córką mleczarki, a co najgorsze – zaczyna
czytać „Cement”, Berek Niskier powiedział: To już lepiej jedź do wujka do Rio
de Janerio.
Dziadek panny młodej Moszek Niskier przyjechał do Rio w roku
trzydziestym szóstym. Został klaperem, czyli handlarzem domokrążnym. Towar miał
w walizce. Stawiał walizkę na ulicy i głośno klaskał. Z domów wychodzili
klienci. Dawał im na kredyt, a raz w miesiącu zbierał należność – jeden albo
dwa cruzeiros. Po innych dzielnicach również krążyli z walizkami polscy Żydzi.
Ratalną sprzedaż w Rio zapoczątkowali klaperzy z Opatowa, Ostrowca, Szydłowca,
Sandomierza… Każdy miał walizkę, rejon i stałych klientów. Kiedy rezygnował z
handlu, odstępował klientelę innemu polskiemu Żydowi.
Po dziesięciu latach Moszek Niskier odstąpił klientelę
człowiekowi, który właśnie przyjechał z Polski.
Był rok czterdziesty szósty.
Człowiek opowiadał…
Moszek Niskier zaczął rozumieć co stało się z jego
rodzicami, dziadkami, wujami i rodzeństwem. Co stało się z całą stuosobową
rodziną – królewską rodziną Rapaportów i Niskierów.
We trzech – z innymi klaperami z Ostrowca – wzięli nauczyciela
i zaczęli przygotowywać się do egzaminów wstępnych.
Kiedy Moszek Niskier został lekazrem, wrócił do dawnej
dzielnicy. Stanął pod oknami najbiedniejszych ludzi. Zaklaskał. Powiedział:
teraz będę was leczyć.
Domy nędzarzy sklecone były z kartonu i desek. Nie znano
jeszcze folii, więc po większym deszczu kartonowy szałas trzeba było budować od
początku.
Doktor Niskier siedział w jednym z takich szałasów. Na ulicy
czekał tłum. Doktor przyjmował wszystkich i od nikogo nie brał pieniędzy.
Lekarstwa przynosił ze sobą i rozdawał chorym. To trwa do dzisiaj. Na
Copacabanie przyjmuje bogatych za pieniądze. W fawelach, dzielnicach nędzy,
leczy za darmo. Czytał przecież „Cement”, miał brata w więzieniu i szanował
ideały socjalistyczne. Socjalizm co to jest? – powtarza pytanie doktor Niskier.
– To ja jestem, a ja nie lubię egoizmu, nie lubię biedy i chcę, żeby była sprawiedliwość.
Ja wiem, że to jest niemożliwe w skali świata, ale nie można żyć samym życiem
możliwym…
Podobno kupował tanie domy, remontował i sprzedawał po niezłej
cenie.
Byłby to kapitalizm raczej.
Z kapitalizmu utrzymywał rodzinę, kupował lekarstwa i woził
transporty żywność na północ, dotkniętą suszą i głodem.
W ten sposób szczęśliwie połączył oba systemy. Żyje życiem i
możliwym, i nierealnym.
Ślub wnuczki Moszka Niskiera odbędzie się w synagodze.
Daniela Niskier, lekarka, poślubi Carlosa Wajsmana,
urzędnika bankowego.
Wesele odbędzie się o dziesiątej wieczorem. Zaproszono
osiemset osób: dziadków – Niskierów w Ostrowca i Goldsztajnów z Sandomierza,
rodziców urodzonych już w Rio i kolegów ze studiów.
Zagra kapela Wardy Hermolin.
Stary Hermolin był jubilerem w Ostrowcu. Sklep miał koło rynku,
a mieszkanie odnajmował na Młyńskiej u Niskierów. W Ostrowcu była jeszcze inna
orkiestra, kto wie czy nie lepsza, Samuela Szpilmana, skrzypka. Niestety,
Markus, jego syn, który mieszka w Rio i w sławnej na całym świecie klinice
chirurgii plastycznej operuje gwiazdy Hollywoodu, porzucił skrzypce i wybrał
saksofon. W przerwach między operacjami gwiazd Hollywoodu gra jazz. Jazz
odpada, orzekł Moszek Niskier. Pozostaje Warda Hermolin. Potrafi i lambadę
zagrać i zaśpiewać A jidisze mame.
A jidisze mame musi być, bo weselni goście powinni trochę
popłakać.
Popłaczą tylko ci z Ostrowca i Sandomierza. Tylko tam były
prawdziwe żydowskie matki.
Kobiety w muślinach, brokatach i koronkach sprowadzonych z
Włoch i uszytych przez Maison Liliana to są matki poprzebierane.
Nie o nich będzie śpiewała Warda Hermolin.
A jidisze mame będzie dla matek z Opatowa, Szydłowca,
Lublina, Ostrowca Świętokrzyskiego i Janowa koło Pińska.
Po płaczu nastąpią tańce.
[…]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz