poniedziałek, 23 lutego 2015

Polacy pod krzyżem południa

„Polacy pod krzyżem południa”
red. Jerzy Mazurek
Warszawa 2009

str. 33-39

            Żydzi brazylijscy zawsze podkreślają, że są Żydami polskimi. Świadectwem ich przywiązania do Polski jest istnienie tzw. ziomkostw Żydów polskich z poszczególnych miast i miasteczek. Wydają wspomnienia, piszą wiersze, w których pobrzmiewa niekiedy gorzka, w zależności od doświadczeń osobistych wyniesionych z Polski, nostalgia za ich daleką Ojczyzną. Fanny Elwing (1915-1986) przyjechała do Brazylii, podobnie jak jej przyszły mąż Luiz Goldberg (1910-1987), z Ostrowca Świętokrzyskiego pod koniec lat dwudziestych XX wieku, jako czternastoletnia dziewczynka. Wraz z Luizem zamieszkali w Juiz de Fora w Minas Gerais. W jej wierszach odwołania do polskich korzeni, choć bardzo osobiste i nie zawsze pozytywne, są obecne na każdym kroku (przyp. 7 - „Minha Esperanca”, Sao Paulo, 1983; „Meu Caminho sem Fim, 1984.). W twórczości poetyckiej jej syna, Jacoba Pinheiro Goldberga, znanego psychologa i adwokata, urodzonego w 1933 roku w Brazylii, osobiste doświadczenia ustępują miejsca zaciekawieniu ziemią przodków, choć nie jest to już dominujący motyw jego twórczości. Mimo to Ostrowiec jest miejscem niekiedy magicznym:

NA ILE SIĘ ZNAM I NIE ZNAM

Moja matka, z domu Fanny Elwing,
córka Anny i Arona Elwing,
„Schoichet” z Ostrowca, w Polsce.
Mój ojciec, Ludwik Goldberg,
syn Chany i Alte Goldberg, z Ostrowca.
Kiedy żyli, nigdy nie pomyślałem,
że, tak naprawdę, byli aniołami,
emigrantami z jakiegoś utraconego raju.
Później, kiedy odeszli (wrócili?),
po nocach, pełnych koszmarnych snów,
myślę co bym im powiedział, gdybym
teraz znów ich spotkał?
Może powiedziałbym:
- „To wy, hm...?”
A oni, odpowiedzieliby, jakby nigdy nic:
„Oif'n pripetchok, brent ain faieru”... 

(przyp. 8 - „W piecu pali się ogień” (z jidysz). Wiersz pochodzi z: Jacob Pinheiro Goldberg, „Magia wygnania”, wybór i przekład na język polski Henryka Siewierska, Sao Paulo, 2003.).


          Z tegoż samego Ostrowca wywodzi się także Moszek Niskier (ur. 1915), który tuż po przyjeździe w 1936 roku do Brazylii zaczął pracować jako klientshik, czyli jako handlarz wędrowny. „Towar miał w walizce. Stawiał walizkę na ulicy i głośno krzyczał – opisywała profesję Niskiera w swojej książce Hanna Krall. - Z domów wychodzili klienci. Dawał im na kredyt, a raz w miesiącu zbierał należność – jeden albo dwa cruzeiros. Po innych dzielnicach również krążyli z walizkami polscy Żydzi. Ratalną sprzedaż w Rio zapoczątkowali klaperzy [?] z Opatowa, Ostrowca, Szydłowca, Sandomierza... Każdy miał walizkę, rejon i stałych klientów. Kiedy rezygnował z handlu, odstępował klientelę innemu polskiemu Żydowi” (przyp. 9 – Hanna Krall, „Taniec na cudzym weselu”, Warszawa, 2001.).
           Dzięki ciężkiej pracy Moszek Niskier ukończył studia medyczne w Rio de Janeiro i przez 36 lat, w latach 1950-1986, pracował jako lekarz w Hospital dos Maritimos. W 1984 roku wydał, własnym nakładem, tom wspomnień pod wymownym tytułem De Ostrowiec ao Rio de Janeiro.

Witryna sklepu Berka Niskiera (pierwszy z lewej) w Ostrowcu Świętokrzyskim w latach trzydzistych XX wieku. Obok stoją jego synowie, z których Moszek (w głębi) w toku 1936 wyemigrował do Brazylii, a jego brat Szymon (obok Moszka) został zamordowany w Polsce podczas II wojny światowej. Źródło: z książki Moszka Niskiera "Z Ostrowca do Rio de Janeiro", Rio de Janeiro, 1991.

Kiedy w roku 1936 opuszczałem Polskę, by udać się do Brazylii, sytuacja finansowa mojej rodziny nie była najlepsza. Od roku 1930 narastały nastroje antysemickie. Matka pojechała ze mną do Gdańska, prosząc, bym nie wyjeżdżał. Miałem wtedy 19 lat. Ale byłem zdecydowany osiedlić się w Brazylii. Przede wszystkim z powodu problemów rodzinnych. Mój ojciec był bardzo religijny, ja zaś należałem do grupy postępowców. Mieliśmy wiele wspólnych zainteresowań: dużo czytaliśmy, robiliśmy gazetki, dyskutowaliśmy o polityce. Według mojego ojca to nie mogło iść w parze z religią i oczywiście często się o to kłóciliśmy. W końcu jednak przystał na mój wyjazd, a mocnym argumentem był tu fakt, że osiągnąłem wiek poborowy, on zaś nie chciał, żebym poszedł do wojska. Dla mojego ojca wstąpienie do wojska było równoznaczne z przeistoczeniem się w goja: nie było koszernego jedzenia, nie obchodziło się szabatu. Problem był powszechny; gdy przychodziła pora stawienia się na komisji, wielu żydowskich chłopaków zaczynało się głodzić. Przez trzy miesiące jedli tylko dynie; kto ważył mniej niż 49 kilo, tego odsyłano. W tamtych czasach w Brazylii obowiązywało prawo, w myśl którego emigrować można było tylko na dwa sposoby: jako rolnik lub jako kapitalista. Mój brat, który przebywał tam już od 1927 czy 1928 roku, przysłał mi zaproszenie i pojechałem jako kapitalista, który mógł przywieźć 3 tys. milrejsów. Dnia 8 listopada 1936 przybyłem do Rio. (…)

Moszek Niskier
tłum. Zuzanna Jakubowska


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz