środa, 28 marca 2018

Zbrodnie AK na Żydach. Goździelin

„Białe Barwy w drodze na pomoc walczącej Warszawie. Zbrodnie AK na Żydach.”
Jerzy Mazurek, Alina Skibińska
[w:]
„Zagłada Żydów. Studia i materiały” nr 7
Warszawa 2011
s. 422-465

[…]
s. 423-425
Oddział „Barwy Białe” był jednym z tych oddziałów partyzanckich na Kielecczyźnie, które już w okresie swego istnienia budziły ogromne kontrowersje. […]
Odział został powołany za zgodą Komendy Głównej AK w listopadzie 1943 r. […]
17 lutego 1944 r. do oddziału „Barwy Białe”, stacjonującego w Kaliszanach (majątku należącym do Michała Leszczyńskiego „Habdanka”), dołączyli członkowie tzw. sekcji specjalnej Referatu II AK z Podobwodu „300” (Ćmielów): Władysław Kolasa „Leń”, Władysław Cybula „Grzmot”, Ryszard Nowacki „Pobożny”. Przed wstąpieniem do oddziału (w kwietniu 1943 r.) wspólnie ze Stanisławem Mroczkiem „Jastrzębiem” i Stanisławem Tworkiem „Drozdem” w Mieszkaniu Marii Czuby w Goździelinie gm. Bodzechów wymordowali 7 Żydów, w tym 2 kobiety i 2 dzieci (w wieku 6 i 12 lat). [przyp. 16 – AIPN, GK, 411/216, Protokół przesłuchania podejrzanego Władysława Kolasy z 3 VI 1949, k. 129-130. Władysław Kolasa zeznał ponadto, że latem 1943 r. popełniono morderstwo na małżeństwie Chai i Ałte Goldmanach, przy torach kolejowych pomiędzy Grójcem a Brzustową, gm. Ćmielów. Morderstwa tego mieli dokonać członkowie AK z Ostrowca: Marian Błażejewski „Maria”, Jerzy Skwarek „Luks”, Czesław Szymański „Wiara”, Jerzy Żak i Zygmunt Nowakowski „Ładny” (ibidem, k. 131).] Dom Czubiny spalono. Na procesie Stanisława Różalskiego w 1959 r. Czubina zeznała, że przyszły do niej dwie Żydówki, które mówiły, że są z Bodzechowa i nazywa się Rochamulówny, później akowcy przyprowadzili Frajdę z Goździelina [przyp. 17 – W Goździelinie mieszkała rodzina Cytrynbaumów. Ich imiona udało się ustalić na podstawie bazy ofiar Holokaustu zamieszonej na stronie Instytutu Yad Vashem. Frajda urodziła się w 1914 r., Rywka w 1884, Dovid w 1872, Mosze w 1917, a Dawid w 1882 r. W miejscowości tej mieszkała ponadto rodzina Morgenów (Bluma, Szmuel i jedna o nieznanym imieniu) oraz Weinrybów (Izaak, Aron i Chaja) oraz Hena Grosman […]]. Zeznała ponadto, że ludzie mówili, iż pomordowani byli Żydami z Goździelina, Denkówka, Bodzechowa i Zygmuntówki [przyp. 18 – Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej Oddział w Lublinie Delegatura w Radomiu (dalej AIPN Ra), 29/138, Zeznanie świadka Marii Czuby z 7 III 1959 r., k. 64.]. Akcją dowodził Stanisław Różalski „Grażyna”, podwładny Józefa Radomskiego „Robaka”, kierownika wywiadu AK na gminę Ćmielów.
Jeden z uczestników mordu, Stanisław Tworek „Jaszczurka”, podczas śledztwa i procesu zeznał, że rozkaz w sprawie akcji wydał kierownik Referatu II AK w Podobwodzie „300” (Ćmielów) Jan Szpinek „Motyl”. Osobą, która mogłaby potwierdzić ten fakt, był drugi uczestnik mordu – Stanisław Mroczek „Jastrząb”. Ponieważ zmarł on w 1946 r., Szpinek do przypisywanego mu rozkazu nigdy się nie przyznał. Podczas przesłuchania wielokrotnie podkreślał, że mord w Goździelnie był konsekwencją zarządzenia dowództwa obwodu opatowskiego, które miało wydać rozkaz „do wszystkich członków placówek, by patrolowali swoje tereny i likwidowali ukrywających się Żydów, którzy rzekomo mieli dokonywać kradzieży” [przyp. 19 – AIPN Ki, 9/124, t. 4, k. 51-53, 55, 94-101, 169-171.]. Po drugiej wojnie światowej wyżej wymienieni za wspomniana zbrodnię stanęli przed sądem. W uzasadnieniu wyroku Sądu Najwyższego z 6 marca 1958 r., uchylającego wyrok sądu pierwszej instancji skazujący Jana Szpinka „Motyla” na 10 lat więzienia, czytamy, że wyrok opierał się jedynie „na wyjaśnieniach i zeznaniach świadka Stanisława Tworka”, które „nie mogły stanowić dostatecznego i przekonywającego dowodu co do winy oskarżonego” [przyp. 20 – AIPN Ki, 9/124, t. 4, k. 169-171 […]].
[…]

s. 432-441

Materiały źródłowe
I. Goździelin, marzec lub kwiecień 1943 r.

Świadkowie
1. Zeznanie świadka Marii Czuby [przyp. 57 – AIPN, GK, 411/216, Protokół przesłuchania z 9 VIII 1949 r. w WUBP w Kielcach, oficer przesłuchujący Marian Duda, k. 30-31].
W czasie okupacji mieszkałam w samotnym domu za wsią Goździelin koło tzw. dołów, których nazwa pochodzi od znajdujących się w pobliżu jarów. W jarach tych sama widziałam, jak ukrywali się po wysiedleniu Żydzi. Nazwisk tych Żydów nie znałam, wiem, że na jednego z nich mówiono „Majurek”, był gruby. W marcu czy kwietniu 1943 r. wieczorem, daty bliżej nie pamiętam, przyszło do mojego domu kilku uzbrojonych mężczyzn, ubranych po cywilnemu, którzy kazali mi się natychmiast odwrócić twarzą do ściany domu, co uczyniłam, widząc u nich broń. Jeden z osobników tych, wysoki, czarny, w kapeluszu, mówił ochrypłym głosem i stał przy mnie z bronią i zapowiedział mi, że jak się będę oglądać, to mnie zastrzeli. W tym czasie zgasili oni w domu światło. Tak stojąc pod ścianą, po kilku minutach usłyszałam, że inni osobnicy przyprowadzili do domu kilka innych osób, których ustawili pod przeciwną ścianą w domu i zaczęli wołać do nich o pieniądze. Jak zorientowałam się, przyprowadzonymi osobami byli Żydzi, którzy ukrywali się w dołach za moim domem, gdyż poznałam wtedy po głosie wspomnianego „Majurka” i jedną Żydówkę, która z nim chodziła. Ilu tych Żydów było, nie wiedziałam z powodu, że stałam pod ścianą odwrócona do nich tyłem. Zrozumiałam tylko, że Żydzi ci oddali im posiadane pieniądze, bo słyszałam, jak Żydówka, która chodziła z „Majurkiem”, mówiła, że więcej nie ma pieniędzy. Po zabraniu pieniędzy bandyci ci przyprowadzonych Żydów rozstrzelali w moim domu pod ścianą, a odchodząc, podpalili dom, który się doszczętnie spalił. Drugiego dnia po tym wypadku przyjechali do mnie Niemcy i pytali się, czy ja tych Żydów przechowywałam, oraz kto ich zabił.

2. Zeznanie Marii Czuby na rozprawie głównej [przyp. 58 – AIPN, GK, 217/45, Protokół rozprawy głównej przed Sądem Apelacyjnym w Kielcach w dniach 21-23 II 1950 r., k. 97-98.].
Podczas okupacji ukrywałam Żydów u siebie w domu. Było to w roku 1943 na wiosnę, daty dokładnie nie pamiętam, gdy do mego domu zaczął się ktoś dobijać. Otworzyłam i do mieszkania wszedł wysoki mężczyzna. Nie wiem, czy miał on karabin, kazał mi natychmiast zaświecić lampę i zasłonić okno. W drzwiach stała Żydówka, która się u mnie ukrywała, gdy ona chciała zasłonić to okno, mężczyzna odsunął ją i sam je zasłonił, rozkazując mi jednocześnie nie oglądać się i nie patrzeć w okno. Odwróciłam się do ściany i tak stałam, a za sobą w tym czasie słyszałam tylko tupot. Nie wiem, ile jeszcze ludzi weszło potem do mieszkania, bo cały czas stałam odwrócona do ściany. Słyszałam tylko jęki Żydów i głosy ich: „panie, panie, przecież my Polacy”. Przy mnie stał cały czas jakiś mężczyzna, który potem kazał mi się patrzeć za piec. Jeden z mężczyzn dwa razy krzyknął do Żydów, aby dali pieniądze, Żydzi dawali, a ten wysoki, który stał koło mnie, zapytał, ile dali, drugi odpowiedział mu na to, że za mało, na co Żydzi odpowiedzieli, że więcej już nie mają, wówczas dopiero usłyszałam strzały. Ilu było w tym czasie Żydów w mieszkaniu, nie wiem, nie oglądałam się za siebie, tak byłam zlękniona. Słyszałam jeszcze jak jeden z mężczyzn pytał drugiego, czy brać ten pakunek. O jaki to pakunek chodziło, nie wiem. Potem mężczyzna, który mnie pilnował, kazał mi się odwrócić od pieca i powiedział: „a teraz uciekaj kobieto, bo jutro przyjdą Niemcy i zabiją was”. Wyszłam zaraz z mieszkania, udałam się na groblę i tam kilkanaście minut przeleżałam na pół przytomna. Gdy się podniosłam, to już dom się palił. Ludzi ci nie kazali mi przedtem wynosić żadnych rzeczy z mieszkania. Kto podpalił dom, nie wiem. […]

3. Zeznanie Marcelego Sternika [przyp. 59 – AIPN, GK, 411/216, Protokół przesłuchania z 9 VIII 1949 r. w WUBP w Kielcach, oficer przesłuchujący Marian Duda, k. 28-29.].
W czasie okupacji niemieckiej byłem sołtysem wsi Goździelin. Wypadek pomordowania osób narodowości żydowskiej w domu Czuby Marii i spalenie jej domu miało miejsce wiosną 1943 r. w nocy, daty bliżej nie pamiętam. O wypadku spalenia domu dowiedziałem się dopiero drugiego dnia, kiedy przyszli do mnie żandarmi niemieccy, aby ich na miejsce to zaprowadzić. Udając się z żandarmerią na miejsce, zastałem dom spalony, w zgliszczach którego rozeznano siedem spalonych trupów ludzkich, z czego jeden wyglądał na trupa małego dziecka, a pozostałe na dorosłych. Niemcy pytali się Czubiny, kto zabił tych ludzi i co to byli za ludzie, na co Czubina odpowiedziała, że byli to Żydzi i zabili ich jacyś osobnicy ubrani po cywilnemu oraz spalili jej dom. Trupy te z polecenia Niemów zakopane zostały w dole od kartofli zaraz za spalonym domem, gdzie leżały do wiosny 1945 r., tj. do czasu aż z miejsca tego zabrali ich nieznani osobnicy narodowości żydowskiej z Bodzechowa i rodzina Cytrynbaumów z Goździelina [przyp. 60 – Z Goździelina pochodził i przeżył wojnę Jankiel Cytrynbaum, ur. W 1910 r. (Archiwum Żydowskiego Instytutu Historycznego [dalej AŻIH], CKŻP, Wydział Ewidencji i Statystyki, Kartoteka Ocalałych z Zagłady). W dokumentach Komitetu Żydowskiego w Ostrowcu znajdujemy podanie Majera i Jankiela Cytrynbaumów, zam. w Ostrowcu, ul. Radomska 43 do Likwidatora Zarządu Państwowego w sprawie objęcia w posiadanie domu z ogrodem w Goździelinie, pod nr 81 na mocy wyroku Sądu Grodzkiego w Ostrowcu z 12 V 1945 r., oraz pismo z 18 IV 1945 r. do Sądu Grodzkiego w Ostrowcu od tych samych osób, wtedy zamieszkałych w Denkowie, ul. Wesoła 13, w sprawie odzyskania szafy dębowej z lustrem od małżonków Eugenii i Jana Pronobisów z Goździelina, którzy odmawiają zwrotu (AŻIH, Komitet Żydowski w Ostrowcu Świętokrzyskim, 368/6).], która prawdopodobnie obecnie mieszka w Krakowie, bliższego adresu nie znam.
[…]

Oskarżeni
[…]
11. Zeznanie Stanisława Różalskiego [przyp. 68 – AIPN Ra, 29/138, Protokół przesłuchania z 26 II 1959 r. przez prokuratora wojewódzkiego w Kielcach Leona Śliwińskiego, k. 34-36.]
Wyjaśniam, że w czasie okupacji należałem do organizacji AK na terenie Ćmielowa. Dowódcą mojego oddziału (kompanii) był Pękalski. Poza tym na terenie działania kompanii dowodzonej przez Pękalskiego działała sekcja specjalna dowodzona przez Radomskiego ps. „Robak”. […] W m-cu kwietniu 1943 r. otrzymałem od „Robaka” rozkaz zlikwidowania Żydów zamieszkałych w Goździelinie. […] Poza tym w żadnych zabójstwach dokonywanych na tle politycznym lub rasowym udziału nie brałem. Również i ten rozkaz przyjąłem z niezadowoleniem. Niezadowolenie moje objawiłem w ten sposób, że powiedziałem Radomskiemu: „jak rozkaz, to rozkaz, ale wolałbym nie jechać”. Radomski wydając mi polecenie, powiedział, żeby wszystkich od małego do dużego wystrzelać, tzn. zarówno dzieci, jak i dorosłych. Następnego dnia po wydaniu rozkazu Radomski przyszedł do mnie ponownie i wydał szczegółowe instrukcje, tj. wyznaczył miejsce zbiórki oraz jej czas, miejsce pobrania broni i czas akcji. Zbiórka miała nastąpić u mnie w Ćmielowie częściowo, a częściowo w Bodzechowie przy magazynie broni. Zgodnie z planem tego samego dnia zgłosili się u mnie Nowacki i Cybula, z którymi udałem się do Jastrzębia zamieszkałego w Bodzechowie. U Jastrzębia w mieszkaniu spotkałem się z pozostałymi uczestnikami akcji. Również od Jastrzębia została wzięta broń. Ja miałem „Visa”, nie pamiętam jednak, czy to była moja osobista broń, czy też ją wziąłem od Jastrzębia. Wszyscy pozostali również mieli broń krótką. U jastrzębia pozostawiliśmy rowery i pieszo udaliśmy się do Goździelina. Szliśmy wszyscy razem. Na tym terenie, a między innymi na stacji w Bodzechowie stacjonowały wojska niemieckie, szliśmy jednak razem. Dodaję, że szliśmy polami. Z Bodzechowa wyszliśmy o szarówce, wkrótce byliśmy w Goździelinie, gdyż odległość Goździelina od Bodzechowa jest niewielka – wynosi około 2 km. […] Radomski wskazał nam w Goździelinie 3 domy, w których mogli być Żydzi, od Jastrzębia wiedziałem dokładnie, w którym domu są Żydzi, toteż do 2 domów wszedłem sprawdzić tylko dla formalności. Wchodząc do tych domów, nic nie mówiłem, tylko patrzyłem po twarzach znajdujących się tam ludzi, czy nie są podobni do Żydów. Do trzeciego domu, w którym byli Żydzi, weszło dwóch ludzi, którzy szli pierwsi. Po wyjściu z domu powiedzieli, że w mieszkaniu jest Żyd czy Żydówka. Poleciłem wówczas części ludziom pozostać w ukryciu koło domu, a sam z Nowackim i Cybulą wszedłem do mieszkania. W mieszkaniu zastałem istotnie jedną osobę narodowości żydowskiej. Nie pamiętam obecnie, czy był to mężczyzna, czy kobieta. Później do mieszkania tego przyszli następni Żydzi. Razem w mieszkaniu tym zeszło się 7 Żydów, w tym dwoje dzieci. Jedno dziecko w wieku około 6 lat, a drugie około 12. Wśród dorosłych byli zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Dorosłych było 5, ile w tym mężczyzn, a ile kobiet, nie pamiętam. Zarówno osobę, która zastaliśmy w mieszkaniu, jak i następne, które wchodziły do mieszkania, ustawiliśmy pod ścianą, twarzą do ściany. Prostuję, że nie ustawiliśmy ich w ten sposób, lecz poleciliśmy im się tak ustawić. W czasie gdy byli tak ustawieni, Nowacki zaczął szukać po ich rzeczach za pieniędzmi. Ile wziął pieniędzy, nie wiem. Pieniądze brał bez mojego polecenia. W tym czasie jak Nowacki zaczął szukać pieniędzy, jedna Żydówka posądziła nas, że jesteśmy bandytami, później powiedziała, że to jednak Polacy i nic złego nam nie zrobią. Na jej słowa nic nie zareagowaliśmy. Wkrótce potem zaczęliśmy strzelać. Pierwszy strzelił Cybula, następnie ja, Nowacki początkowo nie chciał strzelać, ale później powiedział, że wypróbuje sobie parabelkę i też strzelał. Ja osobiście zastrzeliłem 2 Żydów i jedną Żydówkę, ale nie pamiętam jednak dokładnie, czy tak było. Do dzieci strzelał Cybula i Nowacki. W czasie strzelania Żydzi na ogół zachowywali się spokojnie, krzyczała tylko jedna Żydówka i płakały dzieci. Gdzie strzelałem, nie pamiętam, zdaje się, że w plecy. Powalonych nie dobijaliśmy. Zaraz po strzałach wybiegliśmy stamtąd. Nowacki z Cybulą zabrali jeszcze przed wyjściem węzełki z odzieżą. Domu nie paliliśmy. Gdy byliśmy już w odległości koło 1 km, zobaczyliśmy, że dom się pali. Przypuszczam, że podpaliła go właścicielka domu, w obawie by Niemcy nie znaleźli u niej zabitych Żydów. […] Z Goździelina wróciliśmy do Jastrzębia w Bodzechowie. Nowacki wyjął po powrocie do Jastrzębia zabrane pieniądze i powiedział, że zjemy za nie kolację. Pieniądze wziął Jastrząb lub jego brat i przyniósł za nie ½ l wódki oraz kiełbasy i chleba. Po zjedzeniu kolacji miejscowi uczestnicy udali się do swoich domów, a ja z Nowackim i Cybulą przenocowaliśmy u Jastrzębia, a rano na rowerach wróciliśmy do Ćmielowa. Dodaję, że wydając mi polecenie zastrzelenia Żydów, Radomski mówił, że trzeba ich zastrzelić, gdyż są szkodliwi dla naszej organizacji. Nie orientuję się, w jaki sposób ci Żydzi, a zwłaszcza małe dzieci mogły szkodzić naszej organizacji.
[...]

Wyrok
13. Sentencja wyroku Sądu Wojewódzkiego w Kielcach [przyp. 70 – AIPN Ra, 29/138, Sentencja wyroku Sądu Wojewódzkiego w Kielcach z 25 III 1960 r., sędzia orzekający T. Bielski, k. 152.]
Stanisława Różalskiego uznaje za winnego dokonania zarzucanego mu aktem oskarżenia przestępstwa i […] skazuje go na 7 (siedem) lat więzienia […] oraz pozbawienia go praw publicznych i obywatelskich praw honorowych na okres trzech lat. Zasądza od niego 800 zł opłaty sądowej oraz obciąża kosztami postępowania.
[…]

2 komentarze:

  1. Cytrynbaum to nazwisko bodzechowskich Żydów. Przesluchania na w tzw. Urzędzie Bezpieczenstwa i sporządzane protokoły nie są wiarygodne. Przede wszystkim miały na celu uczynienie zbrodniarzy z bohaterów i żołnierzy Armii Krajowej. Uwięzieni podpisywali wszystko pod wpływem straszliwych tortur, np.wlewania wody do nosa czy wkladania rozżarzonego pogrzebacza...przez katów z UB. Te przesluchania były straszliwsze niż na Gestapo. Więźniowie podpisywali każdy protokół. To poszło w świat, do archiwum. Stąd m.in.klamstwa Grossa, który,jak sam mówił, miał,,objawienia".

    OdpowiedzUsuń
  2. Wśród żołnierzy AK byli bohaterowie, byli i zbrodniarze.

    OdpowiedzUsuń